PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Studia: pasja czy coś przyziemnego?
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3
Co prawda temat wiąże się poniekąd z innym wątkiem, ale postanowiłam mimo tego założyć nowy, licząc na odzew do tego konkretnego przypadku.

Otóż  generalnie moim problemem jest, ten sławetny cytat: "Cóż za ponury absurd...żeby o życiu decydować za młodu, kiedy jest się kretynem."
No i cóż, mając te 18 lat nie bardzo wiedziałam co chcę robić (tak naprawdę wiedziałam, ale włożyłam to między bajki, o czym w dalszej części) starałam się myśleć praktycznie, byłam wtedy przekonana że na studia nie pójdę, bo i tak nie ma kierunku, który by mnie interesował, bądź na który bym się nadawała. No okej, po prawdzie to były, ale były to tzw. ":Różne - Koopa:", więc wyszłam z założenia, że to nie ma sensu, stwierdziłam że obiorę sobie zawód X, bo po tym przecie na pewno pracę będę miała. No i tak to się potoczyło, że oblałam maturę. To jest - z matematyki. Nie poprawiałam. Przecież i tak nie miałam zamiaru iść na studia, a X zawód można było zdobyć bez nich.
No więc, poszłam do szkoły, która umożliwiła mi zdobycie X zawodu. Z początku wkręciłam się w to, ale po dwóch semestrach ten początkowy zapał gdzieś uciekł, zrozumiałam że to nie jest to, co chciałabym robić. Ponadto, zobaczyłam że "uczelnia" to taka :Różne - Koopa:. Mimo tego dociągnęłam do końca, bo szkoda było roku.

A co teraz?
Mam 23 lata. W zawodzie i tak nie pracuję, bo zwyczajnie ciężko gdzieś zahaczyć. Z moim miernym skillem (:Różne - Koopa:, brak dyplomu, brak sensownego doświadczenia, długi brak styczności z branżą), jeszcze trudniej.
Siedzę w jakieś :Różne - Koopa:, sfrustrowana mając przed sobą jedynie perspektywę kolejnej :Różne - Koopa: roboty. Z poczuciem że przez swoją własną głupotę, zamknęłam przed sobą wiele drzwi.

Chciałabym to zmienić. Chciałabym zrobić prawo jazdy. Chciałabym zdać maturę i iść na studia.

Myślę że w tym momencie najbardziej osiągalne jest dla mnie prawko. Myślę, że to, już by mi dało więcej możliwości pod kątem pracy.

Natomiast jeśli chodzi o maturę, to, to już jest coś "grubszego" i nie wiem czy bym podołała. Nie wiem nawet jak teraz te egzaminy wyglądają, ale o ile z polskim i angielskim, myślę że nie miałabym jakiś większych problemów, o tyle matematyka...no powiedzmy, że to byłby dosyć spory problem.
Mam totalnie nie-ścisły umysł i jestem tym tzw "humanistom" z krwi i kości. Wiem, że wiele ludzi tak teraz mówi, ale mówię to całkowicie serio. Począwszy od podstawówki, a skończywszy na lo, nauczyciele się zawsze dziwili, jak to jest, że na polskim/angielskim dobrze sobie radzę, jestem aktywna na lekcjach jestem oczytana, a na matematyce, fizyce, chemii, zamieniam się w kompletnego tumana, który nie potrafi policzyć najprostszych rzeczy.
Z matematyką miałam problem odkąd pamiętam. Pamiętam już w podstawówce moją bezsilną złość, dlaczego jak pani tłumaczyła coś na lekcji, to wszyscy w trymiga łapali o co chodzi, a ja nie. Nie wspominam o tym, jakie rodzice mieli do tego podejście - pretensje i awantury o to, że miałam jedynkę na jedynce. Pamiętam jak bodajże w gimnazjum, ojciec próbował mi wytłumaczyć o co chodzi z ułamkami. W końcu w przypływie złości, zagroził mi że mi spierze dupsko pasem, jeśli nie podam w tej chwili poprawnego wyniku - chyba nie ciężko się domyślać, że efekt był taki, że dostałam napadu paniki i spazmatycznego płaczu, a jak nie rozumiałam tych ułamków, tak dalej nie rozumiałam.
W liceum trafiłam na ostrą nauczycielkę, która mnie nie lubiła. Lekcje to był dla mnie horror. Miałam korepetycje, ale i tak ledwo wyciągałam na dopa, bo wstyd mi zwyczajnie było, gdy koleś mi coś tłumaczył i okazywało się że ja nie potrafię nawet dobrze liczyć.
Miałam poprawkę praktycznie co roku. Starałam się, ale nauczycielka skutecznie mnie gasiła, gdy przykładowo miałam rozwiązać na tablicy zadanie, które pierwszy raz w życiu potrafiłam sama rozwiązać, bez żadnej podpowiedzi. Pamiętam, że jednak z jakąś tam drobną rzeczą się pomyliłam i w efekcie padło "siadaj jedynka". Bądź jakaś niezapowiedziana kartkówka. Dobrze rozwiązałam. To miała być pierwsza w moim życiu piątka z matmy. Po chwili jednak okazało że się nie do końca dobrze narysowałam jakiś wykres czy co to było i ostatecznie dostałam marnego dopa. To dołowało. Z łaski dostałam na koniec w trzeciej klasie tą dwóję, bo "matury i tak nie zdam".

