PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Pustka w życiu(ściana tekstu)
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Witam!
Niedawno skończyłem 25 lat. Dotychczas nie osiągnąłem w swoim życiu nic. Całymi dniami siedzę przed komputerem, nie zawieram interakcji międzyludzkich. Moje życie polega na wstaniu po południu, komputer, wieczorem kilka paczek tłustych chipsów przed serialem i sen. Tak w kółko od 6 lat.
Ostatnich dwóch znajomych jeszcze z czasów gimnazjum/podstawówki olałem kilka lat temu(nie okazywali mi szacunku i mieli swoje priorytety). Pochodzę z częściowo patologicznej rodziny(ojciec alkoholik, znęcanie się psychiczne nad matką, molestowanie). Nigdy w życiu nie byłem w żadnym klubie lub imprezie, przez czas liceum byłem odludkiem, z nikim nie rozmawiałem, nawet się nie witałem. Niczym się nie interesowałem, nie miałem pasji, zainteresowań, planów. W wieku 20 lat udało mi się ukończyć kurs na wózki i znaleźć pracę na 3 miesiące, i to tyle. Od tamtej pory nawet specjalnie nie szukałem pracy, kilka rozmów kwalifikacyjnych i to tyle. W ten sposób jestem od 5 lat na bezrobociu. Nie mam też własnych ubrań, nie wychodzę z domu(chyba, że do sklepu po "przekąskę" na wieczór), dosłownie nigdzie. Latem szczególnie nie wychodzę poza dom, bo nie mam jednej pary ubrań(tylko wieczorem w starej kurtce jak kret lub nietoperz w obawie przed światłem), jestem też bliski "stracenia" ostatniej pary butów bez których po prostu nie będę w stanie wyjść gdziekolwiek. Nigdy w życiu nie rozmawiałem z dziewczyną towarzysko. Nie miałem potrzeby nawiązywania kontaktów, zresztą nie miałem jak bo... nie interesowali mnie inni ludzie i przysłowiowe "gadki szmatki" , nie miałem o czym mówić będąc pustym w środku. Nawet ci moi dwaj "znajomi" nigdy mnie nie traktowali poważnie, wszystkie nasze wspólne "wypady" polegały na 30 minutowym spacerze do pobliskiego supermarketu podczas których to ja tylko słuchałem ich opowieści z ich życia prywatnego lub o ich zainteresowaniach. Mnie nie słuchali, ja nawet nic nie mówiłem, bo jak wcześniej wspominałem byłem nikim, gościem, który przeżył całe swoje życie w domu(dosłownie, nawet nie żartuję). Jedynie w podstawówce byłem bardziej śmiały, ale bardziej w sensie pośmiewiska, miałem nawet swój mały "kabaret". 10 lat temu były jakieś próby wprowadzenia mnie do towarzystwa przez kuzyna, podobał mi się ten wypad, doświadczyłem czegoś nowego niż siedzenia w domu, ale byłem tylko obserwatorem, jak później się dowiedziałem śmieli się ze mnie :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:. Ale się tym nie przejmowałem. Całe życie można by powiedzieć byłem mamisynkiem chociaż nie okazywałem matce szacunku. Jednak to była jedyna osoba, do której byłem przywiązany i mogłem się odezwać. Do "ojca" nigdy się nie odzywałem, tak samo do siostry, ani jednym słowem(a ona do mnie)... "dosłownie". Nasze relacje też nie były zdrowe, matka też przechodziła przez depresję i ogólnie ma swoje problemy psychiczne.
Mój problem polega na tym, że jak wspominałem, niedawno skończyłem 25 lat. Do tej pory nie czułem się przygnębiony, powiem że takie życie mi odpowiadało. Przyzwyczaiłem się do tego. Uznałem, że gdy moja matka umrze(ma poważne problemy zdrowotne z nowotworem), która mnie utrzymuje skończę ze sobą i tak żyłem z roku na rok w "sielance". Nigdy nie myślałem o dziewczynie lub grupach znajomych, nie miałem facebooka, naszej klasy, nic, taki odludek. Ale teraz... powiedzmy przechodzę mały kryzys "wieku średniego". Przeżyłem już ćwierć wieku na tej planecie i gdy patrzę w tył... duszę się w środku(miałem już kilka takich "duszliwych" momentów w życiu, ale później o nich szybko zapominałem i wracałem do swojego regularnego życia bez krzty skruchy... może za kilka dni znowu tak będzie?). Lata zmarnowane, przeżycia których już nigdy nie doświadczę(pierwsza miłość w młodzieńczym wieku, pierwszy pocałunek, stosunek, związek z młodą dziewczyną), nie mówiąc już o karierze zawodowej i sukcesie. Jestem zbyt niesamodzielny, nieporadny życiowo i aspołeczny, mam dwie lewe ręce, jestem bez wykształcenia(w szkole chociaż się starałem nigdy nie miałem średniej powyżej 3.8), nie umiem planować, nie wiem czego chcę, gdy natchnie mnie motywacja bardzo szybko ją tracę w obawie przed porażką. 3 lata temu planowałem wyjechać do Anglii na własną rękę, wymysliłem sobie że tam przylecę, na google maps sprawdziłem jakiś hostel, potem pokój, jobcenter, wiecie, takie planowanie i "marzenie". Jednak potem przychodziło do mnie moje fobie, na forach jak głupi pytałem się w jaki sposób wykupić bilet miesięczny w Londynie na odpowiednią strefę, byłem tak nieporadny że nawet tak proste sprawy mnie przerastały, a co dopiero cały wyjazd. Najgorsze jest to, ze nie czułem wyrzutów sumienia. Podobnie jak jechałem do Szwajcarii na sprzedaż po domach... byłem bardzo podekscytowany, pewny siebie, ale po tygodniu już wróciłem "do mamusi" , bo kompletnie się do tego nie nadawałem, nawet brakowało mi odwagi pukać do drzwi ludzi... .
