14 Maj 2017, Nie 3:14, PID: 701628
Mój ojciec jest bardzo silny psychicznie, nigdy nie był u lekarza i nie ma najmniejszego problemu z załatwianiem różnych rzeczy, natomiast mama jest bojąca, zbyt ugodowa, wstydliwa, czasami w złości mówię sobie, że tacy ludzie jak ona nie powinni mieć dzieci, chociaż wiem, że to nie w porządku. Ona nie ma zdiagnozowanej ani fobii, ani nerwicy, ale widać, że też ma pewne niedociągnięcia, tyle że i tak u niej jest dużo lepiej zarówno pod względem psychicznym, jak i fizycznym.
[/quote]
Mam zatem podobną rodzinę. Mój mąż silny psychicznie (dlatego pewnie się z nim związałam, ciężko by mi było z taką osobą jak ja), ja bojąca, zbyt ugodowa, patrząca z podziwem, że ktoś może tak bez stresu załatwiać różne sprawy. Jestem świadoma tego, że związek z nim dał mi i trochę dobrego i trochę złego. Czasem się zastanawiam, co by było gdybym go nie poznała. Jak moje życie by się potoczyło? Dzięki niemu zyskałam trochę pewności siebie i umiejętności w życiu społecznym, ale też poczucie że tak naprawdę niczego nie zawdzięczam sobie i wszystko co mam i czym się stałam jest zasługą nie mnie samej tylko innego człowieka, a to jest destrukcyjne. Nie stworzyłam nigdy związku z pozycji dorosłego, a małego zalęknionego dziecka. I mój mąż to czuje i jemu to przeszkadza, niekiedy wypomina mi w chwilach złości, że czuje jak gdyby miał trójkę dzieci. Czy to nie jest tragiczne? Co byłam sobie w stanie zrobić za odrobinę akceptacji i miłości, by nie być samą?
[/quote]
Mam zatem podobną rodzinę. Mój mąż silny psychicznie (dlatego pewnie się z nim związałam, ciężko by mi było z taką osobą jak ja), ja bojąca, zbyt ugodowa, patrząca z podziwem, że ktoś może tak bez stresu załatwiać różne sprawy. Jestem świadoma tego, że związek z nim dał mi i trochę dobrego i trochę złego. Czasem się zastanawiam, co by było gdybym go nie poznała. Jak moje życie by się potoczyło? Dzięki niemu zyskałam trochę pewności siebie i umiejętności w życiu społecznym, ale też poczucie że tak naprawdę niczego nie zawdzięczam sobie i wszystko co mam i czym się stałam jest zasługą nie mnie samej tylko innego człowieka, a to jest destrukcyjne. Nie stworzyłam nigdy związku z pozycji dorosłego, a małego zalęknionego dziecka. I mój mąż to czuje i jemu to przeszkadza, niekiedy wypomina mi w chwilach złości, że czuje jak gdyby miał trójkę dzieci. Czy to nie jest tragiczne? Co byłam sobie w stanie zrobić za odrobinę akceptacji i miłości, by nie być samą?