PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Bliskość za pieniądze, a brak i strach przed nią w życiu
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Witam,

Temat będzie o seksie i będą w nim używane zwroty kulturalne, acz o takim charakterze. A także o mojej historii, dość unikatowej, z nim związanej.
Wiem, że mówi tak każda - z  tą unikatowością - ale sami oceńcie, a ja dziękuję za złudnie anonimowy charakter internetu i możliwość opowiedzenia o swojej chorobie.

Postanowiłam poruszyć na forum ten kontrowersyjny temat, choć jest to bodajże mój drugi lub trzeci post na forum. W pierwszym poście odsłoniłam kotarę milczenia i opowiedziałam o sobie bardzo dużo, także o nałogach oraz chorobach, z jakimi walczę (tutaj duże, bardzo duże dla tego wątku będzie miał PCOS i związana z nim budowa ciała; mimo niecałych 180cm brzuch, grube uda, no nadwaga o te 10kg czy 15, a także nadmierne owłosienie z którym walczę 2 razy dziennie, rano i wieczorem) i chciałabym, choć nie jest to warunek konieczny, by osoby mnie oceniające (wolałabym tego uniknąć, acz zrozumiem) zapoznały się z nim i przemyślały, zanim zaczną ewentualnie rzucać epitetami. Najpierw opiszę zjawisko ze swojej perspektywy, a potem chciałam nawiązać dyskusję odnośnie ogólnego zjawiska. To, że golę się 2x dziennie jak facet, weszło mi już w nawyk; mam przy lustrze piankę i zestaw maszynek...

Niedługo miną moje 23. urodziny. Urodziny, jak wiadomo, są czasem podsumowań i przepraszam tych, którym nie odpowiedziałam na forum; zniknęłam, sinusoida online-offline szalała... Postaram się to nadrobić w najbliższym czasie. Mieszkam z pruderyjną (bardzo) babką, matką (kochającą i rozumiejąca moje WSZYSTKIE problemy) a także trójką kotów, ale to ma już mniejsze znaczenie. :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Ot, futrzaki mam po to, by nie czuć się już kompletnie samotna. We wrześniu wyprowadziłam się z mieszkania swojego -ex, choć nie wiem, czy powinnam tak go nazywać; łączył nas właściwie jedynie nałóg i bardziej opłacało się tak żyć. Obydwoje mieliśmy fobiczne zachowania, rozumieliśmy się w nich i, jak mi się wydawało, wspieraliśmy się też w próbach wychodzenia z nałogu; nie o tym ten temat. Dodam jednak tylko tyle, że był to typ faceta, który nie kupił mi nigdy prezentu w postaci ładnej bielizny, perfum (nawet za 10 zł), czegoś do makijażu, a potem potrafił wypomnieć "chodzenie ciągle w tym samym". Aby go w ogóle 'poderwać', co u fobika jest dziwne, musiałam "startować' dwa razy; za każdym razem z dobrym winem i dopiero za drugim razem do czegoś doszło, "załapał", wtedy uprawialiśmy miłość francuską (wzajemnie) i leżeliśmy w jednym łóżku, ciasnym. Po zamieszkaniu u niego (w jego wynajętym pokoju, gdzie dokładałam się do czynszu niecałe 300 zł), ale i przed, zaczął się ode mnie odsuwać fizycznie. Potrafiliśmy rozmawiać całą noc, czułam połączenie dusz, pociągał mnie seksualnie (wow!), ale był jeden problem - ja chyba jego nie... Był wychowany mocno po katolicku, ale też był hipokrytą, choćby poprzez swój nałóg i mieszkanie ze mną przed ślubem. 

Dlaczego o tym mówię? Wychowywałam się bez ojca, b. złe relacje. Nikt nigdy nie nazwał mnie księżniczką ani najpiękniejszą, wiecie, takie typowe dziewczęce komplementy jakie tatusiowie dają swoim ukochanym dzieciom. Byłam wpadką, najpierw chciał namówić mamę na aborcję, potem przepraszał ją na kolanach, ale liczył na syna. Warto dodać, że jedno dziecko z inną kobietą już miał; syna; z nim także nie utrzymał relacji...

Być może z powodu fobii społecznej oraz depresji nie potrafię obiektywnie ocenić własnej urody, figury i wszystkich kobiecych cech, jednak NIE czuję się w pełni kobietą. Dostawałam komplementy od ludzi, głównie starszych i obcych, jednak zawsze brałam je za ironię... Nie nazwę siebie dziewicą (choćby z przyczyn technicznych - kulki waginalne, inne zabawki, które musiały mi wystarczać podczas dwuletniego związku) - ale przez te dwa lata raz jedyny po moim płaczu wziął durexy i spróbował we mnie wejść; zrobił to samą główką, po czym spojrzał na mnie (pozycja misjonarska) i powiedział coś w stylu "przepraszam, nie mogę". Nie odzywaliśmy się dobrych parę dni. Wcześniej zadowalałam go oralnie, on mnie też, próbował pieścić rękami, ja jego również, wystąpił także seks analny - tak, jak robią to homoseksualiści, jakie to skłonności u niego podejrzewałam. Ten człowiek podsycił moje wszystkie lęki odnośnie własnej atrakcyjności, bo wcześniej pocieszałam się, że skoro mam mężczyznę, to nie jest tak źle, prawda? Był ode mnie starszy o około pięć lat, specjalnie nie chcę podawać zbyt wiele danych. 

Nie mogę znieść takiego stanu zawieszenia, determinuję swoje bycie kobieta od stosunku seksualnego. Postawiłam także sobie i mamie twardy warunek, że rozpoczniemy leczenie hormonalne (trudne, kosztowne i w którym będzie mnie wspomagać) i pójdę do ginekologa, odważę się mu pokazać swoje ciało, jeśli najpierw odbędę stosunek z penetracją z jakimś mężczyzną. Mam złe doświadczenia, jak mówiłam; od jednego usłyszałam, że nie mam prawa mieć wymagań...

Weszłam na pewien portal na R* i znalazłam tam Pana, który odpowiadał mi w 100% - był idealny. Niestety, jak na złość, usunął profil. Nie mogłam i nie mogę w to uwierzyć. Znalazłam kolejnych dwóch, odrzucając tych oferujących się za 50zł, tych bez zdjęcia czy tych wspominających o seksie bez prezerwatyw. Tu przechodzimy do prezerwatyw - z powodu choroby nie mogę tabletek, muszę zabezpieczać się tylko prezerwatywą. Dlaczego tylko? Ano dlatego, że dla mnie ta warstwa lateksu (nie mam uczulenia) jest budzącą strach, potencjalną przyczyną niechcianej ciąży. Dodam tu, że POSIADAM aktualną tabletkę wczesnoporonną (do pięciu dni, EllaOne) z czasów, gdy była dla nas, kobiet, dostępna jeszcze bez upokorzeń i z datą kończącą się za dwa miesiące.

Obecnie zaniknęła mi miesiączka od dobrych dwóch, trzech lat, ale liczę, że zebrany w tej tabletce potężny środek zrobi co trzeba, gdyby prezerwatywa nie wytrzymała. Umiem je zakładać, liczę, że wynajęty Pan profesjonalnie także będzie umiał, więc tu nie ma problemu... Ale we mnie jest ciągle strach przed ciążą. Przez najważniejszy czas w życiu - dojrzewanie - wychowywała mi pruderyjna babka. Powiedziała, że kobieta to same kłopoty, a seks to powinność. O antykoncepcji powiedziała mi tylko tyle, bym pooglądała sobie kondomy albo przeczytała książkę i że "kiedyś nie było takich świństw". Nie uznaje miłości francuskiej, hiszpańskiej, analnej, żadnej - innej, niż prokreacyjnej. Sama ma tylko jedno dziecko (moją matkę) i bez żartów podejrzewam, że seks uprawiała kilka razy W ŻYCIU, bowiem też ma problem z jajnikami utrudniający jej zajście w ciążę. To nie przeszkodziło jej jednak mi nagadać, że seks oralny (!) daje szansę zajścia w ciążę (to tylko jedno z głupstw) - jak biologicznie, nie wiem, może grawitacją plemniki spływają; że wystarczy kontakt z PENISEM pośladków, by zajść w ciążę; że jeśli śpię nago z facetem, a ten ma nocne polucje i polucja trafi na mnie, to zajdę w ciążę. Podobnie z przenoszeniem spermy niechcący na palcach przeze mnie czy przez niego. Moja matka wpadła w furię, gdy mogła się już zająć mną i WYPROSTOWAŁA wszystkie te sprawy, a ja oralne dziewictwo straciłam w wieku około 17 lat będąc na tyle ogarniętą, by nie zapłodnić się przez żołądek... [Obrazek: wink.png] Jednak ciągle mam w głowie słowa babki - mężczyźni to same kłopoty, przyjdziesz z brzuchem, kilka minut względnej przyjemności i po co to? Traktuje mnie jak małą dziewczynkę, nie rozumiejąc chyba, że teraz wiek inicjacji seksualnej ciągle się obniża, a ja odstaję od rówieśników i w teorii, i w praktyce. Jestem zadbaną kobietką - nie kobietą, właśnie - która tuszuje swoje mankamenty i czasem wyławia spojrzenia, ale z powodu przeszłości, płoszy się. Na Tinderze wzbudziłam wielkie zainteresowanie, aż z jednym umówiłam się, ale tylko po to, by w dzień spotkania napisać rano o swoich obawach, że wg. niego wydawałam się na zdjęciu ładniejsza i że go oszukałam, że chcę mu oszczędzić rozczarowań... Usunęłam Tindera mimo 100+ serduszek w jeden dzień, półtora właściwie, czy jak to tam się nazywa.

