29 Wrz 2012, Sob 17:21, PID: 318310
Że też ten sztandarowy temat upadł chwilę po moim zniknięciu...
Jesteście egoistkami, cokolwiek by pisać, nawet w związkach. Temat rzeka, temat długi, pełen złych. Bzdurą jest: przywyknij lub odejdź. Związek to kompromisy. Te w znaczeniu słowa są dwustronne.
Dziś, wczoraj, mówisz jak Ci źle, jak nikt Cie nie rozumie, a tym bardziej ja, jak bardzo chcesz się zabić, by skończyć swe nic nie warte życie. Jak nic Ci nie wychodzi. Odtrącasz dla zasady pomoc w każdym rodzaju. Durnie uparta, jak mała dziewczynka przed obiadem. Chcesz być wyjątkowa? Nie jesteś. Jutro, po jutrze, i dzień później balujesz bez opamiętania. Jesteś wtedy jak inne, niczym się nie wyróżniasz. Dla wszystkich miła, uśmiechnięta. Mówisz że to maska, że dla mnie jesteś szczera? Bzdura. Nikt z własnej woli nie zakłada maski tak często, to męczy, a na zmęczoną po wszystkim nie wyglądasz. Po co więc to wszystko? Mam swoje przejścia, swoje przeprawy, swoje problemy, o które nigdy nie pytasz, a ciągle wracają. Dźwigam bez słowa i Twoje. Ale gdy podkładasz mi nogi, nie mam już sił.
To nie jest związek, bo nigdy Cię nie było. Radzisz sobie wyśmienicie w pojedynkę, a w adoratorach możesz przebierać i korzystasz z tego. Zaskakująco imprezowo, jak na niby samobójczynię.
Jestem sam, nic nowego.
ILoveWhiteTea , Twój post choć już pewnie przeterminowany, to dość mi bliski. Działa to u mnie podobnie. Najgorsze, że to taki brak motywacji do pracy. Co mi z tych pieniędzy, które wydzieram pracą jedną, drugą? Te wszystkie godziny do utraty sił. Mam walczyć o budowę domu, który będzie pusty? Poświęcić je na pasje, przelać w wysokooktanową benzynę i przepalić w imię krótkiej radości? Bez rdzenia, fundamentu, to taki bezsens.
Jesteście egoistkami, cokolwiek by pisać, nawet w związkach. Temat rzeka, temat długi, pełen złych. Bzdurą jest: przywyknij lub odejdź. Związek to kompromisy. Te w znaczeniu słowa są dwustronne.
Dziś, wczoraj, mówisz jak Ci źle, jak nikt Cie nie rozumie, a tym bardziej ja, jak bardzo chcesz się zabić, by skończyć swe nic nie warte życie. Jak nic Ci nie wychodzi. Odtrącasz dla zasady pomoc w każdym rodzaju. Durnie uparta, jak mała dziewczynka przed obiadem. Chcesz być wyjątkowa? Nie jesteś. Jutro, po jutrze, i dzień później balujesz bez opamiętania. Jesteś wtedy jak inne, niczym się nie wyróżniasz. Dla wszystkich miła, uśmiechnięta. Mówisz że to maska, że dla mnie jesteś szczera? Bzdura. Nikt z własnej woli nie zakłada maski tak często, to męczy, a na zmęczoną po wszystkim nie wyglądasz. Po co więc to wszystko? Mam swoje przejścia, swoje przeprawy, swoje problemy, o które nigdy nie pytasz, a ciągle wracają. Dźwigam bez słowa i Twoje. Ale gdy podkładasz mi nogi, nie mam już sił.
To nie jest związek, bo nigdy Cię nie było. Radzisz sobie wyśmienicie w pojedynkę, a w adoratorach możesz przebierać i korzystasz z tego. Zaskakująco imprezowo, jak na niby samobójczynię.
Jestem sam, nic nowego.
ILoveWhiteTea , Twój post choć już pewnie przeterminowany, to dość mi bliski. Działa to u mnie podobnie. Najgorsze, że to taki brak motywacji do pracy. Co mi z tych pieniędzy, które wydzieram pracą jedną, drugą? Te wszystkie godziny do utraty sił. Mam walczyć o budowę domu, który będzie pusty? Poświęcić je na pasje, przelać w wysokooktanową benzynę i przepalić w imię krótkiej radości? Bez rdzenia, fundamentu, to taki bezsens.