PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Nawiązywanie przyjaźni bez imprezowania
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Jak w temacie. Nie mam pojęcia jak się to robi, wszystkie moje przyjaźnie w początkowym stadium zaczynały sie na imprezach, oczywiscie nie opierają się na tym cały czas, ale alkohol jest jednak pewnym elementem tych relacji. Zastanawiam się jak się zacieśnia więzi bez niego? Co się robi, jak to wygląda-poradźcie coś bo ja nie mam pojęcia :Stan - Różne - Zaskoczony: Byłam raz w kinie z nowo poznaną koleżanką, po seansie 10 minut drętwej rozmowy o filmie i tyle, każda poszła w swoją stronę. Widzę, że moje zycie to jakaś patologia.
Przyjaźni w pewnym wieku już się nie da nawiązywać. Chyba że komuś wystarczą jakieś powierzchowne relacje, które chce sobie tak nazywać. Trzeba się z tym pogodzić.
Da się, wiek nie ma znaczenia, po prostu czasem trafiasz na "swojego" człowieka i jakoś idzie. Niedawno poznałam za+:Ikony bluzgi kochać 2:ą dziewczyne ale zaiskrzyło miedzy nami dopiero własnie na imprezie. Do dzis jest mi najblizszą osobą, z którą moge pogadac nawet w środku nocy, ale nie chcę zeby nowe relacje uzalezniac od ilosci procentów. Nie da się inaczej?
Wszędzie można poznawać ludzi, na przystanku, w metrze (i w swetrze) w kinie (w Tubtinie), bez różnicy, maisto, czy wiocha. trzeba tylko mieć odwagę, trzeba wykazywać inicjatywę.

Bo inni ludzie maja znajomych, po prostu. Więc to oczywiste, że nikt inicjatywy wykazywał nie będzie. Normalni poznaja się normalnie - w szkole i w pracy. Nienormalni mają trudniej i tyle.
Tu nie chodzi o poznawanie, a o pielegnowanie tych relacji, przechodzenie na wyzszy poziom itp. Anita, no niby mozna bez alkoholu, ale, ja tak przewrotnie sie zapytam, niemniej bardzo serio... po co? :Stan - Uśmiecha się:
Wiesz do dzis nie było to moim problemem, ale spotykam się ostatnio z osobami raczej niepijącymi i nie mam pojęcia co robić żeby to szło dalej, ktoś zaproponował kręgle, ale go wybuczeli, część z tych osób wspomina do dziś naszą jedyną wspólną imprezę (swoją drogą- była to zagłada hehe)
Analizując te znajomości, dochodzę do wniosku, ze jako człowiek nadwrażliwy, nielubiący small talku, wybieram alkohol, bo przechodzi się od razu do sedna, otwiera i rozmawia o sprawach ważniejszych niż jaka jest pogoda i co było w tv.
Nie chcę na nikim wymuszać tych imprez, nie chcę wyjśc na największego pijaka w grupie, więc pytam co można innego robić?
znajomych sie glownie poznaje przez znajomych, "koledzy" ktorych sie poznaje w pracy to tak naprawde nie koledzy i czesto lepiej z nimi nie wchodzic w blizsze relacje. a jak ktos probuje przez hobby np klub czegostam to tez nie jest latwo bo ludzie czesto juz sie znaja albo przychodza ze swoimi znajomymi i zanim sie obejrzysz tworza sie grupki a ty stoisz z boku.
tak, to byla moja projekcja
Budowac te relacje w sieci, gdzie latwiej i naturalniej zagaic o cos glebszego. Nie wiem sam co Ci rzec madrego, bo w sumie ciekawilo mnie co Ci ten alkohol zaczal przeszkadzac, myslalem po prostu, ze fanaberia taka - ja wole bez procentow od dzisiaj :Stan - Uśmiecha się:

