PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Brak poczucia własnej wartości, własnego "Ja"
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Ciekawy fragment o poczuciu własnej wartości. Chciałbym, żeby każdy kto to teraz czyta, przeczytał całość. Ja to czytałem rok temu, ale to były moje początki dowiadywania się o sobie i o chorobie. Wchłaniałem masę materiału, co nie sprzyjało jego zrozumieniu. Zachwyciło mnie to wtedy, ogólnie cała książka z której jest ten fragment, ale chyba nie do końca to rozumiałem. Teraz, gdy to czytam to otwierają mi się oczy. Co to jest to poczucie własnej wartości? Świadomość tego kim jesteśmy, jakie mamy potrzeby. Ja mogę powiedzieć, że właściwie to nigdy nie postępowałem zgodnie ze sobą. Nawet nie wiem dokładnie jaki ja jestem, nie znam siebie...

To się nazywa konflikt wewnętrzny. Zagubienie. Zawsze postępowałem tak jak reszta, chociaż wiele razy się nie zgadzałem z resztą. Z czasem stałem się bierny, z automatu odpowiadałem tak jak niby powinienem, tak jak wg innych jest ok, a nie tak jak czuje. Całkowicie zepchnąłem siebie na dalszy plan. Czasami jestem przez to bardzo uparty, buntuje się. Ale te bunty są dziecinne, nie ma w nich siły i dojrzałości.

Myślę, że silne poczucie własnej wartości daje nam władzę, wolność i kontrolę. Postępujemy zgodnie ze sobą, wsłuchujemy się w siebie.

Fragment z książki "Opanować lęk" Brownyn Fox:

POCZUCIE WŁASNEJ WARTOŚCI

W naukach tybetańskiego buddysty Shambhala "definicja odwagi to brak obaw przed samym sobą". Boimy się samych siebie, a nasz strach jest wielowarstwowy. Na szczycie znajduje się nasze zaburzenie lękowe, a pod nim strach przed własnym "ja". Ten strach spowodował, że nie wytworzyliśmy silnego, zdrowego poczucia własnej wartości, a to z kolei utorowało drogę zaburzeniu lękowemu.

Zdrowe poczucie własnej wartości i zaburzenia lękowe wzajemnie się wykluczają. Zdrowe poczucie własnej wartości wynika z silnego poczucia autentyczności nas samych. Poczucia "kim jestem".

Z tego punktu widzenia nasze postrzeganie jest jaśniejsze i obszerniejsze. Znamy i rozumiemy siebie, jesteśmy w stanie poradzić sobie z różnorodnymi stresami, które przecinają naszą drogę, bez pogwałcania czy negowania swojego "ja". Jesteśmy w stanie z większą jasnością zrozumieć nasze własne umysły, potrafimy dostrzec możliwości wyboru we wszystkim, co myślimy i robimy. Umiemy szanować siebie, biorąc odpowiedzialność za swoje wybory i ich skutki.
Rolę poczucia własnej wartości w rozwoju zaburzenia lękowego oraz w procesie zdrowienia uznawano dotychczas w niewielkim stopniu lub też w ogóle nie miała ona znaczenia. Poczucie własnej wartości stanowi jednak klucz do trwałego wyleczenia. Umiejętności postępowania z lękiem i paniką pomoże nam je kontrolować, ale jeżeli nie zajmiemy się brakiem poczucia własnej wartości, może on stać się katalizatorem pojawienia ię zaburzenia w przyszłości. Zdrowe poczucie własnej wartości jest strategią ostatecznej prewencji.
Gdy zadaję pytanie "Kim jestem?" na prowadzonych przez mnie warsztatach, odpowiedź krąży wokół tego, co ludzie robią: jestem matką, ojcem, żoną, mężem, córką, synem, siostrą, bratem, przyjacielem, nauczycielem w szkole, pielęgniarką, inżynierem, programistą komputerowym, recepcjonistą, stolarzem, sprzedawcą, studentem. Utożsamiamy się z różnymi rolami, które odgrywamy i z którymi identyfikują nas inni ludzie. Jednak odgrywane przez nas role nie stanowią odpowiedzi na pytanie, kim jesteśmy.
Nie ma wątpliwości, że jesteśmy ważnymi osobami w rodzinie. Jesteśmy tymi, do których wszyscy zwracają się ze swoimi problemami. Dbamy o uczucia wszystkich ludzi, schodzimy im z drogi, aby ich nie zranić, nawet jeżeli to oznacza zranienie siebie. Mamy poczucie winy niemal ze względu na wszystko: "Powinienem był to zrobić. Nie powinienem był tego robić:. "Dlaczego to powiedziałem" Dlaczego tamto powiedziałem?". "A co, jeżeli opacznie zrozumieją to, co powiedziałem?".
Próbujemy być idealnym partnerem, rodzicem, bratem, siostrą, córką, synem, przyjacielem, pracownikiem, pracodawcą, znajomym. Jeżeli wszystko nie jest takie, jak powinno, jeśli rzeczy nie wychodzą tak, jak według as powinny wychodzić, po prostu coraz bardziej próbujemy. Możemy spędzić całe życie, próbując troszeczkę bardziej niż w zeszłym tygodniu, zeszłym miesiącu, zeszłym roku. Myślimy, że jeżeli tylko postaramy się odrobinę mocniej we wszystkim, co robimy, będziemy wreszcie mogli stać się tą idealną osobą, którą według nas powinniśmy być. Osobą, która jest wszystkim dla wszystkich, która kocha bezwarunkowo, która jest pełna jedności, szczęśliwa, pewna siebie, zadowolona i w zgodzie ze wszystkimi... Jeżeli tylko spróbujemy odrobinę mocniej.
Jeżeli wyjrzymy poza naszą tożsamość i zachowania, aby odpowiedzieć na pytanie "kim jestem?", co znajdujemy? Znajdujemy zmieszanie, ból, konflikt, lekceważenie siebie, poczucie pustki i samotność. Odzwierciedla się to w naszym braku pewności siebie, braku poczucia własnej wartości oraz w uczuciu nienadawania się do niczego, a także w niezdolności poradzenia sobie i przejęcia kontroli nad własnym życiem. W skrócie, znajdujemy brak poczucia własnego "ja", brak związku z sobą samym. Brzmi do dość dramatycznie, czyż nie? Jednak znaczenie i wpływ braku związku z własnym "ja" naprawdę są dramatyczne.