Przepraszam że was zanudzam tą krótką historyjką "ja i matematyka", ale chciałam po prostu nakreślić mój poziom kretynizmu w tej dziedzinie nauki :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Być może mam jakąś dyskalkulię bądź inne upośledzenie na tym polu.  Pracując w sklepie zauważyłam, że potrafią mylić mi się podobne do siebie cyferki.

A teraz po tym długim wstępie, przechodząc do sedna do tego o czym chciałam głównie napisać, a co jest moim jeszcze większym albo i największym problemem...
Nie chcę być programistą. Nie chcę być grafikiem. Księgową. Architektem. Czy też nauczycielem. Ani nie chcę być fryzjerką czy też kosmetyczką. Ja...chciałabym być pisarką. Pisać książki. Pisać teksty piosenek. Pisać scenariusze. Chciałabym być krytykiem filmowym. Być piosenkarką. Tworzyć. Być artystą.

Zazdroszczę ludziom, którzy chcą być tymi programistami, inżynierami, kucharzami, fryzjerkami. Bo to "przyziemne", realne. A to czego ja tak naprawdę chcę i o czym marzę jest...sami wiecie. I na tym polega moja tragedia.

Właściwie nie robię nic w tym kierunku. Poza pisaniem wspólnego opowiadania z netowymi "friendami", okazjonalne pisanie tekstów do szuflady, czy oglądaniem seriali/filmów, udzielaniem się na portalach filmowych.

A tymczasem jestem...pomocą w przedszkolu wel woźną na dobrą sprawę. Możecie sobie tylko wyobrazić jak bardzo jest to dołujące i frustrujące.
Bo widzicie, ja nie wierzę. Po prostu nie wierzę że będę mogła kiedykolwiek to robić w życiu. I to mnie boli i zjada od środka. Jednocześnie nie wierzę, bronię się przed tym, ale coś w środku mnie do tego przyzywa, mówi że nigdy nie będę szczęśliwa jeśli nie pójdę tą drogą.

Pisałabym że chciałabym iść na studia. Chciałabym iść na filmoznastwo. Wiem, wy jak i większość osób powie, że to głupota, szaleństwo, że lepiej żebym poszła na jakieś administracje, IT-:Różne - Koopa: itd. (bez urazy), bo tylko po ścisłych i technicznych jest praca, a tak to "ni ma" roboty.

I nie wiem tak naprawdę co robić. Iść za sercem czy za rozumem. Do tego dochodzi fobia, która tak wszystko utrudnia i komplikuje.

