30 Mar 2019, Sob 3:01, PID: 787417
Nie wiem czy to co chce napisać będzie na temat. Wydaje mi się, że bedzie długo i nie na temat.
Małomówna byłam od dzieciństwa. W szkole i na studiach, siedziałam i się nie odzywałam. Miałam totalną pustkę w głowie. Potrafiłam rozmawiać tylko z moją siostrą. Czasami zdarzały mi się osoby, z którymi potrafiłam swobodnie rozmawiać, ale też nie zawsze kiedy je spotykałam. Czułam się przez to nikim. Ciągle sobie wyrzucałam, że nic nie potrafię powiedzieć, a jak już się odzywałam to najczęściej później tego żałowałam. Wtedy byłam bardzo skupiona na sobie i nie widziałam tego jaki to ma wpływ na innych ludzi, że się nie odzywam. Myślałam, że jak się nie odzywam to jestem niewidoczna. Może dla niektórych wyda się to dziwne, ale właśnie tak myślałam. Byłam odrzucana, ale nie myślałam, że to przez to, że się nie odzywam, ale ogólnie przez to że jestem gorsza.
Był taki czas, że już nie wytrzymywałam tego, że jestem taka niedostosowana i coś postanowiłam ze sobą zrobić.
Poszłam na terapie grupową. Oczywiście tam się odzywałam tylko wtedy kiedy musiałam. Gdyby nie to, że był czas, że każdy musiał coś powiedzieć to bym w ogóle się nie odezwała, nie dlatego, że nie chciałam, a dlatego że nie wiedziałam co, a jak już wiedziałam to się za bardzo bałam. Ludzie z grupy mi mówili, że ich to denerwuje, że się nie odzywam albo że jestem wyniosła i czuje się lepsza od innych albo że ich to wycofuje albo że się mnie boją. To, że się mnie mogą bać przez to że się nie odzywam to było dla mnie najbardziej zaskakujące.
Teraz rzadko zdarza mi się odczuwać pustkę w głowie. Częściej jest tak, że się nie odzywam, bo nie czuję takiej potrzeby. Po terapii pracowałam w kilku pracach, ale po kilka miesięcy. I tam ludzie nie zdąrzyli się przyzwyczaić do tego, że się nie odzywam. W jednej pracowałam 11 miesięcy i pod koniec ludzie chyba zaczęli to akceptować. Rozmawiałam tylko z dwiema osobami. Z resztą może zamieniłam kilka słów albo i nie. Bałam się, że te dwie osoby przestaną się do mnie odzywać przez to że nie rozmawiam z innymi, ale dalej się odzywali. Nawet jak przestałam tam pracować to się odzywali. Co inni o mnie myśleli to nie wiem. Raz tylko usłyszałam kiedy przechodziłam obok dwóch dziewczyn, że mówiły że ludzie nie lubią tej dziewczyny. Nie jestem pewna czy to było o mnie czy nie, bo nie tylko ja wtedy przechodziłam, ale chyba przyjęłam, że to było o mnie.
W mojej obecnej pracy jest inaczej. Rozmawiam z kilkoma osobami. Z niektórymi nie czuję takiej potrzeby żeby rozmawiać ,a z niektórymi nie rozmawiam chociaż bym chciała ale nie potrafię. Wydaje mi się że ludzie w tej pracy boją się tego że mało mówię i wymyślają o mnie różne dziwne rzeczy. Ogólnie to chyba trochę żałuję , że się bardziej zbliżyłam do ludzi, że zaczęłam się więcej odzywać. W tamtej pracy byłam bardziej odizolowana i miałam spokój, a tu mam dużo różnych rozterek. Ja nie rozumiem ludzi.
Małomówna byłam od dzieciństwa. W szkole i na studiach, siedziałam i się nie odzywałam. Miałam totalną pustkę w głowie. Potrafiłam rozmawiać tylko z moją siostrą. Czasami zdarzały mi się osoby, z którymi potrafiłam swobodnie rozmawiać, ale też nie zawsze kiedy je spotykałam. Czułam się przez to nikim. Ciągle sobie wyrzucałam, że nic nie potrafię powiedzieć, a jak już się odzywałam to najczęściej później tego żałowałam. Wtedy byłam bardzo skupiona na sobie i nie widziałam tego jaki to ma wpływ na innych ludzi, że się nie odzywam. Myślałam, że jak się nie odzywam to jestem niewidoczna. Może dla niektórych wyda się to dziwne, ale właśnie tak myślałam. Byłam odrzucana, ale nie myślałam, że to przez to, że się nie odzywam, ale ogólnie przez to że jestem gorsza.
Był taki czas, że już nie wytrzymywałam tego, że jestem taka niedostosowana i coś postanowiłam ze sobą zrobić.
Poszłam na terapie grupową. Oczywiście tam się odzywałam tylko wtedy kiedy musiałam. Gdyby nie to, że był czas, że każdy musiał coś powiedzieć to bym w ogóle się nie odezwała, nie dlatego, że nie chciałam, a dlatego że nie wiedziałam co, a jak już wiedziałam to się za bardzo bałam. Ludzie z grupy mi mówili, że ich to denerwuje, że się nie odzywam albo że jestem wyniosła i czuje się lepsza od innych albo że ich to wycofuje albo że się mnie boją. To, że się mnie mogą bać przez to że się nie odzywam to było dla mnie najbardziej zaskakujące.
Teraz rzadko zdarza mi się odczuwać pustkę w głowie. Częściej jest tak, że się nie odzywam, bo nie czuję takiej potrzeby. Po terapii pracowałam w kilku pracach, ale po kilka miesięcy. I tam ludzie nie zdąrzyli się przyzwyczaić do tego, że się nie odzywam. W jednej pracowałam 11 miesięcy i pod koniec ludzie chyba zaczęli to akceptować. Rozmawiałam tylko z dwiema osobami. Z resztą może zamieniłam kilka słów albo i nie. Bałam się, że te dwie osoby przestaną się do mnie odzywać przez to że nie rozmawiam z innymi, ale dalej się odzywali. Nawet jak przestałam tam pracować to się odzywali. Co inni o mnie myśleli to nie wiem. Raz tylko usłyszałam kiedy przechodziłam obok dwóch dziewczyn, że mówiły że ludzie nie lubią tej dziewczyny. Nie jestem pewna czy to było o mnie czy nie, bo nie tylko ja wtedy przechodziłam, ale chyba przyjęłam, że to było o mnie.
W mojej obecnej pracy jest inaczej. Rozmawiam z kilkoma osobami. Z niektórymi nie czuję takiej potrzeby żeby rozmawiać ,a z niektórymi nie rozmawiam chociaż bym chciała ale nie potrafię. Wydaje mi się że ludzie w tej pracy boją się tego że mało mówię i wymyślają o mnie różne dziwne rzeczy. Ogólnie to chyba trochę żałuję , że się bardziej zbliżyłam do ludzi, że zaczęłam się więcej odzywać. W tamtej pracy byłam bardziej odizolowana i miałam spokój, a tu mam dużo różnych rozterek. Ja nie rozumiem ludzi.