Mity z porno zweryfikowałam w rozmowie z mamą, bo to z porno musiałam się uczyć, nie mając jak rozmawiać - a chciałam. Nie mam odruchu wymiotnego, więc seks francuski np. w pozycji leżącej i opuszczając głowę o ramę łóżka z jednoczesną masturbacją stał się dla mnie "alternatywą" dla pełnego stosunku, ale... w wieku 23. lat chciałabym mieć pełen stosunek (z penetracją) za sobą. Taki, jak w filmach... (normalnych);' taki, jaki Drogi Czytelniku masz przed oczami myśląc "heteroseksualny seks". Jestem biseksualna, mam doświadczenie z jedną kobietą, która jednak wprowadziła mnie w arkana miłości kobiecej nie bezinteresownie, a za coś zakresu używek i szybko uciekła. Pisząc to, spływają mi łzy. Dodatkowe preferencje seksualne pozostawię w domyśle, ale jestem uległa, lubię ból i dominację (być może to kwestia wydawania mi się, że na to zasługuję; może faktycznie fetysz; może uwielbienie od kolczyków i tatuaży - nie wnikam, sprawia mi dodatkową przyjemność), toteż większość panów-prostytutek chyba z chęcią odbyłoby ze mną USŁUGĘ. Ostatnio na forum o tych sprawach doczytałam jednak, że Pan taki ma prawo odmówić swojej klientce, naturalnie nie biorąc wtedy pieniędzy. Porozmawiałam o tym z Mamą i powiedziała mi, że woli profesjonalnego Pana do towarzystwa, który wie, co robi, ma aktualne badania i nie skrzywdzi mnie, niż nowopoznanego faceta w klubie, które poznam dzięki przełamaniu lęku garścią benzodiazepin i przy trzecim drinku wyszepta "chodźmy do mnie", na co ja skwapliwie przystanę. Podobnie myśli o Tinderze, tam też nie wiadomo, z kim idzie się do łóżka; powiedzie można wszystko, podobnie jak wygenerować graficznie. Od wynajętego Pana nie wymagam niestworzonych rzeczy, a odpowiedzialności, czystości, miejsca, użycia prezerwatywy przy stosunku analnym oraz pochwowym, a także dostępności prysznica i mile widziany byłby penis o choć przeciętnej, a jeszcze milej  charakter, który byłby w stanie zapobiec skurczom pojawiającym się w sytuacjach o napięciu erotycznym, bolesnym i również uniemożliwiającym zbliżenie; je jednak z siłą woli umiem pokonać, ale u Panów musi to dziwnie wyglądać, to znaczy dla nich, jak poproszę o danie mi chwili i DOPIERO się rozluźnię. Nie jest to problem anatomiczny; ex facet, nie chcąc wkładać mi penisa do pochwy, zaproponował fisting (jakoś tak samo wyszło od pieszczot dwoma palcami) i fisting się powiódł do nadgarstka (a dłonie miał duże i umięśnione palce), więc o krótkiej, małej pochwie nie ma mowy; jest adekwatna do wzrostu niemal 180cm.

Wczoraj o północy, jakoś parę minut po, napisałam dwa SMSy do w.w. Panów pytając ich, czy dysponują lokum i jeśli tak, to z jaką dopłatą się to wiąże, bo interesuje mnie usługa na godzinę, a jako studentka nie mam warunków pozwalających nam na intymność. SMS był utrzymany w pewniejszym niż zwykle, uprzejmym tonie, zakończony "serdecznie dziękuję z góry za odpowiedź i czekam". Rozumiem, że być może są tak zajęci, ale czas pracy mieli wpisany "cały czas"; może odpiszą za jakiś czas. Chciałabym zdążyć na urodziny, czyli pod koniec tego miesiąca. 

Nie chcę - chyba, że dodatkowo - rozprawiać tu o moralnym aspekcie takiego zawodu. Jest to samodzielna decyzja obu stron.
Powody, dla których zdecydowałam się, zawarłam w tekście wyżej.

Czy wśród Was jest ktoś, kto skorzystał z takiej usługi? Chwalicie sobie to? Czy gdybyście miały wiedzę o przebiegu tego spotkania zanim to się stanie, dalej zapłaciłybyście? 
Jak w kontekście spotkania z męską prostytutką pozbyć się lęku? Wiem, że dobry facet tak poprowadzi grę wstępną, że nie wiedzieć kiedy, od całowania szyi przejdziemy do clue usługi. 
I tak będę wówczas pod wpływem leków uspokajających (zawsze klonazepam 2mg antypadaczkowo oraz pewnie zorganizuję alprazolam na nerwy), co osłabia podniecenie...

Nie chcę Adonisa; chcę jedynie kogoś z podobnej do mnie "kategorii cyferkowej", ładnie to ujmując, a może o oczko-dwa wyżej, skoro płace trzycyfrową sumę za godzinę. 
Nie bierzcie mnie proszę za prowokatorkę albo egoistkę; ŚWIAT OCIEKA SEKSEM. Jak może się czuć ktoś taki jak ja, skoro już w podstawówce, końcowych klasach, uprawiany jest petting, a nawet coś więcej? Nie pochwalam tego, ale... Może o to chodzi - tamte osoby niezbyt wiele myślą. Ja kręcę w głowie filmy z ewentualnego spotkania, co powiem, jak się zachowam, jak się rozbiorę, by nie było widać za bardzo wstydliwych dla mnie partii ciała (brzucha i piersi); gdybym w PCOS (policystyczne jajniki) była otyła i z piersiami, jakoś bym przeżyła, ale ja trafiłam na kombinację dużej masy ciała (rozmiar 40/42) i niewielkiego biustu, przekłutego symetrycznie estetycznymi kolczykami własnoręcznie. Z góry dziękuję, oczywiście jestem "zdrowa", nie "trafiona"; badam się regularnie z powodu nałogu oraz badałam się po zerwaniu, bo w końcu śpiąc z kimś, śpi się z poprzednimi partnerami tej osoby...

Przepraszam za chaotyczny charakter posta. 

Nie wiem, co zrobię, jeśli Ci dwaj panowie mi nie odpiszą - przecież nawet mnie nie widzieli! Będę szukać dalej i wolę nie myśleć co, jeśli w ogóle nie znajdę. Nie chcę pisać tych słów tutaj; nie wiem zresztą, czy to nie zabronione tak bezpośrednio...  -:Stan - Niezadowolony - Płacze:

Może myślą, że to jakaś, no nie wiem, prowokacja? Że to niemożliwe, by 23-letnia studentka nie mogła znaleźć seksu w swoje urodziny? 
Żeby studentka nie mogła znaleźć seksu?
Żeby 23-letnia osoba nie mogła znaleźć seksu skoro jest go pełno w każdym klubie?
Oczywiście nie stałoby się nic, gdyby nie było "terminu" na dzień urodzin i wpisano mnie tydzień, dwa, trzy, miesiąc później. Ale nawiązanie kontaktu i odpowiedzenie na pytanie o lokum... Chyba nie popełniłam żadnego faux-pas.

Czy wgrywając załącznik, wgrywam coś, co zobaczy ktoś spoza nas? Mam na myśli użytkowników Forum.

