15 Wrz 2010, Śro 13:22, PID: 222913
Opowiem wam jak wyglądały moje 4-miesięczne wakacje po liceum:
Powiedzmy 50% czasu spędziłem poza domem i jestem z tego dumny Przejechałem ponad 3000km rowerem samotnie, to dostarczało mi największej frajdy. Na ile to było możliwe to jeździłem przynajmniej 2-3h dziennie. Z tego dystansu jaki przejechałem kilkanaście kilometrów upłynęło kiedy wpadałem do najlepszego i jedynego mojego kumpla na jego spokojne osiedle i tam sobie jeździliśmy i gadaliśmy.
Korzyść ogólnie taką mam z tego że potrafię kompletnie bezstresowo poruszać się po mieście tak samo rowerem jak i pieszo. Do tej pory miałem wbity do głowy obraz miasta gdzie za każdym rogiem czają się dresy które będą chciały mnie pobić okraść etc. że przejeżdżając np. przez jakieś miejsce gdzie jest dużo ludzi wszyscy będą sie na mnie gapić i wytykać palcami z niewiadomych powodów, wyśmiewać na głos etc. - nic z tych rzeczy Zaliczyłem nawet kilka przejazdów z prędkością może 5km/h przedzierając się przez tłum ludzi na jakimś odpuście czy coś (nie byłem przygotowany na coś takiego, ale ani myślałem zawracać i nadkładać chociażby kilometr) i nic, stres jakikolwiek był to w obawie żeby na jakieś dziecko nie najechać.
Powiem że teraz przejazd rowerem nawet przez uczęszczany park jadąc do jakiegoś celu jest nudny i nużący Kiedyś pewnie byłby pełen stresu i robiłbym wszystko żeby tylko go ominąć. Dzięki jeździe rowerem miałem odwagę wjechać wszędzie bo wiedziałem że zawsze mam przewagę szybkości na innymi, a teraz nabrałem tyle pozytywnego doświadczenia że nawet idąc pieszo nie czuje się zestresowany, oczywiście o ile dana dzielnica nie jest "niesławna" czy coś w tym rodzaju.
Jak ktoś mnie sie coś zapyta o drogę albo coś takiego to mimo delikatnego poczucia dyskomfortu nie dzieje się nic innego złego ze mną. No chyba że byłyby to jakieś dresy czy inne osobniki spod ciemnej gwiazdy.
Powiem tak - jak chodziłem do liceum i byłem wystawiony na codzień na kontakt z ludźmi to jak ktoś sie mnie coś pytał na ulicy to czasem zależnie też od dnia wariowałem i nie mogłem z siebie wydobyć składnej odpowiedzi. Jak te wymuszone kontakty wreszcie się urwały to stałem się spokojniejszy i nie wariuję jak ktoś obcy coś do mnie mówi na ulicy. Chodzenie do sklepów też nie sprawia mi większych problemów, chociaż tutaj nie mam za bardzo możliwości się wykazać bo rodzice nie mają za bardzo chęci mnie gdzieś wysyłać po zakupy.
Mimo nawet tego wszystkiego dobrego co się ze mną robiło przez ostatnimi miesiącami to przed pójściem na studia nawet zaoczne do czego zmuszają mnie rodzice czuję strach i lęk, może nie panikę, ale bardzo nieprzyjemne uczucie. Znowu grupa, znowu nauczyciele, egzaminy, jeszcze praktyki dojdą, kurna nie zniosę tego. Jak znajdę pracę kierowcy, pozwalającą wynająć jakieś tańsze mieszkanie do 1000zł/mc i utrzymać się to pierniczę to wszystko razem wzięte i wynoszę się na swoje. W końcu może być tak pięknie, to czemu by nie skorzystać. Pierniczę wyższe wykształcenie, nie chcę w życiu łatwych pieniędzy, chcę szczęścia osobistego, nawet okupionego większym wysiłkiem niż przeciętny człowiek, tego nie da się przeliczyć na pieniądze.
