PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: odkrycie
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Chciałem podzielić się z wami zdaniem, które gdzieś niedawno przeczytałem:

Cytat:Jest mnóstwo ludzi, którzy nie zdawają sobie sprawy ze swoich ogromnych trudności towarzyskich, ponieważ jest kilka osób w ich życiu, którzy ich lubią i akceptują takimi, jakimi są.

Gdy to przyczytałem, to aż zamarłem z wrażenia. Gdyby spojrzeć na moje życie, to rzeczywiście okazuje się, że można przeżyć całe lata, myśląc, że się jest normalnym i nie szukać pomocy specjalistycznej. Zawsze znalazł się jakiś kolega, który mnie nie odrzucał, przy którym czułem się bezpiecznie i nawet dobrze się bawiłem. Ale gdy zostawałem sam albo próbowałem nawiązać kontakty i spędzać czas z innymi to zaczynało sie piekło. Nie umiałem się odprężyć i odczuwać radości z przebywania z innymi. Paraliżujące napięcie, znudzenie, niechęć do siebie i innych, poczucie straty czasu. Ale znowu się spotkałem z kimś, przy kim czułem się dobrze i znowu pomyślałem, że może nie ma ze mną tak źle, że jestem normalny, może tylko trochę nieśmiały czy coś. Ale w końcu powiedziałem dość! Nie jestem normalny, muszę się leczyć. Nie chcę już mieć tak ograniczonego życia, też chcę poznawać i cieszyć się rozmową z ciekawymi ludźmi, na których dobrej znajomości mi zależy.
Czy i wy sami nie zauważacie smutnej prawdy w przytoczonym na początku zdaniu?
Jest to w duzej mierze prawda.Ja mam podobne odczucie.W gronie zaufanych dobrych znajomych mozna być sobą tzn. rozmawiać, śmiać sie.Natomiast jeśli chodzi o poznawanie nowych ludzi to jest juz duzo gorzej.Jakaś wewnętrzna blokada, paniczny lęk przed odrzuceniem czy coś takiego.Do tego stopnia że nie zawiązuje praktycznie nowych znajomości.Przynajmniej tak jest w moim przypadku :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
ps.A leczenie jest konieczne.Sam to sobie niedawno uświadomiłem czytając to forum.Muszę się jeszcze tylko wybrać....heh.Łatwo powiedziec.sic :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Tobie radzę to samo
To ja mam odwrotnie. Tłum ludzi mnie zawsze lubi np tłum uczelniany, wszyscy mnie znają z imienia i nazwiska, zapraszają na ognisko na kampusie, do mnie dochodzą wszystkie przecieki o pytaniach na kolosy i egzaminy, znają mnie panie w sekretariacie, w moim bloku tez wszyscy mnie znają ale co z tego skoro, gdy humor się pogarsza to nie ma NIKOGO, kto by choćby wysłuchał. Bo każdy łapie doły, ale ja nie mam żadnego wsparcia w nikim. Patrze na komórke: brak wiadomości, sprawdzam poczte: brak mejli, wszyscy mnie mają w dup*e. Serio lepiej miec kilku przyjaciół niż cały tłum znajomych :Stan - Uśmiecha się:
ewelina napisał(a):Serio lepiej miec kilku przyjaciół niż cały tłum znajomych :Stan - Uśmiecha się:

Zgadzam się w 100% z tym stwierdzeniem. Ale co jeżeli, ludzie, którzy nas lubią nie są tymi, z którymi chcemy się przyjaźnic? Ludzie, z którymi chciałbym się przyjaźnić, których podziwiam nie są moimi przyjaciółmi, bo nie mam nawet odwagi się do nich odezwać, pewnie dlatego, że podświadomie uważam się za gorszego od nich. A ponieważ nie chcę byż sam, to koleguję się z ludźmi, przy których czuję się bezpiecznie, ale jednocześnie wiem, że przy tych znajomościach nie posuwam się do przodu i nie spełniam swoich ambicji. Nie chcę mieć tłumu znajomych, chcę mieć prawdziwych przyjaciół, choćby tylko jednego, ale takiego, przy którym czuję silny, na którego zasługuję, a przez socjofobię nie umiem tego okazać.
resuscytacja napisał(a):...A ponieważ nie chcę byż sam, to koleguję się z ludźmi, przy których czuję się bezpiecznie, ale jednocześnie wiem, że przy tych znajomościach nie posuwam się do przodu i nie spełniam swoich ambicji...
Mam tak samo. :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
Ja mam kogoś , kto mnie zawsze wysłucha, zawsze ma czas. To mój psychoterapeuta. Jest super, taki psycho z powołania
Michał napisał(a):
resuscytacja napisał(a):...A ponieważ nie chcę byż sam, to koleguję się z ludźmi, przy których czuję się bezpiecznie, ale jednocześnie wiem, że przy tych znajomościach nie posuwam się do przodu i nie spełniam swoich ambicji...
Mam tak samo. :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
No i ja mam podobnie.Ale znajomych zaledwie kilku, przyjaciół z prawdziwego zdarzenia co to można o wszystkim pogadać wogule.Nowych ludzi nie poznaje bo mam lęki i obawy czy mnie zaakceptują, i o czym ja będę z nimi rozmawiał?Zawsze za wcześnie kończą się tematy.A rozmowy z tymi kilkoma znajomymi strasznie mnie nudzą, ale utrzymuje z nimi kontakty chyba z lęku ze moglbym zostać całkiem sam :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
resuscytacja napisał(a):[quote="ewelina"]Serio lepiej miec kilku przyjaciół niż cały tłum znajomych :Stan - Uśmiecha się:

Byłoby fajnie :Stan - Uśmiecha się - Szeroko: Napewno o wiele łatwiej niz jest w obecnej sytuacji.Nie ma to jak sobie z kims otwarcie pogadać, wyzalic sie :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Chyba dlatego to forum tak wciąga.hehe
Gdyby fobik nie miał wcale osób które by go akceptowały to z pewnością by szybciej otrzymał pomoc. Fakt faktem, że lepiej mieć kilku dobrych znajomych niż całą rzeszę takich sobie, ale to tylko kamufluje problem. W moim przypadku jest tak że spotykam się z kolegami tylko w szkole. Łatwo sobie wyobrazić jak to się może w przyszłości skończyć. Na szczęście są takie fora jak to gdzie można prawie bez obaw znaleźć nowych przyjaciół, którzy wiedzą o co chodzi z tym lękiem społecznym. :Stan - Uśmiecha się:
Mam podobnie... Mam kilku przyjaciół poza szkołą i w szkole, którzy mnie akceptują taką jaka jestem. Ale tych szkolnych przyjaciół nie było łatwo poznać, bo przecież jestem nieśmiała i ciężko nawiązuje się nowe znajomości. Potrzeba było dużo czasu aby mnie lepiej poznali i zaakceptowali. Natomiast tych przyjaciół z poza szkoły poznałam jak byłam małym dzieckiem, więc wtedy to nie był dla mnie jakiś problem... Ale wiem, że bez przyjaciół by było ciężko
A ja praktycznie nie mam i też musi być.
wilku napisał(a):Gdyby fobik nie miał wcale osób które by go akceptowały to z pewnością by szybciej otrzymał pomoc. Fakt faktem, że lepiej mieć kilku dobrych znajomych niż całą rzeszę takich sobie, ale to tylko kamufluje problem.

Dokladnie mi o to chodzilo. Z jednej strony ciesze sie, ze mam kolegow, przy ktorych w miare dobrze sie czuje (tak naprawde to nawet przy nich nie jestem soba i nie moge sie rozluznic), ale z drugiej to zle jest, bo dawaja mi oni zludne poczucie normalnosci, mysle ze nie jest ze mna tak zle, w koncu ktos mnie lubi. Ale jak wychodze do innych ludzi zaczyna sie horror i znowu mysle, ze normalny nie jestem. Paradoksalnie wiec, blizsi koledzy wiecej szkodza niz pomagaja przy tym zaburzeniu, dlatego z calym szacunkiem dla nich nie chce na razie sie z nimi spotykac, a zamiast tego koncentruje sie na terapii.
A na jakiej tarapii się koncentrujesz?
Michał napisał(a):A na jakiej tarapii się koncentrujesz?