PS. Możecie się teraz pośmiać.Stu
Hahaha... nie no, nie ma z czego się śmiać. Ja tam uważam, że powinnaś iść za głosem serca, bo istnieje ryzyko, że nie da Ci to spokoju i do usranej śmierci będziesz o tym myśleć robiąc rzeczy, które Cię nie interesują. A tak przynajmniej dasz sobie szansę. Jak wyjdzie (skończysz kierunek, znajdziesz pracę w zawodzie) to super, jak nie to trudno - próbowałaś, dałaś z siebie wszystko. Tylko trzeba być gotowym na oba scenariusze. I generalnie być gotowym na scenariusze - może popróbuj sama z pisaniem różnych takich rzeczy, żeby zweryfikować jak bardzo Cię to kręci.

Na pewno warto się dowiedzieć skąd te problemy z matmą, moim zdaniem to prawdopodobne, że masz dyskalkulię. Jeśli Ci to zdiagnozują, to chyba będziesz miała lepiej do Ciebie dostosowane warunki na maturze z matmy - więcej czasu na pracę czy cuś. Dlatego koniecznie sprawdź o co kaman przed ponownym podejściem do matury.

Szary

Jej, ale mi się smutno zrobiło, gdy skończyłem czytać ten post. Dlaczego? Bo mam w pewnym sensie podobny problem. Tak bardzo mi przykro z Twojego powodu, ale musisz walczyć. Spróbuj zacząć coś robić w kierunku tej pasji do pisania. Zacznij pisać coś swojego, coś większego. Pierwszy attempt zawsze jest trudny, ale po wdrożeniu tego w swój codzienny plan jakoś poleci. Spróbuj również z maturą. Może warto zacząć szukać jakichś korepetycji, może ktoś znajomy Ci pomoże. Nie myśl na razie o maturze, podejdź do tego z otwartym umysłem, a do matury się zgłosisz, jak poczujesz się gotowa. Prawo jazdy - super pomysł na teraz. Wiem, będzie to dość stresujące, ale jeżeli tego pragniesz, to pewnie warto. Trzymam za Ciebie mocno kciuki. Tak bardzo chciałbym Cię w tej chwili zmotywować, byś zaczęła przekuwać te myśli w czyn. Masz moje wirtualne "Dasz radę" i kopa w tyłek na rozruch. Oby się udało, autorko, bo myślę, że szkoda by było Cię zmarnować, jeśli tym samym można by było Cię czytać. Wiem jak to jest ze słomianym zapałem. Masz we mnie bratnią duszę pod tym względem. Niespełnione marzenia potrafią nam doszczętnie zatruć życie, a z każdym kolejnym rokiem będzie coraz gorzej. Jestem trochę hipokrytą w tym momencie, bo tak gadam jak jakiś potłuczony kołcz, a sam mam z sobą spory problem. Powodzenia, koleżanko!
Rozumiem frustrację, ale bycie woźnym nie jest wstydem. No chyba, że złym i naburmuszonym woźnym :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Śmiać się z Ciebie nie będę, ale uśmiechnę się do Ciebie :Stan - Uśmiecha się: Polecam sobie, nawet nie trzeba kupić, po prostu wypożyczyć z biblioteki zestawy egzaminacyjne z matematyki + kompendium teoretyczne - i dasz radę, jestem o tym przekonany :Stan - Uśmiecha się:
Dopóki nie myślisz o zostaniu politykiem nie ma tragedii.
Chyba nie jest tak, że albo to albo tamto. W praktyce zdaje się, że ludzie nieraz godzą jakąś mniej więcej stabilną pracę (choćby fizyczną) zapewniającą podstawowe utrzymanie z działalnością artystyczną w pozostałym czasie..

Szary

Dodam jeszcze, że moja mama jest pomocą przedszkolną i trochę nawet jej zazdroszczę tych problemów. Dzieciaczki potrafią być irytujące, ale ogólnie są fajne :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:
Przykro się to czyta :Stan - Niezadowolony - Smuci się: Zgadzam się z tym, żeby próbować swoich sił na maturze i przede wszystkim, tak jak napisała ves, postarać się o ew. diagnozę dyskalkulii. Z tego co czytałem to osoby z dyskalkulią zdają maturę na specjalnych warunkach, więc jest trochę łatwiej, a rok temu uproszczony egzamin zdawało 460 osób, w tym ok.80 z dyskalkulią, więc to nie jest jakoś wyjątkowo rzadkie zaburzenie.

