PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Co gdy już będzie "za późno" ?
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Otóż jak wszyscy wiedzą, w życiu człowieka są pewne okresy, w których dokonują się pewne zmiany i procesy w życiu. Procesy te zachodzą w określonych momentach życia, gdzie oczywiście sztywny wymiar czasowy nie jest określony, natomiast przyjęło się, że wtedy powinny nastąpić. Jeśli coś tych okresach "s+:Ikony bluzgi pieprz:" lub je jakoś przegapimy wraz z postępującym wiekiem szanse na odnalezienie się na danym polu maleją lub wręcz jest to już niemożliwe (relacje międzyludzkie, sukces zawodowy, samorozwój itd.).

Oczywistym jest, że jako ludzie z fobią społeczną na wszystkich tych polach radzą sobie gorzej lub wcale. Są tacy, którzy starają się coś zmienić oraz tacy którzy odpuścili.

Przypuśćmy, że nachodzi taki oto moment - macie, powiedzmy, 45 lat, wiek w którym większość ludzi już nie ma siły na diametralne zmiany i parcia na nie. Nieważne, czy staraliście się coś zmienić czy nie, we wszystkich sprawach waszego życia jest taki sam upadek, po prostu nic nie wyszło. Moje pytanie brzmi, czy bylibyście w stanie tak wegetować do końca życia ?

Pytam, ponieważ świadomość upływającego czasu mnie przeraża, wegetowałem przez fobię sporą część swojego życia, w wielu sprawach jest trochę lepiej, w innych tak samo, tyle, że próbuję, bo jeszcze mam ostatki sił i chęci. Natomiast wiem, że żyć tak jak dotychczas nie potrafię. I wiem, że jeśli przyjdzie w przyszłości ten moment kiedy zrozumiem, że już jest za późno by to wszystko naprawić, po prostu popełnię samobójstwo.

Jak Wy widzicie tą kwestię ? Żyć by dla samego życia, mimo, że jest męczarnią czy po prostu odpuścić ?

Proszę nie piszcie, że nigdy nie jest za późno, nie cierpię tego określenia. :Stan - Uśmiecha się:
Ech.
Vincent napisał(a):Proszę nie piszcie, że nigdy nie jest za późno, nie cierpię tego określenia. Wesoly
Myślę, że to kwestia podejścia... Naprawdę można tak czuć, ba, nawet ja tak czasem czułem...
...No, ale teraz czuję, że śmierć byłaby super. Byle szybka, bezbolesna i bez pójścia po niej do piekła.
Odpuścić.
Hej no bądź już taki pesymistą, śmierć to rozumie jak najbardziej, ale z tym piekłem to już nie przesadzaj, chyba że naprawdę nabroiłeś, a my z natury takie grzeczne chłopaki.

