PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Co jest ze mną nie tak?
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Hej, mam 21 lat i kompletnie nie radzę sobie w dorosłym życiu. Od zawsze byłam nieśmiała, głównie przez rodziców którzy zawsze podkreślali moje wady i mówili że sobie nie poradzę. W szkole też nie miałam znajomych, tylko 2,3 koleżanki. Moje kłopoty zaczęły się kiedy poszłam na studia. Na pierwszym roku szło mi całkiem nieźle, miałam dobre oceny w indeksie, ale nie zdałam egzaminu końcowego, przez co zawaliła cały rok. Stwierdziłam że się nie poddam, i powtarzałam jeszcze raz pierwszy rok. Pierwszy semestr miałam zaliczony więc nie chodziłam na zajęcia. Dopiero od drugiego semestru zaczęłam chodzić na uczelnię. Już wtedy zaczęły się moje problemy z lękiem. Ataki paniki na zajęciach, niepokój, stres. Stwierdziłam że jakoś to rozwiążę i poszłam do psychiatry. Dała mi najpierw jedne leki które nie działały na mnie, później drugie które też nie działały. Przez te wakacje stresowałam się jak przetrwam drugi rok studiów, ale stwierdziłam że jakoś to będzie. Pierwszy tydzień na drugim roku studiów to był dla mnie koszmar. Stresowałam się na każdych zajęciach tak mocno, że nie mogłam wytrzymać. Głównie to był lęk przed głośnym czytaniem, i występami na tle klasy. Stwierdziłam że już nie zniosę kolejnego dnia na uczelni. Wiem, może brzmieć śmiesznie ale ja na prawdę przeżywałam ogromny stres. Bardzo żałuję teraz tej decyzji, ale nadal nie wróciłabym tam z tego samego powodu. Nadal bym się stresowała. Po tym jak rzuciłam studia próbowałam znaleźć pracę. Szukałam 3 miesiące. Byłam dwa dni na pakowaniu leków ale tam jedna pracownica krzyczała na mnie że coś źle zrobiłam dwa razy i zrezygnowałam ze strachu. Nie wierzę w siebie totalnie, mam bardzo niską samoocenę. Jestem dosyć atrakcyjna jak dla mnie, wszyscy zawsze są w szoku że nigdy nie miałam chłopaka. Wstydzę się bardzo płci przeciwnej. Onieśmielają mnie. Ale wracając do tematu. Po tym jak nie mogłam znaleźć pracy, siostra za granicą zaproponowała że mogę u niej zamieszkać i znajdzie mi pracę. Długo nad tym myślałam, i w końcu się przeprowadziłam. Miałam pojechać na 2-3 miesiące. Pracowalam na produkcji. Szef skarżył się tydzień temu na mnie, że jestem mało skupiona, nie daję sobie rady. Minął kolejny tydzień i dostałam wypowiedzenie. Łącznie przepracowałam tam 2 tygodnie. Jestem załamana,to już trzecia praca z której mnie wywalili.. i to jest moja wina. Wszystkim się stresuje. Stresuje się tym że ktoś patrzy, i myślę sobie że nie poradzę sobie z głupim klejeniem pudełka taśmą.. Ale wydaje mi się że to nie tylko stres. W tej pracy trzeba było np. zapisywać ile części spakowałam, ja nie potrafiłam tego zrobić. Albo się myliłam, albo zapominałam. Mam bardzo słabą pamięć, jestem nieogarnięta, nieodpowiedzialne. Nie potrafię pracować pod presją. Chce wrócić do Polski ale boje się. Wiem że rodzina będzie się na mnie wyżywać. "Znowu ci się nie udało" "kolejna porażka" Napisałam to chaotycznie i w skrócie. Jak myślicie, co mogę zrobić? Moje życie to jedna wielka porażka. Jest coraz gorzej..
Ja bym została za granicą i uczyła się języka. I nie martw się nie jesteś jedyna też sobie kompletnie nie radzę, a w tym roku też kończę 21 lat.
Poszukaj może innej pracy tam. Jeśli mówisz, że jest jak jest z rodzicami to powrót będzie gorszy, możesz się totalnie zalamac. Co to za kraj? Jak jakiś w Uk to poszukaj może picker/packer Warehouse Operative (chyba tak się to nazywa), co prawda też trzeba tam liczyć czy dobra ilość pakujesz, ale nikt nie powinien stać nad Tobą w tej pracy
Powinnaś do skutku próbować różnych leków uspokajających, mówić lekarzowi co i jak, na pewno w końcu jakieś dobierzesz, które będą wstanie zminimalizować ten stres.
(21 Sty 2019, Pon 18:58)Wiktoria45 napisał(a): [ -> ]Stresuje się tym że ktoś patrzy, i myślę sobie że nie poradzę sobie z głupim klejeniem pudełka taśmą.. Ale wydaje mi się że to nie tylko stres. W tej pracy trzeba było np. zapisywać ile części spakowałam, ja nie potrafiłam tego zrobić. Albo się myliłam, albo zapominałam.