Obudziłem się z tą przysłowiową ręką w nocniku... będąc z niczym i z nikim. Sam jak palec, bez perspektyw, czując się przez całe życie jak ten "special snowflake", patrząc też na ludzi z góry samemu nie mając nic. Nie czuję się jak człowiek, nie czuję się facetem, nic nie potrafię, nie jestem męski, nie jestem "człowieczy". Nie mam własnej osobowości, przynależności. Pomimo, że domowa atmosfera była zawsze patologiczna ja nie mogłem się zidentyfikować. W podstawówce wszyscy pochodzili z dobrych rodzin lekarskich, jedyni kumple jakich miałem byli porządni odnoszący ogromne sukcesy swoją ciężką nauką i pracą, byli zaradni i nie byli niedorajdami życiowymi... chociaż jeden z nich był również samotny, ale nie był aspołeczny, wychodził do ludzi, integrował się. Moje pozadomowe "środowisko" było porządne, może dlatego nigdy nie przeszedłem na "żłą" drogę ucieczki w narkotyki i rozboje? Ale gdy tak sobie o tym pomyślę to nigdy nie kwalifikowałbym się do grona ludzi "normalnych", a środowiska patologiczne czy nadmiernie "rozrywkowe" mnie żenowały. Nawet z tymi "patologicznymi" bym się nie zidentyfikował, bo nawet nie piję alkoholu, nie palę(kręci mi się w głowie po dwóch fajkach), nie jestem agresywny(tylko w grach, ale jeżeli chodzi o bójkę to wymiękam ze strachu chociaż żadnej nie przegrałem:Stan - Uśmiecha się - Mrugając:), wulgarny, pomimo mojej pokaźnej(otyłość 136) figury(na łyso wyglądam "mało inteligentnie", co zawsze mnie krępowało, pomimo że jestem mało inteligentny i niekumaty..., może tylko czasami w swojej psychozie?... może jestem jak taki rottweiler, ale chowany wśród owiec... bez tożsamości...) i wzrostu(186). Czasami myślę, że jestem takim większym dzieckiem, do 18 roku życia chodziłem z matką do fryzjera, bo "się wstydziłem" sam, tak samo jeżeli chodziło o jakieś ciuchy... . Gdy myślę o ludziach prowadzących normalne rozmowy, nawet gadki o byle czym, mających swoje zainteresowania, pracę, obowiązki, życie i doświadczenia(jak chociażby wspomniane wcześniej miłostki czy po prostu życie...), plany czuję się jak kamień, który jest ale tak naprawdę nie żyje, tylko obserwuje, w którego nie da się tchnąć życia, bo jest to po prostu niemożliwe. Nie wiem może coś jest z moją psychiką nie tak. Pisząc to wszystko łzawię się, ale z drugiej strony potrafię się śmiać jak czytam gdy kogoś zastrzelono czy przejechał go pociąg. Gubię się w swoich myślach i pragnieniach... .
Na nowo zacząłem myśleć o samobójstwie, strzeleniu sobie w głowę. Wiem, że samobójstwo to ostateczność, nawet jeżeli życie się przegrało to wciąż są jakieś doznania, doświadczenia, emocje nawet jeżeli miałby to być ból i zawód. Śmierć jest ostateczna, wyłączają się wtedy wszystkie doznania, emocje, uczucia, bóle, smutki i radości... tak jakbym nigdy nie powstał. Często życzę sobie tego, że chciałbym się nigdy nie narodzić i mam pretensje do matki, że zdecydowała się na rodzenie dzieci będąc w patologicznym związku i samą nie będącą do końca sprawną psychicznie. Jestem nieudacznikiem do kwadratu, wiecznym dzieckiem, marzycielem, człowieczą jednostką wegetującą przez życie, obserwującą jak mijają ją przed nosem życiowe chwile, których już nie będzie można już przeżyć, bo są jednorazowe. Jest to jak tortura... czuję się torturowany.... stworzony, by wszystko oglądać przez szybę wiedząc, że samemu nigdy nie będzie tego dane zaznać... więc po co w ogóle powstałem? By cierpieć z tego powodu?
Jestem słaby, ale mam nadzieję, że zbiorę sobie siły by ze sobą ostatecznie skończyć... trzymając ten pistolet w dłoni, żebym nie spanikował... bowiem nie chcę marnować ostatnich lat młodości w psychiatryku lub jako nieudacznik nad którym trzeba się użalać... wiem, że na świecie są miliardy ludzi z o wiele gorszymi problemami niż moje... ja tak naprawdę nie mam problemów, życie mnie niczego nie nauczyło, nie wymusiło, jednak naszedł mnie ten nagły żal, że nie doświadczyłem swojej młodości i dorosłego życia jak inni ludzie... . Wczoraj postawiłem sobie taki cel, że jeżeli przez następny rok nic nie zrobię w swoim życiu, to muszę ze sobą skończyć by uniknąc psychiatryka lub bezdomności. Dzisiaj zacząłem głodówkę(całe życie byłem otyły i nigdy się nie odchudzałem), zacznę na nowo próbować szukać pracy by zdobyć doświadczenie, później o kwalifikacjach. Chociaż na miłość z moją osobowością i stosunkiem do życia nie mam szans, to chociaż chciałbym się usamodzielnić..., ale wątpię czy coś z tego wyjdzie, bo szybko tracę motywację... zobaczę.
Podziwiam kogoś, kto chociaż częściowo przeczytał ten zlepek nie trzymających się kupy wypocin :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:.

