PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Imieniny i sptkania integracyjne w pracy
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Walczę ze swoim problemem od dawna , przypomina to płynięcie łódką pod prąd. Jeszcze nigdy nie byłem u specjalisty i od niedawna jestem pewien że mam fobię społeczną (wcześniej wiedziałem że jestem jakiś dziwaczy , ale nie wiedziałem co to jest). Zawsze byłem poza towarzystwem jakiś taki na uboczu , do dziś nie posiadam czegoś takiego jak koledzy czy przyjaciele. W miejscu gdzie mieszkam od 10lat nie gościłem tym czasie zadnego z sąsiadów i wogóle nikogo poza najbliższą rodziną. Skończyłem studia , mam prace. I tu mam problem. W pracy jestem bardzo źle postrzegany w wyniku mego problemu. Unikam wszelkich uroczystości typu imieniny i spotkania integracyjne. Unikam bo bardzo źle się na nich czuję , stoję na uboczu poza rozbawionym towarzystwem przepełniony dziwnym dyskomfortem. Byłem kilka razy na takich imprezach i ze względu na to co wcześniej napisałem zacząłem ich unikać. Nie organizuję też swoich imienin (nigdy w życiu tego nie robiłem) , w pracy jest niepisany zwyczaj że wszyscy je organizują. Jestem przez wspólpracowników postrzegany jako świr. Szaf jest jakiś obrażony , moje notowania w pracy z tego powodu też są słabe. Problem polega na tym że z szefem można wiele załatwić w ramach "kontaktów nieformalnych" dla mnie z wiadomych przyczyn niedostępnych. Nie potrafię nawiązywac tzw nieformalnych kontaktów miedzyludzkich , w kontaktach służbowych jest prawie wszystko ok. Co mogę z tym zrobić? Może ktoś ma jakiś pomysł?
To są właśnie problemy większości osób na tym forum. Ja jestem jeszcze młody, sam też nie byłem u specjalisty, ale dużo pomogły mi artykuły w internecie. Warto poszukać, niektóre można znaleźć na forum. Więcej wiary w siebie.
Ja swego czasu nie byłem na ślubie szefa i też się na mnie obraził. Co można poradzić? Przełam się i zacznij chodzić na te imprezy :Stan - Uśmiecha się: Lepiej być i czuć przez chwilę dyskomfort, niż póżniej czuć cały czas dyskomfort bo cię będą żle postrzegać w pracy, czyż nie?
Zmiana pracy oczywiście nie jest rozwiązaniem, bo wszędzie będziesz miał tego typu problemy, raczej staraj sie stopniowo odbudować dobre relacje z innymi i bądź bardziej towarzyski.
Swego czasu pracowalam w miejscu, gdzie wszelkie imprezy bly norma. Imieniny, oplatki, sledziki, spotkania w czasie pracy i po pracy. Kiedy tam trafilam ludzie byli zzyci, wszyscy ponad 40tke, ja bylam ledwo po 20tce. Tylko u mnie nie bylo jak uciec od tych imprez, musialam uczestniczyc. Poczatkowo stresowalam sie, milczalam jak zakleta. Ale ja staram sie zawsze myslec, zepraca to praca, tam mam byc inna, profesjonalizm jest w cenie. Poza tym, mysle ze w ten sposob okazuje sie szacunek szefom i wspolpracownikom, nic z tego, ze wiekszosc moze nas nie szanowac, ja staram sie patrzec na siebie. Wolalam jakos w tym uczestniczyc, niz zeby potem gadali po katach jaka ta fragile dziwna, mloda, a bawic sie nie chce. Tym bardziej, ze po roku do zespolu dolaczyl chlopak, ktory mial ewidentna fobie, szkoda mi go bylo, bo widzialam przez co przechodzi. On uciekal ze wszystkich imprez tego typu, wiedzialam i slyszalam co ci ludzie o nim gadaja, straszne. Ale kilka razy sie pojawil, delikatnie namowiony przeze mnie, i tez nic sie nie stalo, wszyscy sprawiali wrazenie zadowolonych, ze sie w ogole pokazal. Bylo ciezko, ale mozna sie przyzwyczaic. Przeciez ludzie widza, jaki jestes na co dzien, nie oczekuja, ze nagle podczas imienin zmienisz sie w dusze towarzystwa. Moim zdaniem trzeba probowac.

