PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Nieśmiali, fobicy, unikający, neurotycy wokół nas :)
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Mam u siebie taką babkę w pracy, która do złudzenia przypomina moją mamę. Podobnie mnie wkurza jak ona. Jest mi jej też żal. Właściwie to dwie kobity, identyczne prawie. Jedna jest sprzątaczką, a druga robi w sekretariacie. Ta w sekretariacie ciągle próbuje żartować, udawać kogoś, ma załzawione oczy. W stosunku do ludzi jest przemiła, przesłodzona wręcz. Tak jak moja mama. I tak samo ta sprzątaczka. Ona ma dodatkową wadę, bo staje nade mną i mnie poucza, podpowiada co mam robić, co robię źle. Śmieje się z rzeczy, które nie są śmieszne, nie słucha Cię. Stara się dużo mówić, ale ciężko ją zrozumieć.

Ci ludzie mają przechlapane. Żyją sobie tak na co dzień myśląc, że tacy już są. Moja mama często mówiła, że ona już taka jest, trochę nerwowa. Odrzucili całkowicie siebie i starają się grać dla innych. Chodzą ciągle zestresowani, ale tak się do tego przyzwyczaili, że uznają to za normalność. Świat na zewnątrz jest dla nich pełen zagrożeń i nauczyli się z nim radzić poprzez właśnie takie zabijanie ciszy, próbowanie być idealnym. Przykre to jest. Kurdę, nie chcę na takiego wyrosnąć. To taka przestroga dla wszystkich fobików, żeby tak przypadkiem nie skończyli.

Macie takich ludzi wokół siebie? Zauważacie ich?
Ale co Cię właściwie wkurza Sosen? To że te kobiety są miłe, czy że są wystraszone?

U mnie na uczelni jest taka sekretarka, która wciąż wydaje się strasznie smutna, jakby zalękniona i przestraszona, cicho mówi. Trochę jest mi jej żal ale bardzo ją lubię, jest miła i życzliwa dla studentów, idąc do tego sekretariatu jestem spokojna bo wiem że nikt mnie nie zbluzga, nie powie że przyszłam nie w porę, że zawracam głowę itp.
Nie tyle wkurza, co irytują mnie trochę. Jest takie powiedzenie, które się u mnie sprawdza. W innych irytuje nas to, czego w sobie nie lubimy. Jak na co dzień chodzisz i ukrywasz tego prawdziwego siebie, zakładasz maskę, starasz się żeby nikt Cię nie odgadł, to jak zauważasz to u kogoś innego, to automatycznie chcesz się od niego odciąć. Coś w stylu "Nie, ja taki nie jestem". Ciebie ludzie nie zaakceptowali, więc i ty nie akceptujesz tej cechy u siebie i innych ludzi. Moje zachowanie podobne do mojej mamy mnie często irytuje, więc chyba przenoszę to też na innych ludzi.
Mam w klasie dziewczynę, właściwie porównując ją do siebie, to ona ma fobię, a nie ja (bo rozmawiam, odzywam się. Moja fobia to strach przed wyjazdami, przed tłumami, restauracjami, barami, koncertami; ciągłe bóle brzucha, zmęczenie, ciągle mi niedobrze.)

