PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Fobicy z dziećmi
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3
Tak się zdarzyło w moim życiu, że jestem mamą dwójki dzieci. Niektórzy pomyślą, przypadek. Po części tak może być, w naszym kochanym kraju o niezaplanowane dzieci nietrudno.

Ale przypadek, nie sądzę (jak mówi mój syn - to chyba jakiś mem??). Ja mam taką teorię (spiskową), że mój umysł w tych dwóch momentach podświadomie posterował moim ciałem tak jak mu pasowało i tak jak wydawało mu się, że będzie dla mnie najlepiej. Nareszcie nie będę samotna!!! Hurra! Będę miała dziecko i męża! Hurra! Niestety to nic nie zmienia i nadal pozostałam samotna, mogę powiedzieć, że jestem jeszcze bardziej samotna niż na początki naszego związku. Teraz mamy samotność we dwoje, a jeszcze dodatkowo kłopot czym zająć w wolnych chwilach naszego samotnego syna (12 lat).

Jeśli ktokolwiek tutaj na tym forum ma dzieci (lub chociaż planuje), bardzo proszę o podjęcie tematu i napisanie jakie są jego odczucia i czy się boi, że jakiegoś "wirusa fobii" przekazał/mógłby przekazać swoim dzieciom. To był zawsze mój dodatkowy wielki lęk i część z tych lęków się spełniła, tzn. moje dzieci raczej są wycofane, nieśmiałe, mają/miały(?) kłopoty z integracją z ludźmi (dodatkowo syn ma lekką postać zespołu Aspergera, co i mnie i jego trochę izoluje).
Cytat:Po części tak może być, w naszym kochanym kraju o niezaplanowane dzieci nietrudno. 
Idę tak sobie nocą ciemnym zaułkiem i bach, mam dziecko. Nie to co na Zachodzie.
Cytat:Tak się zdarzyło w moim życiu, że jestem mamą dwójki dzieci. Niektórzy pomyślą, przypadek. Po części tak może być, w naszym kochanym kraju o niezaplanowane dzieci nietrudno.
Wygląda jakbyś żałowała tego, że masz dzieci, ciekawe co na to one, módl się by tego nie przeczytały.
W naszym ciemnogrodzie nikt nie wie skąd się biorą dzieci. Bociany, kapusta itd. O dniach płodnych też nikt nie słyszał.

Jak ktoś myśli, że małżeństwo czy rodzina wypełni jego pustkę, zlikwiduje samotność, lub wyleczy z fobii to się myli, to tak nie działa. Niestety nie wiem, czy na Zachodzie tego uczą czy tylko w naszym pięknym kraju panuje taka ignorancja.
Choć podobno miłość rodzicielska jest tak silna, że poradzi sobie z każdą przeciwnością.
Ludzie towarzyscy, ekstrawertycy mający mnóstwo znajomych też odczuwają samotność, co dopiero odizolowany aspołeczny człek.
https://www.youtube.com/watch?v=xmx-Fvn7N1o


Gratuluję potomstwa, nie każdemu fobikowi udaje się wejście w stały związek.
Jeśli kiedyś doczekam się dzieci, to oczywiste, że będę się obawiać obciążeń genetycznych zaburzeniami psychicznymi.
Dużo daje dobre wychowanie i pielęgnowanie u dziecka zdrowego poczucia własnej wartości.
(08 Maj 2017, Pon 11:43)Clint Ruin napisał(a): [ -> ]
Cytat:Po części tak może być, w naszym kochanym kraju o niezaplanowane dzieci nietrudno. 
Idę tak sobie nocą ciemnym zaułkiem i bach, mam dziecko. Nie to co na Zachodzie.

Ha, ha! Faktycznie śmieszne. Pisząc o przypadku, ja mówiłam o dostępności metod planowania rodziny w naszym kochanym kraju, ale widzę że na tym forum niezaplanowana ciąża to i wypowiadanie swojej tajemnicy to powód do kpiny. Wszystkie dzieci przecież są chciane i nasze państwo bardzo pomaga w ich wychowaniu.

