PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Czy można się nigdy nie zakochać?
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3
Wiem, że pytanie nieprzeciętnie głupie, ale serio mnie to zastanawia.
Mam tylko, albo aż 18 lat i nigdy się nie zakochałam, ani nawet nie podkochiwałam.
To nie tak, że chłopcy mi się nie podobają, tylko że nie wiąże się to z emocjonalnym przywiązaniem.

Kiedy będę mogła postawić sobie diagnozę, że coś ze mną nie tak? :-D
Na miłość nie ma reguły.
Możesz jej szukać całe życie i nigdy nie spotkać, a możesz jej unikać i wpaść na nią za rogiem.
Po prostu.
A miałaś okazję bliżej poznać jakiegoś chłopaka, spotykałaś się z kimś dłużej? :Stan - Uśmiecha się:

Szary

Też jestem dziwny. Ja nie odczuwam w ogóle potrzeby szukania miłości, a jestem 3 lata starszy.
vesanya napisał(a):A miałaś okazję bliżej poznać jakiegoś chłopaka, spotykałaś się z kimś dłużej? :Stan - Uśmiecha się:
W sumie smutna i prawdziwa uwaga. Nie mam doświadczenia. Choć poznałam w życiu bliżej jednego chłopaka :-)
Spoko, nie jesteś sama, ja mam prawie 20 lat i też się nigdy nie zakochałam, ani nie podkochiwałam, jestem wyprana z uczuć jak to kiedyś ktoś powiedział, ale mi osobiście to nie przeszkadza :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
mając 18 lat też nie byłam zakochana, nie wydaje mi się to nienormalne, może trochę wyssane z aury hamerykańskich komedyi (nie kpię) i historii koleżanek, którym pikawa skacze średnio, co tydzień.
bajka napisał(a):i historii koleżanek, którym pikawa skacze średnio, co tydzień.
Bez urazy do koleżanek, ale wydaje mi się, że raczej nie o pikawę tu chodzi.
Ja właśnie w wieku 17-18 lat pierwszy raz się poważnie zakochałam.W koledze z klasy.Pierwszy raz poczułam te słynne motylki w brzuchu.Ale niestety była to miłość platoniczna.Z resztą nie mogła być inna, skoro on był najprzystojniejszy w klasie, a ja jedna z najbrzydszych.Potem znalazł dziewczynę, niestety z tej samej szkoły i jeszcze bardziej cierpiałam.
Te wszystkie motylki itd. To de facto bzdura... Choc osobiście mialem nie przyjemność tego doświadczyć. Ta niby milosc to tylko gra hormonów wywolana przez substancje chemiczne, które działają na mozg jak narkotyk tym samym oglupiajac go. No bo kto normalny by się w to pchal? :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:. Zreszta porównanie jak znalazł i nawet detox występuje przy odstawce. Jesli u kogos jest jakiś niedobór pewnych substancji to sie nigdy nie "zakocha". Oczywiście dla naiwnych będzie czysto poetyckim stwierdzeniem. Ja juz bym nie potrafi drugi raz się na to nabrac jesli nawet bym chcial.
Cytat:Jesli u kogos jest jakiś niedobór pewnych substancji to sie nigdy nie "zakocha".
Wiesz, grego muszę przyznać, że udało Ci się napisać coś ciekawego :Stan - Uśmiecha się: Problem w tym, że o ile się orientuję, to jest to obecnie nie do udowodnienia - nie słyszałam o badaniach stężeń neuroprzekaźników, ale mogę się mylić. edit: można, w moczu :Stan - Różne - Zaskoczony: Podobno chodzi o fenyloetyloaminę, ale bardzo mało prawdopodobne, żeby u osób, które nigdy się nie zakochały, była niemożliwa jej produkcja. Na pewno inne neurotransmitery (dopamina) mają w tym udział i możnaby szukać korelacji np. między ich poziomem, a czestością zauroczeń.