Co inni ludzie pomyślą?

Tak mocno próbując stać się tym, kim uważamy, że powinniśmy być, zaprzeczaliśmy sobie i całkowicie pozbawiliśmy się skuteczności. W bardzo młodym wieku uwierzyliśmy, że aby być lubianym, akceptowanym i kochanym, musimy dostosować się do potrzeb i oczekiwań innych ludzi. Robiąc tak, odrzuciliśmy swoje "ja" i tak robiliśmy każdego dnia życia. Powoduje to konflikt. Wielu z nas(obecnie zdrowych) odbiera nasz lęk, napady paniki i depresję jako pełne boleści wołanie naszego "ja", domagającego się słusznego uznania i potwierdzenia go we wszystkich aspektach życia.
"Co inni ludzie pomyślą" staje się motywacją dla naszego zachowania i działań. Ocena potrzeba innych osób, zwłaszcza jeżeli potrzeby te są trudne do określenia, wymaga wiele wysiłku, dlatego stoimy wciąż "na straży", upewniając się, że nikogo nie zdenerwowaliśmy, nie obraziliśmy, nie spowodowaliśmy niczyjego smutku. Jakkolwiek krótkie byłoby spotkanie, wrażenie, które musimy wywrzeć, ma być co najmniej dobre, jeżeli nie doskonałe. W trakcie tego procesu tracimy łączność z naszą jaźnią, a wraz z tym zdolność rozpoznawania i odpowiadania na nasze własne potrzeby i pragnienia, szczególnie jeżeli są one przeciwne do tego, czego według nas inni od nas oczekują.
Zastanawianie się nad tym "co inni ludzie pomyślą?", wstrzymuje naszą zdolność pełnego odczuwania i wyrażania własnych emocji, życia w sposób kreatywny, z pełnym wykorzystaniem naszego potencjału. Te cechy mogą nas przerażać, ponieważ inni mogą ich nie doceniać. A jeżeli ich nie doceniają, mogą o nas nie myśleć dobrze. Jeżeli o nas nie myślą dobrze, to kim jesteśmy?
Pytanie "co inni ludzie pomyślą?" jest przyczyną. Skutkiem jest brak poczucia "ja" i podążający za tym brak poczucia własnej wartości. Bierzemy odpowiedzialność za życie w zgodzie z tym, co według naszych odczuć inni w nas docenią i nieświadomie pozbywamy się poczucia związku z naszą jaźnią i naszą osobistą siłą. To z kolei stwarza niechęć lub nienawiść, które odczuwamy wobec siebie samych i które karmi nasze poczucie pustki, samotności oraz zagubienia w tym, kim naprawdę jesteśmy. A pytanie brzmi: dlaczego my, inteligentne, dorosłe osoby, znaleźliśmy się w takiej sytuacji?
"Co ludzie pomyślą?" "Mogą mnie nie lubić, nie kochać." "Jeżeli nie dbają o mnie, to co zrobię?" "Co się ze mną stanie?" Niezależnie od tego, jakie było nasze dzieciństwo, czy występowały w nim nadużycia, czy nie, są to spostrzeżenia i obawy, które nosimy w sobie od tego okresu.
Potrzeba bycia lubianym lub kochanym jest uniwersalna i stanowi nieodłączną część bycia człowiekiem. Jednak jako dorośli wciąż odbieramy tę potrzebę oczami dziecka, którym kiedyś byliśmy. Dojrzeliśmy intelektualnie, dojrzeliśmy fizycznie, ale nie dojrzeliśmy emocjonalnie. Wstrzymaliśmy nasz emocjonalny rozwój ze strachu przed tym, co mogliby pomyśleć inni ludzie, a główne skutki tego widać w rozwoju zaburzenia lękowego i w procesie zdrowienia z niego.

Emocje

Chociaż nie jesteśmy naszymi emocjami, są one częścią tego, kim jesteśmy. Niezależnie od przebiegu naszego dzieciństwa wszyscy nauczyliśmy się, że ekspresja emocji jest "zła". To, że nadal je czuliśmy, oznaczało, że jesteśmy źli. Ludzie nie kochają i nie lubią złych osób. Jestem świadoma, że wszystko to może być odebrane jako ogromne uproszczenie, ale wrażenia dotyczące naszego "ja" i nasze emocje z dzieciństwa stworzyły niezliczone mnóstwo złożonych skutków. Po rozpłynięciu się tej złożoności widać strach, leżący u korzeni.
Świadomie używam słowa "zły". Gdy w czasie warsztatów podążamy za pytaniem "Kim jestem", sedno sprawy zawsze okazuje się takie samo. Ludzie boją się odkrycia lub choćby rozpoczęcia poszukiwań tego, kim są, ze strachu przed odkryciem, że rzeczywiście są "źli". Strach przed byciem lub staniem się złą osobą jest główną obawą, jaką zawsze mieliśmy, nawet przed wystąpieniem zaburzenia lękowego. Strach ten jest tak rozprzestrzeniony, że dotyka wszystkich grup społeczno-ekonomicznych i rodzajów dzieciństwa, z nadużyciami czy bez nich. Dlaczego tak wiele osób boi się o to, że są złe lub że takie się staną?
Jak często stosujemy słowo "zły"? To takie małe słowo, a używamy go tak swobodnie. Mówimy do naszych zwierząt domowych: "zły pies", "zły kot". Jak często używamy słowa "zły", karząc nasze dzieci? Jak często nasi rodzice mówili nam, że jesteśmy źli? Jednak rzadko użylibyśmy tego słowa w kontekście osoby dorosłej.
Co ię działo, gdy w dzieciństwie czuliśmy złość? Szybko nauczyliśmy się, że każda jej ekspresja jest zła, chociaż inni ludzie mogli ją wyrażać wobec nas. Nauczyliśmy się, że odczuwanie złości w taki lub inny sposób wystawia nas na niebezpieczeństwo. Okazywanie złości oznaczało także ryzyko utraty miłości innych osób, niezależnie od tego, jaką formę ta miłość przybierała.
Naszą złość stanowiła dla nas zagrożenie, dlatego musieliśmy sobie z nią poradzić w inny sposób. Nauczyliśmy się blokować ją poza naszą świadomością, czasami do tego stopnia, że niektórzy z nas nigdy jej nie odczuwają. Jeżeli ją czujemy, zazwyczaj zwracamy ją przeciw sobie przez naszą stale obecną wewnętrzną krytykę: "Jestem głupi. Jestem beznadziejny, bezużyteczny, tępy".
Nauczyliśmy się też wygaszać nasze uczucia żalu lub smutku. Kiedyś uczono mężczyzn i najstarsze córki, by nie płakali. Mężczyźni nie paczą. Muszą być twardzi. Najstarsze córki nie płaczą. Powinny opiekować się młodszym rodzeństwem. Jak w wypadku złości, na podstawie słownych i bezsłownych przekazów innych ludzi, nauczyliśmy się, że uczucia smutku lub żalu nie są akceptowane. Tłumimy je, podobnie jak naszą złość.
Nasza kreatywność, chęć przygody, ciekawość, spontaniczność, radość - znów otrzymaliśmy przekazy, że nie są właściwe. "Zachowuj się odpowiednio do wieku!", "Dorośnij!", "Nie bądź dziecinny". Słowne i bezsłowne przekazy innych osób potwierdziły nasze myśli, że inni udzie mogą nas nie lubić albo nie kochać, jeżeli będziemy się zachowywać w jeden z tych sposobów. Dlatego, podobnie jak naszą złość i smutek, wytłumiliśmy te uczucia.
Inne otrzymywane przez nas upomnienia i przekazy także interpretowaliśmy jako zagrażające miłości i opiece, których potrzebowaliśmy. Jeżeli się nie dzieliliśmy, nie dbaliśmy o innych i poświęcaliśmy czas sobie - zachowywaliśmy się samolubnie. Znów uczyliśmy się, że to nie były właściwe zachowania, więc nauczyliśmy się dbać o innych i lekceważyć troskę o siebie. Nawet teraz pytanie o to, co znaczy egoizm, przepełnia nasze życie i może stać się jedną z początkowych przeszkód w procesie zdrowienia. Wielu z nas uważa, że poświęcanie czasu samemu sobie jest samolubne i nie do przyjęcia. Nie tacy powinniśmy być.
Jako dzieci stwarzaliśmy siebie na podstawie "idealnego" modelu tego, kim według siebie powinniśmy być, i od tego czasu dążymy do owego ideału. W ten sposób nie tylko odrzucaliśmy i wypieraliśmy siebie, ale także nasz emocjonalny rozwój.