A jaki wynik miałaś, jeśli można wiedzieć. Ofc. nie musisz mówić, ale to żaden wstyd. Co do nauki to polecałbym Matemaksa z YT, on tłumaczy dość fajnie, no i pewnie nie obędzie się bez dobrego korepetytora. Najlepiej powiedzieć takiemu jak wygląda sytuacja i pytać jak czegoś nie zrozumiesz, wtedy nie ominiesz podstaw, a z nimi będzie łatwiej.

A co do prawka to ja akurat z tego jestem łamagą. 6 razy nie zdałem, ale się tym nie przejmuję za bardzo :Stan - Uśmiecha się - Szeroko: Na pewno kiedyś zdam, dobrze przynajmniej, że można do tego podchodzić w dowolnej chwili :Stan - Uśmiecha się:
Ja też zawsze byłam słaba z matmy, ale jakoś wyjątkowo szczęście mi dopisało i całkiem dobrze strzeliłam w zamkniętych i chyba z dwa otwarte rozwiązałam:Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: no i uzbierało się te liche 32% :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: ważne, że zdane :Stan - Uśmiecha się - Szeroko: Tobie też się uda, życzę powodzenia, będzie dobrze :Stan - Uśmiecha się: Dla mnie za to ustny polski był katorgą (nowa formuła od bodajże 2015r., losowanie pytań), dwa razy podchodziłam :Stan - Niezadowolony - Martwi się:
Dziękuję wam wszystkim za motywujące słowa :Stan - Uśmiecha się:

Nie twierdzę że praca którą obecnie mam jest taka straszliwie zła, bo jak dla mnie to choćby praca w markecie jest nieporównywalnie gorsza.
Co jednak nie zmienia tego, że całe życie przecież tą pomocą nie będę i po prostu nie czuję się w tej pracy zbyt dobrze, wolałabym coś spokojniejszego i wyjść do ludzi, obracać się w towarzystwie młodych osób.

Wiem, że na dobrą sprawę chcąc pisać nie trzeba mieć studiów, można się spełniać w tym poprzez pisanie na blogu czy udzielać się na forach tematycznych (to jeśli chodzi o filmy), jakieś warsztaty, kółka itd. no są różne formy realizowania się w tym poza pracą, a pracę traktować jak po prostu jako pracę, tylko nie wiem czy tak potrafię.

I po prostu też źle się czuję z tym brakiem matury. Jakbym jeszcze tą policealną szkołę miała jakąś sensowną ukończoną i chociaż tego technika, to może bym wtedy nie miała na tym tle kompleksów. Bo tak to czuję się jakbym nie miała żadnego wykształcenia i była po podstawówce.

Nie wiem tak naprawdę co jest lepszym rozwiązaniem - czy może zrobienie jakieś kolejnej policealnej tylko tym razem państwowej, bo ponoć te jeszcze jako tako lepiej są odbierane i jakiś tam zawód zrobić...tylko właśnie "jakiś", nie wiadomo jaki, nikt mi nie powie że na 100% bym po tym i po tym znalazła pracę, a jak się już raz przejechałam, to teraz zwyczajnie się boję pakować w coś i zmarnować kolejne dwa lata.

A z drugiej strony wydaje mi się że mimo wszystko studia by dawałyby mi większe możliwości, nawet żeby pracować w czymś co będzie jakkolwiek związane z moimi zainteresowaniami.

I wiem że to głupie, ale z jednej strony człowiek by chciał, ale z drugiej jak pomyśli o tym, ile go czeka pracy z podejściem do matury, to się odechciewa, eh, dlaczego ja byłam taka głupia i nie podeszłam w sierpniu do poprawki albo w przeciągu tych 5 lat, żeby tylko tą matematykę zdawać, a nie wszystko jeszcze raz...

Co do tego ile miałam punktów, to nie pamiętam po prostu, bo to było 5 lat temu. W każdym razie dosyć dużo mi brakło do tych 30%...
Też uważam, że dasz radę przygotować się na następny rok, o ile rzeczywiście będziesz poświęcała cotygodniowo na to kilka godzin. Z tego co piszesz to na język polski i angielski nie potrzeba Ci wiele przygotowań? A z matematyką też na pewno możesz sobie poradzić.