Bardzo dobre pytanie :Stan - Uśmiecha się - Szeroko: No coz, odkrylem co mi jest kilka miesiecy temu podczas pobytu za granica, wiec jest to autodiagnoza. Dalej tu jestem, wiec nie moge za bardzo tutaj udac sie do psychiatry (wstydzilem sie isc w Polsce a co dopiero tutaj, jak nawet tu jeszcze u zwyklego lekarza nie bylem.) Ale za dwa tygodnie jade do Polski, mam juz wizyte zaklepana, chce dostac oficjalna diagnoze, moze mi wreszcie rodzice uwierza, ze nie jestem normalny. Ale w miedzy czasie przegladam co sie da na necie, po polsku i angielsku i sam siebie zanalizowalem i sporzadzilem autoterapie. Widze postepy, ale jeszcze nic nie mowie, zeby nie zapeszyc...
Proszę nie pozostawaj tylko w autoterapii. Poza tym wrażenie uleczenia jest bardzo częste nawet u osób, które korzystają z terapii specjalistycznej. Nie mówię, że ktoś nie może być tak genialny, że sobie sam nie pomoże, ale po co ryzykować? Jak będziesz już w Polsce u lekarza to np. na drugiej wizycie powiedz jak sam "ćwiczyłeś", co Ci to dało?
Racja, cholernie ciezko samemu sobie pomoc, jak sie nie wie jak, ale domyslam sie, ze terapeuci i tak mi nie pomoga, oni moga co najwyzej "pomoc mi pomoc sobie." Wiem, ze mi powiedza, ze musze zmienic myslenie i takie tam. Do tego to juz sam doszlem. Wiem, ze musze znalezc specjaliste, kogos kto sie na tym zna, bo czytalem, ze ludzie chodza miesiace na nieskuteczne terapie, bo to zaburzenie nawet nie jest dobrze rozumiane przez psychiatrow, a co dopiero zwyklych ludzi. Na socjofobie cierpi prawie 7 % spoleczenstwa, jest to 3 pod wzgledem liczby chorych zaburzenie, po depresji i alkoholizmie, jednak jednoczesnie jest najmniej zrozumiane przez ludzi, bo jej objawy nie sa widoczne, nikomu nie przeszkadzaja. Socjofobik usuwa sie z zycia spolecznego i wszyscy odczytuja to jako cecha charakteru, wyjatkowa niesmialosc albo nietowarzyskosc. Nikt po prostu nie zna tego problemu, mowi sie o depresji, alkoholizmie, paleniu, narkotykach, schizofrenii, ale malo kto zna socjofobie i ze to powazne zaburzenie psychiczne. Widzial kto jakis film, w ktorym glowny bohater cierpial na to? To bylby bardzo ciekawy film...
resuscytacja napisał(a):... "pomoc mi pomoc sobie." ...
Dokładnie tak.

resuscytacja napisał(a):... Wiem, ze mi powiedza, ze musze zmienic myslenie ...
Żaden prowdziwy specjalista nie będzie Cię tak zamęczał, bo to do niczego nie doprowadzi.

resuscytacja napisał(a):... Widzial kto jakis film, w ktorym glowny bohater cierpial na to? To bylby bardzo ciekawy film...
A widział: tu lub tu (opis filmu "Elling"). Leciał niedawno w TV.
resuscytacja napisał(a):Nikt po prostu nie zna tego problemu, mowi sie o depresji, alkoholizmie, paleniu, narkotykach, schizofrenii, ale malo kto zna socjofobie i ze to powazne zaburzenie psychiczne.
Najciekawsze jest to, że powszechne jest użalanie się nad problemami narkomanów, palaczy, alkoholików, podczas gdy jest to ich świadomy wybór, w zasadzie sami sobie są winni, tymczasem to właśnie fobię społeczną - zaburzenie niezależne (no może w bardzo niewielkim stopniu, ale np. ja mam jej objawy od małego dziecka) od człowieka - uważa się ją za zjawisko od nas zależne, że w każdej chwili możemy to zmienić, ale nie chcemy :Stan - Niezadowolony - Przewraca oczami:
Nawet depresja jest o wiele mniej poważna, bo nie trwa ciągle (oprócz ekstremalnych przypadków).

A może to po prostu dlatego, że jesteśmy o wiele trudniejsi do "wytropienia", nie mówiąc o "wyleczeniu" - po prostu alkoholicy itp. stanowią dla ludzi łatwiejsze wyzwanie...


Michał napisał(a):
resuscytacja napisał(a):... Widzial kto jakis film, w ktorym glowny bohater cierpial na to? To bylby bardzo ciekawy film...
(opis filmu "Elling"). Leciał niedawno w TV.
W tym samym dniu leciał także film (też norweski, oni chyba są specjalistami od takich "psycho-obyczajówek") "Kumple", 3 przyjaciół, w tym jeden, który ma właśnie fobię społeczną. Boi się ludzi, siedzi w pokoju, nawet z przyjaciółmi rzadko gada. Zaawansowany przypadek. Choć film się nie koncentrował tylko na jego osobie, to polecam. Końcówka podbudowuje :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Emperor napisał(a):... Najciekawsze jest to, że powszechne jest użalanie się nad problemami narkomanów, palaczy, alkoholików, podczas gdy jest to ich świadomy wybór, w zasadzie sami sobie są winni ...
Nie zgodziłbym się z tym. Ci ludzie mają wielkie problemy, z którymi sobie nie potrafią poradzić, często nawet nie wiedzą co jest tym problemem, czasem mają podobne problemy do "nas".
Niemniej jednak sami się w te problemy wpakowali i często sami dalej w to brnęli. Często również jest to efekt zwykłej głupoty. Nie mówię, że wszyscy świadomie i z własnej winy stali się nałogowcami, ale zazwyczaj tak jest.

