(11 Lis 2018, Nie 15:07)Zas napisał(a): [ -> ]@yoga.cat no to jest jakaś strategia i sam poniekąd idę czasem tym schematem, ale co, gdy ktoś nie chce mówić gdzie idzie, a poza tym nadal nie eliminuje to całkowicie pytań, zwłaszcza w każdej niestandardowej sytuacji?!
Myślę, że całkowite wyeliminowanie pytań nie jest do końca dobrym pomysłem. To znaczy, ja doskonale rozumiem o co tu się rozchodzi. O wyrzyg na każde pytanie rodzica, które odpala w głowie pewien łańcuch odczuć i skojarzeń, że oto znowu jest się traktowanym niepoważnie, jak dziecko, że jest się w klatce, itp. Ale samo zwykłe pytanie "gdzie idziesz?" nie jest niczym złym, raczej kwestia tego jakie odpala odczucia.
Jeśli ludzie mieszkają razem, to fajnie, żeby w ogóle coś o sobie wiedzieli,cokolwiek. Jeśli polegałoby to mieszkanie tylko na sięganiu do lodówki i wychodzeniu z domu bez słowa, to niekoniecznie byłby to stan idealny. Choć domyślam się, że wydaje się idealny,gdy sytuacja już się wypaczyła i ma się dość całkowicie swojej codzienności.
Zwykłe pytanie "jak minął dzień",czy "gdzie wychodzisz", albo "jak było", to część życia społecznego (tak, wiem,że piszę o życiu społecznym na TYM forum, ale jednak zaryzykuję, bo większość osób jednak tu jakąś rodzinę ma). Część tego, co sprawia, że ludzie nie są dla siebie obcy. Nie nakłada to na nikogo konieczności głębokich zwierzeń. "Idę do kumpla/na miasto/do sklepu". "Jak było?" "Było spoko, było średnio/wolę o tym teraz nie mówić". Sam regulujesz to ile powiesz, nikt nie może obcęgami z Ciebie tego wyciągnąć, pomimo emocji, które Tobą targają, irytacji, frustracji. Możesz się uprzeć, że nie powiesz nic ponad to i koniec. Nie musisz się zwierzać jak ci cokolwiek idzie, jakie masz uczucia, jakie masz życie wewnętrzne,chodzi o samą suchą informację.
Niestety jest tak, że rodzicowi trzeba postawić granice. I wiem o czym mówię, bo mam nadopiekuńczą matkę, którą udało mi się już w duuuuużym stopniu odmienić od wersji pierwotnej. Początki są trudne ( u mnie to wyglądało tak ,że np. był płacz(!), że nie jadę z nią na działkę w wieku lat 25, bo kiedyś jak będę w jej wieku to zrozumiem co to znaczy xD, uwzględnianie mnie w planach bez pytania, mówienie rzeczy, z których wynika, że jestem jej jedyną ostoją w tym świecie, przytulanie nagle, jakby płonął właśnie świat i to był ostatni raz, nie mówiąc już o tym co działo się jak byłam dzieckiem i nastolatką-nic mi nie było wolno robić niemal,chciała dzielić ze mną pokój do mojego 20 roku życia, każde wakacje z automatu miały być spędzone z nią,gdy inni mieli swoje życie, a świat na wszelki wypadek był prezentowany jako straszne niebezpieczne miejsce...). Ale trzeba próbować rodziców przyzwyczaić do innego wzorca swoich zachowań, warto jednak pamiętać, żeby to się w miarę możliwości kulturalnie odbywało, a nie na zasadzie pizgania naczyniami za każde "gdzie idziesz?",o tyle, że agresja rodzi agresję. Stanowczość będzie działała bardziej niż awantury,bo one nikomu nie służą i jeszcze rozstrajają.
Oczywiście są jakieś skrajnie patologiczne sytuacje kiedy jest jakaś w ogóle przemoc psychiczna w rodzinie,która się dalej ciągnie i wtedy to raczej wyprowadzka musiałaby wchodzić w grę. Ale warto najpierw spróbować odpowiednio długo ćwiczyć wersję stanowczości i bardziej skupiać się na swoich reakcjach na to, co się dzieje i swoim podejściu, niż na tym co ktoś mówi. Nie możesz rodzicowi zakleić buzi taśmą (tzn możesz, ale nie polecam x) ), ale możesz inaczej się zachowywać względem tego, co on robi.
Tak jak piszesz, KA_☕☕☕_WA
) ,
(11 Lis 2018, Nie 15:14)KA_☕☕☕_WA napisał(a): [ -> ]rodziców czasem też trzeba sobie "wychowywać". Pewne osoby robiły to w wieku dojrzewania, pewne trochę później, ale wydaje mi się, że nigdy nie jest na to za późno.
Nigdy nie jest za późno, choć nie jest to łatwe. Nie można spodziewać się efektu natychmiast, bo każdy będzie z oporem przyjmował zmianę charakteru w drugim człowieku w zakresie asertywności. Ludzie lubią kiedy rzeczy w relacjach się raz utrą, szczególnie kiedy jest to korzystne dla nich, a dla rodzica przecież to jest korzyść bez względu na wiek. Nagła asertywność, ze strony potomka może być nie lada zaskoczeniem. Ale jest to konieczne i trzeba mocno zagryźć zęby czasem, bo jeśli mamy problem z takim rodzicem, to jesteśmy też przyzwyczajeni do pewnych prób zgaszenia nas kiedy się stawiamy. I pierwsze odpieranie tego może być na prawdę ciężkie, bo automatycznie możemy wpaść w lęk, chcieć się dostosować, by dyskomfort minął, możemy czuć się, jakbyśmy robili coś złego, niegodziwego, że nie damy rady, że to brak szacunku... Przecież tego nas uczono! Ale trzeba sobie prędzej, czy później zawsze przypomnieć, że walczy się o coś, do czego się ma prawo.