To ja kolegę rozczaruje i napisze, że z pewnością może być za późno, choć w naszym wypadku to raczej bez większego znaczenia...tego się nie zmieni, co najwyżej można nauczyć się z tym żyć. I na pocieszenie powiem, że jak to u nas bywa w wielu kwestiach to i na odebranie sobie życia też najpewniej zabraknie odwagi. Ale na wszelki wypadek nie myśl tyle o tym bo dostaniesz na łeba i fakt z wiekiem coraz więcej sie mysłi o przeszłości i trzeba to wybic sobie z głowy bo chyba nie ma nic gorszego. Mi od paru miesiecy się to udziela i z tym walcz
Poszukać w innych religiach, gdzieś tam nawet o jakimś raju i dziewicach prawili.
Co byś w życiu nie s+:Ikony bluzgi pieprz:ł, to niebo i tak będzie błękitne, będziesz mógł się przebiec, wykąpać w morzu, posłuchać, jak pada deszcz. Nie warto tego oddawać.
Od razu nam wszystkim lepiej.., aż chce się żyć!
.... i będą dziwki
jeee :-D, było tak od razu!
Pomyśl w ten sposób: mając te czterdzieści pięć lat niewiele tracisz podejmując ryzyko. Nie musisz już tak bardzo obawiać się porażek, bo już nieraz je poniosłeś. Nawet jeśli to już ostatni dzwonek na zmianę, to nie powinieneś odczuwać presji. I tak spisałeś siebie w pewien sposób na stratę, więc co Ci teraz zależy? Najwyżej wrócisz do punktu wyjścia.
I jak dużym trzeba być optymistą, czy naiwniakiem, żeby, siedząc do 45 w totalnie ciemnej dup*e, wierzyć, że cokolwiek się zmieni? Taki koleś pewno już nie raz wracał do punktu wyjścia. Najprawdopodobniej nic się nie traci odpuszczając, ba prawdopodobieństwo, że tylko i wyłącznie się sobie zaoszczędzi masy nieprzyjemności jest nieporównywalnie większe, a nawet jeśli, who cares, dożyć 45 w takim stanie to i tak wyczyn. : P Już widzę jak ktoś po spisaniu siebie na stratę, dostaje kopa energii i wywraca swoje życie do góry nogami. : P
natie napisał(a):Pomyśl w ten sposób: mając te czterdzieści pięć lat niewiele tracisz podejmując ryzyko. Nie musisz już tak bardzo obawiać się porażek, bo już nieraz je poniosłeś. Nawet jeśli to już ostatni dzwonek na zmianę, to nie powinieneś odczuwać presji. I tak spisałeś siebie w pewien sposób na stratę, więc co Ci teraz zależy? Najwyżej wrócisz do punktu wyjścia.
Zgadzam sie w 100 procentach- Czasem warto zaryzykować :Stan - Uśmiecha się:
Ryzyko ryzykiem, ale chodzi jeszcze o realne możliwości, no sorry, ale z czym do ludzi.
Kgg napisał(a):.... i będą dziwki
Liczę na to, że dotrzymasz obietnicy
x
45 lat? Ja mam 25 lat i już do mnie dotarło, że nic się nie zmieni na lepsze.
Tylko niestety w psychologii jest coś takiego jak oczekiwany bilans strat i zysków + zasada "once bitten, twice shy".
...
Był pewien okres w moim życiu, w którym miałem dwadzieścia parę lat, niemalże zerowe doświadczenie w pracy, puste CV, zaczęte i nieskończone studia... ale mam to już za sobą. Uważam, że przez prawie trzy ostatnie lata udało mi się nadrobić kwestię kariery zawodowej i jestem na takim poziomie jak większość 28-latków. Ważne jest to, że nie stoję w miejscu i nie boję się już o utratę pracy, bo wiem, że czeka na mnie dużo innych, ciekawszych ofert w różnych zakątkach Polski.

Najważniejsze jest chyba to, żeby mieć cel w życiu. Ja mam określony cel. Chcę skończyć studia, zdobywać doświadczenie i wiedzę życiową, doskonalić umiejętności językowe. Za dwa lata mam zamiar opuścić moje miejsce zamieszkania i ruszyć w świat. Będę miał wtedy 30 lat i na nic nie będzie jeszcze za późno. Będę mógł gdzieś osiąść, znaleźć dużo lepszą pracę i zająć się innymi sprawami. Mam jeszcze tyle rzeczy do zrobienia, tak dużo chcę się jeszcze nauczyć, mieć szeroką wiedzę na wiele tematów. Gdziekolwiek bym nie pojechał, zawsze będę miał jakiś cel w życiu. Jeśli wyjadę na Zachód Polski, to wynajmę mieszkanie, będę spotykał się w ludźmi o podobnych pasjach, pójdę na terapię (niekoniecznie psychologiczną), mam zamiar regularnie uczęszczać na siłownię, a potem udać się na jakiś kurs sztuk walki (o czym marzę od dziecka). Jeśli wyjadę za granicę, to zajmę się tylko pracą i gromadzeniem pieniędzy. Po jakimś czasie wrócę, kupię sobie mieszkanie by mieć szansę na spokojniejszą przyszłość.