Co do poziomu hormonów, bo to też jest ciekawe - jak ma się sprawa np. z enuchami oraz osobami w starszym wieku? Czy oni również nie są w stanie się zakochać? Czy to możliwe, że jesteśmy jedynym gatunkiem do tego zdolnym? Szkoda, że tak trudno to wszystko zbadać.

Azu, myślę, że z Tobą wszystko jest tak :Stan - Uśmiecha się: Wokulskiego trafiło, jak miał 40? lat :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Mówiąc poważnie, to jesteś bardzo młoda i wszystko przed Tobą. To, że niektórzy zakocują się w późniejszym wieku jest dość powszechne :Stan - Uśmiecha się:
No w koncu ktos mnie tu docenił:Stan - Uśmiecha się - Mrugając:. Gdzies czytałem o tym badania kiedys i tak to mniej więcej wygląda, choc nazw substancji z glowy juz nie wymienie. W sumie to nie ma czego zalowac, bo to wiercenie w brzuchu niezbyt przyjemne i jak wspomniałem ten stan oglupia człowieka! No ale to chyba taki trik natury, ktora dala nam logiczne myślenie, a z tym to by bylo ciężko o przetrwanie naszego gatunku, wiec jakos musiała nas oglupic... I chyba dlatego jestesmy jedynym gatunkiem do tego zdolnym, bo nikt inny logicznie nie potrafi myśleć.
Grego ja tez cie pochwalę za ten logiczny i trafny wpis.

Pójdę z tym logicznym wywodem nawet dalej; miłość rodziców do dziecka to taki sam schemat, tyle że na całe życie. Zakochanie jest chwilowe bo w sumie "na chwile" trzeba połączyć sie w pary tylko po to by począć nowe życie i je w miarę odchować, max kilka lat, dlatego to jest takie intensywne, potem klapki z oczu spadają, ale miłość do dziecka to juz permanentne ogłupienie na punkcie potomstwa.

W sumie wszystko co nami kieruje wiąże sie z chemią mózgu więc i tu nie będzie inaczej. Fobicy tez pewnie mają właściwy sobie wzór chemiczny.

Co do zakochania; mozna sie od motylków w brzuchu przyjemnie uzależnić :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:
Uczucie samotności to też tylko gra hormonów, a jednak boli tak prawdziwie.
I nikt cynicznie nie pisze, że to tylko chemia, może ewentualnie wtedy, gdy mowa o SSRI
Też nie rozumiem tej potrzeby ciągłego przypominania, że zakochanie to "tylko chemia w mózgu". Jakby ludzie bardzo chcieli to zbagatelizować, odebrać temu wartość? A może nabrać w ten sposób emocjonalnego dystansu do całej sprawy :Stan - Uśmiecha się:
Ciekawym pytaniem, które się tu teraz nasuwa jest: jajko czy kura.
Czy uczucia, w tym przypadku miłość, wykreowana jest przez chemie.. czy może to miłość, gdy się pojawia, wpływa na organizm i jest przyczyną zmian chemicznych i czego tam jeszcze innego.
Gdy patrze na mojego psa(bez podtekstów proszę!), od razu działa to na mój organizm i umysł - czuje bezinteresowną miłość, radość z obecności tego stworzenia i spokój. W tym przypadku to uczucie, które po prostu gdzieś tam sobie jest wpływa na mnie. Tak wiec chemia może być skutkiem, a nie zawsze przyczyną. :Stan - Uśmiecha się:

(przykład z psem w tym temacie :Stan - Uśmiecha się - LOL: )
dangerous napisał(a):Uczucie samotności to też tylko gra hormonów, a jednak boli tak prawdziwie.