Na dole dam też linki do dyskusji na innych forach, gdzie udzieliłem dalszych odpowiedzi:

EDIT: niestety nie mogę linkować, ale mam wpis na forum psychologia net pl i na abczdrowie w dziale psychologi
Przeczytałem całość i wcale nie był to zlepek wypocin ,jak Ty to nazwałeś ,tylko całkiem dobra stylistycznie historia Twojego życia, jakże smutnego. Pamiętaj ,że w każdym momencie możesz je zmienić na lepsze zaczynając choćby małymi krokami od zmiany wyglądu fizycznego ,w Twoim wypadku od zrzucenia kilku kilogramów. Jeżeli masz coś zmienić w swoim życiu ,zacznij od ciała , masz co rzeźbić :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2:
Area napisał(a):Witaj.
Powiem szczerze, że Twoja historia mną wstrząsneła. To co Cię w życiu spotkało jest bardzo smutne i trudne.
Życzę Ci wytrwałości w zmienianiu życia na lepsze. Mam nadzieję, że odnajdziesz siebie i powoli wyjdziesz na prostą:Stan - Uśmiecha się:

Nie sądzę, że jest trudne, a raczej żałosne i patologiczne, bo najwięcej cierpi na tym moja matka, a nie ja, bo ja w zasadzie nic nie robię/robiłem tak naprawdę, a wegetowałem. Nie wiem, widocznie musiałem się wygadać... .