PS. A co do pisania to nawet tą "nudną historyjkę" czytałem z zaciekawieniem i uwagą :Stan - Uśmiecha się:
Nie wiem od czego zacząć tak naprawdę. Najpierw prawko czy matura? Wydaję mi się że chyba sensowniej by było zacząć od matury (prawkiem mogłabym się zająć po maturze we wakacje), a jeśli chodzi o maturę, to totalnie nie wiem jak się za to zabrać :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
Ja bym nie "zaczynał od prawka", bo może się okazać, że będziesz je zdawać bardzo długo, kilka dobrych miesięcy albo i dłużej i to będzie wymówka, zeby zacząć naukę dopiero później. A od czego zacząć? A z tym polskim i angielskim to czujesz, że nie dużo byś potrzebowała, żeby zdać czy już pozapominałaś na tyle, że też będziesz musiała się trochę(długo) z tego przygotowywać?
Jeśli chodzi o mature z matmy to najlepszym wyjsciem jest poszukać arkuszy ze starej matury i starać się rozwiązywać zadania, oczywiście z pomocą internetu. Tak się nauczysz najszybciej. Jak coś to możesz priva napisać, ja pisałem jako ostatni rocznik tą starą maturę i po niwielkim przypomnieniu, pewnie coś byłbym w stanie pomóc przez skypa czy jakoś :Stan - Uśmiecha się:
Wychodzę na chorągiewkę :Stan - Różne - Zaskoczony:

Generalnie przemyślałam to i najpierw chcę zrobić prawko. Pieniądze na to mam. Moja sytuacja jest obecnie taka, jak pisałam - pracuję na pełnym etacie, więc to też dosyć ogranicza. A szukam też w między czasie czegoś innego. Z tego względu też chciałabym najpierw zrobić prawko, bo to też mi daje większe możliwości, jeśli chodzi o pracę.
I tak zdaję sobie sprawę z tego że może być niestety tak, że będę to prawko zdawać x razy.
I wbrew temu co mówicie, to ja jestem osobą, która woli ogarniać rzeczy po kolei, a nie wszystko na raz.

Niestety nie mam nikogo kto mógłby mnie uczyć matmy (w końcu jestem fobikiem, hello) i w sumie nie wiem gdzie bym mogła znaleźć jakiegoś korepetytora.
Generalnie skorzystam z rady odnośnie tego youtubera i jakiś kurs maturalny, też by był bardzo pomocny, bo mimo że jak już mówiłam polski i angielski nie są dla mnie ogólnie problematyczne, to po prostu po tych kilku latach, nie wiem czy będę potrafiła to sama ogarnąć, żeby to wszystko sobie odświeżyć, a jednak trochę tego jest, a tak naprawdę nie wiem na ile wszystko pamiętam.

Wiem że to głupie, ale boję się reakcji rodziców...oni sami mówią, ,że muszę podnieść swoje kwalifikacje, ale jak powiedziałam mamie o planach z prawem jazdy, to wypaliła do mnie z tekstem "A co ci to da?"...
Obawiam się że nie dość że nie będą wspierać, to jeszcze będą podcinać skrzydła.
Nie słuchaj matki. Prawo jazdy naprawdę dużo pomaga w szukaniu pracy.
Przeczytałem wątek i jeśli chodzi o studia to uważam, że biorąc pod uwagę Twoje osobiste preferencje, jak również zapotrzebowanie na rynku pracy najlepszym wyborem dla Ciebie będzie jakaś średnio lub mało popularna filologia, na której uczą języka od podstaw. Może to być przykładowo romanistyka (francuski nieźle się sprzedaje), skandynawistyka, hungarystyka lub nawet sinologia.

Cytat:Chciałabym iść na filmoznastwo.