Nie wiem, ja na zywo bez alkoholu zamulalem raczej w grupie zawsze, to jest pewna regula.
Ordo, masz rację- tu sobie wrzucam temat w samo sedno bez zbędnego pitolenia, a w realu trzeba jakoś zagajać, więc idzie jak po grudzie, no i nie ma ostatecznie tego kolejnego levelu znajomości. Dociera do mnie ze nie znam dobrze zadnych niepijących osób, ale nie wiem czy ich po prostu nie ma czy znikają z mego zycia skoro są niepijący, obawiam się opcji nr 2.
Ale tak w gruncie rzeczy to po co dzielic ludzi na pijacych i niepijacych i czemu to ta druga opcja koniecznie ma byc ta lepsza? To chyba inne cechy maja tu znaczenie. Anyway - jakos ja wole opcje numer jeden, ale moze mniej przepitych hektolitrow za mna i stad ciagle jeszcze takie myslenie :Stan - Uśmiecha się:

Po prostu niech te znajomosci sobie trwaja nawet w jakiejs bylejakosci, nawet o byle czym mozna rozmawiac, a jak przyjdzie odpowiedni czas i odpowiednia okazja to pojawi sie cos nieco glebszego.
Ja tez mam myslenie ze wspólne picie jest spoko, ale teraz troche zmieniłam środowisko i mam tu ludzi w róznym wieku i sytuacji życiowej. Moooże uda sie to z pojedynczymi jednostkami, może faktycznie sobie to powoli będzie jakoś płynąć, ale widzę, że jest pewnien niedosyt i nie tylko ja go odczuwam.
jej, nigdy nie miałęm właściwie bliskich znajomych ,całe studia, choć i tak najbardziej pro, to było takie chodzenie za tymi fajniejszymi, co ich przez przypadek poznałem, na doczepkę. Na paru spotkaniach jednak byłe no i, owszem, był też alkohol, ale... kurczę, chyab nigdy do tego stopnia, by to dopiero "po pijaku" rozwiązywały sie komuś języki. No dobra, może raz, ale też nie dok konca.

Możliwe, a nawet pewne, że nie wiem o co autorce chodzi, ale jeśli nie o poznawanie, tylko "wchodzenie na wyższy level", jeśli poznanie kogoś to jak rozumiem jest pryszcz, to... nie rozumiem tego - jak można potem nie mieć o czym gadać?

Tzn... hm.. może rozumiem. Wydaje mi się, że to jest możliwe tylko wtedy gdy towarzystwo nam tak naprawdę nie pasuje, a dodatkowo to tacy sami jak my, niepewni siebie przymulający fobicy nieznający miejsc, klubów, pubów, czujący się niepewnie tu i tam... zresztą, nawet nieśmiali tacy zazwyczaj nie są, więc to znajomi naprawdę chyab specyficzni.

No bo pamiętając jak zachowują sie normalni ludzie na studiach, to nie kapuję, czemu tylko alkohol...
Chyba, że właśnie nie rozumiem, i to tylko autorka potrzebuje wspomagacza. Tutaj to tym bardziej nic nie poradzę. Ja nwet napić sie dla odwagi... nie mam odwagi.
Zas napisał(a):- jak można potem nie mieć o czym gadać?
no jasne ze może tak być, u mnie to nagminne, wycofuję się bardzo często ze znajomości. Nie wiem, ze strachu chyba, ze jak mnie poznają to okaże się ze jestem debilem. Za to przy barze te problemy mijają i dalej sie jakoś toczy. Kiedyś usłyszałam dość trafne zdanie, że nie tyle pijaństwo zbliża, co przeżywanie razem kaca i wspominanie popijawy. Widzę, ze tak własnie jest, typowe: "a pamiętasz jak na tej imprezie...?" o wiele bardziej zbliża niż setki rozmów na temat pogody lub sytuacji w kraju.
Ogółem- chcę wyjść z tego nawyku, cały czas próbuję przełamać się, codziennie rozmawiać i się uśmiechać, to trudne, ale moze kiedyś osiągnę cel jakim jest nawiązanie przyjaźni bezalkoholowej, jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:
Jak na wyższy level, to zamiast alkoholu, sól! Beczkę soli zjeść trzeba z takim delikwentem.
I popic...
Komentarz równie rzeczowy jak ten wyżej :-)
hahah
Po swojej osobie stwierdzam, że bez alkoholu to bardzo ciężko nawiązać przyjaźń. Alko ma wiele minusów ale największym jego plusem jest to, że łączy ludzi!
Elrond - da się.
Ordo, po co? Po to, żeby wejść na wyższy lewel.
@Centrifugal: alkohol łączy ludzi? Powiedz to żonom i dzieciom alkoholików!