Nałogu nie masz od urodzenia, czy wczesnego dzieciństwa (< 3 lat), natomiast zaburzenie, w większości przypadków, tak.
No zgadza się więcej sprawczości jest w nich. Muszę Ci oddać rację. Ale chodzi mi o to, żeby nie mówić "ci są gorsi, ci są lepsi" (winni, nie winni etc.).
Emperor napisał(a):...tymczasem to właśnie fobię społeczną - zaburzenie niezależne (no może w bardzo niewielkim stopniu, ale np. ja mam jej objawy od małego dziecka) od człowieka - uważa się ją za zjawisko od nas zależne, że w każdej chwili możemy to zmienić, ale nie chcemy :Stan - Niezadowolony - Przewraca oczami:

Z tym akurat totalnie sie nie zgadzam sie. Mysle, ze w tym wlasnie lezy sukces wyjscia z tej fobii - trzeba uwierzyc, ze to od nas zalezy wyleczenie, bo jesli tego sie nie zrobi, to zadna terapia nie pomoze. Ktos moze nam wskazac jak lepiej myslec, lepiej sie zachowywac, ale to przeciez my musimy to sami zrobic, nie mozna czekac az nadejdzie dzien, kiedy nagle sie zmienimy, musimy sami kroczek po kroczku wprowadzac zmiany w naszym zyciu. Oczywiscie trzeba wpierw dowiedziec sie jak to robic. Lekarstwa moga okazac sie pomocne, ale najwazniejsza jest praca nad soba.
Michał napisał(a):No zgadza się więcej sprawczości jest w nich. Muszę Ci oddać rację. Ale chodzi mi o to, żeby nie mówić "ci są gorsi, ci są lepsi" (winni, nie winni etc.).
Ci, którzy nie ulegli pokusom, pod pewnym względem są jednak lepsi :Stan - Niezadowolony - Diabeł:

resuscytacja napisał(a):Z tym akurat totalnie sie nie zgadzam sie. Mysle, ze w tym wlasnie lezy sukces wyjscia z tej fobii - trzeba uwierzyc, ze to od nas zalezy wyleczenie, bo jesli tego sie nie zrobi, to zadna terapia nie pomoze. Ktos moze nam wskazac jak lepiej myslec, lepiej sie zachowywac, ale to przeciez my musimy to sami zrobic, nie mozna czekac az nadejdzie dzien, kiedy nagle sie zmienimy, musimy sami kroczek po kroczku wprowadzac zmiany w naszym zyciu. Oczywiscie trzeba wpierw dowiedziec sie jak to robic. Lekarstwa moga okazac sie pomocne, ale najwazniejsza jest praca nad soba.
Chodziło mi o to, że my fobii nie wybieramy świadomie, nie mamy nawet na to wpływu, nie wkraczamy w nią, więc nie jest od nas zależna w sensie podłoża i powodów.
Natomiast oczywiście wyjście z niej zależy już od nas, bo niby od kogo? Ale spójrz na to, jak jest postrzegana: że to nasz wybór, że nie chcemy wyjść do ludzi, że możemy to zmienić, ale nam się nie chce itd. A prawda jest diametralnie inna. Każdy chyba chce z tego wyjść. A przynajmniej nie mieć irracjonalnego lęku przed każdą żywą ludzką istotą.
Emperor napisał(a):Chodziło mi o to, że my fobii nie wybieramy świadomie, nie mamy nawet na to wpływu, nie wkraczamy w nią, więc nie jest od nas zależna w sensie podłoża i powodów.
Natomiast oczywiście wyjście z niej zależy już od nas, bo niby od kogo? Ale spójrz na to, jak jest postrzegana: że to nasz wybór, że nie chcemy wyjść do ludzi, że możemy to zmienić, ale nam się nie chce itd. A prawda jest diametralnie inna. Każdy chyba chce z tego wyjść.

Fobia glownie bierze sie z przykrych doswiadczen z przeszlosci albo sposobu wychowania w rodzinie. Akurat w moim przypadku nie bylo zadnych 'przykrych doswiadczen' (przynajmniej sobie nie przypominam ich). Po prostu moj mozg reagowal ze zbytnia wrazliwoscia na gesty odrzucenia, ktore by nie wywarlo wiekszego wrazenia na normalnym dziecku. A ja to przezywalem, no i teraz mam za swoje... Ale oczywiscie to nie moja wina, zrozumialem, ze nie moge tez innych obwiniac, oni po prostu mnie nie rozumieli. Bylem po prostu takim strachliwym i nadwrazliwym dzieckiem i ten lek pozostal.
Rzeczywiscie ludzie nas blednie postrzegaja, nie wiedza, ze my 'chcemy, ale nie mozemy.' Ale nie mozna liczyc na to, ze ludzie zaczna nas inaczej traktowac. To my musimy sie zmienic.
100% :Stan - Uśmiecha się: