15 Cze 2012, Pią 10:14, PID: 304646
Przewidywałem tragedię, bo tak łatwiej i ma to swoje zalety. Że parszywa buda, że pracownicy to buraki, że pan kierownik to z pochodzenia ślązak, ma wąsy i imię Zbigniew albo Bogdan. To długim sterczeniu pod budynkiem włażę. Ładna miejscówka, w końcu to prywaciarze. Panie na pierwszej linii frontu wydają się być OK, ale za kulisy okazji zajrzeć nie miałem. Pana kierownika nie spotkałem, wywiad przeprowadzał ktoś deczko niższy stopniem. Nie miał wąsów. Spodziewałem się formalności, tymczasem zaserwował mi niemal regularną rozmowę kwalifikacyjną. Jak fajnie. Wie pan, dotąd tego nie robiłem, więc mogę być nieco skrępowany...mija seria standardowych pytań (nie miał pod ręką mojego CV, ja też nie wziąłem. Dobry jestem), po czym pada bajeczne "niech pan powie coś o sobie". No i popełniłem w tym momencie grzech ciężki, bo zacząłem dukać przygotowywaną od wczoraj, przypudrowaną wersję życiorysu, w której nie zabrakło przedstawiania "minusowych" spraw wykraczających poza włażenie w dupsko rekrutantowi. Mam niestety tak, że muszę się tłumaczyć z każdej bzdury, choćby to było, dajmy na to, wypuszczenie długopisu z ręki. Nawet do samego siebie pod nosem. Założyłem więc, że skoro i tak przejrzą ponownie moje CV i dopatrzą się kilku luk czasowych, to co zaszkodzi się potłumaczyć.
Zaszkodzi, debilu.
Gość po chwili mnie przystopował, wtedy się ogarnąłem i powiedziałem to, do czego powinienem się ograniczyć. Zadałem kilka ważniejszych pytań, w tym jedno dość głupawe. Idealnie nie było, ale oj tam, oj tam. Pierwszy raz, przedwczesne wymsknięcie, każdemu się czasem zdarza. Pan mnie pochwalił za doświadczenie i oczywiście po konsultacji z szefostwem być może się odezwą. Po wyjściu, gdy przeminęła chwilowa duma za to, że przeżyłem, nie robiłem sobie jednak wielkich nadziei. Znajdą sobie kogoś z większym doświadczeniem, i kto na dodatek się nie buraczy.
A jednak, przed chwilą dzwoni pan kierownik. Przeprasza, że nie mógł się mną zająć osobiście. Umawiamy się na podpisywanie dokumentów na jutro (sobotę), a od wtorku WIOOOOOO!
=|
BOŻE, ALE JA NIE CHCĘ
[Obrazek: d54f2f2455.jpg]
A przy okazji telefonów się naodbierałem za minione 20 lat z nawiązką.
Zaszkodzi, debilu.
Gość po chwili mnie przystopował, wtedy się ogarnąłem i powiedziałem to, do czego powinienem się ograniczyć. Zadałem kilka ważniejszych pytań, w tym jedno dość głupawe. Idealnie nie było, ale oj tam, oj tam. Pierwszy raz, przedwczesne wymsknięcie, każdemu się czasem zdarza. Pan mnie pochwalił za doświadczenie i oczywiście po konsultacji z szefostwem być może się odezwą. Po wyjściu, gdy przeminęła chwilowa duma za to, że przeżyłem, nie robiłem sobie jednak wielkich nadziei. Znajdą sobie kogoś z większym doświadczeniem, i kto na dodatek się nie buraczy.
A jednak, przed chwilą dzwoni pan kierownik. Przeprasza, że nie mógł się mną zająć osobiście. Umawiamy się na podpisywanie dokumentów na jutro (sobotę), a od wtorku WIOOOOOO!
=|
BOŻE, ALE JA NIE CHCĘ
[Obrazek: d54f2f2455.jpg]
A przy okazji telefonów się naodbierałem za minione 20 lat z nawiązką.