16 Wrz 2012, Nie 2:00, PID: 316559
Turkusowa napisał(a):Boje się tez wciągnięcia w dyskusję, czy spór, kulturalny oczywiście spór na argumenty, wtedy już czuję się niepewnie i przestaje wierzyć w to, co wiem i co mówię, tzn: Jestem czegoś pewna, ale jak ktoś zaczyna się sprzeczać, to powątpiewam, czy mam rację, to jest straszne.
Więc akurat nie zawsze chodzi o to, ze nie ma się tematu do rozmowy...
Masakra, mam identycznie! Boję się po prostu że będę się coraz bardziej pogrążać, ponieważ moje argumenty nie mają siły przebicia. A tu chodzi o to, by je mówić w sposób przekonujący, bo to jest połowa sukcesu. A to nie jest łatwe. I nie cierpię,że z tego powodu ludzie uważają mnie za głupszą-ale to robią po prostu tacy, którym się gęba wiecznie nie zamyka, czemu się mocno dziwię,albowiem uważam to za wyczyn <wow>! Dobre jest też to, że tak naprawdę wiecznie mam nieprzepartą potrzebę na podyskutowanie z kimś na mądry temat, ponieważ koniecznie chcę się nauczyć wyrażać własne opinie i poglądy, żeby ludzie oceniali mnie jako ciekawą! Ale się po prostu boję odezwać, aczkolwiek już powoli się wdrażam w dyskusje...
Nie cierpię też mówić na siłę, najgorzej gdy ktoś rzuci tekstem w stylu "powiedz coś!" mimo że rozmowa akurat się toczy na temat, który mnie nie interesuje. Teraz już mówię wprost, dlaczego mi się nie chce w tym momencie mówić, ale kiedyś taka sytuacja to była katorga.
Z drugiej strony boję się, że ludzie mnie uznają za sztywniarę, dlatego niestety niekiedy ulegam i mówię coś na siłę, żeby ich zadowolić, nieraz z przesadnym entuzjazmem. Ale wymaga to od mnie sporego wysiłku.
Moje problemy z wysławianiem się na pewno są bezpośrednim powodem, dla którego niekiedy boję się udzielić publicznie, wypowiedzieć jakieś zdanie. Tutaj nawet choćbym wytężyła całą swoją wolę, to i tak ciężko mi zapracować nad moim zacinaniem się. Ale rozmówcy chyba nie zwracają uwagę na takie błahostki, nie? (takie tam pocieszenie)