Gdybym miała gwarancję, że zobaczą to tylko użytkownicy tego forum, wkleiłabym swoje zdjęcie, nie wiem jednak jak to zrobić, a to pod postem nie daje takiej informacji (załącznik).  :Stan - Niezadowolony - Płacze:

Posiadam media społecznościowe (dość puste, ex usunął wszystkie zdjęcia ze mną i prosił o to stanowczo i chamsko mnie, ale ja się nie ugięłam przynajmniej na IG; na FB nie ma po nim śladu, za to jest kilka zdjęć i czarne tło + profilowe, awaryjnie...), a nawet InstaGram, jednak nie umieszczam tam zdjęć swojej sylwetki, a jakiekolwiek rzadko. Jeśli już, to jedno na sto, przemyślane i wypozowane, ale nigdy wyphotoshopowne; twarz za to łapią z reguły (czasem wyłączam) wbudowane filtry do selfie oprogramowania telefonu (takie lajtowe, typu rozjaśnienie lekkie zębów - ale ja nie pokazuję ich w uśmiechu... - błysk w oczach czy inne) z których też raczej nie korzystam, bo z pustego i Salomon nie naleje, za to ćwiczę delikatny "uśmiech" i patrzę na społeczny (tam również wypaczony, choć w stronę "wow") odbiór swojej osoby.

Jestem w rozpaczy. Proszę o... nie wiem, o co proszę; wymianę doświadczeń, jak Wy to widzicie, czy kiedykolwiek się nad tym zastanawialiście, zrobiliście, znacie kogoś i tak dalej.
Założyłam kiedyś temat o swoich problemach na wizazu w odpowiednim dziale, ale te "harpie" stamtąd mnie zjadły, najpierw, że troll, a potem, że do psychiatryka.  ;.C
Cytat:determinuję swoje bycie kobieta od stosunku seksualnego.

No proszę Cię, @MissCthulhu‍, naprawdę uważasz, że seks za pieniądze uczyni Cię kobietą? I dlaczego od tego faktu uzależniasz swoją wizytę u ginekologa i rozpoczęcie leczenia? 
Ty jesteś kobietą i to niezależnie od wzrostu, zaburzeń hormonalnych, nadwagi, waginalnego dziewictwa, a nawet wąsika. Problem jak widać nie tkwi w „braku penetracji”, a w Twojej głowie - kompleksach, niskiej samoocenie, postrzeganiu siebie i swojej seksualności. Nie obraź się, ale zabierasz się do tego od doopy strony. :Stan - Uśmiecha się: Nie myślałaś, żeby porozmawiać o tym z psychologiem, seksuologiem?  
Nie rozumiem też, dlaczego Twój -ex nie był w stanie odbyć z Tobą „tradycyjnego”
stosunku, bo chyba nie chodziło o to, że mu się nie podobasz/nie podniecasz, skoro stać go było na wszelkie inne formy, wymagające znacznie większej intymności i bliskości. 
Twój post jest bardzo obszerny i bogaty w detale, dlatego ciężko mi się odnieść do całokształtu.
Zakładam jednak, że nie jesteś trollem, bo jemu, by się nie chciało (chyba?) wstawiać ściany tekstu. :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Chyba, że wciąż jestem naiwna, czego nie wykluczam. :Stan - Uśmiecha się:
(16 Mar 2019, Sob 16:45)Galadriela napisał(a): [ -> ]
Cytat:determinuję swoje bycie kobieta od stosunku seksualnego.

No proszę Cię, @MissCthulhu‍, naprawdę uważasz, że seks za pieniądze uczyni Cię kobietą? I dlaczego od tego faktu uzależniasz swoją wizytę u ginekologa i rozpoczęcie leczenia? 
Ty jesteś kobietą i to niezależnie od wzrostu, zaburzeń hormonalnych, nadwagi, waginalnego dziewictwa, a nawet wąsika. Problem jak widać nie tkwi w „braku penetracji”, a w Twojej głowie - kompleksach, niskiej samoocenie, postrzeganiu siebie i swojej seksualności. Nie obraź się, ale zabierasz się do tego od doopy strony. :Stan - Uśmiecha się: Nie myślałaś, żeby porozmawiać o tym z psychologiem, seksuologiem?  
Nie rozumiem też, dlaczego Twój -ex nie był w stanie odbyć z Tobą „tradycyjnego”
stosunku, bo chyba nie chodziło o to, że mu się nie podobasz/nie podniecasz, skoro stać go było na wszelkie inne formy, wymagające znacznie większej intymności i bliskości. 
Twój post jest bardzo obszerny i bogaty w detale, dlatego ciężko mi się odnieść do całokształtu.
Zakładam jednak, że nie jesteś trollem, bo jemu, by się nie chciało (chyba?) wstawiać ściany tekstu. :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Chyba, że wciąż jestem naiwna, czego nie wykluczam. :Stan - Uśmiecha się:

Wykluczam raczej bycie naiwną, życie nauczyło mnie mieć  twardą część pleców z tyłu; od dziecka musiałam radzić sobie sama, z obecnymi problemami jako naiwna bym nie przetrwała.

Uważam, że seks determinuje to, czy kobieta czuje się pożądaną, kochaną oraz atrakcyjną - w jednym słowie, kobiecą. 
Rozmawiałam z psychologami - zalecili słynne wyjście do ludzi, wypisali leki (z którymi mam problem i ograniczam) oraz klepnęli po plecach przysłowiowo, mówiąc, że to instynktowne i naturalne i samo do mnie przyjdzie, że faktycznie dziwnie długo, ale lampka wina albo dwie z pewnością mi pomogą, a teraz, gdy jest "taka demografia", to ja mogę wybierać... Chciałabym w to wierzyć. Seksuolog zwrócił uwagę na możliwość bycia "zasłoną dymną" przed rodziną dla mojego ex dla jego homoseksualnej orientacji (może próbował się przemóc i nie mógł, ale na obiady rodzinne mnie zabierał, więc "w rodzinie" wszystko okej; oni żyli pozorami) oraz na brak kontaktu z ojcem. I zbiedniałam o 150zl, dokładnie o tyle, o ile bym zbiedniała wychodząc ze swojego problemu aktywnie - czy niewiele więcej.

A co mam powiedzieć ginekologowi; że odbyłam 0,5 stosunku penetracyjnego, bo włożył samą główkę? Uciekłabym ze wstydu z gabinetu. Samo wsadzenie się na fotel będzie dla mnie traumą i będę musiała się naszprycować czymś na uspokojenie, bo źle mi się to kojarzy, z bólem, ze zmuszaniem, ze złymi wiadomościami, z ciążą i z intymnymi pytaniami, które są całkowicie normalne, ale dla mnie bolesne. Nie chcę zabrzmieć agresywnie, ani pasywnie-agresywnie, o psychologii i o tym jak powinien wyglądać ludzki kontakt uczę się, o ironio, codziennie.

Staram się zrozumieć Twoje stanowisko, ale dla mnie to istotny kompleks i rzecz spędzająca dzień z powiek. Świat ocieka seksem. Wszędzie widzę reklamy na nie nastawione: "Powiększ swoje usta... za jednym pociągnięciem!"; restauracje dla par, fajne eventy, konkursy... Ludzi idących za rękę. Dziewczyny na roku chichoczące o swoich facetach niczym nastolatki, co jest całkiem urocze, ale też rozmawiające o nich jak kobieta z kobietą. Dramaty, miłości i historie 20-letnich ludzi, którzy wzięli życie za rogi i nie są martwi.

A ja mam co? Krzyżówki i kota. Nie to, że nie chciałam; staram się zagadywać, z klubów (nie moje miejscówki, ale...) wracałam sama ze trzy, cztery razy, a gdy poszłam parę lat temu z ówczesnymi znajomymi, to one dwie rozpłynęły się z facetami, którzy postawili im po kilka piw i zostawili mnie samą na pastwę losu.

Czuję się gorsza od innych w świecie, gdzie seks jest przyrównany do porannego mycia zębów; gdzie oczywiste jest, że ktoś ma kogoś; gdzie oczywiste jest to, że jeśli komukolwiek bym powiedziała w realu o tej sytuacji, to wybałuszyłby na mnie oczy - i słusznie. Bo aż takim bazyliszkiem nie jestem. 

