PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Matura - jak wyglądała i jak sobie poradziliście ze stresem?
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Jak wyglądała Wasza matura? W sensie czy stres towarzyszył przez cały czas, czy w trakcie się redukował, jak wyglądała ustna część i co mieliście jako te przedmioty rozszerzone? 
Moja matura będzie niebawem. Na razie mam świadomość tego, że będzie, a lęk rośnie w miarę myślenia głównie przed rozmową na polskim z komisją. Niby mówi się że matura to jak egzamin na studiach ale co można o tym wiedzieć nie mając z tym do czynienia? Jeśli macie jakieś fajne rady typu "jak podejść i nie oszaleć" to go ahead.
Ja maturę zdawałem 2 lata temu. Oczywiście byłem zestresowany, bo zależało mi na jak najlepszym wyniku.
Język angielski zdałem spokojnie z obu na ponad 90% nie będąc orłem z języków. Rozmawiało mi się dość przyjemnie. Miałem czasem zawieszenia ale nadrabiałem to słownictwem. Nie przygotowywałem się z tego

Polski był prosty. Bałem się, że czytając tylko jedną lekturę zwyczajnie nie zdam ale praca pisemna mogła być oparta o tekst zamieszczony przed nią, więc jeśli dobrze się skupisz i nie popełnisz dużego błędu, to płynnie powinieneś ją zaliczyć. Miałem koło 70 procent (?)

Matematykę zdałem na 40%. Był to dla mnie dobry wynik, ponieważ od gimnazjum kręciłem się między dwóją a tróją. Chodziłem przez ostatnie 3 miesiące raz w tygodniu na korepetycję do swojej kuzynki i potrafiła wykrzesać we mnie jakieś mechanizmy radzenia sobie z zadaniami. Na pewno nie odpuszczaj jakiegoś zadania, gdy go nie umiesz. Za samo wypisanie danych i użycie dobrego wzoru są punkty.

Dodatkowo zdawałem historię i zdałem ją na 80% około. Ogólnie pytania były bardziej w stylu "Matura to bzdura", żeby co najwyżej ośmieszyć kogoś brakiem wiedzy nie licząc kilku dat, które się tam pojawiały. Nie byłem przygotowany, jedynie zainteresowany tematem

Życzę wszystkiego najlepszego. Jak coś nie wyjdzie to się nie przejmuj ale myślę, że dasz sobie radę :Stan - Uśmiecha się:
Najbardziej stresowałem się ustnym polskim, ale każdy się mocno stresował, więc nie ma co się przejmować na zapas, każdy to zdaje. Rozszerzenie miałem z matematyki, informatyki i angielskiego.
Matura to bzdura. Serio. Chyba, że chcesz się dostać na jakieś studia gdzie potrzebujesz wysokich wyników z rozszerzeń. Trąbią o tej maturze przez cały rok, później się ją zdaje, idziesz na studia lub nie, po czym nikt o to nie pyta i nikt tego nie pamięta. Pierdoła. Oczywiście zdać jest warto, ale jak nie potrzebujesz dobrego wyniku, a masz coś pożyteczniejszego do roboty to nie marnowałbym czasu na maturę. Ja w sumie poświęciłem na to trochę czasu i wynik matematyki, bo akurat na tym najbardziej mi zależało był ponad to w co celowałem, ale minęło kilka miesiecy i już nikt o tym nie pamięta. W sumie nie żałuję, że poswieciłem ten czas, bo wtedy na nic pożyteczniejszego bym go nie spożytkował, a teraz mogę się przynajmniej pocieszać, ze nie jestem debilem, bo dobrze mi matura poszła, ale gdybym miał wtedy coś pożytecznego do roboty to mając wiedzę, którą mam teraz, wolałbym się rozwijać w czymś co dało by mi jakieś konkretne korzyści. Też się najbardziej obawiałem polskiego (wtedy nawet był prostszy - prezentacja - ale jednak gadać przed komisją trzeba było) i angielskiego ustnego, ale poszły dobrze. Teraz się tak zastanawiam i nawet nie miałem sie za bardzo kiedy tym cieszyć. No, ale jeśli nie wiesz co chcesz robić w życiu i dopuszczasz myśl o pójściu na studia, na których konkretne wyniki są wymagane, zeby się dostać, to ucz się, oczywiscie.
(05 Gru 2017, Wto 22:59)WinterWolf napisał(a): [ -> ]Jak wyglądała Wasza matura? W sensie czy stres towarzyszył przez cały czas, czy w trakcie się redukował, jak wyglądała ustna część i co mieliście jako te przedmioty rozszerzone? 
Moja matura będzie niebawem. Na razie mam świadomość tego, że będzie, a lęk rośnie w miarę myślenia głównie przed rozmową na polskim z komisją. Niby mówi się że matura to jak egzamin na studiach ale co można o tym wiedzieć nie mając z tym do czynienia? Jeśli macie jakieś fajne rady typu "jak podejść i nie oszaleć" to go ahead.