Powiedzmy 50% czasu spędziłem poza domem i jestem z tego dumny Przejechałem ponad 3000km rowerem samotnie, to dostarczało mi największej frajdy. Na ile to było możliwe to jeździłem przynajmniej 2-3h dziennie. Z tego dystansu jaki przejechałem kilkanaście kilometrów upłynęło kiedy wpadałem do najlepszego i jedynego mojego kumpla na jego spokojne osiedle i tam sobie jeździliśmy i gadaliśmy.
Korzyść ogólnie taką mam z tego że potrafię kompletnie bezstresowo poruszać się po mieście tak samo rowerem jak i pieszo. Do tej pory miałem wbity do głowy obraz miasta gdzie za każdym rogiem czają się dresy które będą chciały mnie pobić okraść etc. że przejeżdżając np. przez jakieś miejsce gdzie jest dużo ludzi wszyscy będą sie na mnie gapić i wytykać palcami z niewiadomych powodów, wyśmiewać na głos etc. - nic z tych rzeczy Zaliczyłem nawet kilka przejazdów z prędkością może 5km/h przedzierając się przez tłum ludzi na jakimś odpuście czy coś (nie byłem przygotowany na coś takiego, ale ani myślałem zawracać i nadkładać chociażby kilometr) i nic, stres jakikolwiek był to w obawie żeby na jakieś dziecko nie najechać.
Powiem że teraz przejazd rowerem nawet przez uczęszczany park jadąc do jakiegoś celu jest nudny i nużący Kiedyś pewnie byłby pełen stresu i robiłbym wszystko żeby tylko go ominąć. Dzięki jeździe rowerem miałem odwagę wjechać wszędzie bo wiedziałem że zawsze mam przewagę szybkości na innymi, a teraz nabrałem tyle pozytywnego doświadczenia że nawet idąc pieszo nie czuje się zestresowany, oczywiście o ile dana dzielnica nie jest "niesławna" czy coś w tym rodzaju.
Jak ktoś mnie sie coś zapyta o drogę albo coś takiego to mimo delikatnego poczucia dyskomfortu nie dzieje się nic innego złego ze mną. No chyba że byłyby to jakieś dresy czy inne osobniki spod ciemnej gwiazdy.
Powiem tak - jak chodziłem do liceum i byłem wystawiony na codzień na kontakt z ludźmi to jak ktoś sie mnie coś pytał na ulicy to czasem zależnie też od dnia wariowałem i nie mogłem z siebie wydobyć składnej odpowiedzi. Jak te wymuszone kontakty wreszcie się urwały to stałem się spokojniejszy i nie wariuję jak ktoś obcy coś do mnie mówi na ulicy. Chodzenie do sklepów też nie sprawia mi większych problemów, chociaż tutaj nie mam za bardzo możliwości się wykazać bo rodzice nie mają za bardzo chęci mnie gdzieś wysyłać po zakupy.
Mimo nawet tego wszystkiego dobrego co się ze mną robiło przez ostatnimi miesiącami to przed pójściem na studia nawet zaoczne do czego zmuszają mnie rodzice czuję strach i lęk, może nie panikę, ale bardzo nieprzyjemne uczucie. Znowu grupa, znowu nauczyciele, egzaminy, jeszcze praktyki dojdą, kurna nie zniosę tego. Jak znajdę pracę kierowcy, pozwalającą wynająć jakieś tańsze mieszkanie do 1000zł/mc i utrzymać się to pierniczę to wszystko razem wzięte i wynoszę się na swoje. W końcu może być tak pięknie, to czemu by nie skorzystać. Pierniczę wyższe wykształcenie, nie chcę w życiu łatwych pieniędzy, chcę szczęścia osobistego, nawet okupionego większym wysiłkiem niż przeciętny człowiek, tego nie da się przeliczyć na pieniądze.