PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Rodzaj swoistego kaca
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Interesuje mnie, czy też miewacie takie reakcje...Jestem na weselu, czuję się beznadziejnie, ale mimo to daję się siostrze wyciągnąć na parkiet. Na początku jest sztywno, potem stopniowo przełamuję się do coraz odważniejszego skakania razem z resztą. Później już każdy by powiedział, że dobrze się bawię (niezła ze mnie aktorka). No i jest - sukces w walce z fobią, przełamałam się, poszłam się bawić! Ale potem, po skończonej imprezie dopada mnie przerażenie, że to było cholernie głupie, po co mi to było, nigdy więcej tego nie zrobię... :Stan - Niezadowolony - W szoku: Zupełnie jakbym była pijana, a teraz analizowała wszystko na trzeźwo. A nie byłam. Niby postęp, a zamiast się dzięki niemu zmotywować, cofam się i wszystko wraca do poprzedniego stanu. I jak coś ma ruszyć do przodu :Stan - Niezadowolony - Przewraca oczami:
Szczerze mówiąc, to nigdy chyba tak nie miałam... Nawet gdy zrobiłam coś naprawdę głupiego. Kac moralny to nie u mnie.
Jeśli tak naprawdę się nie bawiłaś tylko udawałaś, to może jednak nie jest to żaden postęp.
Co konkretnie wydaje Ci się głupie i czego potem żałujesz?
Albo skok na gęboką wodę. W klockowych poradach to chyba było, że najpierw czeba zająć się podstawami, później zająć się wyższymi poziomami

W sensie małymi kroczkami, bo jak na głęboką wodę, to najczęściej są to negatywne skutki :Stan - Niezadowolony - Smuci się:

Ja byłam we wrześniu na weselu siostry. Nie udawałam idealnie, ale byłam bardziej otwarta niż zazwyczaj, nawet wyszłam na parkiet. Nie pomagało to, że dodatkowo zwracałam na siebie uwagę (czerwona koktajlowa). Najpierw byłam duma, chwilami dobrze się bawiłam (ale momentami wręcz okropnie) a później... czułam taki wstyd, nienawiść, smutek, myśli samobójcze, nawet myśleć nie chciałam na ile sobie pozwoliłam i ile błędów popełniłam. Takie upokorzenie mocne jakby. Nie mam tak samo chyba, ale mam podobnie. To chyba głównie, gdy zmuszam się do czegoś, na co nie jestem gotowa
Chyba mogę powiedzieć że zrobiłam jakiś postęp, bo gdybym nie chciała się wysilać, to całą imprezę przesiedziała bym przy stole. To trochę wygląda, jakby w czasie zabawy udawało mi się stłumić przejmowanie się spojrzeniami i ogólne skrępowanie i to wszystko zaczynało docierać do mnie później. I wtedy żałuję, że poszłam, bo przecież ludzie na pewno się gapili, pewnie zrobiłam z siebie kretynkę i tak dalej.
Tez czegos podobnego doświadczam, ale sporadyczie, bo kiedy na prawde nie musze to raczej z budy nie wychodze...

Szary

No ja mam coś takiego i to praktycznie po każdym większym towarzyskim incydencie. Powiedzmy, że wychodzę ze znajomymi na karaoke, bawimy się dobrze, pijemy, śpiewamy, tańczymy et cetera. W trakcie jest świetnie, czuję się genialnie, ale gdy zostaję sam na sam ze sobą, to odzywa się wewnętrzny Pan Czarek i pyta mnie: "Czy to naprawdę jesteś Ty, koleś?", "Co się z Tobą stało?" No właśnie, problem w tym, że ja już tak bardzo przyzwyczaiłem się do samotności, że każdy wypad traktuję jak coś, co odbiega os mojej osobowości. To głupie, trzeba z tym walczyć i odpyskować Panu Czarkowi, niech się goni, skurczybyk.
na karaoke? grubo... :Stan - Różne - Zaskoczony:

u mnei jak u trasha, tylko jeszcze rzadziej. rozumiem ideę, ale kiedy tak miałem ostatnio?

chyba... no nie wiem. a może nigdy? na studiach miałem znajomych z którymi czułem się bezpiecznie, a jednocześnei nie byli na tyle szaleni, bym mógł w ogóle robić głupie rzeczy... chociaż... była jedna taka rzecz, mocno szalona, jak na fobiczne standardy. co prawda brała w tym udział cała grupa, więc może dlatego nie rozpamiętywałem tego... no tak, to nie ja zrobiłem coś głupiego, tylko wszyscy...
więc nie wiem, kiedy coś takiego przeżyłem.... czy w ogóle przeżyłem...