To ja się mogę podzielić wspomnieniami z mojej matury.
Stres był, wiadomo, z tym że oczywiście większy przy maturach ustnych, o których opowiem.
Języki obce poszły mi dobrze, przerobiłam wiele zestawów przed maturą, z tym nie miałam problemu.
Natomiast polski ustny.... :Husky - Podekscytowany:
Za "moich czasów" (łoo, taka stara już jestem?) zdawało się w formie prezentacji. Nie miałam pomysłu na siebie, więc skorzystałam z wiedzy mojego taty, który pomógł mi (a raczej większość za mnie odbębnił) napisać prezentację dotyczącą obrazów (w sensie widoków) Warszawy z okresu międzywojennego. Teraz wiem, że był to zupełnie nietrafiony pomysł, bo (niestety?) historią zupełnie się nie interesowałam. Prezentacja wyszła świetna, wyuczyłam się jej na pamięć (bo jak to tak na spontanie gadać z fobią, drżącymi rękoma i palpitacją serca?!). Gorzej było po wyrecytowaniu przeze mnie tejże prezentacji. Pani z komisji zadała mi jedno pytanie z książki, którą powinnam była przeczytać, a pobieżnie przejrzałam. No i zablokowałam się, nic nie byłam w stanie z siebie wydusić. Coś tam pomruczałam, panie komisyjnie zdegustowane, no i wyszłam czekać na wynik. Poryczałam się w międzyczasie, wchodzę z powrotem, przyznały mi 6 pkt na 20 dodając, że powinnam iść tyłem na kolanach na pielgrzymkę do Częstochowy z podziękowaniem za tę zdaną maturę. Nie poszłam :Stan - Różne - Zaskoczony:

Nigdy nie lubiłam polskiego - ale tylko tej części literaturoznawczej (językoznawczą pokochałam od pierwszego wejrzenia), matura pisemna z polskiego była dla mnie torturą, zwłaszcza te rozprawki czy interpretacje wierszy (coś potwornego). 
Matmy też nie lubiłam, tak w sumie to jej nie ogarniałam (tylko języki obce jakoś chłonęłam...) więc liczyłam błagalnie na czydzieści procent, zdobyłam aż 60%  :Memy - Cool Doge:

Nie zazdroszczę Ci Wilczku, ale sam wiesz, że trzeba zacisnąć pasa i siąść do książek, bo od tego zależy Twoja przyszłość (a przynajmniej jej kawałek ::Stan - Uśmiecha się - Szeroko: jeżeli masz jakieś wymarzone upatrzone studia.  

Wiele osób mówi, że co tam matura, egzaminy na studiach toto dopiero jest wyzwanie!
A ja tak wcale nie uważam, chociażby z tego względu, że do matury musisz uczyć się również przedmiotów, które kompletnie cię nie interesują i robisz to na siłę, na studiach zaś uczysz się (głównie :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:) przedmiotów, które cię interesują i w jakimś stopniu wiążesz z nimi przyszłość. Więc łatwiej to wchodzi do głowy.
Tak naprawdę, żeby podejść do matury i nie oszaleć trzeba do tego podejść rozsądnie. Wiem, że zupełnie inaczej w teorii, a zupełnie inaczej w praktyce, ale najlepiej podejść do tego zupełnie tak, jak do wszystkich próbnych matur, czy nawet do sprawdzianów, których przecież w liceum pisze się setki. Jeżeli tylko będziecie mieli możliwość podejścia do próbnych ustnych (kwestia szkoły i przychylności nauczycieli, chyba że przez ostatnie lata się coś zmieniło), to bardzo polecam to zrobić.

Z moich złotych rad: na próbnych maturach koniecznie naraź umysł na wszystko to, co podejrzewasz, że może Cię stresować na prawdziwej maturze. Bądź dużo wcześniej (tak, jak byłbyś na prawdziwej, bo mnie na przykład stresuje czekanie, a jednak na pewno nie ryzykowałabym jechania "na ostatnią chwilę"), bądź koniecznie "na galowo" (przyjście w luźnym dresie nie przygotuje mózgu do tego, że garniak to nic takiego i wcale nie zwiększa mocy ani poziomu stresogenności egzaminu). W próbnej nie chodzi o to, żeby sprawdzić, ile ma się punktów, tylko o przygotowanie siebie do prawdziwej. I na prawdziwej myśl o tym, że to nic takiego, bo IDENTYCZNIE było na próbnej i nic złego się nie stało. Nie było pustki w mózgu, nie było trzęsienia się z nerwów. Było ok, jak na każdym sprawdzianie.