Gość

dlt
no to podobnie jak u mnie, też przez ostatnie lata sobie spokojnie wegetowałem w domu, kilka miesięcy temu zaczęło mnie to męczyć , ale narazie nic nie zrobiłem by polepszyć sytuację, byłem jeszcze grubszy i od prawie roku się odchudzam , ale same odchudzanie nic nie daje bez podjęcia innych kroków
edit więc jeżeli ci zależy to kroki podejmij nawet teraz bo też odchudzanie pewnie Ci zajmie koło roku z takiej wagi, piszesz ze głodówke stosujesz ale to ryzyko, że zwolni ci metabolizm bardzo i waga się zatrzyma, ale może uda Ci się dojechac do 100-110kg zanim to się stanie
Chciałam napisać dokładnie to co Szary Cezary. Metodą małych kroków możesz zmienić swoje życie. Na przykład- zapomnij o głodówkach czy forsowaniu się- to tylko cię zniechęci. Wystarczą drobne zmiany. Wyznacz sobie cele, ale nie jakieś bardzo odległe i z księżyca, tylko takie które jesteś w stanie zrealizować bez jakiegoś większego wysiłku, ale które też wprowadzą małe zmiany do twojego codziennego życia. Rób to, nawet jak nie wierzysz, że to coś zmieni. Tak od niechcenia, ale codziennie rób malutki kroczek w kierunku celu. Wielkie zmiany z dnia na dzień są bez sensu i tylko wzbudzają w człowieku frustrację i odbierają wiarę, że się uda.
Wszyscy trzymamy za Ciebie kciuki! :Stan - Uśmiecha się: Jeszcze nie jest za późno na zmianę Twojego życia, jesteś młodym człowiekiem!
A mnie twoja opowieść nie dziwi,to co napisałeś to taki skrót z mojego życiorysu z tymże oboje moich rodziców to "ukryci alkoholicy"-w domu piją,na zewnątrz nikt nic nie wie.Na mamisynka też mnie matka wychowywała ale to wina ojca który nigdy nie traktował mnie jak syna,nie nauczył niczego,nic nie wpoił do mej głowy.
Plany,marzenia to dla mnie słomiany zapał,zabieram się do czegoś a po chwili rozmyślam czy podołam podstawowym zadaniom,ba dziecinnym bym mógł rzec i zniechęcam się.Ogólnie czuję się wypalony życiem,nie wymagam nic,nie wnoszę także nic,nie wiem gdzie dalej iść,poniekąd jest mi to obojętne ale psychiatryk chce ominąć,nie chciałbym żyć "nieświadomie",co do bezdomności to podobnie jak ty wolę samobójstwo niż żebranie i tułanie się po pustostanach,nie zniósłbym tego.
Mam wrażenie że jestem za bardzo wrażliwy,potrafię się obrazić na cały świat gdy ktoś wejdzie z butami do mego świata.Nie chcę robić przykrości moim rodzicom więc żyje,bez celu,bez nadzieii na poprawe.Również straciłem swoją młodość bo o dziewczynie,stosunku czy pocałunku nie będe pisał-tego nie było.Całe moje życie to porażka,wiem że psycholog by mi się przydał ale nie umiem opowiadać o swoich życiowych niepowodzeniach bo się ich wstydzę.
A skąd Ty, mój drogi, weźmiesz pistolet? Aaa i jeszcze tutaj Ci napiszę, że to nie jest tak, jak na filmach widać, że jak się dostanie kulkę, to tylko taka mała dziurka jest po tym. Ale mniejsza o to. To i tak odpada.

