Znajdując tę społeczność poczułam, że nie jestem sama. Oczywiście brzmi to banalnie i wcześniej miałam świadomość o społecznościach terapeutycznych, o wysokim współczynniku zapadalności na depresję i fobię społeczną (zanim zaczęłam psychologię), spotykałam się na te grupówki, ale grupówki były dla mnie takim stresem... Że z lękiem wolałam walczyć jeden na jednego w zaciszu gabinetu.
A tutaj mogę podzielić się nim, zrobić to samo z ludźmi, którzy ROZUMIEJĄ (o, ilu psychologów dziwiło się, jak można bać się ludzi), bo już w dołku mnie ściska, gdy słyszę od pana psychologa starej daty "proszę wyjść do ludzi, znajdzie sobie pani mężczyznę, problemy miną, życie studenckie jest piękne! Za moich czasów..." <- tu następuje rozrzewniona opowieść, której nie ucinam, jeśli jestem na NFZ i tylko wtedy.
Czuję w pewnym sensie smutek, że jest nas AŻ tak wielu, ale jednocześnie zdałam sobie sprawę, że być może codziennie na ulicy mijam też osobę z podobnym problemem i o tym nic nie wiem, bo niby skąd; tylko domyślać się mogę po znajomym spuszczaniu oczu, wyborze miejsca w pustym autobusie, nerwowym spięciu, gdy siadam obok; tutaj każdy z nas jest ukryty pod płaszczykiem względnej anonimowości i może przyznać się do rzeczy, lęków, impulsów czy pomysłów, o których nie powiedziałby na terapii grupowej ani nawet dobremu specjaliście, bo jest w nas taka blokada, że najłatwiej mówić obcym. A fobikom, jak mi się wydaje, jeszcze łatwiej pisać. To dlatego, między innymi, była metoda pisania listów do siebie, opisywania swoich emocji i tego, co je "striggerowało" i późniejszej analizy na spotkaniach, teraz może jakoś unowocześniono podobną metodę. Ale zauważyłam, że wiele z nas posługuje się wspaniałym i bogatym słowem pisanym (może nie jest to forum Leśmianów, ale ponad przeciętną na pewno) i widzę tu korelację z czytaniem książek, a tu z kolei przyczynę - samotność w domu, zabijanie czasu.
I widzę też szansę na zadomowienie się, a dla mnie jest to szczególnie trudne i jak wspomniałam w powitalnym poście, żyję w takiej sinusoidzie online-offline; nie jest to niczyja wina, czasem mam dość socialów i wypięknionego życia po trzech filtrach i nudnego scrollowania listy znajomych, z którymi jestem dobra do momentu robienia projektu na studiach, a potem nawet cześć mi nie odpowiedzą, mimo, że ja do tego się przełamię.
Ale wracając do tematu - jeszcze wcześnie, może kiedyś tu wrócę z innymi konkluzjami, jednak na obecną chwilę czuję się podniesiona nieco na duchu i nie żałuję rejestracji.