Będzie dobrze. Z resztą egzaminy po gimnazjum zdałeś i wiesz, jak to wygląda. Podchodzenie do matury jak do czegoś dużo poważniejszego niż te testy nie jest rozsądne. Choć wiadomo, wynika ze stresu przed nie dostaniem się na wymarzone studia (przynajmniej u mnie tak było), choć też wiedziałam, że będę składać papiery na kierunek z niezbyt wysokim limitem, więc nie było najgorzej. I oby u Ciebie i innych zdających też było "nie najgorzej"! :Stan - Uśmiecha się:
(05 Gru 2017, Wto 23:18)ewl napisał(a): [ -> ]wchodzę z powrotem, przyznały mi 6 pkt na 20 dodając, że powinnam iść tyłem na kolanach na pielgrzymkę do Częstochowy z podziękowaniem za tę zdaną maturę. Nie poszłam :Stan - Różne - Zaskoczony:

Śmiechłem trochę z tą Częstochową. W sumie hiszpańskiego i angielskiego się nie boję, nawet gadanie na angielskim mnie nie przeraża. Ale polski to tragedia. Babka straszy nas nieźle: jeden błąd z lektury ogwiazdkowanej i po maturze, na ustnej trzeba lektury znać bo zapytają a jak się nie będzie wiedziało a jak się zatnie... #olaboga
(05 Gru 2017, Wto 23:50)WinterWolf napisał(a): [ -> ]Śmiechłem trochę z tą Częstochową. W sumie hiszpańskiego i angielskiego się nie boję, nawet gadanie na angielskim mnie nie przeraża. Ale polski to tragedia. Babka straszy nas nieźle: jeden błąd z lektury ogwiazdkowanej i po maturze, na ustnej trzeba lektury znać bo zapytają a jak się nie będzie wiedziało a jak się zatnie... #olaboga

Ja na studiach miałam coś podobnego, z tym że były to lektury rosyjskie, było ich dużo, często przydługie i nudne. Jakbym trafiła na coś, czego nie przeczytałam- klops. Ale chyba miałam szczęście, bo zawsze trafiałam na pytania z lektur, które przeczytałam :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:
Ech, lepiej w życiu mają ci, którzy potrafią na spontanie opowiedzieć o czymś, o czym nie mają pojęcia....
(05 Gru 2017, Wto 23:08)Kylar napisał(a): [ -> ]Najbardziej stresowałem się ustnym polskim, ale każdy się mocno stresował, więc nie ma co się przejmować na zapas, każdy to zdaje. Rozszerzenie miałem z matematyki, informatyki i angielskiego.


Oj nie każdy  :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2: ja matury ustnej nie zdałam za pierwszym razem, bo temat, który wylosowałam zupełnie mi nie podpasował i praktycznie nic nie powiedziałam, w sierpniu dostałam 30 % z litości, bo się popłakałam przed komisją i coś tam trochę mówiłam... ;.D mnie stres tak blokuje, że nic właściwie nie powiem...
Pamiętam swoją pierwszą myśl zaraz po wyjściu z matury - i co, to już wszystko...?
Stres był ogromny, ale (oczywiście) niepotrzebnie aż tak to wszystko przeżywałam. Miałam pecha na pisemnym polskim, bo pytali o jedyną lekturę, której nie przeczytałam. Do tego tekst do czytania ze zrozumieniem był o miłości, a ta stanowiła wówczas dla mnie szalenie drażliwy temat.
Ustne poszły mi zaskakująco dobrze. Na polskim opowiadałam o czymś, co mnie interesowało i nie popełniłam błędu uczenia się prezentacji na pamięć. Na angielskim wylosowałam zestaw ze zdjęciem konia i tak mi to dodało skrzydeł, że cały stres momentalnie zniknął. Kiedy weszłam do sali poznać wyniki, to drugi nauczyciel z komisji (z jakiejś innej szkoły) stwierdził, że ja to mam gadane (?!) i do dzisiaj mnie to bawi.
Zdawałam rozszerzone: angielski, matematykę, chemię.
Już kilka tygodni po maturze wszystko to wydawało mi się kompletnie nierealne a teraz praktycznie w ogóle o niej nie myślę. Na ogół trzeba się postarać, żeby nie zdać (albo aż tak stresować i narobić głupich błędów).
Co do rad - przygotowanie. Wiedząc, że przerabiałeś arkusze, książki z zadaniami o opracowania, będziesz czuł, że niewiele może Cię zaskoczyć. Ja miałam dokładnie zaplanowany poranek i jechałam znacznie wcześniejszym autobusem. Ubranie gotowe, wyprasowane.
Widziałem to ale chciałem żeby ten temat był bardziej rozbudowany
Miałem swoją maturę w 2014 roku. Bardzo dobrze ją wspominam. Mój kolega już oczywiście, od kiedy o niej usłyszał, zaczął się uczyć. Postanowiłem, że kiedy nadejdzie 1 marca, zacznę się uczyć. I zacząłem się uczyć i to prawie tylko matematyki, bo od zawsze dostawałem jedynki i dwójki. Okazuje się, że można być jedynkowym uczniem z liczenia, a i tak da się zaliczyć matematykę na powyżej 70%. To dlatego, że w każdym arkuszu zadania się powtarzały, ale z innymi danymi. Pisałem jeszcze starą maturę. Mam nadzieję, że nowa wygląda podobnie. Po przerobieniu paru arkuszy wyłapiesz ten schemat! Moja nauka polegała tylko na korzystaniu z pomocy Matemaksa (polecam tego gościa!!!!). Na jego stronie internetowej masz wszystko do przygotowania się do matury: omówienie każdego zadania z każdego arkusza z każdego roku! Dodatkowo każde zadanie to jedno, oddzielne video, gdzie wyjaśnia łopatologicznie co i jak i rysuje odręcznie na ekranie! Dzięki niemu zdałem matematykę na 66%, mimo, że kiedy ćwiczyłem w domu arkusze, to wychodziło mi średnio 73%. I tej matematyki uczyłem się dobre 1,5 miesiąca.