Użytkownik 528

imprezy? żadna integracja, tylko chlańsko, ja dziękuję.
post usunięty przez autora
Rozumiem Cię. Mam ten sam problem. Ja też już się nie przełamuję, żeby iść, mam dość. Najgorsze jest to, że jak idę, to potem długo cierpię przeżywając soje porażki na takiej imprezie, mam poczucie odrzucenia itd, natomiast jak nie pójdę, to też cierpię, bo wiem, dlaczego nie poszłam i dołuję się, że jestem taka a nie inna. Nie wiem, jak ten problem rozwiązać na ten moment. Jestem w terapii indywidualnej, zmiany są na razie malutkie, ale to dobrze, że są. Na ten moment mogę Ci powiedzieć, że Cię rozumiem, nie jesteś sam z takim problemem, są tacy, którzy też tak cierpią... Pomaga mi, jak czytam tu, że inni mają podobne problemy jak ja, bo wtedy nie czuję się taka inna i samotna...
Zacząłem nad sobą pracować. Teraz jest dużo lepiej. Rozumiem co się działo ze mną i co się nadal dzieje.
Mam prawie 40 lat i od niedawna leczę się na fobię społeczną. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, co ja wyprawiałam w pracy! Otóż po kolei… Zawsze wychodziłam z pracy punktualnie – wybiła godzina, a ja stałam przy drzwiach (oczywiście pierwsza). W trakcie pracy musiałam (!) wyjść choć na chwilę na zewnątrz budynku, na lunch chodziłam sama, na imprezy pracowe chodziłam rzadko, imienin nie organizowałam.

Dopiero teraz, gdy biorę leki widzę, że ja długo z ludźmi nie wytrzymuję. Mam niewyobrażalny przymus opuszczenia miejsca pracy najszybciej jak tylko się da. Zaznaczam, że bardzo lubię swoją pracę, jestem odpowiedzialna itp. Oczywiście kariery nie zrobiłam, mimo dużej wiedzy i doświadczenia. Dlatego ostrzegam Cię, że możesz sobie zepsuć opinię u ludzi, jeśli nie weźmiesz się za leczenie. Prawdopodobnie nie zdajesz sobie sprawy ze swoich „dziwactw” a imprezy w pracy to „małe miki”. Serdecznie pozdrawiam.
Witaj Pastylka. : )
Zapraszam też do tego działu.

U mnie fobia zaczęła się na dobre właśnie w pracy (chociaż też ją lubiłam i wykonywałam dobrze ).
Na imprezach firmowych (głównie imieniny pracowników ) zaczęłam odczuwać pierwsze fizyczne objawy fobii: niesamowity lęk przed jedzeniem i piciem, całkowity paraliż. :Stan - Niezadowolony - Obraża się:

Potem było już tylko gorzej. Silny ból fizyczny i napiece przez 8 godzin pracy. (Który ustawał po powrocie do domu, kiedy przestawałam o pracy myśleć... ) Zmieniłam ją. Jest lepiej.

Ja sama starałam się unikać organizowania imienin w pracy. Na ten dzień brałam zapobiegawczo urlop albo nagle się rozchorowałam. :] Nie zniosła bym bycia w centrum uwagi na oczach wszystkich pracowników... Chociaż prawie z całą "ekipą" byłam w świetnych relacjach. Problemem były dwie osoby, które z zazdroscią obserwowały, że "nowa" tak świetnie dogaduje się z resztą... i jeszcze trochę szef, który jest zwykłym dupkiem.
Bajka - imprez integracyjnych wprawdzie u mnie nie ma tak jak było dawniej (kryzys?), ale dałem się dziś wyciągnąć na nieformalne piwo (z listy rezerwowych, zazwyczaj nie mam zaproszeń). Miły wieczór siedzenia i słuchania w 9/10 rzeczy, o których nie ma sensu otwierać w ogóle paszczy z racji braku wspólnych tematów. Szczęśliwie gdy dyskusja doszła do związków byłem już na tyle sponiewierany, żeby nie zwracać uwagi i móc obojętnie patrzeć gdzieś w przestrzeń podczas gdy inni roztrząsali temat.

Chociaż fobicznych objawów na szczęście nie mam - tylko po prostu poczucie, że cojaturobie. W każdym razie chyba jednak warto próbować (jeśli jest okazja - z tymi z biegiem czasu robi się jakoś trudno), nawet w tym strumieniu rozmów które cię omijają może trafić się pare słów, które sprawią, że poczujesz się lepiej, a nuż.