Chodzę z nią do klasy 2 razy. Jej słos słyszę tylko przy sprawdzaniu obecności, i jak jest pytana. Nie rozmawia z nikim. Jest strasznie nieśmiała. Jak nauczyciele ją atakują, nie broni się. Wszyscy w klasie sobie z niej kpią. Zawsze staram się ją bronić, ale wtedy i mi, 'obrońcy uciśnionych' się obrywa.
Chamstwo.
la_luna_negra napisał(a):Jej słos słyszę tylko przy sprawdzaniu obecności, i jak jest pytana. Nie rozmawia z nikim. Jest strasznie nieśmiała. Jak nauczyciele ją atakują, nie broni się. Wszyscy w klasie sobie z niej kpią.
Heh, to coś ja ja :Stan - Niezadowolony - Zastanawia się: Tylko że ze mnie nie kpi cała klasa (bo moja klasa nie jest zła), a tylko kilka osób.
Sosen napisał(a):Ta w sekretariacie ciągle próbuje żartować, udawać kogoś, ma załzawione oczy. W stosunku do ludzi jest przemiła, przesłodzona wręcz.
Skąd pewność, że nie jest naturalna? Z resztą może starać na siłę przypodobać się ludziom, a nigdy nie mieć problemów fobicznych. Jesteś tak dobrym psychologiem, że możesz to ocenić? Może tylko dopowiadasz sobie rzeczy, które nie mają miejsca. Załzawione oczy to nie jest raczej objaw fobii (chociaż mogą nim być), ale raczej - czy ja wiem - choroby oczu. :Stan - Uśmiecha się:
Sosen napisał(a):Świat na zewnątrz jest dla nich pełen zagrożeń i nauczyli się z nim radzić poprzez właśnie takie zabijanie ciszy, próbowanie być idealnym. Przykre to jest. Kurdę, nie chcę na takiego wyrosnąć. To taka przestroga dla wszystkich fobików, żeby tak przypadkiem nie skończyli.
Ale jak skończyli? Nie należy starać się otworzyć na innych, nie gadać na siłę? Może niektórym takie przełamanie się na siłę jest potrzebne. Zdać sobie sprawę, że to co się w danym momencie mówi jest bez znaczenia, a ludzie i tak do następnego dnia to zapomną.
Sosen napisał(a):Macie takich ludzi wokół siebie? Zauważacie ich?
Myślę, że ludzką psychikę pod względem fobii/nerwicy lub jej braku dość trudno ocenić tak z zewnątrz, na pierwszy rzut oka. To wszystko dzieje się w środku, a fobicy starają się bardzo mocno maskować swoje uczucia. No chyba, że ktoś w ogóle się nie odzywa, to wtedy jest duża szansa, że ma fobię.
W tytule wątku nie masz napisane, że chodzi tylko o fobików. Nie wiem czy moja mama jest fobiczką. Na pewno ma ze sobą problemy i jest nerwowa/znerwicowana. Mogłaby sobie pomóc, ale nie chce.

ramirez napisał(a):Ale jak skończyli? Nie należy starać się otworzyć na innych, nie gadać na siłę? Może niektórym takie przełamanie się na siłę jest potrzebne. Zdać sobie sprawę, że to co się w danym momencie mówi jest bez znaczenia, a ludzie i tak do następnego dnia to zapomną.

Mowa o tych, których opisałem. Być może oni nie mają fobii, masz rację. Wiem, że w jakimś stopniu są podobni do mojej mamy, i że to są problemy lękowe. Sorki jeśli to wygląda na jakąś profesjonalną diagnozę, nie chciałem.

Te osoby chyba nie mają pojęcia o swoim problemie, i codziennie usilnie starają się o akceptację ze strony otoczenia. Wiem, że moja mama nie widzi w sobie problemu, dlatego jestem na nią zły. Źle odbiera to co się dzieje na około, ale nie da się jej pomóc, bo jak zaczniesz z nią o tym gadać, to zaraz Cię atakuje. Takie gadanie na siłę nic Ci nie da, nie sprawi że poczujesz się lepiej. Być może tylko chwilowo, kiedy ktoś na to pozytywnie zareaguje, a ciągle nie będzie, i wtedy znowu jest dół. Na dłuższą metę to jest chęć przypodobania się drugiej osobie. Takie osoby powinny pracować nad swoim myśleniem, a nie nad tym, żeby coraz lepiej być odbieranym przez otoczenie, czyli być zawsze idealnym. Po prostu wg mnie nie tędy droga.

Wiem, że nie powinny mnie one denerwować, ale chyba po prostu przenoszę swoją relację z mamą na te osoby. Widzę, że się męczą, że udają, ale już jestem utwierdzony, że i tak im nie pomogę. Pokręcone to jest, sam tego nie rozumiem.