A dlaczego nie kontynuowal seksu, mimo, że uprawiał analny i francuski? Może dlatego, że wtedy mógł wyobrażać sobie mnie jako mężczyznę, a przy misjonarzu i penetracji - no już nie. Przyłapałam go na oglądaniu gejowskiego porno, choć deklarował brzydzenie się "dewiantami", cytuję z jego ust. Gdy już myślałam, że odbudowałam sobie samoocenę i zamieszkałam z kimś, kogo kocham, ten ktoś potraktował mnie w ten sposób. Czy ja prosiłam o wiele? O minimum czułości innej niż spanie razem jako spanie w łóżku i spłacanie razem czynszu, bo większy pokój, balkon i wygodniej, no i czasem można do kogoś gębą kłapnąć oglądając Ligę Mistrzów, a i loda zrobi jak już będzie bardzo zdesperowany.

Niestety, nie wiem jak powinien wyglądać prawdziwy, poprawny związek; wiem, że nie ma jednej recepty. Wiem, że mam mnóstwo kompleksów i dopóki nie utrzymam ich na smyczy, bezpieczniej będzie NIE angażować się w żadne związki. Rozumiesz - nie chcę być egoistyczna. Nie chcę kogoś rozkochać, a potem porzucić. 

Tak mówi mi psychika. Ale ciało jest inne, ciało odczuwa pożądanie pulsujące boleśnie w brzuchu i przypominające o sobie.
Wiesz, babka mnie "nauczyła", że do ginekologa się nie chodzi, bo - cytat - "co, tak pi*dę pokażesz obcemu facetowi żeby sobie grzebał? Ja byłam w ciąży i wystarczy"; nie wie nic o profilaktyce, nie będę z nią już rozmawiała, ma prawie 80 lat i nie może pojąć, że ma inne potrzeby od moich, a raczej - nie ma ich już. Stanowisko Mamy - najbliższej i jedynej żywej osoby, która mi została - opisałam w poście. Myślę, że ma rację... 

Dziewczyny, nie chcę umoralniania (nie odbieram postu powyżej tak, dodaję tylko); zastanawiam się, czy jakiś fobik poszedł do "divy" - bo przecież temat można odkręcić w drugą stronę - tylko po to, by przed 30. mieć to za sobą i jak potem mu się życie w związku z tym ułożyło, bo wiem, że prawictwo dla facetów jest takimi samymi kajdanami, jak dla mnie quasi-dziewictwo.

Dziękuję, że poświęciłaś czas na przeczytanie. Troszkę zabolało mnie podejrzenie o trollowanie; wiem, że ciężko jest osobom "po" wyobrazić sobie sytuację dziewczyny, której niedługo pajęczyna zacznie tam zarastać, bo i libido spada nieustannie od używania środków farmakologicznych.
Ten mityczny pierwszy raz nie sprawi, że nagle poczujesz się kobietą. To jest przereklamowane, o ironio, przez media, które wg Ciebie emanują seksualnością.
(16 Mar 2019, Sob 17:24)MamMokrePranie napisał(a): [ -> ]Ten mityczny pierwszy raz nie sprawi, że nagle poczujesz się kobietą. To jest przereklamowane, o ironio, przez media, które wg Ciebie emanują seksualnością.

Nie oczekuję, że wyskoczy tęcza, a po przebudzeniu moje ciało nabierze kształtów bujnej brazylijki. Ale myślę, że zajdzie zmiana w moim poglądzie na siebie; nie, że jestem kochana - bo kochana za pieniądze, o, wtedy byłabym naiwna - ale że jestem w stanie uprawiać seks z mężczyzną, że moje ciało mimo jego estetyki nie jest wybrakowane, że anatomicznie jest wszystko okej, jestem w stanie się podniecić i dowiem się, jak to jest. Że pierwszy raz może nie być traumatyczny i może być z kimś naprawdę świetnym technicznie, bo wiem, że uczuć będzie w tym zero i historie o prostytutkach zakochujących się w klientach i vice-versa można wsadzić między bajki. 

Skoro już o tym mówimy; miałam wysoki poziom testosteronu (badany), wysokie libido również miałam i zawsze dochodziłam łechtaczkowo, predyspozycje sutkowe chyba miałam (lecz nie cierpię dotykać swoich "piersi"), ale nigdy pochwowo. Pochwowo udało mi się dojść dopiero parę miesięcy temu podczas masturbacji, nie masturbowałam się od tej pory... Poczułam się trochę jakbym "odhaczyła" pozycję na liście, bo Freud - dziadek psychologii, dziedziny studiów - podkreślał, że taki orgazm jest charakterystyczny dla niedojrzałych panienek. Nauka wie, że teraz chodzi o odległość łechtaczki od wejścia pochwy i parę innych rzeczy; ale i tak nie doznając go czułam się jeszcze bardziej niepełna. Po jego doznaniu poczułam się lepiej, odrobinę. Być może nie zauważasz "emanowania", bo masz to za sobą - to tak, jak z kimś zerwiesz. W każdej piosence, uśmiechu i zapachu wszystko przypomina o jednym. Faceci boją się osób niedoświadczonych, bo z taką osobą tworzy się więź emocjonalna po akcie seksualnym; jestem gotowa wziąć na siebie ryzyko i po prostu położyć pieniądze na stół. Tylko żeby jeszcze mi telefon zawibrował z wiadomością...
Jeśli uważasz, że po konwencjonalnym seksie z mężczyzną poczujesz się jak kobieta i od dłuższego czasu masz przekonanie, że załatwienie tego w opisany sposób zadziała (nie jest to chwilowa refleksja) to możesz spróbować, dlaczego nie. Najwyżej przekonasz się, że się myliłaś. Ja nie widzę w tym nic niemoralnego.

Jednak wydaje mi się, że zapłacenie za ten pierwszy raz, niekoniecznie sprawi, że Twoja niska samoocena związana poczuwaniem się kobietą, zniknie - bo zapłaciłaś za to, żeby uprawiać seks. Ale oczywiście mogę się mylić. Można Ty patrzysz na to w inny sposób i nie do końca to ma dla Ciebie tak "bezpośrednie" znaczenie.
Jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości to warto to jeszcze raz przemyśleć - to też zależy od Twojej postawy do tej sprawy, jak do tego podchodzisz - czy pierwszy raz jest dla Ciebie ważny i w pewien sposób symboliczny, jak niekiedy można usłyszeć w mediach czy w jakichś opowieściach o sentymencie (czy czymś podobnym) do pierwszego razu, czy jest to dla Ciebie (pierwszy raz) po prostu jeden ze stosunków płciowych taki jak każdy inny i nie przywiązujesz do tego większej, emocjonalnej czy symbolicznej wagi.
Jeśli przywiązujesz do tego jakąś wagę to pierwszy raz w taki sposób może na Twoja samoocenę podziałać wręcz przeciwnie niż zamierzasz - weź to pod uwagę. Jeśli jednak pierwszy raz dla Ciebie nie jest niczym wielkim, symbolicznym, emocjonalnym, ważnym itp., itd. to nie powinno być problemu. Warto przemyśleć ta kwestię.
(16 Mar 2019, Sob 17:21)MissCthulhu napisał(a): [ -> ]Wykluczam raczej bycie naiwną.
Pisałam akurat o swojej naiwności, ale mniejsza z tym. 
Cytat:Uważam, że seks determinuje to, czy kobieta czuje się pożądaną, kochaną oraz atrakcyjną - w jednym słowie, kobiecą.
Mam rozumieć, że ten jeden raz (płatny), sprawi, że właśnie tak się poczujesz? 
Nie bardzo wiem co chcesz przez to osiągnąć? Bo przecież nie będziesz o tym chichotać z koleżankami z roku. Istnieje ryzyko, że po tej całej akcji, poczujesz się jeszcze gorzej, zważywszy, że doświadczenia w tej kwestii masz nieciekawe...
Możesz znów (paradoksalnie) poczuć się wykorzystana, bo przecież nie o sam seks w tym wszystkim chodzi, on nie jest wartością samą w sobie, wbrew temu co promują media.
Cytat:A co mam powiedzieć ginekologowi; że odbyłam 0,5 stosunku penetracyjnego, bo włożył samą główkę? Uciekłabym ze wstydu z gabinetu.
Nie musisz nic mówić, jeśli lekarz zapyta czy jesteś dziewicą, to powiesz, że nie, bo od strony technicznej (przepraszam za wyrażenie) przecież nie jesteś. A ginekologa nie interesują, że tak powiem okoliczności.
(16 Mar 2019, Sob 17:21)MissCthulhu napisał(a): [ -> ]czy jakiś fobik poszedł do "divy" - bo przecież temat można odkręcić w drugą stronę - tylko po to, by przed 30. mieć to za sobą i jak potem mu się życie w związku z tym ułożyło, bo wiem, że prawictwo dla facetów jest takimi samymi kajdanami, jak dla mnie quasi-dziewictwo.
Dla mnie nie stanowi żadnych kajdan ani żadnego problemu. Czy prawictwo/dziewictwo jakoś wartościuje mężczyznę/kobietę? I co to za jakieś wyścigi związane z wiekiem inicjacji?
Wyścigi - nie, jednak daje się odczuć presję społeczną i mam drugi powód; lata lecą szybciej, niż bym się tego spodziewała. Dosłownie, jakby od klasy maturalnej ktoś włączył mi czas - prędkość 200%.
Aha, i presja powodowałaby jakby a priori robienie czegoś wbrew sobie - tutaj tego nie ma, tutaj ja tego chcę, śnię, pożądam, mogę tak wymieniać.