Potem zająłem się polskim. Nie ćwiczyłem arkuszy, bo nie wiedziałem jak sam miałbym siebie ocenić w zadaniach otwartych. Zamiast tego miałem w domu jakieś Repetytorium (taka książka), gdzie są omówione wszystkie lektury i epoki. Trzeba znać każdą lekturę ze szkoły średniej, bo na jego podstawie trzeba będzie napisać to ostatnie zadanie, które jest wypracowaniem. Możesz kupić jakieś repetytorium na maturę z polskiego. Trzeba zapamiętać kto napisał jaką lekturę i z jakiego okresu. Nauka polegała na czytaniu tej książki w kwietniu na dworze :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:. Zdałem na 78%.

Do angielskiego nie musiałem się uczyć. Jak na szkołę średnią, byłem z niego dobry. W ostatniej klasie nauczycielka bardzo często ćwiczyła z nami ustny angielski, więc pewnie też tak będziesz mieć. Pomagałem w kwietniu koledze z ustnego egzaminu. Wychodziliśmy na dwór, braliśmy arkusze i go uczyłem.

Jeszcze przygotowania do ustnego polskiego. Twoja nauczycielka wyjaśni wam co trzeba zrobić. Wybrałem jakiś temat o Żydach z gotowych tematów, które otrzymaliśmy. Specjalnie narysowałem duży rysunek stereotypowego Żyda, żeby zmiękczyć serca komisji (robiłem tak z taką jedną nauczycielką na referatach, to dawała mi ocenę wyżej) :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:. Kiedy moja praca została zaakceptowana przez nauczycielkę i bibliotekarkę, zacząłem się uczyć tak mniej więcej 2 tygodnie przed maturą ustną. Powtarzałem sobie ten cały tekst, lecz starałem się nie wkuwać go na pamięć. Bo jeśli czegoś zapomnisz, to możesz się zaciąć. Trzeba powtarzać sobie ten tekst z problemami do omówienia w różnej kolejności. Będzie to wyglądało naturalniej. Nie, żeby moja mowa w życiu codziennym w ogóle wyglądała naturalnie :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:.

Dodatkowy przedmiot, który wybrałem to geografia. Jednak nie zależało mi na nim, więc się nie uczyłem. Mimo to zaliczyłem na 40%. Nie pisałem niczego rozszerzonego.

W dniu matury, na pierwszy ogień poszedł pisemny polski. Stresowałem się mocno w domu przed wyjściem. Oczywiście ze stresu nic nie mogłem zjeść. Chodziłem w tym garniturze od pokoju do pokoju. Mówią, że zjedzenie czekolady pomoże, więc zjadłem dwie kostki i… jakby to delikatnie powiedzieć… żołądek ze stresu je nie przyjął. Po paru minutach wyszedłem z domu. Przed szkołą już stała moja klasa. Ruszyliśmy do sali gimnastycznej, gdzie pokazaliśmy dowody osobiste i powiedziano nam w którym stoliku usiąść. Kiedy dostałem arkusz i zacząłem pisać, stres opadł. W następnych dniach miałem pisemną matematykę i angielski. Tym razem poszło już bez stresu. Angielski zaliczyłem na 98%. Przyzwyczaiłem się do chodzenia do szkoły, pokazania dowodu osobistego, napisania egzaminu i powrotu do domu. Potem była przerwa. Tuż przed połową maja miałem ustny polski. To właśnie do niego się stresowałem najbardziej. W końcu co? Będę musiał coś mówić! Kolega chodził do innej szkoły i powiedział, że tam chodzi się w takiej kolejności, kiedy się chce. Pomyślałem, że przyjdę jak najwcześniej, to może będę pierwszy lub drugi. Dzięki temu od razu będę mieć z głowy. Okazuje się, że u mnie leciało z listy, a byłem na niej przedostatni :Stan - Niezadowolony - Zawiedziony:. Więc siedziałem te parę godzin na korytarzu z paroma osobami. Kiedy była moja kolej, starałem się mówić głośno. Przez cały czas patrzyłem na mój plan ramowy. Na pewno byłem zdenerwowany, lecz grunt, że mimo nerwów byłem zdolny do mówienia i o to chodzi. Pokazałem rysunek. Pytania pamiętam jak we mgle. Udało mi się to zaliczyć. Po tym dniu mój stres całkowicie minął. Następnego dnia miałem ustny angielski, ale nim się nie przejmowałem, bo byłem solidnie przygotowany. Można powiedzieć że cała klasa się przejmowała oprócz mnie. To dlatego, że angielski szedł im jakoś-takoś. Po egzaminie ustnym zostaliśmy wszyscy zaproszeni ponownie do środka, gdzie odczytano wyniki. Każdy zaliczył, a ja otrzymałem najwyższy wynik. Następnego, ostatniego dnia, 15 maja miałem pisemną geografię. Coś tam napisałem i koniec.