Rozwój emocjonalny

Wypieranie siebie wywołuje wiele skutków. Dwa najważniejsze, związane z naszym zaburzeniem lękowym, to pasywność i potrzeba sprawowania kontroli. Jesteśmy skrajnie pasywnymi ludźmi. Musieliśmy tacy być, gdyż stanowiło to część naszego idealnego modelu i zapewniało, że nie wyrażaliśmy emocji. Pozostajemy pasywni mimo pojawienia się zaburzenia lękowego, które może zniszczyć nasze dotychczasowe życie. Nie zdajemy sobie sprawy, że odczuwanie złości na nasze zaburzenie jest naturalną i normalną odpowiedzią na zniszczenie naszego życia. Każdą złość, jaką możemy odczuwać w stosunku do paniki i lęku, zwracamy przeciw sobie. "Jestem głupi, beznadziejny, bezużyteczny". Złość skierowana na nasze zaburzenie może być rakietą niosącą nas ku wyzdrowieniu, mimo to wiele osób boi się jej i nie złości się na odczuwane przez nich panikę i lęk. Czują raczej, że jest to utrata kontroli, a nie duży krok naprzód w zdrowieniu.
Bycie tym, kim według siebie powinniśmy być, wymaga niezwykłej samokontroli. By mieć pewność, że nasz wizerunek w oczach innych ludzi nie pogorszył się, ciągle musieliśmy kontrolować sami siebie, nasze emocje i otoczenie. Samokontrola nie jest tym, czym wydaje się być. Jest to "klej", który utrzymuje utworzone "ja" w całości, a nasze naturalne emocje i uczucia trzyma na odległość.
Kiedy lęk i ataki paniki niszczą nasze życie, cofamy się do samych siebie. Nieważne, jak ciężko próbujemy zwalczyć i kontrolować lęk i panikę, nie możemy się przez nie przedrzeć. Nasilają się one wraz z naszymi obawami, rosnącym poczuciem nieadekwatności i bezradności. Im bardziej walczymy o kontrolę, tym bardziej bezradni i samotni się czujemy, a nasz lęk i napady zyskują na sile.
Stając się tym, kim według siebie powinniśmy być, zablokowaliśmy nasz rozwój emocjonalny. Na poziomie emocjonalnym wciąż odnosimy się do siebie i do świata tak, jak to czyniliśmy jako dzieci. Właśnie te ramy stosujemy do naszego zaburzenia lękowego, dlatego ma ono nad nami władzę.

Intelektualnie dojrzeliśmy i intelektualnie możemy wiedzieć i rozumieć, że nasze objawy są objawami lęku i paniki. Intelektualnie wiemy, że nasze zdrowie somatyczne jest bez zarzutu. Intelektualnie wiemy, że nasze myśli tworzą w nas ciągłe napięcie. Emocjonalnie nie odczuwamy prawdy tych stwierdzeń i emocjonalnie w nie nie wierzymy.

Nie wierzymy, że nie umrzemy lub nie oszalejemy na skutek objawów lęku i paniki. Nie wierzymy, że nie stracimy kontroli, nie ośmieszymy się, nie przyniesiemy sobie w jakiś sposób wstydu. Emocjonalnie nie wierzymy w prawdziwość niezliczonych pozytywnych stwierdzeń i afirmacji, które bez końca powtarzamy, lub w realistyczne stwierdzenia, które wypowiadamy, aby zaprzeczyć negatywnym myślom.
Emocjonalnie unikamy intelektualnego zrozumienia naszego zaburzenia i wikłamy się w niekończący się cykl strachu. Zajmując się tym strachem, zajmujemy się naszymi emocjami i żadna drobiazgowa, intelektualna analiza pozbawiona szerszego zrozumienia nie połączy tych dwóch poziomów.
Mówię o wyzdrowieniu jako o zmianie postrzegania. Musimy podnieść emocjonalne zrozumienie naszego zaburzenia na ten sam poziom, na którym jest nasze zrozumienie intelektualne. Na poziomie emocji musimy nauczyć się rozumieć i czuć nasze napady paniki i lęk takimi, jakimi naprawdę są - paniką i lękiem, niczym więcej. Nie neguje to ich ciężkości i siły. Będziemy je wciąż odczuwać tak gwałtownie, jak wcześniej, ale możemy nauczyć się rozumieć i czuć na poziomie emocjonalnym, dlaczego nie mamy się czego bać. Dopóki tego nie zrozumiemy, będziemy więźniami naszego strachu.