Powiem Ci, że to, co napisałeś, to wcale nie jest "zlepek nie trzymających się kupy wypocin". Jest w tm tekście, coś, co absolutnie go spaja. Nie umiem tego nazwać słowem, ale pokazuje że wcale nie jesteś pusty w środku-tak jak o sobie napisałeś.

Jak czytałam (a przeczytałam całość) przyszła mi do głowy myśl, że właściwie to chyba nadajesz się do jakiegoś ośrodka, w którym nauczyliby Cię żyć. Niestety nie wiem, czy są takie placówki. Musisz chyba zgłosić się po jakąś pomoc z zewnątrz, bo sam możesz nie udźwignąć tego.

Zamiast głodzenia się zrezygnuj z tych czipsów. To na początek. Potem można jakoś dietę bardziej szczegółowo ustawiać. Tak przynajmniej wydaje mi się będzie bezpieczniej od głodzenia się.
Pistolet? Można pójść na strzelnicę, czytałem o takich przypadkach samobójstw, tu w Polsce, ale to jeden z wielu sposobów(nie żebym dogłębniej analizował temat, nie, nie jestem takim "creepem"). Ja myślę, że jest wielu takich ludzi skrzywionych przez los czy inne czynniki. Ja siebie nie uważam za takiego, bo ludzi dotykają różne krzywdy, tragedie. Mnie takowa nie dotknęła. Ja też krzywdzę ludzi w swoim otoczeniu, swoją postawą i podejściem do życia. Czasami jednak zachciewa mi się normalności, "niepatologiczności" o ile takie sformułowanie istnieje w tym szalonym i zakręconym świecie. Sam nie wiem po co się wyżaliłem, może chciałem poczuć się lepiej? Chciałem zmiany, ale nie jestem do niej stworzony? Jedynie człowiek świadomy i poważny może się zmienić, dojrzały, zdrowy. Będę się starał robić jakieś tam małe zmiany w swoim życiu, ale na głębszą metę nie będę oczekiwał większych rezultatów, bo ja od zawsze byłem taki i z tego nie wyrosłem. Tak jak kiedyś jedna z nauczycielek powiedziała mojej matce, że ludzie jak ja nie dożywają 30- stki :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:.
Przeczytałam to co napisałeś i smutne to wszystko, to co powiedziała ta nauczycielka też. W sumie nie wiem co Ci napisać. Najtrudniejsze to się przełamać i poprosić o pomoc, psychologiczną, jakąkolwiek. W sumie w swoim życiu byłam na różnych terapiach, bo miałam już dość swego życia i chciałam coś zmienić. W psychiatryku też byłam i wcale nie było tam tak źle. Najważniejsze to metodą małych kroczków powoli zmieniać w sobie to i tamto, beż żadnych wygórowanych wymagań, że zmiana musi być natychmiastowa, bo taka nigdy nie będzie, tylko powolna, ale ziarnko do ziarnka i :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:. Trzymam kciuki za Ciebie, nie daj się i postaraj się walczyć o siebie. Pozdrawiam cieplutko
stać mnie tylko na taki komentarz :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
zawsze mu smutno, gdy czytam takie rzeczy jak "Lata zmarnowane, przeżycia których już nigdy nie doświadczę(pierwsza miłość w młodzieńczym wieku, pierwszy pocałunek, stosunek, związek z młodą dziewczyną), nie mówiąc już o karierze zawodowej i sukcesie."
jestem w takiej samej sytuacji, i kompletnie nie wiem, jak to zmienić...
W międzyczasie kiedy ja dołowałem to przybyły kolejne zniewolenia-internet i czipsy i dużo innych.
Zacząć od najdrobniejszych kroczków w kierunku kształtowania silnej woli,przykład:

Jak najskuteczniej zwalczać egoizm?

Najpierw trzeba mieć jasno sprecyzowany cel swojego życia i z całych sił do niego dążyć. Wielką przeszkodą na drodze dojrzewania do miłości, kształtowania pięknego charakteru jest słaba wola, lenistwo, niechęć do długotrwałego wysiłku, brak codziennego planu działania, niepunktualność i niesolidność. Trzeba kolejno te przeszkody pokonywać. Przede wszystkim niezbędne jest ułożenie sobie na cały tydzień szczegółowego planu zajęć, w którym koniecznie musi być wyznaczona stała godzina kładzenia się do snu i rannego wstawania. Pierwszą czynnością po przebudzeniu jest wyjście z łóżka bez ociągania się, zawierzenie siebie i wszystkich swoich zajęć Matce Najświętszej oraz odmówienie pacierza na klęcząco. Następnie proponuję solidną, przynajmniej 15-minutową gimnastykę i poranną toaletę (dokładne umycie zębów, prysznic itd.).