Użytkownik 100006

Ale przecież mak nie powiedziała, że żałuje posiadania dzieci. Jedyna żałość to to, że rodzina nie daje jej takiego spełnienia jak miała nadzieję - mam tu na myśli nieprzerwane pasmo samotności.

Z tego co mi wiadomo, fobii nie da się przekazać, ale Twoje dzieci mogą mieć po Tobie tę "wrażliwość" i być do niej skłonne.
@magadu lub @purplegirl pisały kiedyś, że mają dzieci, ale nie wiem czy jeszcze wchodzą na forum.
Do SOKOKE
Ja bynajmniej nie żałuję, że mam dzieci. NIGDZIE tego nie napisałam. Zdaję sobie sprawę, że jestem szczęściarą że mam dzieci i kosztowało mnie to masę zabiegów (musiałam się np. sama oświadczyć). Chciałam mieć rodzinę (tak jak prawie każdy do tego dąży), ale nie planowałam jej tak szybko, po pierwszym roku studiów. Do 17 roku życia moi rodzice i ja sama byłam przekonana, że co najwyżej czeka mnie kariera zakonnicy (taki miałam kontakt z płcią przeciwną), potem do 20 roku życia byłam w 2 związkach z osobami, które i intelektualnie i finansowo daleko ode mnie odbiegały, a moi rodzice tylko patrzyli aby te związki jak najszybciej się rozpadły i całe szczęście, że się rozpadły. Wiązałam się z chłopakami tylko dlatego, że byli do mnie dostępem do "towarzystwa" i powodowali, że czułam się mniej samotna.
Nie będę się modlić, żeby kiedyś tego nie przeczytały ponieważ:
a) jestem niewierząca
b) nie mam tej pewności czy moje życie nie byłoby o wiele gorsze bez nich
c) mogą się domyślić same, że nie były planowane (w tak młodym moim wieku)

I tu masz rację, że jest ta miłość ale też jest jeszcze większa obawa czy czasem nie zrobiłaś im krzywdy, tym że mają taką mamę. Zresztą mój mąż nie pozostawia mi złudzeń i przy jakiejś ostrzejszej wymianie zdań nie omieszka wspomnieć, że to dzięki mnie nasze dzieci są jakieś "takie dupowate, bez kręgosłupa i wyrosną na takie duże dziecko jakim ty jesteś". Moja córka już zresztą się mnie pyta, że czego od niej chcę, przecież Ty sama i tak niczego nie osiągnęłaś w życiu.

Co do ciemnogrodu, to słyszałam o wszystkich metodach planowania ciąży i stosowałam niektóre z nich. Wiedziałam skąd się biorą dzieci, bo gdy zaszłam w ciążę od 3 lat byłam w związkach.
Zgodzę się na pewno z Tobą i to głównie chciałam podkreślić, że posiadanie męża, rodziny, chłopaka, dziewczyny Cie nie wyleczy, bo PROBLEM JEST W TOBIE.
Co do dobrego wychowania i pielęgnowania poczucia wartości, to nie takie łatwe. Bardzo się starałam, ale zostałam zdominowana przez mojego męża w wychowaniu oraz dzieci głównie uczą się przez obserwacje. Nie wystarczy do nich mówić, one cię też obserwują.

(08 Maj 2017, Pon 13:54)dangerous napisał(a): [ -> ]@magadu lub @purplegirl pisały kiedyś, że mają dzieci, ale nie wiem czy jeszcze wchodzą na forum.

No właśnie miałam nadzieję, że coś tu napiszą.

(08 Maj 2017, Pon 13:52)Medestin napisał(a): [ -> ]Ale przecież mak nie powiedziała, że żałuje posiadania dzieci. Jedyna żałość to to, że rodzina nie daje jej takiego spełnienia jak miała nadzieję - mam tu na myśli nieprzerwane pasmo samotności.

Z tego co mi wiadomo, fobii nie da się przekazać, ale Twoje dzieci mogą mieć po Tobie tę "wrażliwość" i być do niej skłonne.