Wyzdrowienie jest pozbyciem się strachu przed naszymi przeżyciami. Gdy jesteśmy w stanie zintegrować poziom intelektualny i emocjonalny naszego rozumienia i odczuwania, nasze objawy i strach stracą nad nami władzę. Wtedy my zapanujemy nad nimi.

Praktykowanie "świadomej uwagi" ułatwia tę integrację. Gdy zaczynamy to robić po raz pierwszy, wydaje się, że to ćwiczenie intelektualne, które do niczego nie prowadzi. Początkowo nie ma łączności między "głową" a "sercem", tym, co intelektualne i tym, co emocjonalne. Nabywając praktyki, zaczynami rozumieć dynamikę zaburzenia lękowego na poziomie emocjonalnym. Na nim zaczynamy "wiedzieć" i czuć, w jaki sposób nasze myśli wywołują tak wiele ciągle wzrastającego napięcia, które z kolei wytwarza wiele doświadczanego przez nas strachu. Zaczynamy rozumieć mniej i bardziej subtelne skutki somatyczne naszych myśli. Zaczynami bardzo jasno rozumieć związek umysłu z ciałem. A gdy to się dzieje, emocjonalne zrozumienie naszego zaburzenie rozwija się, a równowaga "sił" między nami a naszym zaburzeniem lękowym zaczyna się zmieniać. Swangoz łatwiej radzimy sobie z kontrolowaniem lęku i paniki oraz zaczynamy odzyskiwać nasze życie.
Wszyscy zakładamy, że wyzdrowienie to cofnięcie się do tego, kim byliśmy przed chorobą. Jednak to nie jest wyzdrowienie. Jak może nim być, skoro zakłada "cofnięcie się"? Cofnięcie się oznacza, że nie wyzbywamy się strachu przed naszymi przeżyciami. Wyzdrowienie oznacza pójście do przodu, nie do tyłu. Jeżeli cofamy się, przygotowujemy scenę dla możliwego nawrotu zaburzenia w przyszłości.
Podczas gdy pracujemy nad wyzdrowieniem, nasz rozwój emocjonalny postępuje jako część tego procesu. Gdy to się dzieje, zaczynamy rozumieć, jak nieodłączny od naszego zaburzenia negatywizm może zmienić się w najbardziej budujące doświadczenie naszego życia. Jest o podarunek od wyzdrowienia. Jest to przyczyna tego, że ci z nas, którzy wyzdrowieli, uważają zaburzenie lękowe za najcenniejsze doświadczenie swojego życia.
W miarę, jak proces zdrowienia przybiera na sile, lęk i panika stają się naszymi nauczycielami. Im wyraźniej na siebie patrzymy, tym bardziej rozumiemy, jak wiele z naszego lęku tworzy się przez próby bycia tym, kim uważamy, że powinniśmy być. Lęk uczy nas, kiedy nie jesteśmy autentyczni wobec samych siebie, kiedy zaprzeczamy sobie lub pozbawiamy się w jakiś sposób skuteczności.
Klasyczny przykład sposobu, w jaki tłumimy nasze potrzeby, ma miejsce, kiedy mówimy "tak" wobec zrobienia czegoś dla kogoś, choć właściwie chcemy powiedzieć "nie". Uśmiechamy się, mówiąc "tak" i natychmiast myślimy: "Dlaczego muszę to robić? Dlaczego zawsze ja?". Czujemy złość na samych siebie i żal wobec drugiej osoby. Potem myślimy: "Dlaczego jestem taki samolubny?" i mamy poczucie winy z powodu naszych uczuć. W ten sposób powstaje nasz lęk.
Nie tylko stłumiliśmy potrzebę mówienia "nie", ale przez mówienie "tak" zdradziliśmy też odpowiedzialność i uczciwość wobec samych siebie. Czyniąc w ten sposób, wzięliśmy odpowiedzialność za inne osoby i ponadto nie byliśmy wobec nich szczerzy.
Im bardziej stajemy się świadomi, tym więcej możliwości wyboru dostrzegamy w danej sytuacji. Im częściej wybieramy poszanowanie naszych własnych potrzeb i uczuć, tym mniej lęku i paniki odczuwamy.
Jest to nie tylko proces powrotu do zdrowia, lecz także wypracowywania zdrowego poczucia własnego "ja" z nieodłącznym od niego poczuciem własnej wartości, a także odpowiedź na pytanie: "Kim jestem?".

Książka jest o zaburzeniach lękowych, w tym fobii społecznej, więc niektóre fragmenty mogą "nie pasować" trochę.

Czy to jest coś, czego wam też brakuje?
Nie zgłębiałem zbyt tego tekstu, ale wiem, że lęk właśnie rodzi się w opisany sposób, w którym wewnętrzny konflikt interesów( skłaniający nas do kolejnych ustępstw), nade wszystko zmusza nas do poszukiwania sensu, do dążenia do prawdy, do rozumienia i trzymania pieczy na granicach zdrowy więzi, bez ofiar wyzysku. Boimy się albo cierpimy z powodu wyrzeczeń, ponieważ nie mamy natenczas poczucia słuszności wyborów, które jest dla nas najważniejszym przejawem miłosierdzia, które pozwala nam wierzyć, że pomimo radykalnego trybu wywiązujących się relacji pomiędzy nami - nie utracimy sensu i piękna ustępstw i sprawiedliwej współpracy. Jeśli ustępuję komuś i cierpię z powodu wyrzeczenia, to napisane jest w prawie Boskim, że ten, któremu podaję rękę, musi mi się kiedyś zrewanżować czymś podobnym. Napisane jest: "Oko za oko, ząb za ząb.", więc nadstawiając policzek - oczekuję piękna sprawiedliwych wyroków i odwzajemnianego bólu ze strony tych, którym poszedłem na rękę. Inaczej boję się, że zostane sam z niczym, bez najmniejszych perspektyw, prowadząc życie "ofiary losu" albo tryb życia przepojony udręką. Mając nieustanne lęki, że kolejne ustępstwa pozbawią mnie życia. Będę więc się izolował od wykolejeńców, którzy nie są w stanie unieść istoty naszych sprawiedliwie się wywiązujących relacji. Oddam to, co muszę, kiedy będę gotów, czekając, aż uschniesz z powodu braku sensu życia - nie wskrzeszę Cię wówczas
Amen.
...
Zgadzam się z tobą, chociaż styl jak zwykle nie do zniesienia(dla mnie). Podejmujemy życiowe decyzje na podstawie tego, co inni ludzie na ich temat pomyślą. Więc tak naprawdę bierzemy odpowiedzialność za nie swoje wybory, a oparte na lęku. Ciężko w taki sposób żyć. Mając poczucie własnej wartości, mamy tą łączność ze sobą. Inni nie wpływają na nasze wybory, a my czerpiemy z siebie, z tego, czego naprawdę chcemy.