Moim zdaniem te błędy i pomyłki wynikają właśnie ze stresu że sobie z tym nie poradzisz, albo że ktoś Ci patrzy na ręce (a wtedy mylą się nawet "zdrowi" ludzie). A czym bardziej się stresujesz czy zrobisz to dobrze, tym popełniasz więcej błędów, i koło się zamyka... Może jakimś rozwiązaniem byłoby spróbowanie pracy gdzieś gdzie nie jest tak ważna presja czasu, gdzie można coś robić spokojniej, gdzie nikt nie stoi i nie popędza. Chociaż wiem... łatwo się mówi, a życie to nie koncert życzeń i nie zawsze można robić to co się chce. Niemniej jednak nie każdy sobie radzi ze stresową pracą pod presją czasu, za to potrafi się odnaleźć w czymś innym, gdzie pośpiech nie jest wskazany. Ważne żeby się nie poddawać, i jak nie wypali w jednej branży to próbować czegoś nawet całkiem odmiennego, tym bardziej jeśli masz możliwość liczyć na wsparcie siostry, zdobycia jakiegoś doświadczenia za granicą (zawsze to jest potem co do CV wpisać po powrocie do kraju) i podszkolenia języka.
Może spróbuj skonsultować się z doradcą zawodowym? Na podstawie przeprowadzonych badań wskaże Ci Twoje słabe i mocne strony dzięki czemu może odnajdziesz zajęcie które będzie dla Ciebie mniej stresogenne.
(21 Sty 2019, Pon 18:58)Wiktoria45 napisał(a): [ -> ]to jest moja wina. Wszystkim się stresuje.

Nie możesz obwiniać się o reakcje Twojego organizmu i psychiki, których nie kontrolujesz. Nie chcesz się tak czuć, a mimo to z różnych przyczyn tak się dzieje - trudno tu mówić o winie. Masz jednak wpływ na to co z tym problemem zrobisz. Wybierz się jeszcze raz do psychiatry, poproś też o skierowanie na terapię. Daj sobie trochę czasu- dobranie odpowiednich leków czasem trwa, terapia nie daje natychmiastowych efektów. W niektórych krajach jest dostępna pomoc psychiatryczna/psychologiczna po polsku- mogłabyś zostać z siostrą. Jeśli takiej opcji nie będzie to na Twoim miejscu mimo wszystko wróciłabym do Polski i poszła do lekarza.
Jeśli chodzi o pracę, to ja nim znalazłem taką, w której wytrzymałem dłużej niż kilka dni, szukałem ponad rok a taką, w której wytrwałem dłużej niż kilka miesięcy - 7 lat. Była to praca jako kurier a więc coś, czego nie zamierzałem nigdy spróbować. Jednak to właśnie okazał się strzał z dziesiątkę. Nie musiałem ani szybko wykonywać zadań ani nie miałem szefa, który by mi ciągle patrzył na ręce, za to dużo ruchu na świeżym powietrzu. Tak więc chyba dla każdego jest szansa, że w końcu się odnajdzie (słowo daję, że długi czas myślałem, że ja NIGDY nie będę pracował i że szybko skończę na ulicy).

Osobie z tak dużym lękiem także bym polecał spróbowania psychoterapii indywidualnej. Może trudno w to uwierzyć ale sama możliwość szczerej rozmowy o wszystkich moich problemach doprowadziła u mnie do wyraźnego zmniejszenia lęku. Świat wygląda inaczej, jeśli możesz przyznać się komuś do wszystkiego i nie zostać potępiony (ja sam uważałem się przed terapią za ostatniego pomyleńca). Jeśli do tego udałoby się dobrać jakiś dobry lek, to masz dużą szansę na dalszą poprawę.
Niska samoocena i krytyczny stosunek do samej siebie (nakręcający się ciągle przez negatywne doświadczenia)? Skąd ja to znam...
Z chęcią bym napisał coś konstruktywnego, co po przeczytaniu byś pomyślała "on ma racje, przecież to takie proste", ale ani to proste, ani jeszcze odpowiedzi nie znam do końca na rozwiązanie tego problemu.
Ja kiedyś przejmowałem się wszystkimi i wszystkim. Teraz ograniczyłem to tylko do ludzi których znam i mniej lub więcej mi na nich zależy. Przestałem zastanawiać się jak obcy ludzie mogą mnie odebrać, bo i jakoś z wiekiem przestało mi na tym zależeć. Co mnie w końcu obchodzi zdanie zupełnie obcego człowieka? Naturalnie jeśli ów uwaga ma sprawić, że coś się zmieni we mnie na lepsze, to czemu nie, ale nie mam już tyle cierpliwości by ktoś po mnie jeździł i zarzucał winy niezawinione.
Jedynie co mogę polecić, to psychoterapię. Sam ostatnio chodzę i moja psychoterapeutka pomaga mi odkryć "moje potrzeby", gdzie całe życie skupiałem się wyłącznie na potrzebach innych i własne na dalszy plan przekładałem. Pomaga mi zaakceptować samego siebie i pokazać, że nie jestem sumą swych wad, a w pełni wartościowym człowiekiem. Pomaga mi zrozumieć swoje unikające nawyki, bym w końcu coś zrobił nowego, a nie zamykał się na sprawdzonych mechanizmach. Pomaga nieco mi uciec od prozy życia, która mnie już wykańcza, motywując do próbowania nowych rzeczy. Dobrze jest usłyszeć na głos zdanie kogoś, co szczerze stara się zrozumieć (kiedy my sami często sami siebie nie rozumiemy) i pomóc.
Pogodnych dni życzę.