14 Sie 2019, Śro 19:39, PID: 802282
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 14 Sie 2019, Śro 19:43 przez ewl.)
(13 Sie 2019, Wto 22:03)karmazynowy książę napisał(a): Kilka lat temu byłem na terapii poznawczo-behawioralnej i mam wrażenie, że zaprowadziło mnie to donikąd. Nie byłe w stanie uwierzyć w te wszystkie afirmacje i obiektywność, która według mnie wcale obiektywnością nie była, ponieważ nie brała pod uwagę wszystkich czynników.
Przykład:
Pracowałem wtedy w kawiarni i pamiętam, że mówiłem pani psycholog o tym, że nie za dobrze mi idzie sprzedawanie tych drogich kaw za miliony monet, co miało świadczyć o moim upośledzeniu społecznym.
W owym czasie mieliśmy coś takiego jak konkurs na "najlepszego sprzedawce" i za najlepsze wyniki sprzedażowe można było otrzymać jakieś śmieszne bonusy pieniężne na koniec miesiąca, żeby nie było , że Łomże, a akurat dalej Grolsche mogły wpaść.
I pani psycholog zapytała, jakie miejsca zajmuję w tych konkursach, bo może to stanowić dobre proxy rzeczywistej sytuacji mojej jako sprzedawcy kaw. I jak się zastanowiłem, to wychodziło na to, że szło mi naprawdę nieźle, tzn byłem w czołówce. Ale czy to naprawdę miałoby świadczyć o mnie jako dobrym sprzedawcy, a co za tym idzie, kimś kto potrafi rozmawiać, być społecznym normalsem przynajmniej jeśli chodzi o te kontakty z klientami? Wszystkie czynniki na to wskazywały, ale jestem przekonany, jakkolwiek z+ by to nie brzmiało, że nie, że byłem najgorszy, a to był zbiega okoliczności z tymi wynikami. I nawet jeśli obiektywne argumenty wskazywałyby na daną okoliczność, to nie byłem w stanie w nią uwierzyć.
k...a, ja nie chcę, żebyś mi mówiła że jest dobrze, bo nie jest. Chcę wiedzieć jak mam zrobić, żeby było lepiej.
I powiem szczerze, że nie wierzyłem w nic, co mówiła mi terapeutka, w żadne obiektywne myśli, ogląd sytuacji, po prostu wiedziałem lepiej jak jest. Może to kwestia "fałszywych przekonań", a może to kwestia bycia sobą przez wiele lat i po prostu dobrej wiedzy o sobie i swojej sytuacji i tego, jak inni mnie postrzegają.
W każdym razie nie jestem pewien, czy jest sens rozpoczynać nową terapię poznawczo behawioralną, skoro nie jestem w stanie zaufać terapeucie a co najgorsze, zaufać obiektywnym czynnikom.
Jednocześnie chciałbym zapłacić za jakąś pomoc, a celów tej pomocy upatrywałbym w trzech punktach:
1. Poprawienie relacji z ludźmi (bardzo ogólnikowy cel, wiadomka)
2. Powiększenie grona bliskich osób, co wiązałoby się ze stworzeniem długotrwałych relacji
3. Zwiększenie liczby rozmów z ludźmi
Czy te 3 cele można osiągnąć w inny sposób, niż poprzez ogólną terapię poznawczo-behawioralną, lub innego nurtu?
A może warto rozejrzeć się za czymś w stylu "hybrydy" psychologa i "kołcza" od relacji? Coś w stylu:
Ja: dziś rozmawiałem z W. i rozmowa wyglądała tak: xxxxxxx
Kołcz: Tu z+ś, tutaj było ok, tam powinieneś zrobić inaczej. Na następny zainicjuj rozmowę z W. na temat A, B i C, nagraj to i przynieś do mnie, to razem przeanalizujemy.
Ale jednocześnie mógłbym też opowiedzieć o tym jak się czuję, czyli jakieś typowe psychologiczne rzeczowe też ważnym elementem takiej terapii.
W ogóle jest coś takiego na rynku?
Miałoby to większy sens niż klasyczna terapia?
Czy to co piszę jest jakieś idiotyczne?
Co do tych trzech punktów, które podkreśliłam - mam takie same cele, bardzo bym tego chciała. Ale na chcianiu się na razie kończy.
[size=small]Kołcz[/size][size=small]: Tu z+ś, tutaj było ok, tam powinieneś zrobić inaczej. Na następny zainicjuj rozmowę z W. na temat A, B i C, nagraj to i przynieś do mnie, to razem przeanalizujemy.
[/size]
Co do tego to w moim mniemaniu jest to beznadziejny pomysł. To tak jak chłopcy szukający idealnego i skutecznego w 100% sposobu na podryw. Każdy człowiek jest inny, nie da się wymyślić scenariusza rozmowy w taki sposób żebyś miał pewność, że każda osoba będzie zadowolona.
Powiem Ci coś na bazie własnych doświadczeń. Taki zwykły, prozaiczny przykład. Idę do kuchni w pracy, siedzi tam jedna osoba. Jesteśmy już we dwie/ dwoje. Nawiązuje się jakaś rozmowa, small talk. A ja, zamiast nawiązywać bliższą relację cały czas myślę tylko o tym, co mam powiedzieć, by ta osoba była zadowolona, co powiedzieć, żeby ją zainteresować, rozśmieszyć itd. Przez to skupienie na sobie nie jestem w stanie poznać tej osoby, a co za tym idzie -> pogłębić relacji.
Myślę, że ciągłe skupienie na tym co się powie, jak się poprowadzi rozmowę itd. nie doprowadzi do pogłębienia relacji z kimkolwiek.
| [size=small]Przedstawiony sposób komunikacji pozwalałby:[/size]
[size=small]1. Dowiedzieć się dlaczego ludzie mogą odbierać mnie jako rozmówce w negatywny sposób[/size]
[size=small]2. Dowiedzieć się, w jaki sposób mógłbym poprawić rozmowę, by była może ciekawsza dla rozmówcy, bardziej zajmująca[/size]
[size=small]3. Dostać polecenia następnych kroków, które stanowiłyby dobry materiał "szkoleniowy" i były podstawą wskazania postępów jak i elementów, nad którymi należy dalej pracować |[/size]
To jest właśnie straszne smutne. Że zamiast się wyluzować, pokazać swoją prawdziwą osobowość uciekamy się do sztucznych rozmów mających na celu "zadowolenie" tej drugiej osoby. To jest tak bardzo bezsensowne, że aż szkoda słów. Ale znam to z eutanazji xDDDDD
Teraz jeszcze taka kwestia:
- masz dziewczynę
- masz jakichś znajomych
- nie raz przychodziłeś na spotkania forumkowe.
W mojej ocenie zachowujesz się wręcz jak normals, miło i ciekawie się z Tobą rozmawia. Czy sposób w jaki rozmawiasz z innymi ludźmi znacząco różni się od sposobu w jaki rozmawiasz ze swoimi bliższymi znajomymi czy dziewczyną? Czy tu przypadkiem nie chodzi o wyluzowanie i poczucie bezpieczeństwa, a co za tym idzie - "odblokowanie" i chęć mówienia o wszystkim co przyjdzie Ci do głowy bez konieczności ciągłej kontroli samego siebie bo "co on/a o mnie pomyśli, źle wypadnę"?
Bo jeśli odpowiedź jest twierdząca to szkoda kasy na jakichś kołczów, lepiej zainwestować w dobrą psychoterapię i poprawić poczucie własnej wartości.