PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: odruchy wymiotowe i fobia
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Mam 20 lat Od dłuzszego czasu mam takie odruchy jak bym mial za chwile
zwymiotowac a nawet czasami mi sie to zdaza i to w miejscach publicznych np w
drodze do szkoly Przychodzi mi do glowy taka mysl ze moge zaraz zaczac miec
odruchy wymiotowe i zaraz to sie staje Wydaje mi sie ze mam fobie spoleczna
jestem niesmialy i boje sie ludzi Nie jestem soba Jestem troche na boku nie
mam kolegow itp Jak moge sobie poradzic z odruchami wymiotowym ??bo to jest
najgorsze i nie daje mi normalnie zyc!! Prosze o pomoc
Hmm myślę że to może mieć po prostu związek z lękiem. Czyli musisz pracować nad lękiem/fobią społeczną.
Wez nie wymiotuj to okropne, malo ktora laska na to poleci.
Ja miewałem mdłości i uczucie jakbym miał zemdleć, w najgorszych wpadkach konczyło się zimnym dreszczem na twarzy i częściową ślepotą przez moment. Zdażyło mi się to pare razy, najczęściej na matematyce i myślę że było to spowodowane fobią, bo matematyczka lubiła pytać wyrywkowo i zawsze miałem stresa że padnie na mnie i będę musiałodpowiadać na forum klasy. Nie miałem wtedy jeszcze świadomości że cierpię na fs, no ale teraz z perspektywy czasu wiem że to napewno przez to. Po ukonczeniu szkoły średniej nie zdażyło mi się coś takego jak na razie. Nie wiem co ci poradzić, bo mi to przeszło wraz z ukończeniem szkoły, więc może tobie teżto minie. To jest tyko w twojej głowie, musisz się nauczyć nad tym zapanować. Mi pare razy pomogło parę głebokich i spokojnych oddechów
To czego doznałeś to forma ataku paniki. Miałem coś takiego 2-3 razy w życiu. Raz podczas zajęć na studiach kiedy miałem przeczytać na głos tekst to chwile po przeczytaniu chciałem uciekać z sali, ale wysiedziałem (było to tez spowodowane źle dobranymi lekami). Drugi raz mnie dopadło jak spokojnie jadłem pizze w restauracji rozmawiając właśnie o różnych nerwicach :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:. Po ataku roztrzęsiony wcisnąłem jakoś w siebie resztę pizzy tyle ile mogłem i wróciłem do domu. Na szczęście następnego dnia miałem wizytę u psychologa, który co prawda nie powiedział mi nic co miałbym w takich sytuacjach robić, ale wskazał mi kierunek (jedyny psycholog nie kobieta podobno są bardzo cenieni w środowisku bo rzadsi i inaczej podchodzą do tematu).


Jeszcze wracając do tematu wklejam co napisałem w "zdublowanym" wątku, który trafił do kosza.

"Idź do lekarza ogólnego (albo jakiegokolwiek) i poproś o lek Controloc albo Nolpaza (zmniejsza drażnienie w przełyku itp.). Miałem dokładnie to samo (i wiem, że to z przyczyn nerwicowych) na mnie lek zadziałał cholernie dobrze już po 1 dniu (żałowałem, że zwlekałem z tym tak długo bo myślałem, że no niestety taki typ ze mnie i już tak mam, a tu taka mała tabletka a poprawia komfort życia drastycznie)."
Ja mam odruchy wymiotne co dzień rano od paru miesiecy , czesto zwracam sniadanie .Teraz dochodzi do tego pora poobiednia .U mnie to jest zwiazane z lekiem ktory czuje jak musze isc na zajecia na uczelnie.Pan psycholog powiedział , że terapią jest nie uciekać i iść na te zajęcia - ja chodzę ,ale nic się nie zmieniło...W końcu zdecydowalam sie na tebletki ..czekam na wizytę
pewnie powód jest psychologiczny i chociaż powinieneś skontaktować się z lekarzem, to terapia zajmie sporo czasu, dlatego zgadzam się z polygonW, że powinieneś poszukać jakiegoś lekarstwa na tą przypadłość.
Jak ktoś powiedział już to są ataki paniki ostatni etap FS. Też niestety tak miałem kiedy byłem wśród ludzi np.na ulicy. Silne uderzenia ciepła wrażenie że zemdleję i czułem jakbym miał zwymiotowac do tego pogarszał mi się wzrok. Raz miałem okropny atak paniki którego nie da się opisać zaczołem uciekać to było straszne.