Odebrałem twoją odpowiedź trochę jako atak. A może moje mechanizmy obronne po prostu się nie potrzebnie uruchomiły.
Sosen napisał(a):Te osoby chyba nie mają pojęcia o swoim problemie, i codziennie usilnie starają się o akceptację ze strony otoczenia. Wiem, że moja mama nie widzi w sobie problemu, dlatego jestem na nią zły.
Może sposób radzenia sobie z problemami jaki wybrała jest dla niej najlepszy. A Ty chcesz na siłę narzucić jej jakieś swoje rozwiązania. Chęć akceptacji to nie jest nic złego, oczywiście wszystko musi mieć swoje granice.
Sosen napisał(a):Takie osoby powinny pracować nad swoim myśleniem, a nie nad tym, żeby coraz lepiej być odbieranym przez otoczenie, czyli być zawsze idealnym. Po prostu wg mnie nie tędy droga.
Ja się staram wyluzować wśród ludzi, jak najczęściej wśród nich przebywać, dzięki czemu mam lepszy humor i jestem lepiej odbierany. Sama praca nad myśleniem to w ogóle nie wiem jak mogłaby wyglądać, medytacja w pozycji kwiatu lotosu, czy co? Moim skromnym zdaniem lepiej zbyt wiele nie myśleć o swojej psychice, sensie życia i tym podobnych.
Sosen napisał(a):Odebrałem twoją odpowiedź trochę jako atak. A może moje mechanizmy obronne po prostu się nie potrzebnie uruchomiły.
Zupełnie niepotrzebie, dyskusja to nie atak :Stan - Uśmiecha się: Chyba mogę mieć inne zdanie? Pozdro i wyluzuj trochę :Stan - Uśmiecha się: :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Wydaje mi się, że ludzie zaczynają być nerwowi i zgorzkniali nie do zniesienia, kiedy wpadają w pętlę doświadczeń, bo nie otrzymują odpowiedniego oparcia, pozwalającego im trwać w przekonaniach irracjonalności swoich codziennych zmagań. Tracimy poczucie własnej wartości również wtedy, gdy brakuje nam uznania za swoje zmagania, nawet jeśli wydają się być irracjonalne. Oznacza to, ze mamy ciągle szereg bieżących, życiowych spraw, ale nie wywiązujemy się z nich należycie, ponieważ poświęcamy spokój na rzecz wiary w słusznoć postawy społecznej. Każdy z nas jest mniej bądź bardziej skłonny do współpracy, a to wiąże się z poświęceniem uwagi i pracą na rzecz innych. Kiedy nasze pierwotne idee romantyczne zaczynają nas przytłaczać irracjonalnością swoich postulatów, wówczas, często dosyć radykalnie podejmujemy działnia, mające weryfikować słuszność roszczeń o pielęgnowanie dziedzicta, kultury, tożsamości. Rodzice piętnują nas swoją postawą, byśmy piastowali wiarę w wartość owoców pracy minionych pokoleń, by te, kiedy zaczynają być jak uwiędłe laury - jak symbolizuje to upadek wiary w rzeczywistą wartość martyrologii - nie zniechęcały nas do poszukiwań sensu cierpień innych. To przedmiot kultu i świętości, a zatem niewyczerpane źródło wiedzy i nadziei na lepsze jutro. Kiedy w oparciu o swoje zrozumiałe położenie racjonalnie planujemy, to trwamy w oczekiwaniu na to, co już poznane, nie budzi naszego strachu. Nie ulegamy wówczas złudom i rozczarowaniom i zapobiegamy lawinie konsekwencji, spowodowanej niesprostaniu wymogom stawianym przez otoczenie. Nie czujemy się przegrani i oszukani - nie wpadamy w gniew.
Unikamy więc konfrontacji, kiedy nie możemy rozumieć wartości swoje pracy, a dziać się to może mimowolnie. :Stan - Uśmiecha się:
Krys, dosyć trudno to zrozumieć, ale wydaje mi się, że masz racje i o to samo mi chodzi.