Tekst nie ma takiego stylu, jak ten i poprzedni post, więc zapraszam do przeczytania.
Oj żeby to było takie proste przetłumaczyć sobie, że to tylko głupi strach. :Stan - Niezadowolony - Smuci się: ale fakt jest we mnie wiele sprzeczności. Zbyt wiele robienia dla innych i niewiele dla siebie.
Oczywiście nie jest to takie łatwe, że powiesz to sobie i już. Trzeba nad tym pracować. Przede wszystkim chcieć się zmienić i wierzyć, że się da. Czytać o tym. Kiedy sobie to uświadomisz i parę razy to odczujesz, to w to uwierzysz i wtedy będzie łatwiej pracować. Samo z siebie na pewno nie przyjdzie.
Cytat:W naukach tybetańskiego buddysty Shambhala "definicja odwagi to brak obaw przed samym sobą".

Imperare sibi maximum imperium est - Panowanie nad sobą, to najwyższa władza.

Cytat:Tak mocno próbując stać się tym, kim uważamy, że powinniśmy być, zaprzeczaliśmy sobie i całkowicie pozbawiliśmy się skuteczności. W bardzo młodym wieku uwierzyliśmy, że aby być lubianym, akceptowanym i kochanym, musimy dostosować się do potrzeb i oczekiwań innych ludzi. Robiąc tak, odrzuciliśmy swoje "ja" i tak robiliśmy każdego dnia życia.

Dokładnie.

Cytat:Niezależnie od tego, jakie było nasze dzieciństwo, czy występowały w nim nadużycia, czy nie, są to spostrzeżenia i obawy, które nosimy w sobie od tego okresu.

Pisałem o tym na forum chyba już setki razy...

Cytat:Potrzeba bycia lubianym lub kochanym jest uniwersalna i stanowi nieodłączną część bycia człowiekiem. Jednak jako dorośli wciąż odbieramy tę potrzebę oczami dziecka, którym kiedyś byliśmy. Dojrzeliśmy intelektualnie, dojrzeliśmy fizycznie, ale nie dojrzeliśmy emocjonalnie. Wstrzymaliśmy nasz emocjonalny rozwój ze strachu przed tym, co mogliby pomyśleć inni ludzie, a główne skutki tego widać w rozwoju zaburzenia lękowego i w procesie zdrowienia z niego.

Dlatego uważam, że powinno się wydawać specjalne licencje rodzicielskie. Nie może być tak, że największy kretyn może brać się za wychowywanie dzieci.

Cytat:Ludzie boją się odkrycia lub choćby rozpoczęcia poszukiwań tego, kim są, ze strachu przed odkryciem, że rzeczywiście są "źli".

Ludzie są z natury dobrzy. To blokada ich rozwoju zaaplikowana przez otoczenie sprawia, że szukają drogi do dobra poprzez zło.

Cytat:Co ię działo, gdy w dzieciństwie czuliśmy złość? Szybko nauczyliśmy się, że każda jej ekspresja jest zła, chociaż inni ludzie mogli ją wyrażać wobec nas. Nauczyliśmy się, że odczuwanie złości w taki lub inny sposób wystawia nas na niebezpieczeństwo. Okazywanie złości oznaczało także ryzyko utraty miłości innych osób, niezależnie od tego, jaką formę ta miłość przybierała.

Karen Horney pisała o tym w latach 30 w prawie identyczny sposób...

Później skomentuje resztę, ale jak na razie nic odkrywczego. Z ostateczną oceną na razie się powstrzymam, dopóki nie przeczytam całości.
Cytat:Emocjonalnie unikamy intelektualnego zrozumienia naszego zaburzenia i wikłamy się w niekończący się cykl strachu. Zajmując się tym strachem, zajmujemy się naszymi emocjami i żadna drobiazgowa, intelektualna analiza pozbawiona szerszego zrozumienia nie połączy tych dwóch poziomów.

Przenikliwy strach powoduje zjawisko, które Orwell nazywał "zbrodnioszlabanem". Boisz się myśleć. Dopóki strach nie ustąpi, to racjonalne analizowanie niektórych problemów rzeczywiście może okazać się niemożliwe.

Cytat:Mówię o wyzdrowieniu jako o zmianie postrzegania. Musimy podnieść emocjonalne zrozumienie naszego zaburzenia na ten sam poziom, na którym jest nasze zrozumienie intelektualne. Na poziomie emocji musimy nauczyć się rozumieć i czuć nasze napady paniki i lęk takimi, jakimi naprawdę są - paniką i lękiem, niczym więcej.

Uważam, że bez redukcji lęku(strachu) może to okazać się niemożliwe. Dlatego też tak dobrym sposobem leczenia jest łączenie farmakoterapi z psychoterapią.

Cytat:Nie tylko stłumiliśmy potrzebę mówienia "nie", ale przez mówienie "tak" zdradziliśmy też odpowiedzialność i uczciwość wobec samych siebie. Czyniąc w ten sposób, wzięliśmy odpowiedzialność za inne osoby i ponadto nie byliśmy wobec nich szczerzy.

Też brzmi znajomo.

Cytat:Im bardziej stajemy się świadomi, tym więcej możliwości wyboru dostrzegamy w danej sytuacji. Im częściej wybieramy poszanowanie naszych własnych potrzeb i uczuć, tym mniej lęku i paniki odczuwamy.
Jest to nie tylko proces powrotu do zdrowia, lecz także wypracowywania zdrowego poczucia własnego "ja" z nieodłącznym od niego poczuciem własnej wartości, a także odpowiedź na pytanie: "Kim jestem?".

