29 Gru 2017, Pią 19:13, PID: 722873
Dla mnie najgorsze jest to, że owszem MAM dużą potrzebę kontaktu fizycznego, przytulenia, ale jest to dla mnie strasznie niezręczne. A już tym bardziej nie potrafię inicjować takiego kontaktu. Jak ktoś to robi, to pół biedy, czasem jest z tym mi miło. Są sytuacje, że nie mam na to ochoty, typu jakieś spotkanie z dalszą rodziną, życzenia czy witanie/żegnanie, a tu trzeba całusy wymieniać. Ale nie jest to aż takie nieprzyjemne, choć w większej ilości zwłaszcza męczy. W każdym razie, gorzej jest z inicjowaniem kontaktu. Jakimś sposobem mój umysł czyni to dla mnie trudniejszym do ogarnięcia niż fizyka rozszerzona w liceum. Nie chcę się komuś narzucać, nie jestem przyzwyczajona. Miałam w związku z tym kuriozalne sytuacje, np. po zaliczeniu dyplomu I stopnia. Zaraz po wyjściu z sali rozmawiałam z kolegą, znajomym od liceum, było jeszcze obok parę osób, gratulował mi itp., ale musiałam już iść. I jakoś nie wiedziałam, jak się pożegnać, i zrobiłam ruch w przód, a za ułamek sekundy ruch w tył, ale on mnie chyba trochę zna jednak i mnie zatrzymał i się przytuliliśmy na chwilę. I niby fajnie, ale ojaniemogę jak mój mózg to przeżywał i wytwarzał niezręczność.
No i konsekwencją tej bierności jest to, że czasem mi się zdarza przytulić/pocałować w policzek osoby, które nic dla mnie nie znaczą tak naprawdę, a tych, które naprawdę chciałabym przytulić, nie mogę. Np. w święta mnie to aż zabolało, że jak się żegnałam z dalszą, spowinowaconą rodziną, to były całusy, a ze starszym bratem, na którym mi zależy, po prostu cześć. No ale jak coś takiego zmienić, jak przez tyle lat tak było? Rodzice już nas tak chyba wychowali, z taką filozofią, że małe dzieci się przytula, a większe już niekoniecznie. I tak człowiek teraz ma taką potrzebę, a jednocześnie problem z jej realizacją. Mam wrażenie, że jak już byłabym w takiej bliższej relacji, że mogłabym się przed kimś naprawdę otworzyć i pokonać tę niezręczność, w związku czy coś, to lubiłabym bardzo takie czułości. Ale jak by było naprawdę, to nie wiadomo.
No i konsekwencją tej bierności jest to, że czasem mi się zdarza przytulić/pocałować w policzek osoby, które nic dla mnie nie znaczą tak naprawdę, a tych, które naprawdę chciałabym przytulić, nie mogę. Np. w święta mnie to aż zabolało, że jak się żegnałam z dalszą, spowinowaconą rodziną, to były całusy, a ze starszym bratem, na którym mi zależy, po prostu cześć. No ale jak coś takiego zmienić, jak przez tyle lat tak było? Rodzice już nas tak chyba wychowali, z taką filozofią, że małe dzieci się przytula, a większe już niekoniecznie. I tak człowiek teraz ma taką potrzebę, a jednocześnie problem z jej realizacją. Mam wrażenie, że jak już byłabym w takiej bliższej relacji, że mogłabym się przed kimś naprawdę otworzyć i pokonać tę niezręczność, w związku czy coś, to lubiłabym bardzo takie czułości. Ale jak by było naprawdę, to nie wiadomo.