Spójrzcie, nie jestem próżna i nie chodzi mi z tymi latami o ciało - bo może być tylko lepiej, odkąd poważnie się za siebie wzięłam, a zmiany związane z wiekiem zaakceptuję w pełni, nie walczę z niemożliwym - ale jeśli coś zależy ode mnie, to... to staram się to zmienić. Może nie zawsze najlepszą drogą. Może istnieją mądrzejsze, ale nie są w moim zasięgu albo o nich nie pomyślałam.

Oczywiście, że chciałabym kiedyś wejść w związek, ale... spójrzmy na adres strony; jak mieszkałam z drugą osobą to wymyślałam pretekst do bycia samą, naładowania baterii jak u introwertyczki, ale czułam się wtedy jak przy atakach paniki; że zaraz umrę, jak ktoś nie przestanie na mnie patrzeć, jakby każdy gest się liczył, aż trudno mi się oddychało, bladłam, zaczynałam dostrzegać pot (a wiecie, że to błędne koło -> więcej pocenia) i to, jak dziwacznie wyglądam w oczach tej drugiej osoby; wychodziłam. Jakkolwiek dziwacznie to zabrzmi, jeśli miałabym się ZA JAKIŚ CZAS - bo subiektywnie uważam, że NIE jestem teraz gotowa na związek i uwierzcie, że to bardzo hardy i nieprzyjemny proces myślowy, ta konkluzja jest niesamowicie dyskomfortowa i wydaje mi się DOJRZAŁA, bo nie wiem, kiedy spotkam kogoś kto być może mnie zahipnotyzuję, a ja dalej będę uwikłana w walkę z własnym cieniem, nieśmiałościami i problemami - jeśli wejść w związek, to tylko z osobą, która w pełni rozumie naturę depresji i fobii społecznej w mojej odmianie, tej bardziej unikowej. A ja nie chciałabym być stroną niedoświadczoną.

Nie z literatury...

Bo z rozumieniem literatury jest tak, jak przekonałam się sama. Zdałam kolokwia, egzaminy i inne rzeczy z "rozwojówki", "rozwoju człowieka oraz seksualności" na naprawdę bardzo dobrym poziomie. Teoria - wszystko okej, wiem, kiedy średnio co następuje od życia płodowego do starości. Znam teorię zapłodnienia w szczegółach akademickich. Nie chcę o niej myśleć podczas zbliżeń ani oczywiście używać należnej podręcznikom terminologii; a, post Koleżanki pierwszej w wątku nasunął mi jedną rzecz, która jest na pewno nadmiernie seksualizowana - teledyski muzyczne, reklamy. Seks dobrze się sprzedaje. Jest nośnikiem wyobraźni, teraz wulgarnym, kiedyś natchnieniem poetów i innych artystów.

Oczywiście średnia wieku dla jakiegoś wydarzenia nie jest dla mnie terminem-gilotyną; jest taką podpowiedzią, a najgłośniejszą podpowiedzią jest impuls z wewnątrz mojego ciała, chęć, staram się go słuchać - umysłu też, nieraz studzi moje pomysły i nieraz stara się je podsycać (jak spotkanie z tamtym facetem z Tindera; tak żałuję, tak mi wstyd... ale uprzedziłam go, przeprosiłam, zanim on w ogóle POWIEDIAŁ, że cokolwiek mu we mnie nie pasuje - to moja paranoja, zbyt wiele wyzwisk i epitetów zniosłam w szkole średniej w tech-infie, będąc damskim "rodzynkiem" w klasie. Czy raczej "wisienką". A wracając do teorii, to z praktyką jest tak, jak pokazuje ten temat. Nie jestem na to gotowa, nie chcę skrzywdzić nikogo swoją niezdarnością w sferze uczuć, a przy okazji sobie troszkę pomóc, jak to napisał mądrze Kolega z lisem w avatarze. Potraktować to jako kolejną pozycję na checkliście. Ale instynktownie chyba większość czuje, że coś jest nie tak, jak spotyka np. 40-letnią dziewice, która dziewictwo chce stracić, ale nie ma z kim, nie ma okazji, nie z powodu wymagań. Nie ma tego na czole.

To trochę jak różnica między introwertyzmem, a fobią społeczną:
nie chcę teraz przebywać wśród ludzi, wolę książki i koty versus żyję w takiej izolacji, że nie mam wyboru, tylko książki i koty - chodzi o element wyboru, posiadania go.
nie chcę teraz tracić dziewictwa, bo dajmy na to tak mi mówi religia (wybór) versus nie mogę teraz stracić dziewictwa, bo nie trafiam na chętnego (los, przypadek, zwał jak zwał);
nie wiem, czy wytłumaczyłam klarownie.

Nie chcę zauroczyć w sobie kogoś przez metodę "fake it 'till you make it" i potem rozczarować go, gdy "otrzymam" od niego już łóżko i wszystko, co z nim związane. Wychodzę z założenia, że Pana do towarzystwa mogę rozczarować tylko w jeden sposób - już na wejściu. I jeśli tego nie zrobię, to dalej nie ma opcji, bym go zraniła.
Bo to jego praca, jak 9-15 z zadowalaniem kobiet. Ludzie mają pewnie bardziej pokręcone wymagania niż pocałowanie, pogłaskanie po włosach, spojrzenie jak na kogoś z seksapilem i dalszą część. Tutaj jest dość, hm, "waniliowo" - przejmując terminologię - bo nie porywam się od razu na K2, zacznę od niższego pagórka, od przekonania się, że mężczyzna może dać nie tylko ból i krzywdę, ale też rozkosz. I przepraszam Panów z forum, jeśli zabrzmiało to przedmiotowo; absolutnie nie miałam tego na myśli. Wszyscy czujemy i kochamy, ale nie wszyscy decydujemy się na uczynienie pracy z "zawodowego udawania uczuć" i każda praca angażuje ciało, ale ta w sposób szczególny. I jeśli ktoś to robi i mi odpowiada, a drugiej stronie też, to w porządku. Mamy umowę, której punkty przestrzegamy.

Przestaję mieć wątpliwości przez samo napisanie tego wszystkiego, wiecie...? Takie danie sobie zielonego światła i na to, i na leczenie - oczywiście, leczenie jest ważniejsze, ale chcę szczerej relacji z lekarzem. Poprzez poległą edukację seksualną napatrzyłam się na najpierw na waginy po labioplastyce w HD i moja z niewielkim (?) albo i średnim przerostem jednej wargi sromowej wydaje mi się potworna, odrzucająca; dla kogoś to może być podniecające, słodkie, różnica charakterystyczna, nie wiem. To jak z "innie" i "outie", poznałam te terminy właśnie dzięki -ex.

Sam komfort daje mi możliwość popisania nawet z kimś, kto się nie do końca zgadza albo by nie mógł (bo to ogromna różnica, napisać: "nie powinnaś tego robić", a "ja bym nie mogła tego robić"), każdy z nas prowadzi wewnętrzne bitwy o sprawy nieraz "śmieszne" dla postronnych jak, no nie wiem, mówienie dzień dobry sąsiadom. I o wiele poważniejsze rzeczy. Dlatego osobiście nauczyłam się nie kpić z czyjegoś problemu, choćby wydawał się troszkę nielogiczny; może wypieram coś z dzieciństwa, może ktoś mnie bardziej skrzywdził, niż mi się wydaje. Nie wiem. Nie mam flashbacków niczym z Wietnamu. Ale reakcja mojego ciała wydaje mi się być responsywną w stosunku do jego nieakceptowanego wyglądu (teraz), a nie jakiegoś urazu psychicznego. Może się mylę, ale mam nadzieję, że nie. :Stan - Niezadowolony - Smuci się: Choć nieakceptacja ta też jest w pewnym sensie urazem psychicznym ciągnącym się niczym ogon przez całe życie.