O, dziękuję za ujęcie się w mojej sprawie. Właśnie aż przeczytałam swój post ponownie. Gdzie ja takie coś napisałam?
Nie wiem, czy żałujesz, czy nie (no teraz jak już się wypowiedziałaś to wiadomo) napisałam, że wygląda jakbyś żałowała. Że jest to moje subiektywne odczucie chyba dodawać nie trzeba. W każdym razie pomyślałabym tak gdybym przeczytała takie słowa mojej matki.
Współczuję męża. Nie myśleliście o terapii? Najgorsze, jak współmałżonek jest przekonany, że wszystko robi dobrze, to ta druga połówka jest zła. Nie ma ludzi bez wad.
Nie bałaś się autorko tego tematu, że przekażesz fobię dalej, na te dzieci? Że będą miały niezłe potem obciążenia? ja na Twoim miejscu bym się bał gotować komuś całkowicie niewinnemu takowe schorzenie
(08 Maj 2017, Pon 15:22)sokoke napisał(a): [ -> ]Nie wiem, czy żałujesz, czy nie (no teraz jak już się wypowiedziałaś to wiadomo) napisałam, że wygląda jakbyś żałowała. Że jest to moje subiektywne odczucie chyba dodawać nie trzeba. W każdym razie pomyślałabym tak gdybym przeczytała takie słowa mojej matki.
Współczuję męża. Nie myśleliście o terapii? Najgorsze, jak współmałżonek jest przekonany, że wszystko robi dobrze, to ta druga połówka jest zła. Nie ma ludzi bez wad.

Ja też jestem przekonana, że wszystko robię tak żeby nasze dzieci miały wysokie poczucie swojej wartości natomiast, że mój mąż robi wszystko źle. On twierdzi, że jestem za pobłażliwa i nie przygotowuję ich dobrze do życia, bo pomyślą że w przyszłości tylko wszyscy będą ich głaskać i nie będą przygotowane na "brutalne" życie. Najgorsze jest jednak to w tym, że patrząc na moją sytuację, to można powiedzieć, że mój mąż po części ma rację??
Tak, ma rację, lepiej pokazać, że nie głaska i wszystko trzeba robić sam niż cokolwiek za nie
Trzymanie pod kloszem jest złe. Twarde wychowanie również. Obie metody robią potomstwu krzywdę. Złoty środek we wszystkim, ale to już do indywidualnego wypracowania, nie ma jednej uniwersalnej recepty. Inaczej postępuje się przy dzieciakach przebojowych z natury, inaczej przy wrażliwcach. I tu wcale nie chodzi o głaskanie.
Jak na fobika to dużo osiągnęłaś, mąż powinien to docenić. On w ogóle wie o twojej fobii? O takich rzeczach powinno się rozmawiać przed ślubem, małżeństwo to nieustająca współpraca.
(08 Maj 2017, Pon 15:49)wax and wire napisał(a): [ -> ]Nie bałaś się autorko tego tematu, że przekażesz fobię dalej, na te dzieci? Że będą miały niezłe potem obciążenia? ja na Twoim miejscu bym się bał gotować komuś całkowicie niewinnemu takowe schorzenie

Czy Ty myślisz, że mając 20 lat (w 1997 r.), w dobie przedinternetowej domyślałam, że ja mam jakiś rodzaj fobii?!? Tak miałam, od pająków. Myślałam, że jestem tylko tak po+:Ikony bluzgi kochać 2: nieśmiała i samotna, że to wszystko zwalczę, że sobie poradzę SAMA, że zdobędę zawód, zacznę pracować, będę mieć rodzinę, będę nauczycielem i SIĘ ZMIENIĘ! I teraz po 20 latach robię podsumowanie i co mi wychodzi??? Że jest tak samo, albo kuźwa gorzej niż niż 20 lat temu, z tą tylko różnicą, że JESTEM 20 LAT STARSZA!
I jeśli nie chcecie, żeby i z wami tak było, to weźcie idźcie to psychiatry i psychologa. Tutaj większość osób jest młodsza, dlatego szukam osób, które mają dzieci lub są starsze niż 20 lat, żeby zobaczyć czy jest dla mnie jeszcze jakaś szansa.