Zgadzam się, ale nie można zapominać, że ktoś, kto odczuwa bardzo silny lęk nie będzie w stanie wprowadzić tych zasad w życie.
Hektor napisał(a):
Cytat:Mówię o wyzdrowieniu jako o zmianie postrzegania. Musimy podnieść emocjonalne zrozumienie naszego zaburzenia na ten sam poziom, na którym jest nasze zrozumienie intelektualne. Na poziomie emocji musimy nauczyć się rozumieć i czuć nasze napady paniki i lęk takimi, jakimi naprawdę są - paniką i lękiem, niczym więcej.

Uważam, że bez redukcji lęku(strachu) może to okazać się niemożliwe. Dlatego też tak dobrym sposobem leczenia jest łączenie farmakoterapi z psychoterapią.

Cytat:Im bardziej stajemy się świadomi, tym więcej możliwości wyboru dostrzegamy w danej sytuacji. Im częściej wybieramy poszanowanie naszych własnych potrzeb i uczuć, tym mniej lęku i paniki odczuwamy.
Jest to nie tylko proces powrotu do zdrowia, lecz także wypracowywania zdrowego poczucia własnego "ja" z nieodłącznym od niego poczuciem własnej wartości, a także odpowiedź na pytanie: "Kim jestem?".

Zgadzam się, ale nie można zapominać, że ktoś, kto odczuwa bardzo silny lęk nie będzie w stanie wprowadzić tych zasad w życie.

To są fragmenty z książki, w której autorka proponuje medytacje, jako metodę poznawczą, czyli w ten sposób redukuje lęk. Nie neguje też innych metod, wręcz zachęca do nich, a medytację proponuje jako dodatkową.

Co do łączenia, to w innym temacie pisałem o braku skuteczności takiego leczenia, przynajmniej jeśli chodzi o CBT + leki. Mowa o krótkotrwałym leczeniu.
Ten tekst to porządna psychoterapia. Dzięki Sosen za wstawienie.
Powinniśmy zacząć rozpatrywanie problemu od zgeneralizowania wszystkich jego aspektów, tak jak wtedy, kiedy zadajemy sobie np. pytanie: Dlaczego moje życie to tak wiele ciągłych niepowodzeń i rozczarowań, bo ujmując je choćby w kontekście głodu, epidemi czy nędzy w Afryce, to jesteśmy raczej lepiej uwarunkowani do osiągania pomyślności i zamierzonych rezultatów. Gdyby pomyśleć o islamskich bojownikach czy ludziach o radykalnych postawach społecznych takich jak ksiądz, zakonnica, którzy zupełnie nia łączą wspomnianego w tekście poziomu życia, jakim jest jakiś stopień swobody myśli i realizacji inicjatyw z nich wynikających, a wiążących się z fundamentalnymi pragnieniami i marzeniami (które z kolei kreują intencje i motywy ludzkie), to powinniśmy mieć jakiś obraz miłosierdzia dla nas wszystkich. A przejawia się on brakiem pomyślności, podczas pomijania bliźnich, przy realizacji naszych wspólnych pomysłów, świadczących o wspólnym cywilizacyjnym dorobku. Nasze idee i hasła są pozbawiane sensu, kiedy nie realizujemy ich razem. Stąd rodzą się konflikty interesów, a te, kiedy nie są wyważane za pomocą zasad regulujących nasze relacje, kiedy emocje przysłaniają szczytne cele i intencje oraz dochodzi do zacierania ich jawności - wówczas niszczy się więzi międzyludzkie oraz zamyka drogę możliwościom wpływu na swoją pomyślność. Zatem wniosek jest jeden: trwają Ci, którzy potrafią poza racjonalnym tłumaczeniem sobie swoich stanowisk, również ująć je w kontekście wiary i rozsądku, ponieważ bardziej z przypadku łączą oni wszystkie poziomy życia i rozwijają się harmonijnie. Nawet jeśli ich okupowane cierpieniem rezultaty są niezrozumiałe dla reszty otoczenia, przez wzgląd na brak tych samych perspektyw dla pozostałej części ludzi, niemających szans na naprawę zniszczonych trwale więzi międzyludzkich. Nikt jednak nie jest głupcem w tak ujmowanym kontekście, a panika wiąże się z powodu braku rozumienia własnych motywów postępowania. Jesteśmy ludźmi, więc nie do zniesienia jest dla nas brak jawiącego się sensu sprawiedliwych wyroków dla nas wszystkich. Wiedza nie jest gwarantem radosnego trwania, natomiast w połączeniu z irracjonalnymi wyobrażeniami, które stale można weryfikować - powiększamy swoje zasoby doświadczeń, gromadzimy wiedzę i trwamy w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku oraz spełniania się jako istoty stworzonej na obraz i Boże podobieństwo. Piastujemy nadzieję oraz żyjemy owocami własnej pracy.
... :Stan - Uśmiecha się:
Tekst jest świetny. Dokładnie o nas. Do wielu podobnych wniosków zresztą sam doszedłem. Ja mam jeszcze dodatkowo pod górkę, gdyż ciągle muszę się zmagać ze swoimi poronionymi starymi, mimo mego wieku... Po prostu jestem ciągle w zbyt keipskiej formie, żeby się utrzymać.
Najlepszy fragment to moim zdaniem:

Stając się tym, kim według siebie powinniśmy być, zablokowaliśmy nasz rozwój emocjonalny. Na poziomie emocjonalnym wciąż odnosimy się do siebie i do świata tak, jak to czyniliśmy jako dzieci. Właśnie te ramy stosujemy do naszego zaburzenia lękowego, dlatego ma ono nad nami władzę.

Z resztą o tym możnaby wiele słów napisać, a cały cymes sprowadza się do uchwycenia pewnego stanu, który ciężko precyzyjnie opisać, a który dla 'normalnych' ludzi jest właśnie taki... normalny. Chodzi mi o takie skrzyżowanie poczucia bezpieczeństwa, poczucia ważności swoich działań i emocji oraz poczucia, że ma się prawo być sobą. Wszystko to automatycznie niejako... Na razie to mi się udaje podłapać ten 'normalny' stan tylko okresowo, ale w końcu go ucapię i przyspawam na stałe :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Bardzo interesujący fragment, z chęcią poczytałbym resztę więc proszę o tytuł, a to co do tej pory przeczytałem postaram się wprowadzić w swoje życie :Stan - Uśmiecha się:
http://www.sciaga.pl/tekst/47310-48-psyc...i_ug_1_rok

W firefoxie ctrl + f, i wpisać: Model rozwoju Ericssona/ koncepcja rozwoju.

