13 Kwi 2017, Czw 21:53, PID: 627585
Z przećwiczeniem występu i metodą małych kroków macie całkowitą rację, jednak nie jest to takie proste. Czym innym jest ćwiczenie w komfortowych warunkach, przed rodziną czy znajomymi, a czym innym sam występ. To jak ćwiczenie pływania w ciepłym basenie przed wskoczeniem do rozszalałego oceanu. Faktycznie umiejętność pływania dużo da, ale bez pontonu czy kamizelki ratunkowej w formie leku będzie kiepsko.
Podczas terapii na oddziale psychiatrycznym szło mi całkiem nieźle z opowiadaniem przed grupą, po opuszczeniu oddziału wiele sytuacji przestało być problematycznych. Ale często stare, zakodowane w ciele objawy somatyczne lęku powracają, nawet kiedy jest się przekonanym o ich braku. I wtedy kicha - odzywam się przed grupą studentów i profesorem (swoją drogą, dużym autorytetem), idzie mi nieźle, a potem - nagle pojawiają się objawy. Albo kiedy czekam spokojnie na swoją kolej do zabrania głosu i nagle w kluczowej chwili mojemu ciału kolokwialnie mówiąc odwala - serce bije jak młot, pojawiają się drgawki, nie jestem w stanie się wysłowić... Powinienem dostać Oscara za to, jak do tej pory udawałem, że nic się ze mną nie dzieje.
Propranolol... Brzmi zachęcająco Przedyskutuję to z lekarzem, może właśnie tego mi trzeba. Podczas publicznych wystąpień mam drgawki głowy, więc beta-bloker może by pomógł. Fajnie byłoby znaleźć lek przeciwlękowy, który nie usypia i nie otępia.
Myślałem sporo o paroksetynie, którą już wielokrotnie brałem. Teoretycznie powinna zadziałać, ale nie ufam tej kapryśnej damie. Nie lubię tego SSRI - dobrze redukuje lęki, ale ma nieprzyjemne skutki uboczne i czyni zachowanie bardziej bezkrytycznym, skłania do myślenia w kategoriach "hurra-optymizmu". Ale jeżeli nie znajdę innego rozwiązania, będę zdany tylko na nią.
Podczas terapii na oddziale psychiatrycznym szło mi całkiem nieźle z opowiadaniem przed grupą, po opuszczeniu oddziału wiele sytuacji przestało być problematycznych. Ale często stare, zakodowane w ciele objawy somatyczne lęku powracają, nawet kiedy jest się przekonanym o ich braku. I wtedy kicha - odzywam się przed grupą studentów i profesorem (swoją drogą, dużym autorytetem), idzie mi nieźle, a potem - nagle pojawiają się objawy. Albo kiedy czekam spokojnie na swoją kolej do zabrania głosu i nagle w kluczowej chwili mojemu ciału kolokwialnie mówiąc odwala - serce bije jak młot, pojawiają się drgawki, nie jestem w stanie się wysłowić... Powinienem dostać Oscara za to, jak do tej pory udawałem, że nic się ze mną nie dzieje.
Propranolol... Brzmi zachęcająco Przedyskutuję to z lekarzem, może właśnie tego mi trzeba. Podczas publicznych wystąpień mam drgawki głowy, więc beta-bloker może by pomógł. Fajnie byłoby znaleźć lek przeciwlękowy, który nie usypia i nie otępia.
Myślałem sporo o paroksetynie, którą już wielokrotnie brałem. Teoretycznie powinna zadziałać, ale nie ufam tej kapryśnej damie. Nie lubię tego SSRI - dobrze redukuje lęki, ale ma nieprzyjemne skutki uboczne i czyni zachowanie bardziej bezkrytycznym, skłania do myślenia w kategoriach "hurra-optymizmu". Ale jeżeli nie znajdę innego rozwiązania, będę zdany tylko na nią.