(08 Maj 2017, Pon 16:03)sokoke napisał(a): [ -> ]Trzymanie pod kloszem jest złe. Twarde wychowanie również. Obie metody robią potomstwu krzywdę. Złoty środek we wszystkim, ale to już do indywidualnego wypracowania, nie ma jednej uniwersalnej recepty. Inaczej postępuje się przy dzieciakach przebojowych z natury, inaczej przy wrażliwcach. I tu wcale nie chodzi o głaskanie.
Jak na fobika to dużo osiągnęłaś, mąż powinien to docenić. On w ogóle wie o twojej fobii? O takich rzeczach powinno się rozmawiać przed ślubem, małżeństwo to nieustająca współpraca.
Mojemu mężowi przed ślubem (ślub braliśmy po urodzeniu córki) niczego nie mówiłam, byłam przekonana że gdy dowie się jaka jestem naprawdę nie będzie chciał mieć ze mną nic wspólnego. Ale może nie, może widział jakiś potencjał? Byłam młoda, ładna i zapatrzona w niego jak w święty obrazek.
Ech no to się nieźle wkopałaś, jak małżeństwo ma być wsparciem skoro współmałżonek nie jest jednocześnie najlepszym przyjacielem :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
Wątpię czy bez długiej konkretnej psychoterapii uda się Tobie zwalczyć fobię. Zwłaszcza jeśli zaburzenia trwają już tyle lat i nie zostały w porę stłamszone w zarodku. Na moje oko oboje potrzebujecie terapii, tj. Ty swojej i wspólnej małżeńskiej, skoro mąż funduje Tobie teksty jak w/w. Osoba bez jakichkolwiek zaburzeń tego nie zrozumie, chyba że ma ponadprzeciętny poziom empatii. Twoja terapia jest oczywiście bardziej pilna.
Ja się już z tym męczę prawie 20 lat i nie widzę dla siebie nadziei, mimo chodzenia na terapię, błędem było, że ją przerwałam. Mogę jedynie nauczyć się z tym żyć.
(08 Maj 2017, Pon 16:28)sokoke napisał(a): [ -> ]Ech no to się nieźle wkopałaś, jak małżeństwo ma być wsparciem skoro współmałżonek nie jest jednocześnie najlepszym przyjacielem :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
Wątpię czy bez długiej konkretnej psychoterapii uda się Tobie zwalczyć fobię. Zwłaszcza jeśli zaburzenia trwają już tyle lat i nie zostały w porę stłamszone w zarodku. Na moje oko oboje potrzebujecie terapii, tj. Ty swojej i wspólnej małżeńskiej, skoro mąż funduje Tobie teksty jak w/w. Osoba bez jakichkolwiek zaburzeń tego nie zrozumie, chyba że ma ponadprzeciętny poziom empatii. Twoja terapia jest oczywiście bardziej pilna.
Ja się już z tym męczę prawie 20 lat i nie widzę dla siebie nadziei, mimo chodzenia na terapię, błędem było, że ją przerwałam. Mogę jedynie nauczyć się z tym żyć.