A to poczekaj, aż ktos cie rzucie. Zobaczysz co ten kur...ki mozg wyprawia jak ktos odetnie doplyw tych dopaminek czy czego tam innego. Odstawienie prochów nie boli? No przecież mozg to jeden wielki chemiczny kalkulator, a nie jakas tam niepojeta czastka boska czy inny owoc filozoficzny...:Stan - Uśmiecha się - Mrugając:Naukowcy cala tą, milosc, samotność itd. potrafią rozłożyć na zwiazki chemiczne. Szkoda tylko, ze jeszcze nie potrafią tego syntezowac. Oj świat byłby lepszy, choc ludzkość pewnie by wyginela :Stan - Uśmiecha się - LOL: Jakos natura musi sobie radzić z naszą logiczną naturą, bo zwykłe popedy potrafimy często hamować.

Jedni mają tego świadomość inni nie, jedni wierzą w boskość mulisci inni w naukę, ktora to precyzyjnie wyjaśnia. Milosc to narkotyk i to działający niezbyt dlugo, ale niektórzy są od niego uzależnieni i wciąż musza sie zakochiwac/ zażywać na nowo...
IMO trzeba rozróżnić uczucia zakochania od miłości.
O ile tym pierwszym rządzą hormony, feromony, instynkty i inne dzikie węże, to drugie to uczucie wyższe, inny level.
soulmates napisał(a):drugie to uczucie wyższe, inny level.

Inne związki chemiczne? :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:

Nie no powaga, nawet jeśli to związki chemiczne czy inne :Różne - Koopa: to generalnie i tak niewiele to zmienia. :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:

grego napisał(a):Szkoda tylko, ze jeszcze nie potrafią tego syntezowac.

O LSD nie słyszałeś? :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Cytat:Inne związki chemiczne?
Możnaby mówić o ubraniu uczuć w intelektualną formę, ale odkrywcy zaraz się popiszą wiedzą, że praca neuronów to też chemia.
soulmates napisał(a):IMO trzeba rozróżnić uczucia zakochania od miłości.
O ile tym pierwszym rządzą hormony, feromony, instynkty i inne dzikie węże, to drugie to uczucie wyższe, inny level.

To można sie zakochać bez miłości? To o czym piszesz to zwykla chuć. No chyba, ze tak sobie tlumaczysz każdy akt sexuakny? To by nawet tłumaczyło puszczalstwo. Oni sie wszyscy poprostu zakochuja bez miłości! :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:.

Chodzi bardziej i świadomość, no przeciez w Św Mikolaja tez wierzyliśmy, podobnie jest co u niektórych z Bogiem ..
To po prostu dwa różne stany. Zakochanie może prowadzić do miłości ale nie musi. Zwykle kończy się, gdy hormonalna burza ustanie.
Dwa calkiem różne stany? No przyznam, ze takiej teorii to ja jeszcze nie slyszalem, ale kto wie... Teorie względności wielu tez podwazalo i być może i tu mamy do czynienia z nie mniejszym odkryciem :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:. Ja bym jednak aż tak tego nie rozgraniczal. Według ciebie zakochanie jest zwykłym pożądaniem, zaspokojeniem popędu, według mnie juz jest czymś więcej, ale ok zostańmy przy tym. To wedlyg ciebie czym jest ta milosc? Jak ja zdefiniujesz skora to odmienny stan od zakochania?
Ja wiem, ja wiem! :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:

Jak na zakochanie wpływu większego nie masz, tak już na miłość tak, jak to pierwsze jest przyjemne i przychodzi z d*py tak drugie już mniej i trzeba włożyć w nie trochę wysiłku, poświęcić się.

Ty jesteś grego stary, twoje cnotliwe pokolenie dziadków nie czuło potrzeby rozdzielania tego. Ludzie się zakochiwali brali ślub i byli razem do grobowej deski, męcząc się ze sobą, bo kto tam słyszał o rozwodach.

Dzisiaj robi się tak, jest zakochanie jak zakochanie przechodzi i przestaje być słodko to się bierze rozwód bo to przecież i tak nie była miłość tylko zakochanie. :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:

Bo zakochanie to nic innego jak pierwszy etap miłości niestety przy reszcie trzeba się wysilić. Komu się chce?
Stron: 1 2 3