Co będziesz robić po takich studiach? Jakie będziesz miała umiejętności, które dadzą się spieniężyć? Takie "niewygodne" pytania powinien sobie zadać każdy w momencie wyboru studiów.
hungarystyka, serio? Na uj to komu, jeśli się nie interesuje tematem?
Na to żeby pracować w korpo w obsłudze klienta węgierskiego, ewentualnie w usługach finansowych ukierunkowanych na ten rynek. Tak, tak, istnieje zapotrzebowanie :Stan - Uśmiecha się: Poza tym zapomniałem jeszcze o bohemistyce - możliwości znalezienia pracy z językiem czeskim sa naprawdę dobre. Niemniej jednak ja wybrałbym skandynawistykę, ale to już moje preferencje :Stan - Uśmiecha się:

Poza tym kolejna kluczowa sprawa (jak ja mogłem o tym zapomnieć :Stan - Uśmiecha się: ) - zdobycie uprawnień tłumacza przysięgłego. Rzadsze języki dają lepsze możliwości. Przykładowo niezły biznes robią tłumacze języka łotewskiego i estońskiego. Niewielu ich w ogóle jest w Polsce.
Jak już miałabym iść na jakąś filologie językową to najprędzej włoski :Stan - Różne - Zaskoczony:
Tylko widzisz Divine, równie dobrze można zapytać, co mi dadzą studia po których moją jedyną umiejętnością będzie język? Bo raczej też trzeba mieć jakieś inne umiejętności, a nie tylko sam język.
Znajomosc niszowego jezyka obcego jest absolutnie wystarczajaca umiejetnoscia, aby niemalze przebierac w ofertach. No moze poza tym warto jeszcze znac angielski :Stan - Uśmiecha się: Zreszta na dobra sprawe wystarczajaca jest nawet znajomosc jezyka... polskiego :Stan - Uśmiecha się - Szeroko: W takich krajach jak Czechy, Slowacja czy Rumunia ofert dla osob z bieglym polskim jest pelno. Oczywiscie trzeba jeszcze znac angielski i liczyc sie z koniecznoscia emigracji.
Prawda. Węgierski, norweski, chiński, w nieco mniejszym stopniu czeski dają perspektywy. W Krakowie o dziwo wciąż największe zapotrzebowanie jest na niemiecki.
Divine - coś wiesz więcej o takich ofertach jak powyżej? :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Jak na moje to uczenie się takich "egzotycznych" języków, to prędzej jakiś sensowny kurs niżeli studia filologii...bo z tego co wiem, to na takich studiach nie uczy się (tylko) danego języka, ale też kultury, literatury, polityki itd. danego kraju,  a do tego moim skromnym zdaniem jest już wymagane ogólne jaranie się tym. Wspomniałam np. o włoskim i w sumie języka bym się chciała nauczyć, bo mi się podoba, ale tak na poważnie na filologię bym się raczej nie pchała, bo lubienie pizzy, spaghetti i Ojca Chrzestnego, to raczej za mało ^#^ 

Wymienione hungarystyki, sinologie itd. zupełnie nie interesuję się i nie czuję. Gdybym miała iść na jakieś studia związane z językiem, to tak na serio, to najprędzej bym poszła na amerykanistkę Dx Tyle że mój poziom angielskiego raczej nie jest na tyle dobry, żeby ogarniać wykłady prowadzone w tym języku i jeszcze zaliczać wszelkie kolosy itd. w sumie taka wizja wywołuję we mnie paniczny lęk, bo bałabym się że sobie nie poradzę. Bo i też typowo (albo i nie) dla fobii, boję się rozmawiać z kimś w innym języku (bo nie zrozumiem co ktoś powie, bo nie będę potrafiła odpowiedzieć lub źle coś powiem i generalnie strach przed ośmieszeniem).
Moje zdanie w temacie może wydać się mocno kontrowersyjne, ale ja uważam, że pogląd, iż każdy powinien studiować to co lubi jest szkodliwy i często prowadzi do złamania sobie życiorysu. Oczywiście jeżeli ktoś lubi programowanie czy nauki ścisłe to jak najbardziej, powinien iść na kierunek, który lubi :Stan - Uśmiecha się: Jeżeli ktoś jednak pasjonuje się np. filozofią to lepiej, aby wstrzymał się z jej studiowaniem. Bądźmy realistami: jednym z naczelnych celów młodego dorosłego (18-30 lat) jest uzyskanie niezależności finansowej. Czy w osiągnięciu tego celu pomaga ukończenie kierunku, który nie oferuje żadnych rzeczywistych umiejętności? Nie wydaje mi się.