Mogłem mieć stres przed nauką w marcu, dlatego, że czułem się nieprzygotowany. Kiedy po miesiącu nauczyłem się matematyki na maturę, mój stres opadł. Jeśli chcesz pozbyć się stresu przynajmniej przed egzaminami pisemnymi, to poucz się do nich. Matura nie wygląda jak typowy egzamin na studiach! U mnie egzaminy wyglądają jak zwykłe sprawdziany.

Tak więc moje rady:

1.   Zredukuj stres ucząc się na egzaminy. Im bardziej będziesz przygotowany chociaż na te pisemne, tym będziesz spokojniejszy.
2.   Pamiętaj, że mimo lęku będziesz w stanie powiedzieć tę prezentację. Komisja chce, żebyś zaliczył.
3.   Przed wyjściem z domu możesz sobie wyobrażać, że jutro jest koniec świata :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:. Dzięki tej myśli, chociaż przez chwilę poczułem się lepiej.
4.   Podejdź do egzaminów z innym nastawieniem. Nie mów, że ich nienawidzisz. Nie stanowią zagrożenia dla życia i zdrowia. Możesz je wyobrażać jako wyzwanie. Ludzie mówią, że matura jest łatwa i to jest prawda.
Nie wiem jak to teraz dokladnie wyglada bo ja zdawalem jak sie jeszcze na polski robilo prezentacje ale moge napisac jak to u mnie wygladalo. Jesli chodzi o podstawowy angielski to warto go zaczac uzywac probowac cos pisac, jak szukasz informacji w internecie to zagladac na strony anglo jezyczne. Dodatkowo jesli sie cos sie oglada typu film serial to warto to ogladac z napisami zeby sie osluchac. Próbować jak najwiecej mowic po angielsku. Do tego jakies repetytorium zeby poprawic gramatyke itp. Z rozszerzeniem podobnie tylko bardziej obszerny material. Z polskiego to zawsze wybieralem z 2 textow dluzszy potem go przepisywalem po swojemu pod temat dodajac jakies swoje domysly (tylko nie za duzo zeby nie :Ikony bluzgi pierd: czegosXD) poza wypracowaniem to trzeba tylko umiec czytac i troche myslec. Matematyka podstawowa. Zacznij sie uczyc dzial za dzialem, tylko probuj to przedewszystkim zrozumiec. Jak zrozumiesz to bedzie ci duzo latwiej. Potem z wszystkiego rob sobie zadania ze starych arkuszy. Szczegolnie z matematyki zadania sa schematyczne i niewiele sie roznia od siebie. Co do stresu potraktuj to jak kolejny gowno sprawdzian w szkole, bo w sumie tym jest:Stan - Uśmiecha się - Mrugając: i taka rada zastanow sie do czego ci potrzebna ta matura, jesli sie chcesz dostac na uczelnie x gdzie liczy sie przedmiot a i b to pod te egzaminy sie glownie przygotuj.
Też najbardziej stresowałem się ustnymi egzaminami, do tego stopnia ze referat wykułem na pamięć słowo w słowo, w przypadku gdyby dopadła mnie pustka w głowie, i w razie czego miałem kartkę w kieszeni, nie chciałem jej używać ale dawała mi większą pewność siebie. Chyba każdy się stresuje przed maturą i nie wydaje mi się żeby był na to skuteczny sposób, warto zamiast na stresie skupić się na nauce, jeśli masz pewność że wszystko zrobiłeś co trzeba, wtedy też winduje to trochę pewność siebie "nawet jak mi pójdzie źle to chociaż wiem ze zrobiłem co moglem"
Ja na szczęście zdawałem jeszcze starą maturę, więc było to prawie bezstresowe - bo trzeba było po prostu jakkolwiek zdać, wynik na nic nie wpływał.
Naturalnie, potem trzeba było zdawać egzaminy na studia, więc było więcej stresowych momentów, ale tam też była znacznie mniejsza presja - jak na jendej uczelni egzamin poszedł kiepsko, to można było jeszcze tego samego dnia zapisać się na inną :Stan - Uśmiecha się:
Generalnie, współczuję trochę nowej matury, to strasznie głupi wynalazek. Chociaż nie ma co się stresować, bo nie jest też jakoś szczególnie trudna. Z relacji znajomych wynika, że ich komisja na ustnym polskim wyglądała podobnie do tej, którą ja miałem na starej maturze - czyli o ile nie trafisz na jakiegoś ekstremalnego chama, to starają się raczej załagodzić stres i pomóc się wypowiedzieć. :Stan - Uśmiecha się:
miałam w końcu odpisać w robocie i się telefon zaiwesił .. wolę egzaminy ustne, z dwóch powodów- prowadzący podpowiada, i jeżeli chodzi o maturę, to na polskim popełniłam straszny błąd, bo nie czytałam lektur (chociaz zdawałam jeszcze starą), ale nauczyciel z "twojej" szkoły chyba zawsze będzie ratował, bo to jak "wypadniesz" świadczy de facto o nim, o szkole, tak mi się przynajmniej wydaje. poza tym lubię widzieć reakcję prowadzącego na to co mówię, chociaz nie zawsze potrafię ją rozszyfrować- np. na anigielskim egzaminujacy z komisji tak? przestał w pewnym momencie pisać, odłożył papiury na bok i myślałam, że to dlatego, że pierniczę takie bzdury, w dodatku jego mimika była trudna do "rozszyfrowania". ogólnie takie egzaminy ustne to dla mnie sytuacja formalna, które chyba dla mnie nie są aż tak stresujące, jak sytuacje "społeczne"- nie łączą mnie z tym człowiekiem żadne relacje, jedyne co muszę zrobić to niczym robot z przyklejonym uśmiechem do twarzy wytrajkotać wszystko, co wiem (podsumowując w tej sytuacji liczy się moja wiedza, a nie to jakim człowiekiem jestem).  z drugiej strony pisząc- łatwiej jest zebrać myśli. pisemnych egzaminów oprócz matematyki nie pamiętam. na matematyce na moim arkuszu, i nie tylko, siedział wielki przebrzydły pająk, z grubym brzuchem wielkości kciukowego pazura i racicami, a że się boje tego, to wierzgałam chwile.. 