Teraz wymyśl jak takim ludziom pomóc? Kiedy oni są tacy zamknięci w sobie i ciężko do nich dotrzeć. Czy się w ogóle da, kiedy oni tego nie chcą? Czy to jest takie zamknięte koło?
Jakie są praktyczne wskazówki dla takich ludzi? To koło nie jest zamknięte, ale szanse na zawrócenie toku jego błędnego charakteru jest bardzo trudne, ponieważ wiąże się z bezcenną wartością pojedynczego życia, czyli z wartością pracy i zmagań, bez wzgledu na irracjonalny charakter pracy. Nie istotne jest, że walczymy z wiatrakami, ponieważ nie stworzono nam warunków do realizacji, ale nasza martyrologia uczy innych i jest miarodajna, w stopniu umożliwiającym innym wyciąganie wniosków.
Oznacza to, że musimy odzyskać poczucie własnej wartości, ale to nie może odbywać się pod wpływem perswazji, ale mimowolnie, podczas procesu regeneracji, oraz uzmysławiania sobie pośrednio bądź bezpośrednio swojej wartości. Ten proces trwa, a trzeba często jeszcze wywiązywać się z swoich dotychczasowych obowiazków, które dodatkowo niszczą w nas pierwiastek życia. Powinniśmy mieć uznanie otoczenia, ale polegające na wymierzeniu naszego poświęcenia na rezcz słuszności w sposób pozwalający nam odetchnąć po nerwicach, spowodowanych stresogennymi sytuacjami. Pośrednio odzyskujemy równowagę, kiedy uzyskujemy możliwości do planowania i regeneracji, a bezpośrednio, kiedy sprawdzamy się jako użyteczni i potrzebni ludzie, podczas choćby dyskusji w miejscu takie jak to nasze - forumowe. Przede wszystkim jednak, musimy mieć realne powody, by twierdzić, że nasze wysiłki podjmowane na bieżąco, będą zrekompensowane, bo nie można znaleźć się w stanie, w którym nie kontroluje się swojej działalności - tak, byśmy bezpośrednio zagrażali zdrowiu i życiu swoim i innych.
Sosen napisał(a):Odrzucili całkowicie siebie i starają się grać dla innych.

Tak! Tak! I jeszcze raz: TAK! Tu jest właśnie pies pogrzebany!

Sosen napisał(a):Jak na co dzień chodzisz i ukrywasz tego prawdziwego siebie, zakładasz maskę, starasz się żeby nikt Cię nie odgadł, to jak zauważasz to u kogoś innego, to automatycznie chcesz się od niego odciąć.

Wiecie co mnie najbardziej oburzyło na spotkaniu w Poznaniu? - Że reszta grupy zamiast po ludzkiemu się ze mną przywitać, wyciągnęła z kieszeni pieczątki z napisem "Droga krzyżowa fobików, Poznań 2009" i przybiła mi je na czoło. A ja przecież przyszedłem tam żeby poznać ciekawych ludzi, nałuzgać się piwkami i poromansować z Koktajl :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2:

ramirez napisał(a):Może niektórym takie przełamanie się na siłę jest potrzebne.

Na siłę, to się bierze chłopa w celi :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:

Sosen napisał(a):Teraz wymyśl jak takim ludziom pomóc? Kiedy oni są tacy zamknięci w sobie i ciężko do nich dotrzeć. Czy się w ogóle da, kiedy oni tego nie chcą? Czy to jest takie zamknięte koło?