Odruchy wymiotne to tylko wrażenie takie urojone nie bój się bo na 90% nie zwymiotujesz to tylko takie wrażenie. Powinieneś iść do lekarza.
Miałam to samo, około 14 takich tygodni, które zaczynały się odruchami wymiotnymi i ich następstwami. Masakra.
Teraz już tak nie mam. Tzn jak jest mi niedobrze, jem coś, popijam, udaję, że nic mi nie jest, idę do szkoły i śpię na pierwszej lekcji. Budzę się, jem trochę dalej i już jest lepiej.
A wcześniej, jak miałam te odruchy, gastrolog przepisał mi jakieś tabletki dla kobiet w ciąży na poranne mdłości. Nie pamiętam nazwy. Średnio pomagało :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2: Nie czułam się lepiej, tylko po prostu nie zwracałam :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2:
Mam tak samo. Każdego dnia gdy idę do szkoły, jest mi okropnie niedobrze. Parę razy nawet przyjechałam do szkoły, ale nawet nie poszłam na lekcję tylko pojechałam do domu. Kilka razy się zwalniałam. Okropne uczucie. Potem w domu od razu mi przechodziło, a na dodatek żałowałam, że to mnie pokonało. Byłam zła na siebie, że uciekam. Dzisiaj, jak zwykle rano, wzięłam hydroksyzynę (trochę pomaga i uspokaja, ale śpię na lekcjach), ale i tak na pierwszej lekcji dopadł mnie jakiś taki lęk i znowu te mdłości. Jednak zostałam w szkole i potem było trochę lepiej.
Ja wymiotywałam przez dobry miesiąc codziennie jakiś czas temu,do tego dochodziły bóle żołądka,uczucie osłabienia i zmęcznia.Nawet wody nie mogłam wypic bo od razu zwracałam.Diagnoza:nerwica lękowa.
O Dżizas! Ja też przechodziłam te katusze z odruchami wymiotnymi i teraz, czytając wasze wypowiedzi, wskrzesiłam te demony w pamięci... To było naprawdę piekło.
Tyle, że u mnie to nie trwa zazwyczaj miesiącami. Są jakieś takie okresy po tydzień - dwa, kiedy non stop czuję te okropne mdłości, później "odpuszcza" - tak naprawdę nerwica dalej się rozwija, ale mdłości nie odczuwam, odzwyczajam się od nich, później znowu wracają.
Dowodem na to, że nieleczona, nawrotowa, choroba jednak się rozwija (nawet w tych okresach "zaniku") jest mój ostatni ostry atak nerwicy - najokropniejszy i najdłuższy, jaki do tej pory w ogóle miałam. Wtedy moje życie zamieniło się w piekło pełne strachu. Pamiętam te regularne pobudki o 4 albo 5 nad ranem, sama w czterech białych ścianach, niczym w izolace. Pierwsza myśl, która przychodziła do głowy, wstrzykiwała mi kolejną porcję paralizującego strachu, trwogi, obrzydzenia, tak, że nie mogłam się podnieść z łóżka, a jednak musiałam. Odruch wymiony stawał się po pewym czasie już tak mocny, że nie dawałam rady go powstrzymywać i wtedy musiałam mimo wszystko biec do łazienki, cała zimna i spocona, z czarnymi plamami przed oczyma...
A najgorsze jest to, że jeszcze ani razu nie byłam z tym u lekarza, mimo że z chorobą borykam się odkąd pamiętam. Nie byłam skłonna wtedy nazywać swojego stanu chorobą. Tłumaczyłam o wszystko jakoś: a to mój charaker, a to niezaradność, a to sytuacja, w której sama się posawiłam. I z pewnością miałam rację. Próbowałam to zmienić. Próbowałam zapomnieć o tym, że czasami mnie napada bezpodstawna panika, że często mnie zniewala strach i o wielu innyc rzeczach. Starałam się po prostu normalnie żyć. Ale to nie pomogło.
Dlatego teraz zapisałam się do psychiatry - wizytę mam dopiero we wrześniu, bo teraz pracuję daleko od Poznania.
Może szkoda, że nie pomyślałam o wizycie u specjalisty wcześniej. Mam jednak wątpliwości doyczące leków - a na pewno mi jakąś chemię przepisze. Prawie na 100 procen później będzie problem z odstawieniem i tego się najbardziej boję...