a jeśli chodzi o matematyke to się bałam, że nie zdam ::Stan - Uśmiecha się - Szeroko:  wiec jakiś czas przed porozwiązywałam arkusze z poprzednich lat.
Z mojej matury pamiętam głównie atak paniki przed ustnym polskim. Miotałam się po pokoju i krzyczałam, że nie zdam, poza tym ktoś mi pomógł z napisaniem prezentacji, więc mało pamiętałam, a jeszcze wcześniej nie umiałam się skupić ani na książce do prezentacji, ani na notatkach, ani nawet na odpowiedziach na niemal gwarantowane pytania. Nic nie wchodziło do głowy. Naprawdę byłam pewna, że nie zdam. Później trochę żałowałam, że nie nauczyłam się wcześniej opowiadać tej prezentacji, ale z drugiej strony - do czego mi ten wynik z matury ustnej z polskiego? Mogłoby być 30%, a mogłoby być 100%. Wypadłam chyba najgorzej ze zdających w tym rzucie (miałam chyba ok. 70-80%) - notabene moich byłych "kolegów" z gimnazjum, którzy uprzykrzali mi życie do tego stopnia, że właściwie zmieniłam się z umiarkowanie nieśmiałej osoby w zastrachanego jeża. Do tego przed maturą ustną z polskiego łazili po korytarzu i co chwilę podchodzili do drzwi, próbując coś podsłuchać.
Ogólnie, z tego, co słyszałam, trudno było zawalić ten egzamin, chyba że ktoś jest kompletnie nieprzygotowany albo się zestresował i nic nie powiedział. Nawet osoba z mojej rodziny, która jest typem kosy, jest bardzo przychylna na tych egzaminach. Chociaż w sumie to nie wiem, na czym polega najnowsza matura, słyszałam tylko, że znowu wymyślili coś głupiego.:Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:

Reszta moich egzaminów była względnie bezstresowa, a z każdym kolejnym stres był mniejszy. Przed ustną z obcego też się trochę stresowałam, ale wiedziałam, że zdam (tak się bałam egzaminu ustnego z angielskiego, że zaczęłam się uczyć w gimnazjum innego języka. Po angielsku boję się mówić aż do dziś, według mnie kompletnie nie znam zasad wymowy). 

Bałam się też, że nie napiszę wypracowania z polskiego, czego mi się udało (nie) dokonać na testach w podstawówce i gimnazjum. Nie przeczytałam lektury i musiałam coś tam nazmyślać, a najlepsze jest to, że kiedy czytałam ją na wakacjach już po maturze, odkryłam, że nie tylko coś zgadłam, ale też nie napisałabym o tym, gdybym przeczytała wcześniej książkę, bo uważałabym to za absurdalne. 

Pamiętam też, że nie pozwalano wchodzić z torebkami, telefonami, itd., więc żeby uniknąc stresu i wewnętrznych rozterek typu "a co, jeśli ktoś przesunie torebkę i jej nie znajdę", "a co, jeśli ktoś mi ukradnie telefon", "a co, jeśli zamkną te przedmioty na klucz i będę musiała gdzieś podchodzić i MÓWIĆ", wsadzałam po prostu dowód i długopisy do jakiejs reklamówki z Biedry. Przed maturą z fizyki sięgnęłam ręką, żeby wyjąć dowód i... nie ma. Zaczęłam trochę panikować, bo przecież mnie nie wpuszczą bez dowodu, szukałam kilka razy i przypomniało mi się, że zostawiłam go na biurku, jak coś wypakowywałam. Później mi się przypomniało, że właściwie to nie uczyłam się i nic nie umiem, i może 0% jest lepsze niż marny wynik (faktycznie był marny), ale drzwi otwierał luzacki nauczyciel z naszej szkoły, więc wpuścił nas bez dowodów. :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:

Trochę mnie denerwuje takie gadanie wszystkich o maturze i podnoszenie tego do rangi nie wiadomo czego, jakby to było najważniejsze wydarzenie w życiu, "egzamin dojrzałości", życie tylko tym przez 3 lata. Wiadomo, że trzeba się przyłożyć do niektórych przedmiotów pod kątem studiów, ale głównie nakręca się tym stres. Jedyne, co mi przychodzi do głowy, żeby go zredukować, to przygotowanie się. Jak się zda źle, to chyba tez można poprawić maturę, przynajmniej za moich czasów tak było. Z tego, co pamiętam, egzaminy ustne są rozciągnięte na tygodnie, a ludzie dzielą się pytaniami w internecie, więc można wykuć odpowiedzi. Jeśli boisz się, że nie zdasz z matmy, to poćwicz arkusze - pytania są analogiczne, a kiedy ja zdawałam, ostatnie pytanie było zawsze takie samo, zmieniały się tylko dane (nie pamiętam, czy takie samo, jak na poprzednich maturach, czy takie samo, jak na arkuszach próbnych z CKE czy tam OKE, ale naprawdę było identyczne, więc jak się nauczysz, to masz gwarantowane punkty).
Maturą pisemną się nie stresowałem w dużym stopniu. Stresowałem się maturą ustną, przede wszystkim z polskiego i miałem z niej najniższy wynik spośród matur. Na ustnym polskim skumulował się lęk społeczny i lęk przed efektem mojego niskiego stanu wiedzy z literatury (literaturę zawsze uważałem za durnoty i nawet nie miałem ochoty rozumieć, "lać wody" jak to niektórzy robili, też nie umiałem, bo miałem umysł przeznaczony do przedmiotów ścisłych, a nie humanistycznych i w ogóle uważam za chore, żeby matura z literatury była obowiązkowa . Z ledwością wyjąkałem ustny polski na 30% trzęsąc się, jakbym miał padaczkę.
Rozszerzeń żadnych nie zdawałem, bo nie miałem ambicji.
Pamiętam, że z matmy podst się bardzo stresowałam, bo zawsze byłam słaba. I zostało chyba z 10 minut do końca, a ja nadal nie miałam dużo zadań zrobionych i strzelałam czasami. No ale zdałam na 63 %. Polski zawsze był łatwy dla mnie, więc pisemny podst nie sprawił mi problemu i się nie stresowałam za bardzo. Angielski zawsze umiałam dobrze i podst była bardzo łatwa, rozszerzony już trochę bardziej mnie stresował bo angielski to był jedyny przedmiot, w którym się czułam dobrze w szkole i mi zależało na wysokim wyniku i chyba 80% dostałam także fajnie. Ogólnie pisemne nie były stresujące oprócz matmy dla mnie. Pisałam jeszcze historię sztuki rozsz. ale poszłam kompletnie na ''łosia'' bo prawie nic się nie uczyłam, może z 3 dni przed egzaminem, a na zajeciach z his. sztuki była  dziewczyna, która mnie mocno denerwowała i Pan ją bardzo lubił przez co mało chodziłam na zajęcia i ogólnie miałam wylane na to, ale, że każdy zdawał dwa rozszerzenia to nie chciałam być gorsza i wybrałam mniejsze zło.


A ustne były mocno stresujące. Na polski dużo się uczyłam lektur a dostałam beznadziejny temat o komunikacji przez telefon czy coś w tym stylu i gdyby nie pytania, w których się rozwinęłam bardziej niż w swojej odpowiedzi to bym chyba nie zdała, albo zdała ledwo co a tak miałam 75 %.

Ang ustny mnie mniej stresował o wiele i dostałam chyba z 96% ale dlatego, że w ostatnim zadaniu nie chciało mi się rozwijać. Tak to bym miała 100%.

Ogólnie na ustne nie patrzy nikt przy wyborze studiów, czasami filologię ale na prawdę rzadko także nie stresuj się aż tak, lepiej myśleć o tym tylko żeby zdać i tyle. Nauczyciele w komisjach byli inni niż Ci uczący dlatego ja np. się bardziej komfortowo czułam bo wolę zbłaźnić się przed kimś kogo nie znam,a nie np. przed ta samą nauczycielką co miałam z nią zajęcia.

Jeszcze pamiętam przed matura poszłam do łazienki i zrobiłam pozycję supermana bo słyszałam że pomaga i sobie mówiłam ''jestem pewna siebie''.Trochę pomogło. To przed ustnymi tylko. Inni słyszałam brali uspokajające tabletki ale moim zdaniem to głupota, serio. Już lepiej po prostu sobie zrobić jakąś krótką 10 min medytację z głębokimi oddechami, na pewno pomoże. Zjeść dobre śniadanie, może do szkoły iść, albo jeśli się ma czas przed można pobiegać, pójść na spacer, ruch nie zaszkodzi.Odstresuję trochę.