Jak 20 lat się męczysz? To ile Ty masz lat (jeśli mogę spytać)? Na jaką terapię chodziłaś i dlaczego przerwałaś. Ja się właśnie od 20 lat wybieram, ale jakiś wewnętrzny diabełek mi podpowiada, że to bez sensu. Co mi ten psychiatra/psycholog pomoże? A potem znowu, że jak nie pójdę to na pewno nic mi się już w życiu nie uda.
Zapisz
Jestem po trzydziestce. Najpierw chodziłam do psychologa jeszcze w podstawówce bo ponoć byłam trudnym dzieckiem (ciężko takim nie być gdy brakuje miłości i tkwi się w rodzinie dysfunkcyjnej, ale to we mnie widziano problem. Gdyby moja matka zdecydowałaby się wtedy na swoją terapię to może "obrażenia" byłyby u mnie mniejsze. Skłonność do nerwic i depresji mam po niej).
Po studiach terapia grupowa z nfz - totalny niewypał. Ukończyłam ją bez poprawy. Terapia nie była przystosowana do leczenia fs tylko dali wszystkich ludzi z różnymi zaburzeniami do jednej grupy. Na tamten czas byłam jedyną osobą z fobią w grupie. Później kilka wizyt u psychologa z nfz ale młódka po studiach nie potrafiła pomóc w żaden sposób wiec na tych kilku wizytach się skończyło.
W końcu terapia poznawcza indywidualna prywatnie, ponad półroczna, z w miarę dobrym skutkiem (zgrała się z etapem zakochania więc w sumie nie wiadomo co było przyczyną poprawy). Przerwana z powodu długiej żałoby. Ale już nie wróciłam gdyż u osób z fs lepiej sprawdza się poznawczo-behawioralna.
Oczywiście psychoterapie wraz z opieką lekarza psychiatry.
Też długo żyłam w przeświadczeniu że to chorobliwa nieśmiałość, z której kiedyś wyrosnę, no ale nie. Dlatego tak późno zaczęłam się leczyć. Stoję w miejscu.
Swojej rodziny nie mam, ale myślę, że byłoby podobnie jak u Ciebie, dlatego postanowiłam się tu wypowiedzieć.

Moim zdaniem powinnaś iść na terapię jak najszybciej, nawet jeśli poprawa byłaby niewielka. My fobicy wiemy, że nawet mała ulga w tych cierpieniach jest na wagę złota.
(08 Maj 2017, Pon 17:02)sokoke napisał(a): [ -> ]Jestem po trzydziestce. Najpierw chodziłam do psychologa jeszcze w podstawówce bo ponoć byłam trudnym dzieckiem (ciężko takim nie być gdy brakuje miłości i tkwi się w rodzinie dysfunkcyjnej, ale to we mnie widziano problem. Gdyby moja matka zdecydowałaby się wtedy na swoją terapię to może "obrażenia" byłyby u mnie mniejsze. Skłonność do nerwic i depresji mam po niej).
Po studiach terapia grupowa z nfz - totalny niewypał. Ukończyłam ją bez poprawy. Terapia nie była przystosowana do leczenia fs tylko dali wszystkich ludzi z różnymi zaburzeniami do jednej grupy. Na tamten czas byłam jedyną osobą z fobią w grupie. Później kilka wizyt u psychologa z nfz ale młódka po studiach nie potrafiła pomóc w żaden sposób wiec na tych kilku wizytach się skończyło.
W końcu terapia poznawcza indywidualna prywatnie, ponad półroczna, z w miarę dobrym skutkiem (zgrała się z etapem zakochania więc w sumie nie wiadomo co było przyczyną poprawy). Przerwana z powodu długiej żałoby. Ale już nie wróciłam gdyż u osób z fs lepiej sprawdza się poznawczo-behawioralna.
Oczywiście psychoterapie wraz z opieką lekarza psychiatry.
Też długo żyłam w przeświadczeniu że to chorobliwa nieśmiałość, z której kiedyś wyrosnę, no ale nie. Dlatego tak późno zaczęłam się leczyć. Stoję w miejscu.
Swojej rodziny nie mam, ale myślę, że byłoby podobnie jak u Ciebie, dlatego postanowiłam się tu wypowiedzieć.

Moim zdaniem powinnaś iść na terapię jak najszybciej, nawet jeśli poprawa byłaby niewielka. My fobicy wiemy, że nawet mała ulga w tych cierpieniach jest na wagę złota.