Tymczasem właśnie osoby z konkretnym skillem w dłoniach są głównymi graczami na rynku pracy. Szczególnie istotne jest to w naszym przypadku. Absolwent filozofii będący przebojowym ekstrawertykiem poradzi sobie, bo zawsze kogoś odpowiednio zagada, zbajeruje, ktoś tam coś tam mu załatwi etc.. Mam znajomego w tym właśnie typie, który bez ogródek przyznaje, że cała ta edukacja, samorozwój etc. nic go nie obchodzą, bo cokolwiek by sie nie stało zawsze tak urabia ludzi, że we wszystkim mu pomagają (jest studentem politologii :Stan - Uśmiecha się: ). My takiego luksusu jednak nie mamy. Nie poradzimy sobie dzięki naszym umiejetnościom społecznym. Dlatego w naszym przypadku posiadanie ffaktycznych umiejętności jest po prostu konieczne. Dlatego też uważam, że fobik powinien przy wyborze studiów brać pod uwagę głównie koniunkturę rynkową, a nie własne pasje i preferencje. Oczywiście nie mam zamiaru sprowadzać tej tezy do absurdu i wysyłać humanistów na politechniki, ale jednak podniesione przeze mnie kwestie nalezy brać pod rozwagę. Studią językowe chyba jako jedyne spośród humanistycznych dają konkretną umiejętność, pozwalającą się przełożyć na gotówkę - znajomość języka obcego. Dlatego właśnie tutaj je rekomenduje. Studiowanie nawet na siłę, a nastepnie praca po studiach to moim zdaniem znacznie lepsza opcja niż studia jako drogie i czasochłonne hobby, po którym czeka nas bezrobocie bądź praca poniżej kwalifikacji.

Przepraszam jeżeli komukolwiek wylałem na głowę kubeł zimnej wody. Gdybym sam poszedł za swoją pasją to ukończyłbym historię. Całe szczęście, że tego nie zrobiłem :Stan - Uśmiecha się:

@stap

Później napiszę obszerniejszego posta na ten temat :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
A studiowanie języków jest dobrą opcją?
Moim zdaniem tak.
Divine, ja cię rozumiem i po części się z tobą zgadzam. Twoja opinia jest raczej dosyć popularna na internetach. Wszyscy raczej zdajemy sobie sprawę z tego, że dzisiaj w cenie są kierunki "komputerowe". Tyle że nie każdy może i chcę być tym wykopowym programistą 15k. Najrozsądniejszym planem jest chyba złoty środek - iść w kierunku, który z jednej strony będzie interesował, będziemy do tego mieli jakieś predyspozycje, a z drugiej będzie dawał jakieś realne perspektywy jeśli idzie o tą pracę. Tak, odkryłam Amerykę :forak: Niemniej z dwojga "złego" uważam, że lepiej już studiować to co nas grzeje, niż to co jest opłacalne, ale ni cholerę nas nie interesuje. Bo potem się człowiek będzie tylko męczył, a wysoce prawdopodobne że i tak będzie robił co innego. Ja tam już mam dość uczenia się czegoś czego nie lubię, pracy której nie lubię. Życie nie powinno opierać się tylko na tym że ciągle robimy i tkwimy w czymś czym nie chcemy.

Niestety, ale my mamy pod górę, bo ten skisły Świat ceni bardziej wygadanych, pewnych siebie ekstrawertyków, nie zamkniętych w sobie, zlęknionych, apatycznych, depresyjnych, różnej maści dziwadeł, które odstają od ogólnie przyjętych norm. Chyba to w tym wszystkim jest najbardziej frustrujące - dlaczego my sobie wszystko tak sami komplikujemy?

A mój wcześniejszy post, to wyraz sceptycyzmu i typowego strachu, generalnie dziękuję za twoją poradę, bo jest ona sensowna i z pewnością zacznę to rozważać, bo w moim przypadku możliwe że było by to dobre rozwiązanie :Stan - Uśmiecha się:
Stron: 1 2 3