Nie wiem jaką masz sytuację w szkole z innymi uczniami, bo ja miałam średnią ale jak każdy się stresował tak samo to było łatweij porozmawiać przez egzaminami i każdy sie rozśmieszał nawzajem chyba z tego stresu także... ogólnie matura to bzdura, serio. To wszystko sie wydaję takie formalne, oficjalne i w ogóle straszne, a takie nie jest. I potem o tym nie myślisz, masz gdzieś swoją maturę. No chyba, że sie starasz na jakiś mocno chodliwy kierunek na dobrej uczelni. Ale jak się nie uda, to w innej, na innym kierunku się uda. Nie ma się co przejmować.

Powodzenia wszystkim :Stan - Uśmiecha się:
Obrona pracy inżynierskiej mi lepiej szła niż matura ustna z polskiego.
nie, bo mnie jeszcze ktoś znajdzie :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:
moja matura ustna z polskiego jest opowiadana w szkole "jak należy nie robić"
Najgorszy to był polski pisemny, bo jako pierwszy. Nie spałam całą noc do tego masturbacja a wtedy uważałam że masturbacja to grzech i jestem przeklęta więc masakra podwójna. Skutkiem czego poszłam na egzamin ledwo przypomna i może dobrze, bo mogłam wolno myśleć i jakbym nie myślała o niczym. Bałam się tematu. Każdy mówił, że będą chłopi których nie czytałam i niestety byli, ale cudem trafił mi się Pan Tadeusz który czytałam cały a do tego charakterystyka porównawcza Zosi i Telimeny którą jakimś cudem sobie przypomniałam jakbym pisała wczoraj a nie w gimnazjum. Procentowo potem miałam najwięcej punktów z polskiego ale awj to podstawowy. Najlepiej brać rozszerzony wtedy lepsze wyniki są nawet jak historię dodatkową zdałam na 38% to przecież miałam jakby 72% z podstawowej i lepiej się to liczy do studiów i dzięki tej historii trafiłam na moje studia z których jestem dumna.
Chyba jednak ustne były najgorsze na polski ustny się spóźniłam niby byłam na godzinę a się okazało że powinnam być wcześniej i czekali na mnie a potem zrobili sobie przerwę trochę. Nie uczyłam się jak inni na pamięć tylko swoimi słowami powiedziałam czyli miałam 50%. No a najgorzej wyszło angielskie dostałam jakiś temat o aptece i cały czas myślałam że nie zdam i nie mogłam się skupić na myśleniu nad odpowiedzią.
Cóż myślę że i tak to dobre doświadczenie przed egzaminami na studiach. Tam było sporo ustnych. Wtedy moją jedyną motywacją było że jak nie zdam to się zabiję. Ale teraz się trochę z tego śmieje tak przeżywałam te egzaminy co pół roku, że nawet nie wiem kiedy spełniałam swoje marzenie i napisałam mgr o grze. A na studia trafiłam też przez grę bo chciałam się dowiedzieć o Internecie. Opracowałam poradnik jak wybrać świadomie kierunek studiów mogę Ci podesłać na priv. Na razie nie umiem znaleźć pracy więc miałam na tym jakoś zarobić ale nie wiem jeszcze jak to ugryźć żeby było zgodne z prawem pobieranie haraczu. Pozdrawiam.

PS. Naprawdę bardziej przeżywałam egzaminy na studiach niż maturę, ale matura to taki pierwszy ogień był. Myślę, że jednak to był Pikuś.
Na maturze masz materiały z 9 lat nauki powtarzanej trzy razy. A na studiach masz w pół roku nauczyć się cały przedmiot (zwykle to 15 godzin lekcyjnych), który pierwszy raz widzisz na oczy. Czasem są informacje z wcześniejszych lat szkolnych, ale bardzo ich mało. Naprawdę egzaminy na studiach są dużo trudniejsze od matury. Pamiętaj, że do matury się uczysz cały czas i nawet ja wcale się nie przygotowując do matury z historii ją zdałam na 38% a gdyby nie wypracowanie które było na rozszerzonej części obowiązkowe to miałabym 50% z przedmiotu który nie był u mnie rozszerzony.
A z biologii miałam ledwo 50% chyba 56% i była rozszerzona więc naprawdę można zdać maturę z taką wiedzą jaką teraz posiadasz.
Mi na maturze kompletnie nie zależało, nienawidziłem szkoły i nigdy nie chciałem iść na studia. Podszedłem do matury tylko przez oczekiwania rodziców i bardzo się stresowałem, głównie samym wydarzeniem, a nie obawą przed słabymi wynikami. Uczucie 2/10.
Ja będę maturę pisał w przyszłym roku lub za dwa lata. Kiepsko u mnie z polskim i mogę zostać niedopuszczony. Zastanawiam się nad rozszerzeniem ale na studia się nie wybieram więc wybiorę WOS albo Gegrę bo mi najlepiej leżą.
Stron: 1 2