Związki? Nie wiem czy kiedykolwiek będę kogoś miał, ale mój kolega ze studiów został w tym roku ojcem w wieku 40 lat. Jeszcze nie jest za późno na to wszystko. Jeśli nie będę w żadnym związku, to na pewno się czymś zajmę, co całkowicie pochłonie mi czas. Tyle rzeczy jest jeszcze do zrobienia, że zawsze będę miał ochotę iść do przodu.
Fajnie że masz plany,ja też miałam kilka lat temu w głowie dalekosiężne podboje,może trochę ponarzekam ale ostatnio brak mi już sił -każdą pracę nawet za te marne bardzo marne grosze nie mogę utrzymać,3 lata męczyłam się na kierunku który wstydziłam się studiować teraz męczę się na dwóch,ale w sumie co mi po nich,jak nawet gdy zdam studia do żadnej pracy z ludźmi się nie nadaje.A nawet jak na początku jakoś ją dostanę to potem zacznie się ta sama historia co z innymi,ja po prostu nie umiem się dostosować do reguł jakichkolwiek przeraża mnie fakt siedzenia w jakimś sklepie,biurze czy coś 8 h i robienie w gruncie rzeczy co dzień tego samego,wiem że często i o taką pracę trudno więc trzeba się z niej cieszyć i być happy że się załapało ,ale wiem że takie zajęcia po jakimś czasie,wpędziłyby mnie tylko szybciej do głębokiej depresji. Ja po prostu nie jestem przystosowana do takiego trybu i tyle.
Oczywiście, verti, że teraz jeszcze na nic nie jest za późno, choć już pewne rzeczy są trudniejsze - również mam swoje plany i pomysły. Staram się i mam aktywny wpływ na swoje życie, nie czekam na mannę z nieba. Z motywacją jest tylko czasem problem.
Ale mam też świadomość swoich ograniczeń, których nigdy do końca nie pokonam oraz upływającego czasu. I po prostu należę do tego rodzaju ludzi, że zawsze biorę pod uwagę najgorszy scenariusz. Wiem, że jeśli mi się nie uda ogarnąć kilku kluczowych dla mnie kwestii, to wolę nie istnieć, bo po co, jeśli to dla mnie najważniejsze kwestie to czym mam je zastąpić ? Czymś mniej ważnym ? Nie potrafię tak.
Trzeba by ustalić najpierw cele. Za późno na poznanie kobiety swoich marzeń? Na założenie rodziny? Zrobienie kariery?
W każdym razie jakoś dałbym sobie radę z uczuciami, gdybym wszystko spier***ił to kupiłbym sobie konsolę pewnie PS6, odwiedzał dziwki http://foto.roksa.pl/normal/2918774.jpg a czasami popłakiwał na kiblu. Pewnie jakieś zwierzę przygarnął. Chyba, że stracił też pracę i zostałbym bezdomnym, to nie wiem, ale chyba zbierałbym na winiacze.



Eloisee, pokończ studia i wyjeżdżaj do Monako na 5-10 lat, powinnaś się dorobić. Wrócisz i będziesz dyktować warunki co do własnego zatrudnienia, tak aby nabyć doświadczenia. Ja chyba uciekam za granicę i szukam czegoś bez znajomości języka.
Tak,myślę często o wyjeździe za granicę bo w mojej mieścinie bez statusu studenta pracy to się już wogóle nie znajdzie.Tyle że nie mam żadnych znajomych za granicą tutaj w sumie też kiepsko,a rzucenie siebie na tak głębokie wody może się skończyć paniką i cofnięciem w rozwoju moich zdolności towarzyskich i ogólnie lęków.
Koleżaneczki i tak się wykruszą, znajdą facetów i będziesz dla nich jak piąte koło u wozu. Bez pracy, bez pieniędzy i koleżaneczek lęki się nasilą. Z resztą na pewno można kogoś poznać za granicą, jak i wrócić raz na pół roku albo częściej. Ja większość czasu na rozwój towarzyski i tak marnuję.
Stron: 1 2