Dziękuję Wam za odpowiedzi, daliście mi dużo materiału do przemyśleń w trakcie czekania na telefon.
a ja dla odmiany autorkę rozumiem, jak i pewnie w gruncie rzeczy rozumie ją pokaźna dosyć część (zwłaszcza męska) forumka. Brak kontaktów seksualnych bardzo ryje głowę, sam przez to przechodziłem. Seks nie zmienia człowieka w zupełnie inną osobę, ale daje zastrzyk pewności siebie, nie tylko w kontaktach damsko-męskich ale jakoś tak też ogólnie. A przynajmniej tak u mnie było.
Ty jednak miałaś jakieś kontakty, nawet całkiem sporo i chociaż nie był to klasyczny stosunek to jednak podobałaś się ludziom. Może i rzeczywiście nie jesteś miss, ale odnoszę wrażenie, że przemawiają przez ciebie głównie kompleksy. Z opisu nie wygląda to jakoś tragicznie. 

Jeśli jednak naprawdę jesteś wyjątkowo mało urodziwa, to ten fakt dodatkowo przemawiałby na korzyść najęcia profejsonalisty. Taki ktoś z założenia wykaże się zrozumieniem, a pierwszy lepszy klubowy alvaro czy tinderowy klaudiusz? Oj raczej niekoniecznie.
(16 Mar 2019, Sob 20:17)niesmialytyp napisał(a): [ -> ]a ja dla odmiany autorkę rozumiem, jak i pewnie w gruncie rzeczy rozumie ją pokaźna dosyć część (zwłaszcza męska) forumka. Brak kontaktów seksualnych bardzo ryje głowę, sam przez to przechodziłem. Seks nie zmienia człowieka w zupełnie inną osobę, ale daje zastrzyk pewności siebie, nie tylko w kontaktach damsko-męskich ale jakoś tak też ogólnie. A przynajmniej tak u mnie było.
Ty jednak miałaś jakieś kontakty, nawet całkiem sporo i chociaż nie był to klasyczny stosunek to jednak podobałaś się ludziom. Może i rzeczywiście nie jesteś miss, ale odnoszę wrażenie, że przemawiają przez ciebie głównie kompleksy. Z opisu nie wygląda to jakoś tragicznie. 

Jeśli jednak naprawdę jesteś wyjątkowo mało urodziwa, to ten fakt dodatkowo przemawiałby na korzyść najęcia profejsonalisty. Taki ktoś z założenia wykaże się zrozumieniem, a pierwszy lepszy klubowy alvaro czy tinderowy klaudiusz? Oj raczej niekoniecznie.
Dziękuję Ci bardzo, masz podobny sposób myślenia zbliżony do mojego, ja może nie umiem trafnie przekazać innym kobietom - albo kobietom w głowie to się za bardzo nie mieści, bo jak pisałam, harpie z wizażu (typowo damskie forum) zjadły mnie do samych kości, zaleciły psychiatryk i tak dalej. Wszystkie oczywiście niedziewice i w większości ze stałymi TŻ, towarzyszami życia, jak to nazywają... co weekend inny, u niektórych - nie generalizuję. 

Napisałam, że nie wiem, czy nie jestem miss, czy może do bycia taką ósemką na dziesięć brakuje mi np. zrzucenia 10kg i zastrzyku pewności siebie danego przez seks; możliwe.
Najpiękniejszy z komplementów dotyczył tego, że mam klasyczne rysy twarzy, takie, jak kiedyś uwieczniano na obrazach; więc pewnie w dużym stopniu to moje kompleksy, byłam BARDZO brzydkim kaczątkiem, teraz powoli rozkładam piórka, stroszę je, maluję i staję się łabędzicą. <mrug> Jednak od racjonalnych prób flirtu uciekałam przez fobię i przez brak doświadczenia, bo jednak konto na Tinderze tworzy się GŁÓWNIE w celu spotkania po wymianie kilku-kilkunastu (maksymalnie) wiadomości, a dla mnie to za mało; do związku i seksu z uczuciem chciałabym poznać tę osobę, a do takiego mechanicznego - to właśnie mówi o tym tytuł tematu. I nie uważam seksu mechanicznego - to potrzeba, ludzka, teraz tłumiona przez KK - za cokolwiek uwłaczającego, zarówno kobiecie, jak i mężczyźnie. Niezależnie od tego, czy to kobieta jest divą, czy facet mężczyzną do towarzystwa.

Obiektywnie, często mężczyźni starsi próbowali jakoś ze mną flirtować, ale fobia obliguje do pewnych zachowań, poza tym np. położenie reki na spodniach z dziurami (jeansy, wiesz) w autobusie bez mojego pozwolenia było raczej... słabe. I to też nie przyczyniło się do postrzegania mężczyzn na +. Choć oczywiście wiem, że to ten osobnik miał problem, a nie cała rasa męska, czy też nie była to moja wina, jak niektóre kobiety usiłowały wmówić - co ciekawe, tylko one pytały "jak byłam ubrana", jakby to usprawiedliwiało gwałt. Psychiczny, fizyczny albo wstęp do niego. Każdy ma inny poziom wrażliwości, ja gwałt definiuję jako coś zadane wbrew mojej woli, ale oczywiście nie na tyle, by z położeniem ręki na udo iść na policję... Jakiś chłopak w dresach mi pomógł, wziął go za chabety i wywalił z autobusu, za co mu podziękowałam.

I zauważam taką tendencję, że pierwsze do "gnojenia" - że się tak wyrażę - kobiet, które z jakichś przyczyn (nawet medycznych) są dziewicami w późnym wieku pierwsze są o dziwo kobiety, nie ma tu solidarności janików, tak jak mężczyźni mają raczej swoją solidarność i nie zawsze jest ona dobra, np. ukrywanie zdrady, ale generalnie się wspomagają; nawet, gdy to nieetyczne. Solidarność jajników w większości jest mitem. Mam wrażenie, że kobiety ze sobą konkurują, usiłują przekonać inne by czekały "na jedynego" tak, jakby osoba skrzywdzona mogła uwierzyć w miłość. A tu chodzi tylko o mechaniczny akt; robią wszystko (użytkownicy, ogólnie, ale przeważa płeć piękna) by zdołować (nie mówię o tym forum) daną osobę jeszcze bardziej, mimo, że muszę być nieźle dosunięta do ściany, by decydować się na płatny akt, który pewnie sporo facetów wykonałoby jeszcze ze śniadaniem rano. Mam jakiś taki dziwny pech, albo i nie pech, nie wiem, że flirt spotyka mnie głównie ze strony starszych mężczyzn - na przykład wykładowców, co już niestety nie jest stosowne ani miłe. Ale chyba nie jest to pech, bo mam wyraźną preferencję na starszych - tyle, że będę ją realizować już po "obyciu", podobnie jak w pewnych sytuacjach obowiązuje savoir-vivre, tak i tu chciałabym go nieco zyskać.