To cytat ze strony "Miłujcie się "( Jak kształtować silną wolę) więc są odniesienia religijne.
Opisujesz mgliście różne problemy zajęcie się którymi odkładasz na później, a to dlatego że nie masz wyraźnie określonego celu priorytetu dokładnie konkretnie co chcesz zmienić tak jak mówi Pan w filmie poniżej:

https://www.youtube.com/watch?v=v7h37MhR8Jg

Jeszcze to:

https://www.youtube.com/watch?v=Xz0pqa7owIc

i to:

https://www.youtube.com/watch?v=mknbLtFh...33&list=WL
Podepnę się pod ten temat jeśli nie ma problemu. Przyznam, że wchodzę na to forum tylko kiedy jestem w "wielkim dołku". Chyba po to, żeby się pocieszyć, że ktoś ma gorzej albo tak samo jak ja przynajmniej. Wracając do tematu to pierwszy post, który podsumuje moje życie prawie idealnie. Zawsze chciałem napisać długą, wyciskającą z oczu łzy wiadomość, która pokaże ludziom "o ten to ma naprawdę źle", ale zrobiłeś to za mnie. Jednak nie jest łzawa, tylko w pełni merytoryczna i dokładna. Zupełnie jakbyś stanął z boku swojego życia i wszystko opisał. Szczere gratulacje. Z małymi wyjątkami wszystko się zgadza (z tym, że ja do chipsów lubię dodać 3 - 4 piwa i papierosy, a bez pracy obecnie jestem dopiero 4 miesiące). Oszczędności się kończą więc trzeba pomyśleć o kolejnej pracy, co mnie przeraża. Znowu wysłuchiwać nieśmiertelnego "czemu nic nie mówisz". I sytuacja z mamą - dokładnie taką teraz przechodzę. Myślę sobie, że powinienem więcej z nią porozmawiać, pocieszyć, wytłumaczyć, w końcu znam historię, którą sam przechodziłem. Ale nigdy nie umiałem i nie umiem nadal z nią rozmawiać. W końcu zrozumiałem jak się czują moi bliscy widząc moje zachowanie.

Nie będę pocieszał, nie będę dawał żadnych rad, nie będę trzymał kciuków. To by była hipokryzja. Ale bezczelnie powiem, że Twoja historia mnie pocieszyła. Że są ludzie z bardzo podobnymi problemami i też nie potrafią nic z nimi zrobić.
Ciekaw jestem ile takich SOS wysyłają ludzie uzależnieni od internetu,gier,chipsów,itd). Taki necik,nic grożnego niby,takie przydatne,tyle informacji.

Alkoholicy maja AA,narkomani wspólnotę Cenacolo,a co z infocholikami?

Może ktoś stworzy takie Cenacolo dla tak uwikłanych.Jakieś odludzie,środek lasu,w rękach tylko siekiery i szpadle i budujemy najpierw proste ziemianki,dopiero póżniej coś więcej.Ciężka praca,znój,pot,ale co mamy? Mamy ŻYCIE!

O wspólnocie Cenacolo pisze wikipedia:
Wspólnota Cenacolo – powstała w lipcu 1983 roku z inicjatywy włoskiej zakonnicy Elwiry Petrozzi wspólnota, niosąca pomoc młodym ludziom z problemami, w szczególności narkomanom i alkoholikom. Obecnie działa 56 domów wspólnoty na całym świecie, w tym 3 w Polsce.