Doraźnie? - Powiedz jej, że wczoraj porwało Cię UFO i że zielone ludki obiecały Ci, że zostaniesz prezydentem USA. Powinno rozładować atmosferę :Stan - Uśmiecha się - Szeroko: Szczególnie jeżeli kobita mówi Ci co masz robić :Stan - Uśmiecha się - Szeroko: - To powinno ją zatkać :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:
O co chodzi z tym spotkaniem w Poznaniu, bo nie rozumiem :Stan - Uśmiecha się:

A odnośnie tematu: Sosen, chyba nie chcesz nikogo leczyć na siłę :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Są ludzie nieśmiali i fobicy, którzy - mniej lub bardziej - dają radę w kontaktach międzyludzkich. Może osoby, o których mówisz nie potrzebują lekarza, ważniejsze są dla nich takie kontakty? Właściwie to popieram Ramireza. Terapia jest ważna, ale lepiej się nie zamykać w domu i czekać całymi latami na wyleczenie, ale po prostu uczestnuczyć w życiu społecznym, zgodnie ze swoimi możliwościami.
Tak uważam, chociaż sama specjalnie się do tego nie stosuję :Stan - Uśmiecha się - LOL:
Ale przecież ja nie mówię, żeby się zamykać w domu! Skądże.

Do stanowiska Hektora też mi daleko.

Nie chcę nikogo leczyć na siłę. Chciałbym jakoś do takich ludzi dotrzeć z pomocą bo wiem(albo mi się wydaje, że wiem), że się ze sobą męczą, grają dla innych i starają się przypodobać. Wyluzowanie ok, jestem za. Ale jak można się wyluzować ciągle mając przekonanie, że musimy się tak strasznie starać jacyś być? To ma być na trochę innej zasadzie.
Luna napisał(a):O co chodzi z tym spotkaniem w Poznaniu, bo nie rozumiem

A no chodzi o to, że wszyscy mieli na czole tę pieczątkę. Żeby wszyscy wiedzieli, że przyjechała grupa masochistycznych fobików.

Sosen napisał(a):Do stanowiska Hektora też mi daleko.

A do czego konkretnie?
A do niczego, w pośpiechu żartu nie załapałem :Stan - Różne - Zaskoczony:
Bo to nie był żart :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Fobiki, to takie śmieszne ludziki, które tkwią w przekonaniu, że są gorsze od innych i boją się zdemaskowania. Możesz więc doraźnie zmodyfikować ich przekonanie w ten sposób, że podejdziesz np. do klientki i powiesz jej: "Wiem - jesteś najmniej wartościową osobą na tym świecie". I wtedy kamień spadnie jej z serca, bo nie będzie się już bała zdemaskowania. Jej przekonanie zewoluuje od "jestem najgorsza, muszę to ukryć" do "jestem najgorsza ale On i tak już się dowiedział... Ufff". Problem w tym, że będzie jej łatwiej w kontaktach tylko z Tobą. W stosunku do innych ludzi wytworzy się jeszcze gorsze przekonanie, a mianowicie "Jestem najgorsza i łatwo mnie na tym przyłapać. Musze się lepiej kitrać".

Dlatego też proponowałbym skupić taką osobę bardziej na wzmocnieniu własnego "Ja" i konsekwentnym i zdecydowanym odrzuceniu niepotrzebnych elementów jej osobowości, tak żeby nie musiała z niczym walczyć, tylko wybierać, co dla Niej najlepsze :Stan - Uśmiecha się:
Hektor, chyba zostaniesz moim nowym mentorem. Załóż jakąś nową szkołę psychoterapeutyczną :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:
Sosen napisał(a):Hektor, chyba zostaniesz moim nowym mentorem. Załóż jakąś nową szkołę psychoterapeutyczną

