17 Paź 2019, Czw 21:48, PID: 808067
Prawo jazdy to chyba obecnie moja największa porażka w życiu (drugą jest praca).
6 lata zajęło mi, by zapisać się na kurs...
1 instruktor tylko darł na mnie ryja, do tego oszukał mnie na 5h..Ciągły stres, nie umiałam na nic reagować, nie nauczył mnie dosłownie niczego.
2 instruktor pomógł mi bardzo dużo psychicznie i strasznie się do niego przyzwyczaiłam i z perspektywy czasu widzę jaki to był błąd. Mimo znoszenia moich masakrycznych błędów, jeździliśmy ciągle tą samą trasą. Jeździłam jeszcze z innymi, ale jakoś zawsze najswobodniej czułam się z nim.
Mam straszny problem manualny i z szerokością czy wszelkimi wymiarami auta i trochę straciłam nadzieję, że kiedykolwiek się to może udać..
I teraz napiszę coś, co być może zrozumieją tylko i wyłącznie fobicy.
Przyzwyczaiłam się do tych jazd tak bardzo, że w pewnym momencie nie wyobrażałam sobie życia bez tego. Były dni, że była to jedyna osoba, z która w miarę rozmawiałam..
Nie, nie zakochałam się w nim...
Ale wiecie jakto jest... samotność dobija i człowiek traci tyle hajsu, by choć przez chwilę nie czuć sie sam, a nauka jazdy jednak dostarcza trochę emocji czy adrealiny, której mi mega brakuje. Za nic nie potrafię tego skończyć. Ostatnio wreszcie odważyłam się zmienić szkołę i o dziwo jazda z innymi nie jest taka zła, ale wciąż czuję taką cholerną pustkę. Brak mi wsparcia..mam piepszony mętlik we łbie. Wszyscy są zgodni, że powinnam dawno zdać egzamin, a ja nie czuję się godna uprawnień...
a najgorsze jest to, że jak w końcu to zdam to stracę taki cel w życiu...
chore? wiem.
6 lata zajęło mi, by zapisać się na kurs...
1 instruktor tylko darł na mnie ryja, do tego oszukał mnie na 5h..Ciągły stres, nie umiałam na nic reagować, nie nauczył mnie dosłownie niczego.
2 instruktor pomógł mi bardzo dużo psychicznie i strasznie się do niego przyzwyczaiłam i z perspektywy czasu widzę jaki to był błąd. Mimo znoszenia moich masakrycznych błędów, jeździliśmy ciągle tą samą trasą. Jeździłam jeszcze z innymi, ale jakoś zawsze najswobodniej czułam się z nim.
Mam straszny problem manualny i z szerokością czy wszelkimi wymiarami auta i trochę straciłam nadzieję, że kiedykolwiek się to może udać..
I teraz napiszę coś, co być może zrozumieją tylko i wyłącznie fobicy.
Przyzwyczaiłam się do tych jazd tak bardzo, że w pewnym momencie nie wyobrażałam sobie życia bez tego. Były dni, że była to jedyna osoba, z która w miarę rozmawiałam..
Nie, nie zakochałam się w nim...
Ale wiecie jakto jest... samotność dobija i człowiek traci tyle hajsu, by choć przez chwilę nie czuć sie sam, a nauka jazdy jednak dostarcza trochę emocji czy adrealiny, której mi mega brakuje. Za nic nie potrafię tego skończyć. Ostatnio wreszcie odważyłam się zmienić szkołę i o dziwo jazda z innymi nie jest taka zła, ale wciąż czuję taką cholerną pustkę. Brak mi wsparcia..mam piepszony mętlik we łbie. Wszyscy są zgodni, że powinnam dawno zdać egzamin, a ja nie czuję się godna uprawnień...
a najgorsze jest to, że jak w końcu to zdam to stracę taki cel w życiu...
chore? wiem.