Co do głównej kwestii: da się, aczkolwiek czasem mam wrażenie, że jest to jak wygrana w totka. Mi się zdarzyło i jest to jedna z niewielu rzeczy, za które jestem wdzięczny losowi.
stap!inesekend napisał(a):alkohol łączy ludzi? Powiedz to żonom i dzieciom alkoholików!
Jak tu kolega bardzo dobrze zauważył alkohol to zło. Może po-po-porozmawiajmy o patologii w rodzinie, to naprawdę ba-ba-bardzo ważny temat.... Kontekst, Stap, kontekst, wiesz, że istnieje coś takiego?
Ja się zgadzam, że alkohol na ogół zbliża ludzi (podobnie jak marihuana). Wiadomo, że nie są to dobre rzeczy jak się przesadzi ale żeby doszło do uzależnienia to chyba trzeba mieć najpierw ze sobą inne problemy, emocjonalne, z życiem towarzyskim (albo raczej jego brakiem) etc. Z tego względu tacy jak my powinni uważać ale jeśli ktoś ma na tyle rozumu, silnej woli i pomaga mu to w kontaktach z ludźmi to dlaczego nie? Dlatego się pije na imprezach, żeby wyluzować. Głupie jest myślenie, że zacznę pić i nie skończę, popadnę w alkoholizm po 1 razie, bo tak się nie stanie. Wiadomo, że kiedyś musi być ten pierwszy raz ale uzależnienie zaczyna się później, kiedy traci się kontrolę. Większość ludzi w naszym społeczenstwie pije: jedni sporadzycznie, inni upijają się w weekendy albo piją codziennie lampkę wina do obiadu przez lata i nie popadają w nałóg, nikogo nie ranią (co najwyżej własną wątrobę). Gorzej jeśli alkohol staje się ucieczką od negatywnych emocji, samotności, poczucia zranienia, jeśli już musisz się napić, żeby poczuć się normalnie to wtedy jest problem...
Jest tak jak pisze Placebo, nałóg to konsekwencja innych, wcześniejszych problemów. Uważam, że ciężko wyjść z nałogu bez zrozumienia i naprawienia tego, co się za nim kryje. Nawet nie wiem czy to możliwe. Często jak się wyjdzie z jednego, to się popadnie w następny, bo chodzi o sam mechanizm, który pozwala poczuć ulgę w cierpieniu przy występowaniu głębszych problemów.
vesanya napisał(a):Jest tak jak pisze Placebo, nałóg to konsekwencja innych, wcześniejszych problemów.
https://www.youtube.com/watch?v=ao8L-0nSYzg
Dobre, nawet jeśli trochę przekoloryzowane w jedną stronę, to generalnie każdy sie zgodzi, że to ma sens. To oczywiste.

I dlatego jeśli ktoś pije, by mieć przyjaciół... to nie jest zdrowy schemat, prawda?
mokebe napisał(a):
vesanya napisał(a):Jest tak jak pisze Placebo, nałóg to konsekwencja innych, wcześniejszych problemów.
https://www.youtube.com/watch?v=ao8L-0nSYzg
Znam :-)
Trzeba umieć jakoś podtrzymać rozmowę i to jest kluczem. Czasami można z kimś rozmawiać przez kilka godzin i rozstać się nie z braku kolejnych, ale ze względu na inne zajęcia. Na imprezach można poznać ludzi, ale chyba nie takich, którymi chciałoby się otaczać :Stan - Uśmiecha się:
Stron: 1 2