Dziękuję Ci za wypowiedź.  :Husky - Podekscytowany:  I zrozumienie.
Cytat: tu chodzi tylko o mechaniczny akt
Mam wrażenie, że ciężko będzie znaleźć kobietę, która zrozumie taki punkt widzenia.
Stąd nie dziwi mnie, że takowe wsparcie znalazłaś wśród męskiej części, choć to też stereotypowe.
Nie odbieraj tego źle, bo myślę, że nikt tu z Tobą nie konkuruje, ani specjalnie Cię nie dołuje. Zapytałaś o nasze przemyślenia, więc się nimi dzielimy, a mam wrażenie, że decyzję już dawno podjęłaś i szukasz tylko potwierdzenia jej słuszności w oczach innych, niejako przyzwolenia.
Ja przyznaje się kompletnie tego nie rozumiem, bo cóż może zmienić jednorazowy, mechaniczny akt. Ale to tylko moja opinia, a Ty i tak zrobisz co chcesz.
Czysta desperacja prowokuje Cię do tego. Załóżmy Twój scenariusz. Spotykasz się z tym panem za pieniądze, on robi co trzeba, czysto mechanicznie oczywiście, bo nie ma tu miejsca na uczucia. On Cię rozdziewicza, dostaje za to pieniądze, Ty jesteś niedziewicą i czujesz się szczęśliwa? Czy coś się zmieniło w Tobie prócz tego, że  miałaś w sobie pierwszy raz penisa we właściwym miejscu? Czy penis w pochwie to jakiś nowy wyznacznik poczucia własnej wartości? Co potem? Będziesz dalej płacić temu panu, żeby z Tobą uprawiał seks, bo nie oszukujmy się, pierwszy raz nie jest najlepszy, dopiero kolejne są :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Następny post będzie o tym, że straciłaś dziewictwo za pieniądze i dalej czujesz się niekobieco, bo nie masz z kim uprawiać seksu? Czy nie zaczniesz się obrzucać błotem po tym co zrobiłaś, bo inne zrobiły TO ze swoimi partnerami i dalej TO robią?     :Tuzki - Kręci w głowie:
(17 Mar 2019, Nie 10:32)Galadriela napisał(a): [ -> ]
Cytat: tu chodzi tylko o mechaniczny akt
Mam wrażenie, że ciężko będzie znaleźć kobietę, która zrozumie taki punkt widzenia.
Stąd nie dziwi mnie, że takowe wsparcie znalazłaś wśród męskiej części, choć to też stereotypowe.
Nie odbieraj tego źle, bo myślę, że nikt tu z Tobą nie konkuruje, ani specjalnie Cię nie dołuje. Zapytałaś o nasze przemyślenia, więc się nimi dzielimy, a mam wrażenie, że decyzję już dawno podjęłaś i szukasz tylko potwierdzenia jej słuszności w oczach innych, niejako przyzwolenia.
Ja przyznaje się kompletnie tego nie rozumiem, bo cóż może zmienić jednorazowy, mechaniczny akt. Ale to tylko moja opinia, a Ty i tak zrobisz co chcesz.

Fakt, kobiety są bardziej uczuciowe. 
Nie wiem, do czego mogłabym to przyrównać - bo to będzie prostackie, nieco... Ale na przykład do wyśmiewania w końcowych stadiach liceum albo pójścia na studniówkę samemu; organizujesz sobie partnera, już nawet obojętnie kogo, byle nie być samą. Nie jest to regułą, niektórzy idą i się świetnie bawią sami poczytując  to jako okazję do poznania lepiej widywanych trzy-cztery (technikum) ludzi i nieoficjalnie "oblania" pewnych wydarzeń; dla innego będzie to dobijające i albo w ogóle nie pójdzie (ja zdecydowałam się wydać koszty, przytłaczające, na tatuaż), albo tak spędzi noc i będzie żałował. Często też luźno ktoś mówi o studniówce, no i przyznaję w końcu, że nie byłam - widzę zdziwienie, potrafię je zrozumieć. To coś, jak chęć zaliczenia studniówki z ładną, wprawioną partnerką, która nie nadepnie mi na palce i nie zrobi "wstydu" przy kolegach swoim wyglądem i zachowaniem - mówię z perspektywy męskiej, bo łatwiej mi się w nią wczuć.

Nie jestem tak "płytka", ani w przenośni, ani dosłownie.  -:Stan - Uśmiecha się - LOL: Za to lubię żarty czy dwuznaczności o zabarwieniu erotycznym i tutaj jakby brak fizycznego doświadczenia mnie nie drażni, lirycznie czasem umiem rzucić śmieszną uwagą, gdy już wszystko mi jedno, co sobie ktoś o mnie pomyśli i czasem trafiam w  nastrój towarzystwa, nie znam za dobrze ludzi ze swojego roku, no ale są takie uniwersalne tematy do "rozmowy", czy raczej small-talku. Podczas oglądania filmów, podobnie wieloznaczne kwestie, czy otwarte sceny seksu nie budzą we mnie zażenowania - czasem tylko tęsknotę do czegoś nieokreślonego, czego określić w końcu jeszcze nie umiem, takie ukłucie fizyczne w sercu. Badałam się na arytmię. <mrug>

Oczywiście doceniam Twój wkład w temat, jak i szanuję zdanie i fajnie, że mogę się z nim skonfrontować; to zbyt pejoratywne, wolę: zetknąć.  :Husky - Podekscytowany:

Cytat:[size=small]Czysta desperacja prowokuje Cię do tego. Załóżmy Twój scenariusz. Spotykasz się z tym panem za pieniądze, on robi co trzeba, czysto mechanicznie oczywiście, bo nie ma tu miejsca na uczucia. On Cię rozdziewicza, dostaje za to pieniądze, Ty jesteś niedziewicą i czujesz się szczęśliwa? Czy coś się zmieniło w Tobie prócz tego, że miałaś w sobie pierwszy raz penisa we właściwym miejscu? Czy penis w pochwie to jakiś nowy wyznacznik poczucia własnej wartości? Co potem? Będziesz dalej płacić temu panu, żeby z Tobą uprawiał seks, bo nie oszukujmy się, pierwszy raz nie jest najlepszy, dopiero kolejne są [/size][Obrazek: wink-1.png]

[size=small]Następny post będzie o tym, że straciłaś dziewictwo za pieniądze i dalej czujesz się niekobieco, bo nie masz z kim uprawiać seksu? Czy nie zaczniesz się obrzucać błotem po tym co zrobiłaś, bo inne zrobiły TO ze swoimi partnerami i dalej TO robią? [/size][Obrazek: t-kreciwglowie.gif]
(Po raz pierwszy cytuję, mam nadzieję, że w porządku; to znaczy, po raz pierwszy pisząc już posta wcześniej)

Tak, desperacja i zgadzam się z tym, użyłam chyba tego słowa na wejściu. Boję się, że wiać desperacją będzie ode mnie, gdy spotkam kogoś, kogo NAPRAWDĘ chciałabym poznać jako człowieka, a nie jako ciało; i go tym spłoszę. Albo nie zagram właściwą "kartą" na czas i okazja zmarnuje się bezpowrotnie.

Nie jest to uniwersalny wyznacznik własnej wartości, ale seks i bliskość z człowiekiem (nawet zaaranżowana) daje POTĘŻNY zastrzyk serotoniny, dopaminy, odprężenie, przyjemność płynącą z wielokrotnych orgazmów czy tam z pojedynczych oraz z samego aktu seksualnego, a także daje mi możliwość nabycia nowych umiejętności. Gdy drugi raz pójdę do łóżka z kimś, już nie "kupionym", nie będzie dla mnie problemem założenie prezerwatywy, zrobienie przerwy, wyczucie tempa, "nasadzenie" się. 

Następnych postów na ten temat raczej nie będzie, choć na forum zamierzam się udzielać. Jestem na tyle inteligentną osobą, by zdawać sobie sprawę, że uniwersalne wyznaczniki kobiecości - bo takie istnieją, jak choćby smukła figura, posiadanie piersi, brak zarostu, ładne włosy, szersze biodra - robią "robotę" i by je osiągnąć, muszę siąść na ginekologiczny fotel i bez krępacji już pozwolić komuś na siebie spojrzeć oraz rozpocząć długi i żmudny proces hormonalny. To nie moja wina, to choroba, moją winą jest opóźnianie tego procesu; boję się, kto by się nie bał...? A jeśli chodzi o nastrój, hm... Bardziej obawiam się "górek i dołków" hormonalnych i dopasowania leków, niż uczucia "po", jak mam być szczera.  :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:  Bo skrajnym optymizmem byłoby zakładanie, że za pierwszym razem trafię dobrze; najpierw jeszcze wyniki z krwi, kolejki, masa badań, nie zawsze przyjemnych - ale mając przed oczami cel, wiem, po co to robię i na słowo "ginekolog", "wziernik", "proszę rozchylić nogi", "pochwa" nie będę dostawać gęsiej skórki. Oczywiście, jestem świadoma, że ginekolog traktuje kobiety-pacjentki inaczej, niż kobiety-kobiety gdy jest po pracy. 