Z tego wynika, że trafiłaś na to forum gdy byłaś po dwudziestce. Ja dla odmiany zawsze byłam zawsze grzecznym i miłym dzieckiem, bardzo skrytym. Potem oczywiście sprawiałam trochę problemów, ale o tym nigdy się moi rodzice nie dowiedzieli. Nienawidziłam szkoły i notorycznie bolała mnie głowa. Być może nie powinnaś obwiniać tak swojej mamy, ja też byłam taka krytyczna wobec mojej, ale zauważyłam że do niczego mnie to nie prowadzi, bo co to za różnica kto zawinił. Ja jestem ze zwykłej, normalnej rodziny, w której nie było za dużo miłych chwil i podobną rodzinę stworzyłam, chociaż bardzo starałam się, żeby było zupełnie inaczej. Niestety czasami chcieć to nie móc.

Z tego co piszesz można trafić źle z terapią i nie masz z nią związanych jakiś szczególnie pozytywnych wspomnień (może poza tą poznawczą). Dlaczego nie podjęłaś jej z powrotem, czy przez zakochanie? I myślałaś, że sobie poradzisz?
Odpowiem na pw bo nie chcę zaśmiecać wątku.
(08 Maj 2017, Pon 18:07)sokoke napisał(a): [ -> ]Odpowiem na pw bo nie chcę zaśmiecać wątku.

Gdzie moje maniery? Stworzyłam wątek, a teraz go zaśmiecam.
To twój wątek, możesz robić w nim co chcesz :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Moje dalsze osobiste wynurzenia na temat inny niż wskazuje tytuł to już śmiecenie :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
(08 Maj 2017, Pon 18:56)sokoke napisał(a): [ -> ]To twój wątek, możesz robić w nim co chcesz :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Moje dalsze osobiste wynurzenia na temat inny niż wskazuje tytuł to już śmiecenie :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:

Aha. To nadal czekam na osoby z dziećmi lub chociaż perspektywami. Lub nawet bez, no dobrze.
Zapisz
Cytat:Ha, ha! Faktycznie śmieszne. Pisząc o przypadku, ja mówiłam o dostępności metod planowania rodziny w naszym kochanym kraju

Co to znaczy
Nie rozumiem Twojego pytania. Czy to jest w ogóle pytanie, bo na końcu nie ma znaku zapytania?
(08 Maj 2017, Pon 10:49)mak napisał(a): [ -> ]Tak się zdarzyło w moim życiu, że jestem mamą dwójki dzieci. Niektórzy pomyślą, przypadek. Po części tak może być, w naszym kochanym kraju o niezaplanowane dzieci nietrudno.

Zawsze masz wybór. Jeżeli kiedyś stwierdzisz, że to życie, którym żyjesz nie jest dla Ciebie dobre, możesz odejść, porzucić to wszystko. I zacząć na nowo.
J e ś l i  chcesz, podkreślam.

http://dobrewiadomosci.net.pl/16432-zaws...wo-odejsc/


Chociaż jak na moje oko, destrukcyjnym elementem waszej rodziny jest Twój mąż. To on nie pasuje do was, jest inny niż Ty i dzieci, nie rozumie was i nawet się nie stara zrozumieć. Rodzina powinna być taką enklawą spokoju, a nie miejscem gdzie znów ktoś jest przeciwko nam i się czepia o to jacy jesteśmy.
(08 Maj 2017, Pon 20:44)dziewczyna z naprzeciwka napisał(a): [ -> ]Chociaż jak na moje oko, destrukcyjnym elementem waszej rodziny jest Twój mąż. To on nie pasuje do was, jest inny niż Ty i dzieci, nie rozumie was i nawet się nie stara zrozumieć. Rodzina powinna być taką enklawą spokoju, a nie miejscem gdzie znów ktoś jest przeciwko nam i się czepia o to jacy jesteśmy.

Ja tę różnicę uważam za plus, bo może zwrócić uwagę na rzeczy, których reszta nie widzi. Spojrzenie na sytuację z innej perspektywy może być bardzo korzystne, jeśli druga strona tego spojrzenia z góry nie skreśla. Z tym że niepotrzebne te ciągłe walki o to, czyja racja jest najracjejsza, bo pewnie każde z nich ma trochę racji, tylko że zamiast normalnej rozmowy są wzajemne oskarżenia utrudniające dostrzeżenie tego, wzmagające niechęć do zrozumienia siebie nawzajem.
Stron: 1 2 3