04 Lut 2014, Wto 17:55, PID: 379764
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 04 Lut 2014, Wto 18:08 przez niesmialytyp.)
wbrew pozorom shelious mówi sensownie, nie należy odbierać tego jako ataku czy zniewagi ale jako punkt widzenia z drugiej strony. Ja zanim sobie znalazłem dziewczynę to pierw wziąłem się za siebie, akurat moje wzięcie się za siebie polegało na szeregu głupiutkich spraw jak wyjście samemu coś zjeść czy się przejść. Zdawałem sobie sprawe z tego że wyglądam głupio gdy sam siedzę na ławce albo sam jem sobie w knajpce. No i co z tego? Wychodziłem z założenia że gorzej być nie może a może być jedynie lepiej.
Pytałem przechodzące dziewczyny o godzinę. Odkryłem że w większości przypadków ładnie sie do mnie uśmiechają udzielając odpowiedzi.
Ale i ja zaczynałem od tego, że byłem wyżej wspomnianą ciotą i niedorajdą. Próbowałem na portalu randkowym, widziałem niewielkie zainteresowanie moją osobą przy dużym zainteresowaniu nawet brzydkimi dziewczynami. Ale nadal próbowałem chociaż teraz wiem że wtedy nie byłem gotowy na związek. Pisałem i w ogromnej większości mnie olewano. Te co odpisały potem też mnie najczęsciej olały. Czasem to ja jakieś olewałem, bo nie pasowało mi to czy tamto, głównie zbyt daleki dystans w kilometrach (30 i więcej to dla mnie za wiele).
Potem spotykałem sie z brzydką i niezbyt błyskotliwą dziewczyną. Wtedy o tym nie wiedziałem, ale teraz umiem wyłapywać takie gesty i wiem, że była mną zachwycona, cieszyła się że ktoś na nią zwraca uwagę. Ale moja postawa i moje słowa sprawiały że bił ode mnie brak atrakcyjności. Dała sobie spokój po drugim spotkaniu.
Potem jeszcze kilka dziewczyn poznawałem, za każdym razem wychodziłem na ciotę i niedorajdę, zwłaszcza gdy wspominałem że w wieku dwudziestu-kilku lat nigdy nie pracowałem, i wtedy gdy, o zgrozo, przyznawałem się czasem że strasznie się boję kontaktów, że siedziałem bezczynnie 3 lata w domu i że mam fobię społeczną. Po cholerę ja coś takiego gadałem? Dlatego że mój mózg uwielbia mi dowalać. Sam pod sobą dołki kopie, potem gdy ja w taki wpadnę to moge w rozkoszy pławić się w na dnie dołka, no bo przecież do tego przywykłem, odrzucenie to coś co znam a zmiana wymaga energii i siły, a mi się tak bardzo nie chciało.
Wiele, wieele prób, wiele smutków zwątpień dołów i czarnych myśli, czasem przestawałem ale potem znowu próbowałem.
Z czasem coraz mniej wychodziłem na ciotę, poznałem stopniowo swoją wartość i sam odrzucałem kontakty które mnie nie satysfakcjonowały czy wręcz nudziły. I w końcu poznałem swoją dziewczynę która odwzajemniała inicjatywę i nawet sama mnie zapytała jak to z nami jest i czy będziemy razem. A ja nadal uczę się rozmawiac z ludźmi i żyć w społeczeństwie bo jeszcze wiele przede mną i wielu rzeczy nadal nie umiem robić.
Pytałem przechodzące dziewczyny o godzinę. Odkryłem że w większości przypadków ładnie sie do mnie uśmiechają udzielając odpowiedzi.
Ale i ja zaczynałem od tego, że byłem wyżej wspomnianą ciotą i niedorajdą. Próbowałem na portalu randkowym, widziałem niewielkie zainteresowanie moją osobą przy dużym zainteresowaniu nawet brzydkimi dziewczynami. Ale nadal próbowałem chociaż teraz wiem że wtedy nie byłem gotowy na związek. Pisałem i w ogromnej większości mnie olewano. Te co odpisały potem też mnie najczęsciej olały. Czasem to ja jakieś olewałem, bo nie pasowało mi to czy tamto, głównie zbyt daleki dystans w kilometrach (30 i więcej to dla mnie za wiele).
Potem spotykałem sie z brzydką i niezbyt błyskotliwą dziewczyną. Wtedy o tym nie wiedziałem, ale teraz umiem wyłapywać takie gesty i wiem, że była mną zachwycona, cieszyła się że ktoś na nią zwraca uwagę. Ale moja postawa i moje słowa sprawiały że bił ode mnie brak atrakcyjności. Dała sobie spokój po drugim spotkaniu.
Potem jeszcze kilka dziewczyn poznawałem, za każdym razem wychodziłem na ciotę i niedorajdę, zwłaszcza gdy wspominałem że w wieku dwudziestu-kilku lat nigdy nie pracowałem, i wtedy gdy, o zgrozo, przyznawałem się czasem że strasznie się boję kontaktów, że siedziałem bezczynnie 3 lata w domu i że mam fobię społeczną. Po cholerę ja coś takiego gadałem? Dlatego że mój mózg uwielbia mi dowalać. Sam pod sobą dołki kopie, potem gdy ja w taki wpadnę to moge w rozkoszy pławić się w na dnie dołka, no bo przecież do tego przywykłem, odrzucenie to coś co znam a zmiana wymaga energii i siły, a mi się tak bardzo nie chciało.
Wiele, wieele prób, wiele smutków zwątpień dołów i czarnych myśli, czasem przestawałem ale potem znowu próbowałem.
Z czasem coraz mniej wychodziłem na ciotę, poznałem stopniowo swoją wartość i sam odrzucałem kontakty które mnie nie satysfakcjonowały czy wręcz nudziły. I w końcu poznałem swoją dziewczynę która odwzajemniała inicjatywę i nawet sama mnie zapytała jak to z nami jest i czy będziemy razem. A ja nadal uczę się rozmawiac z ludźmi i żyć w społeczeństwie bo jeszcze wiele przede mną i wielu rzeczy nadal nie umiem robić.