Metoda terapii opiera się na intensywnej pracy, modlitwie, dzieleniu się uczuciami, rozwijaniu talentów i zajęciach sportowych. Ponadto każdy nowy pensjonariusz dostaje "anioła stróża" - mieszkającą już dłużej w ośrodku osobę, która mu towarzyszy przez 24 godziny na dobę. Wspólnota nie zatrudnia kwalifikowanych psychologów ani nie stosuje terapii farmakologicznej. Z danych z ostatnich 25 lat funkcjonowania wspólnoty wynika, że skuteczność tej terapii przekracza 80%

No z tymi ziemiankami może trochę przesadziłem,ale w Cenacolo podobno nie ma lekko,i to jest dobre.
Jak ktoś by bardzo chciał, to mógłby zapewne zwrócić się z prośbą do takiej organizacji, aby go przyjęli na ich zasadach, pomimo, iż uzależnienie nie dotyczy narkomani, tylko czegoś innego. Jakiś tam efekt terapeutyczny na pewno zostałby osiągnięty.
iLLusory napisał(a):Jakiś tam efekt terapeutyczny na pewno zostałby osiągnięty.
Niekoniecznie, ponieważ nie można spłycać w tym wypadku wszystkiego do plakietki "uzależnienie", jako ogół. Są różne uzależnienia, na różnych zasadach działających i wymagających różnych podejść.
To może dać efekt polepszenia, pomocy teoretycznej, mentalnej, ale nie za bardzo musi. Dlatego takie organizacje działają tylko na wybranych uzależnieniach, np. alkoholizm, nimfomania, i nikt nie bawi się w mieszanie.
Już samo to, jak napisałeś: że może dać efekt polepszenia, jest w mojej ocenie warte, aby poprosić o możliwość skorzystania z tego. Lepsze takie działania w celu wyjścia z problemu, niż nie robienie niczego.
iLLusory napisał(a):Już samo to, jak napisałeś: że może dać efekt polepszenia, jest w mojej ocenie warte, aby poprosić o możliwość skorzystania z tego.
Tak, tylko czy warto szukać chleba w lodówce?
To może być droga, gdy nie ma innych dróg.
Powinno się poszukać czegoś, co konkretnie odnosi się do naszego problemu, bo eksperymentowanie i alternatywy mogą też z drugiej strony jeszcze pogorszyć sytuację.
To chyba może mieć też znaczenie, to, czy ktoś czuje, że takie działania by mu pomogły, jeśli jest zdeterminowany na jakąkolwiek pomoc ze swojej strony.
No może, ale trzeba pamiętać, że determinacja często zamienia się w desperację.
Zadzwoniłem do Cenacolo. Przyjmą ale muszą zrobić indywidualne rozeznanie,czy nie ma jakichś leków,tak powiedział. Więcej na stronie.
Mi to tam już się zdychać chce, bo życie bez celu, zainteresowań i działania to nie życie, tylko wegetacja. Szkoda, że nie ma legalnej eutanazji dla osób psychicznych, które w zamian oddały by swoje organy :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:.
Stary nie załamuj się proszę.Wielu ludzi przechodzi takie zakręty życiowe.Nie Ty jeden.
Zaplątałeś sie w ucieczkę w samotność.Inni w alkohol,narkotyki,seks,hazard,itd i też wychodzą.
Twoje uzależnienie nie wymaga chyba ciężkiego detoxu,tylko przełamania inercji.
Ja gorąco polecam książkę którą mam w podpisie.Tam jest wszystko.

Canacolo dla Ciebie to byłoby może wyskok wprost spod pierzynki na poligon wojskowy przy -20 stopni mrozu. A może przesadzam.

Moje życie też kiedyś legło zupełnie w gruzach i też miałem jedną parę rozlatujących się butów.A teraz układam do snu piątke dzieci.

Właśnie,poczytaj najpierw świadectwa nawróceń,wyjścia z kompletnych zapaści życiowych-dowiesz się wtedy,że NAPRAWDĘ MOŻNA!

Wpisałem tylko:"samotność uzależnienie od komputera -świadectwo nawrócenia i wyskoczyło mi

http://dotykboga.pl/?page_id=854

Możesz się z bohaterami tych świadectw skontaktować.
Rób coś! Ja też byłem martwy-a żyję.
Kris to Tomasz Terlikowski :Stan - Niezadowolony - W szoku:
Wszystko się zgadza.
Stron: 1 2