Szary

Podałem przykład. Ale tak, byłem, i to nie raz.
Widziałam kiedyś filmik na youtube, w którym dobrze było powiedziane, że w pierwszej kolejności należy sobie uświadomić, że to co uważamy za zagrożenie tak na prawdę nim nie jest. Inaczej przełamywanie się do rzeczy wywołujących strach nie ma sensu.
to dlatego ze z kims, uudajemy kogos innego, a w samotnosci jestesmy soba, najwidoczniej tak bardzo kochacie byc soba ze czujecie sie zle kiedy udajecie kogos innego
Amcio napisał(a):to dlatego ze z kims, uudajemy kogos innego, a w samotnosci jestesmy soba, najwidoczniej tak bardzo kochacie byc soba ze czujecie sie zle kiedy udajecie kogos innego
Różne sytuacje i środowiska warunkują odmienne zachowania i reakcje, nie bardzo rozumiem jak w samotności ma się przejawiać to "bycie sobą"

Miewałam tak bardzo często. Potrafiłam się zawiesić na jednej rzeczy, jednej rozmowie, w której coś mi nie leżało i myślałam o nich godzinami z taką, kurde, miną:

[Obrazek: profile_picture_by_rhapsodii_kun-d88ydr4.jpg]

oczywiście dalej to we mnie siedzi i zdarza mi się post factum analizować jakieś pierdoły, na które poza mną nikt nie zwraca uwagi, ale w dużo mniejszym stopniu. I dużo rzadziej. Jakoś się musiałam znieczulić, chyba też przez częstotliwość, im więcej się do czegoś "zmuszam", wyjść czy rozmów - to jakoś łatwiej przychodzi i przestaję to traktować jako sensację w życiu.
Chociaż muszę przyznać, że podbój parkietu na weselu to już jest sprawa większego kalibru :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:

Szary

Sorki, że odkopuję, ale ten swoisty kac właśnie mnie dopadł. I nie jest to takie rzadkie wbrew pozorom. Byłem wczoraj na spotkaniu klasowym po latach, którego się bałem jak cholera, bo nie chciałem słuchać tych wszystkich historii o wspaniałym wielkomiejskim życiu moich rówieśników. Z premedytacją przyszedłem godzinę później. Co prawda tragicznie nie było, bo z godziny na godzinę coraz bardziej w to wchodziłem, ale to było tak mało naturalne i nie moje, bo nigdy jakoś nie byłem częścią ich wielkiej paczki, ale tak się próbowałem zachowywać. Tanczylismy i śpiewaliśmy do rana, piliśmy, ale pijany nie byłem. To dziwne, bo wypiłem nawet sporo. Pod koniec, gdy wszyscy już byli zmęczeni i sobie tam gadali między sobą, ja siedziałem gdzieś pomiędzy i zastanawiałem się, co ja tu robię, że jestem tak beznadziejny w porównaniu do nich wszystkich - koleżanka pracująca w nieruchomościach, kolega z dobrą i rozwijającą pracą w jakimś korpo, kolega studiujący dwa fascynujące go kierunki, młodzi ludzie przeżywający przygody miłosne, podróżujący. Wszyscy znają się między sobą pomimo upływu lat, utrzymujący kontakt mimo rozproszenia geograficznego. Poczułem wtedy taki wielki wstyd za całe swoje istnienie, że chciałem jak najszybciej wrócić i zasnąć. Teraz wstałem i czuję się nie lepiej. Ciągle mam ich wszystkich w głowie i siebie grającego kogoś, kim nigdy wśród nich nie byłem, aby tylko się dobrze bawić, ale i tak odczuwajacego przez to wielki dyskomfort psychiczny. Już chyba nigdy więcej nie pójdę ba takie spotkanie. Mam też w sobie wielki żal do siebie, słuchając tych wszystkich wspomnień z dzieciństwa, że moje własne było w przeciwieństwie do ich pełne samotności, stresu, przesadnej posłuszności i społecznego lęku. Wiem, nie naprawię już tego, ale bardzo trudno mi to zaakceptować i żyć od tak inaczej. Jak wstanę, to pewnie pójdę na jakiś spacer, by sobie to wszystko poukładać, odświeżyć umysł muzyką w słuchawkach i może jako tako przestanę się dręczyć. Po prostu w takich momentach chyba dociera do mnie moje życie bez tego codziennego oszukiwania się, że jest dobrze.
(22 Lip 2018, Nie 10:57)Szary napisał(a): [ -> ]Sorki, że odkopuję, ale ten swoisty kac właśnie mnie dopadł. I nie jest to takie rzadkie wbrew pozorom. Byłem wczoraj na spotkaniu klasowym po latach, którego się bałem jak cholera, bo nie chciałem słuchać tych wszystkich historii o wspaniałym wielkomiejskim życiu moich rówieśników. Z premedytacją przyszedłem godzinę później. Co prawda tragicznie nie było, bo z godziny na godzinę coraz bardziej w to wchodziłem, ale to było tak mało naturalne i nie moje, bo nigdy jakoś nie byłem częścią ich wielkiej paczki, ale tak się próbowałem zachowywać. Tanczylismy i śpiewaliśmy do rana, piliśmy, ale pijany nie byłem. To dziwne, bo wypiłem nawet sporo. Pod koniec, gdy wszyscy już byli zmęczeni i sobie tam gadali między sobą, ja siedziałem gdzieś pomiędzy i zastanawiałem się, co ja tu robię, że jestem tak beznadziejny w porównaniu do nich wszystkich - koleżanka pracująca w nieruchomościach, kolega z dobrą i rozwijającą pracą w jakimś korpo, kolega studiujący dwa fascynujące go kierunki, młodzi ludzie przeżywający przygody miłosne, podróżujący. Wszyscy znają się między sobą pomimo upływu lat, utrzymujący kontakt mimo rozproszenia geograficznego. Poczułem wtedy taki wielki wstyd za całe swoje istnienie, że chciałem jak najszybciej wrócić i zasnąć. Teraz wstałem i czuję się nie lepiej. Ciągle mam ich wszystkich w głowie i siebie grającego kogoś, kim nigdy wśród nich nie byłem, aby tylko się dobrze bawić, ale i tak odczuwajacego przez to wielki dyskomfort psychiczny. Już chyba nigdy więcej nie pójdę ba takie spotkanie. Mam też w sobie wielki żal do siebie, słuchając tych wszystkich wspomnień z dzieciństwa, że moje własne było w przeciwieństwie do ich pełne samotności, stresu, przesadnej posłuszności i społecznego lęku. Wiem, nie naprawię już tego, ale bardzo trudno mi to zaakceptować i żyć od tak inaczej. Jak wstanę, to pewnie pójdę na jakiś spacer, by sobie to wszystko poukładać, odświeżyć umysł muzyką w słuchawkach i może jako tako przestanę się dręczyć. Po prostu w takich momentach chyba dociera do mnie moje życie bez tego codziennego oszukiwania się, że jest dobrze.

Wypróbuj to o czym niedawno pisali chyba dziewczyna z naprzeciwka i yoga.cat. 
Porownujesz się z nimi, a zapytaj siebie samego czy zamieniłbyś się z nimi życiem, żeby być nimi 

Chociaż w tym stanie możesz mieć odpowiedź twierdząca. Ale może nie




Edit
A co do tego co Ajka pisała to tak będzie dopóki myśli nie zaczną się zmieniać powoli. Bo działanie miałaś dobre, ale myśli złe, a wtedy na niewiele się zdaje. Pewnie surowo się oceniałaś pod kątem tego jak wypadlas i byłaś zła że nie było idealnie. Tak przynajmniej u mnie to wygląda czasem

Szary

(22 Lip 2018, Nie 11:14)damiandamianfb napisał(a): [ -> ]Chociaż w tym stanie możesz mieć odpowiedź twierdząca. Ale może nie

No niestety i to obiektywnie
@Szary
Wpatrz się dobrze. Może chciałbyś jedynie robić to co oni, działać, realizować swoje pasję, swoje marzenia, ale nie być nimi