Ciekawy tekst.
Tekst pouczający...
Dokladnie o mnie...

...jak się czyta to wygląda całkiem łatwe...fajnie by było wyciągnąc wnioski i wdrożyc w życie...by żyło się lepiej ...
Pozdrawiam
Cytat:Lęk uczy nas, kiedy nie jesteśmy autentyczni wobec samych siebie, kiedy zaprzeczamy sobie lub pozbawiamy się w jakiś sposób skuteczności.
Z tym nie mogę się zgodzić. Kiedy pojawia się lęk mogę być autentyczny, mogę nie walczyć z tym lękiem tylko przeżyć go (świadomie). Jeżeli sobie wmówimy, że w momencie kiedy doświadczamy lęku nie jesteśmy autentyczni czy zaprzeczamy sobie, wpadniemy w poczucie winy kiedy tylko będziemy doświadczać lęku i następnym razem będzie on jeszcze silniejszy. Nasz lęk jest całkowicie OK, to nawykowa reakcja naszego móżgu na zagrożenie.
Skąd bierze się poczucie braku własnej wartości i poczucia nieokreślonego "ja"? Na początek rozważań ująłbym problem w kontekście sprawiedliwości społecznej i miłosierdzia wobec każdego człowieka. Wierzę, że każde zaangażowanie z czyjeś strony powinno być wynagrodzone adekwatnie do wkładu sił, co oznacza, że kiedy pomija się kogoś przy udziale wspólnego dzieła i nie docenia mojego dorobku, wówczas traci się wiarę i poczucie własnej wartości, bo ono jest miarą stopnia odwzajemnianego zaangażowania ze strony tych, z którymi przyszło nam się skonfrontować. Okazuje się bowiem, że nie mając uznania w oczach tych ludzi oraz płynących z tego przywilejów, muszę doznać rozczarowania, które skłaniać mnie będzie w dalszym toku współpracy do dowodzenia swojej wyższej wartości, przez większą społeczną użyteczność, a co za tym idzie: do wymierzenia sprawiedliwości. Dokonuje się to zawsze poprzez moralizatorską i rodzącą się tak funkcję ludzi niedocenianych, jako niezbędnego procesu wyważenia wzajemnej współpracy i przywaracania harmonii rozwoju; poprzez odzyskiwaną wiarę w sens poświęcenia, zaangażowania i rozwijania swoich pasji, samorealizację i trwanie z godnością ludzką. Chcę powiedzieć, że ogarnia nas niecierpliwość i zniechęcenie, kiedy nie widzimy sensu sprawiedliwej współpracy, kiedy kogoś marginelizuje się, przez wzgląd na jego duże umiejętności i chęć odebrania należnego mu miejsca. Dlatego dochodzi czasem do radykalnych kroków zwrócenia na siebie uwagi - to mój obowiązek upomnieć się w jakiejkolwiek budzącej posłuch formie, by znaleźć drogę ku odzyskaniu wolności, możliwości decydownia o swoim losie... Ludzie z poważnymi objawami fs, chyba jesteśmy ciemiężeni! :Stan - Uśmiecha się:
Skąd bierze się poczucie "nijakiego ja" i obniżonej wartości człowieka, zachwianej wiary poczucia granic godności ludzkiej i chore, wypaczone próby rekompensaty tego zjawiska?
Sosen..

No coś pięknego ten artykuł

Jako dzieci stwarzaliśmy siebie na podstawie "idealnego" modelu tego, kim według siebie powinniśmy być, i od tego czasu dążymy do owego ideału. W ten sposób nie tylko odrzucaliśmy i wypieraliśmy siebie, ale także nasz emocjonalny rozwój

A ja chciałem od siebie jeszcze dodać że sporo czasu straciłem na tych"hamujących" artykułach dotyczących tego jak mamy żyć np.nie jest dobrze żyć samemu,musisz pomagać innym
Mało tego sporo czasu poświęcałem filmom np.telenowelą gdzie cała rodzinka żyła długo i szczęśliwie.
A prawda jest taka że to tylko w filmach sie tak dzieje!!!
Teraz wyparłem te emocje i poprostu żyje teraźniejszością i skupiam sie na jednej czynności..no czasem jak mam czas to robie cos innego
Nono ładny ładny artykuł...nie martwcie sie ludzie...fobia mija z wiekiem o ile dobrze przeanalizujemy swoje emocje
I na przyszłość...nie czytać tych "hamujących artykulow" o tym jak mamy żyć

Pod tym linkiem jest coś ciekawego jednak nie radze wgłębiać sie w ten text...zwłaszcza ten z tabelki
Jakby co to mnie tu nie było :Stan - Uśmiecha się - LOL:

http://dwa_serca.w.interia.pl/wczytywana4.htm
mc napisał(a):
Cytat:Lęk uczy nas, kiedy nie jesteśmy autentyczni wobec samych siebie, kiedy zaprzeczamy sobie lub pozbawiamy się w jakiś sposób skuteczności.
Z tym nie mogę się zgodzić. Kiedy pojawia się lęk mogę być autentyczny, mogę nie walczyć z tym lękiem tylko przeżyć go (świadomie). Jeżeli sobie wmówimy, że w momencie kiedy doświadczamy lęku nie jesteśmy autentyczni czy zaprzeczamy sobie, wpadniemy w poczucie winy kiedy tylko będziemy doświadczać lęku i następnym razem będzie on jeszcze silniejszy. Nasz lęk jest całkowicie OK, to nawykowa reakcja naszego móżgu na zagrożenie.

