08 Maj 2017, Pon 17:21, PID: 700748
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 08 Maj 2017, Pon 17:35 przez mak.)
(08 Maj 2017, Pon 17:02)sokoke napisał(a): Jestem po trzydziestce. Najpierw chodziłam do psychologa jeszcze w podstawówce bo ponoć byłam trudnym dzieckiem (ciężko takim nie być gdy brakuje miłości i tkwi się w rodzinie dysfunkcyjnej, ale to we mnie widziano problem. Gdyby moja matka zdecydowałaby się wtedy na swoją terapię to może "obrażenia" byłyby u mnie mniejsze. Skłonność do nerwic i depresji mam po niej).
Po studiach terapia grupowa z nfz - totalny niewypał. Ukończyłam ją bez poprawy. Terapia nie była przystosowana do leczenia fs tylko dali wszystkich ludzi z różnymi zaburzeniami do jednej grupy. Na tamten czas byłam jedyną osobą z fobią w grupie. Później kilka wizyt u psychologa z nfz ale młódka po studiach nie potrafiła pomóc w żaden sposób wiec na tych kilku wizytach się skończyło.
W końcu terapia poznawcza indywidualna prywatnie, ponad półroczna, z w miarę dobrym skutkiem (zgrała się z etapem zakochania więc w sumie nie wiadomo co było przyczyną poprawy). Przerwana z powodu długiej żałoby. Ale już nie wróciłam gdyż u osób z fs lepiej sprawdza się poznawczo-behawioralna.
Oczywiście psychoterapie wraz z opieką lekarza psychiatry.
Też długo żyłam w przeświadczeniu że to chorobliwa nieśmiałość, z której kiedyś wyrosnę, no ale nie. Dlatego tak późno zaczęłam się leczyć. Stoję w miejscu.
Swojej rodziny nie mam, ale myślę, że byłoby podobnie jak u Ciebie, dlatego postanowiłam się tu wypowiedzieć.
Moim zdaniem powinnaś iść na terapię jak najszybciej, nawet jeśli poprawa byłaby niewielka. My fobicy wiemy, że nawet mała ulga w tych cierpieniach jest na wagę złota.
Z tego wynika, że trafiłaś na to forum gdy byłaś po dwudziestce. Ja dla odmiany zawsze byłam zawsze grzecznym i miłym dzieckiem, bardzo skrytym. Potem oczywiście sprawiałam trochę problemów, ale o tym nigdy się moi rodzice nie dowiedzieli. Nienawidziłam szkoły i notorycznie bolała mnie głowa. Być może nie powinnaś obwiniać tak swojej mamy, ja też byłam taka krytyczna wobec mojej, ale zauważyłam że do niczego mnie to nie prowadzi, bo co to za różnica kto zawinił. Ja jestem ze zwykłej, normalnej rodziny, w której nie było za dużo miłych chwil i podobną rodzinę stworzyłam, chociaż bardzo starałam się, żeby było zupełnie inaczej. Niestety czasami chcieć to nie móc.
Z tego co piszesz można trafić źle z terapią i nie masz z nią związanych jakiś szczególnie pozytywnych wspomnień (może poza tą poznawczą). Dlaczego nie podjęłaś jej z powrotem, czy przez zakochanie? I myślałaś, że sobie poradzisz?