Już to zrobiłem. Założyłem nawet forum na ten temat, ale muszę je uzupełnić treścią(a troszku brakuje mi czasu) i odnaleźć jakichś zboczonych intelektualnie współtwórców żeby je uwiarygodnić. Co do metody terapeutycznej, to wypowiem się jak już zakończę swoją terapię(jestem swoim własnym królikiem doświadczalnym :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:) Jak na razie napotkałem na jeden duży problem: Nakręcam się, nakręcam się i tak się nakręciłem, że choć fobikom brakuje pewności siebie, to ja muszę jednocześnie uważać żeby nie przedobrzyć. A właśnie nie wiem jak wytworzyć stan spokoju i obojętności :Stan - Niezadowolony - Przewraca oczami:
Hektor napisał(a):[ Jak na razie napotkałem na jeden duży problem: Nakręcam się, nakręcam się i tak się nakręciłem, że choć fobikom brakuje pewności siebie, to ja muszę jednocześnie uważać żeby nie przedobrzyć. A właśnie nie wiem jak wytworzyć stan spokoju i obojętności :Stan - Niezadowolony - Przewraca oczami:

Powiedziałbym, że większości fobików nie brakuje pewności siebie, wręcz przeciwnie. Są niesamowicie pewni siebie - problem tylko w tym, że to czego są pewni niekoniecznie jest dla nich zdrowe.

Np. osoba niepewna siebie powinna np. mieć duże wątpliwości co do tego, czy jest fobikiem, czy nie... Bo w końcu jest niepewna siebie, nie wie kim jest, a kim nie jest.
Artur Król napisał(a):Powiedziałbym, że większości fobików nie brakuje pewności siebie, wręcz przeciwnie. Są niesamowicie pewni siebie - problem tylko w tym, że to czego są pewni niekoniecznie jest dla nich zdrowe.

Ta pewność wcale nie jest taka pewna :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Bo przecież, choć zgodzę się, że zdrowe to to nie jest, to przecież wiedzą o tym, że to tylko irracjonalne przekonanie. I jeszcze jedno - oni nie są pewni siebie, tylko są "pewni" przekonania, które choć nie jest ich własne, to jednak funkcjonuje w ich własnej głowie.
Żeby to zrozumieć należy rozgraniczyć prawdziwe "Ja" od narzuconego "Ja". No chyba, że to drugie funkcjonuje z pierwszym w symbiozie i je uzupełnia :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Artur Król napisał(a):Np. osoba niepewna siebie powinna np. mieć duże wątpliwości co do tego, czy jest fobikiem, czy nie... Bo w końcu jest niepewna siebie, nie wie kim jest, a kim nie jest.
Jak to się nazywa? Przeramowanie po Twojemu?
Bo po mojemu to odwrócenie kota ogonem? :Stan - Uśmiecha się:
Hektor napisał(a):(jestem swoim własnym królikiem doświadczalnym :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:)

jeszcze dodaj, że sam jesteś kobietą swojego życia :Stan - Uśmiecha się - LOL:
Wiecie czym jest kontemplacja w katolicyzmie? Głosi irracjonalne przekonanie, że nasza pozycja społeczna, położenie - określone usytuowanie w życiu, czyli łaska opatrzności Bożej stanowi o wyroczni woli Bożej. Zatem kiedy kontemplujemy w stanie nerwicy, czyli analizujemy bieżącą sytuację, przemierzając wszelkie aspekty życia na wskroś, wówczas poznajemy istotę problemu - choćby w jej części - chcąc móc przewidywać swój niezrozumiały los. :Stan - Uśmiecha się:
Kontemplacja katolicka ma charakter stricte religijny(przynajmniej z pozoru). Ja generalnie w kwestii wiary jestem zdecydowanie niezdecydowany, staram się zachowywać neutralne stanowisko, aczkolwiek zachęcam gorąco do przenikliwego przyjrzenia się osobie Jana Pawła II.
Wszyscy Go wychwalają i ubóstwiają a nikt nie chce się przyjrzeć dogłębnie jego osobie i wyciągnąć przydatnych wniosków. Jakbyście prześledzili jego życiorys, to zauważylibyście, że On był mega spójny wewnętrznie. W jego osobowości nie było niczego, co by wchodziło ze sobą w sprzeczność, i pewnie dlatego w tak perfekcyjny sposób potrafił się zrealizować.
Stron: 1 2