Nawykową reakcją na zagrożenie jest Drogi Kolego STRACH. Lęk jest reakcją na zagrożenie z tym malutkim dopiskiem że najczęściej wyolbrzymione przez nas.
A czy strach nigdy nie bywa wyolbrzymiony?
Przyjrzyjmy się jeszcze raz zjawisku zaszczuwania, które ma miejsce choćby w środkach komunikacji miejskiej. Tam, gdzie próbując scharakteryzować nasze położenie - w tak niecodziennych okolicznościach oraz trybie zdecydownie nas przytłaczającym - poszukujemy wiedzy. Chcielibyśmy dotrzeć do ludzi zanim życie jakie prowadzimy odbierze nam możliwość decydowania o swoim losie, stanowiąc tak potencjalne zagrożenia dla innych. Transport środkami komunikacji miejskiej to najlepszy przykład odzwierciedlający stan oraz konsekwencje logiczne naszego położenia tzn., że w takich warunkach osiągamy najwyższą mobilność i zdolność percepcji, a co za tym idzie: w warunkch przypominających laboratoryjne badamy zależności międzyludzkie i próbujemy odnaleźć bardziej optymalne warunki do pracy. Ponieważ wymuszony tryb naszych funkcji poznawczych spowodowany jest brakiem umiejętności komunikacji oraz powszechną niechęcią do prowadzenia dialogu - sprowadzającego nas do wspólnego mianownika, a zatem wymuszającego u innych konieczność współpracy, poświęcenia i obciążeń, które można śmiało określić cierpieniem.
Dbać o sibie nie wystarczy, bo trzeba jesze uczyć się osiągać porozumienie. Jeśli nie wymagamy od siebie, wówczas nasze potrzeby spadają, co powoduje, że stajemy się mniej zapobiegliwi i twórczy, a z czasem popadamy w egzystencjalną, pustą rozpacz - mierzoną przestrzenią bez nieba, bez wglądu na horyzont rozciągnięty za nami. Jak określa naszą tułaczkę Albert Camus w swym dziele "Mit Syzyfa". :Stan - Uśmiecha się:
Nasz absurdalny los spowodowany jest piętrzonymi się stereotypami oraz coraz mniej cierpliwym społeczeństwem. Dlatego robimy wszystko, by w czasie zaszczuwania móc rozumieć szereg zależności i odpowiednio reagować, albowiem nie możemy odzyskać wewnętrznego spokoju dającego nam mozliwość planowania a nawet racjonalnego myślenia. Będąc niechętni do dialogu, zaczynamy się alienować i powodować rozłam emocjonalny, szerzyć uprzedzenia i skłonności do degradacji wartości takich jak życie i zdrowie - stanowiąc o narastającym społecznym napięciu i zagrożeniach. Objawia się to m. in. niechęcią do współpracy nie tylko z służbami porządkowymi, zaszczuwaniem wszystkich mających odmienne zdanie oraz szerzeniem szeroko pojętej anarchii. Dlatego ofiar życia w niesprzyjającym otoczeniu jest coraz więcej, a my mamy problem z rozumieniem własnego "ja", które zaprzestając się określać - będąc tłamszone - niknie albo woła o pomoc. Jednoczmy się, i wspólnie planujmy - dialog na tym forum to dobre przygotowanie do działań i prób "w ogniu". :Stan - Uśmiecha się: :Stan - Uśmiecha się: :Stan - Uśmiecha się: :Stan - Uśmiecha się:
EDYCJA:
Wielokrotna edycja to dla mnie forma rehabilitacji... :Stan - Uśmiecha się:
bardzo ciekawy artykuł, jest w nim sporo prawdy, ale nie wiem jak można nauczyć się wyrażać swoje emocje, kiedy całe życie się je blokowało, bo tak uczyli mnie rodzice. Fajnie jeśli można by tą teorie tak łatwo przenieść w życie
akapit nr 2 - co inni ludzie pomyślą
:Stan - Niezadowolony - Płacze:
dokładnie to myślę... gdyby tak od małego nie było to zasadą nr 1 (w znaczeniu - uważaj, mogą pomyśleć źle i możesz mieć pozamiatane), dziś byłabym innym człowiekiem... kim? nie wiem, może byłabym przeciętną, niczym nie wyróżniającą się obywatelką tego kraju, może bezwzględną ... , a może korzystałabym w pełni z uroków życia...

k***a, a dziś? w tej chwili przechodzę chyba szczyt FS, nigdy tak nie było... lecą mniej więcej 2 tygodnie gdy wychodzę tylko do sklepu, ale żeby gdzieś na spacer, tak dla siebie to guzik...
Przeczytałam z wielką uwagą każde słowo - niby wiem to wszystko ale za chiny ludowe w życie codzienne nie potrafię wprowadzić .
Poznałam swoje możliwości, za dobrze znam smak strachu itd., na nieszczęście (a może na szczęście ) wiem co potrafię zrobić - gdy panika mnie dopada.
Przez te lata dosłownie zdążyłam zdusić własną wartość - własne "ja".

Teraz jestem po prostu wściekła na siebie, że zamiast poszukać mądrzejszego od siebie (np.: psycholog terapeuta) - to mało że straciłam masę czasu to jeszcze do tego pakowałam się z jednych kłopotów w drugie.

Mam nadzieję że od dnia terapii nastanie całkowicie nowa era dla mnie - bo to co teraz jest to nie życie , to nawet nie jest wegetacja tak naprawdę
Bardzo dobry artykuł. Jak najbardziej odnosi się do tego w jaki sposób postrzegałam świat i siebie...
Ogromny ciężar poczułam czytając ten fragment...tak bardzo o mnie.. obsługiwanie emocjonalne innych kosztem siebie to moja specjalność, tak bardzo niszczy, że ja już nawet nie wiem kim jestem, jaka jestem. Dopiero uczę się siebie na terapii. Zaczęłam wyrażać złość, a mam jej baaaaaaaaaaaaaardzo dużo i czasem tracę nad sobą kontrolę w przypływie złości- jak już dam się jej wyrazić to pozamiatane, ostatnio leciały buty, telefon i szklanki:Stan - Uśmiecha się - LOL: Bardzo oczyszczające. Terapeutka mówi, że z czasem nauczę się wyrażać złość w sposób bardziej kontrolowany:Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Matko jakie to piękne uczucie wywalić z siebie złość, gniew itd.! Odkąd zaczęłam sobie na to pozwalać(małymi krokami) wręcz zasmakowałam w tym. Ale wiem, że jeszcze sporo pracy przede mną aby się na siebie otworzyć i poznać samą siebie i zaakceptować fakt, że moje emocje i uczucia też są ważne i powinnam przestać się ich wstydzić i je tłumić.