Wiecie, kiedyś istniała taka tradycja, że gdy syn kończył odpowiedni wiek - być może 16 lat, bo to u nas 18tka się przyjęła, a kiedyś 18tka to był już potężny kawał życia chłopa - to jego ojciec zabierał go do "przybytku wątpliwej rozkoszy i niewątpliwej rzeżączki", bo kiedyś biedota nie mogła pozwolić sobie na luksusowe "domy z damami". I taki nastolatek zyskiwał doświadczenie potrzebne mu do nocy poślubnej czy dalszych podbojów. Teraz na szczęście rozkosz jest bardziej prawdopodobna, a rzeżączka bardzo mało prawdopodobna dzięki zabezpieczeniu.  :Husky - Podekscytowany:  To było coś na kształt inicjacji, "teraz jesteś pełnoprawnym, dorosłym członkiem rodu". Powołuję się na syna, bo wtedy pozycja kobiet była inna, niż w XXI w. Oczywiście psychicznie inicjacja w swoich aspektach pozostaje podobna, tzn. daje te same korzyści. Nie da mi "tarczy +10 do przyciągania spojrzeń mężczyzn" ani magicznego rozpylania feromonów, ale da mi poczucie dobrostanu i tego, że coś odbyło się może nie idealnie, może nie w wieku 17 lat patrząc w gwiazdy i romantycznie, pełne uniesień, ale odbyło się; i mogę iść dalej. Powstrzymuje mnie to przed podjęciem dalszych akcji, które mają realny wpływ na moje życie, a wtedy pewnie była to tylko i aż sprawa "wprawy" przy wybrance, no bo jak to przynieść wstyd rodowi?! Ja przedłużać rodu swojego nie planuję (wszyscy mówią, że mi się zmieni, ale jakoś nie wychodzi...) - może po hormonach zapragnę kiedyś związku i dziecka - ale podobna wprawa i pewność jest mi potrzebna. 

Z mężczyzną "po" płatnym panu (oczywiście nie wskoczę od razu, żeby przetestować nowe umiejętności) nie będę odgrywała nie wiadomo jak doświadczonej, opowiem o swoich preferencjach i po prostu będzie mi się z nim łatwiej zgrać, niż wtedy, gdyby musiał być bardzo delikatny (pomimo tego, że ból mi nie wadzi aż tak) i bałby się emocjonalnego przywiązania z quasi-dziewicą. 

I nie, tematu "Ratunku, zakochałam się w męskiej prostytutce!" - też nie będzie. Przysięgam na swoje kosmiczne, zielone macki:Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że po tym pierwszym razie i tak będziesz niedoświadczona, nie? Ten jeden raz nie zrobi z Ciebie alfy i omegi seksu. Trzeba było sobie wynająć pana, żeby nauczył co i jak zamiast tylko rozdziewiczył...
(17 Mar 2019, Nie 10:11)MissCthulhu napisał(a): [ -> ]harpie z wizażu
o nie, litości, tylko nie ten ściek. Z daleka od forów tego typu. Jak sama zauważyłaś łatwo jest pluć na ludzi o mniejszym powodzeniu, jak się samemu siedzi w stałym związku albo ma powodzenie.

(17 Mar 2019, Nie 10:11)MissCthulhu napisał(a): [ -> ]czy może do bycia taką ósemką na dziesięć brakuje mi np. zrzucenia 10kg
nie zaszkodzi zrzucić nadwyżki. U mnie dodatkowe kilogramy gromadzą się właśnie w postaci brzydkiego "bebola", który pomimo tego, że jestem wysoki obrzydliwie odstawał. Po zrzuceniu brzucha poczułem się jakoś ogólnie lepiej i teraz nie wyobrażam sobie do niego wrócić.

(17 Mar 2019, Nie 10:11)MissCthulhu napisał(a): [ -> ]konto na Tinderze tworzy się GŁÓWNIE w celu spotkania po wymianie kilku-kilkunastu (maksymalnie) wiadomości
tinder to tylko narzędzie. To ty zdecydujesz, jak z niego skorzystasz. Siedzę na nim od jakiegoś czasu i chociaż mam kiepskie powodzenie to przynajmniej mogłem zauważyć, że czasami trafia się dziewczyna z jakimś spokojniejszym opisem. Możesz skorzystać z tego, że jako kobieta w necie masz gigantyczne powodzenie i zwyczajnie stworzyć opis w którym zaznaczysz, że potrzebujesz trochę czasu, a potem odsiać kandydatów.

(17 Mar 2019, Nie 10:47)MamMokrePranie napisał(a): [ -> ]Czy nie zaczniesz się obrzucać błotem po tym co zrobiłaś, bo inne zrobiły TO ze swoimi partnerami i dalej TO robią?
to też sprawa warta przemyślenia. Może i tematy tego typu zakładali zazwyczaj faceci, ale kojarzę sporo przypadków (nie pamiętam już czy z tego czy z innego forum) w których potem tego żałowali, mieli jakieś moralniaki, czy też religijne czy hipochondryczne fazy.
Nie chodziło mi o jakieś kosmiczne nabycie umiejętności kamasutry, a bardziej "jak się zachować" i poznanie poszczególnych etapów (oczywiście, nie ma jednego słusznego toku pieszczot) i na wiele z tych wątpliwości - trafnie, muszę przyznać, wypunktowanych, odpowiedziałam w długim poście wyżej.

A nadprogramowe kilogramy zrzucam; kiedyś próbowałam keto, ale ketoza niestety bardzo niszczy organizm i mu na długo nie służy (choć u mnie okazała się być dobrym wyborem pod względem kilogramów, a więc węglowodany mi nie służą, tłuste - tak, ale dobre tłuste); poza tym jest droga, studencka kieszeń odpada i pot ma wtedy taki charakterystyczny zapach... cebuli. Poważnie.
Idzie wiosna, wrócę do swoich marszobiegów. :Stan - Uśmiecha się: Widzę pozytyw, bo niewielki biust póki co w staniku sportowym nie jest dla mnie obijającą się, wielką przeszkodą. A więc w toku leczenia hormonalnego będę oczywiście uprawiała różne sporty, w tym pływanie, które lubię i w którym jestem całkiem niezła, nie na czas, ale wytrzymałościowo (ilość zrobionych basenów). Mam basen dosłownie dwie minuty szybkiego marszu od bloku, toteż nie mam żadnej wymówki i nie chcę; naprawdę lubię wodę. Jest wstyd wiążący się z pokazaniem ciała, ale mam ładny jednoczęściowy kostium maskujący brzuch, powiększający górę optycznie (brzuch gładki, góra wzorzysta) i nie pozwolę, by to mnie zablokowało, jak w ubiegłych latach - gdy będąc nad morzem przez dwa tygodnie ani razu nie zamoczyłam się dalej niż do kostek, bo nie miałam wówczas jednoczęściowego kostiumu, tylko bikini, i odczuwałam wstyd - ale i motywację - patrząc na innych ludzi. Rozumiem, że wahania nastrojów po rozpoczęciu hormonów będą ciężkie, ale to już inny wątek; no i strach przed ciążą też w pewnym stopniu wyeliminują... Zjawisko to niestety awansowało do takiej rangi, że psychologicznie doczekało się własnej nazwy, podobnie jak np. anoreksja ciążowa - ortoreksja, o ile dobrze pamiętam, teraz to nieważne. :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Jako uniwersalną dietę (nie przeszkadza mi jedzenie tego samego cały czas) przyjęłam coś w tym stylu:
Śniadanie - zmuszam się, najchętniej bym nie jadła - tutaj węglowodany, ale ograniczone plus serek białkowy do posmarowania (nie Almette, Bieluch - skład Almette jest okropny) oraz ogórek, pomidor. Lub owsianka na słodko bądź słono z mlekiem 1,5%, ale raz-dwa w tygodniu, bo inaczej na ramionach pojawia mi się delikatna skaza białkowa.
Przekąska na uczelni, gdy mam do późna - banan (węgle, więc czasem zamieniam to ze śniadaniem)
Obiad - wątróbka gotowana w wodzie oraz pomidory w jogurcie light bądź z gotowanymi brokułami; cukinia w plasterkach gotowana i przyprawiona; ogólnie warzywa, bez kaszy, bez ryżu, bez węgli, mięso - rzadko, ale jeśli już, to robione "na wodzie" i doprawione curry, by nie było jałowe w smaku.
Kolacja - tutaj absolutne zero węgli, twarożek wiejski i pomidor lub coś w tym stylu.

Warzywa, owoce sezonowe, często kupuję te na przecenie 50% na specjalnych półkach marketowych, staram się unikać jogurtów smakowych i innych wynalazków.

Posiłki gotuję samodzielnie i przygotowuję je wcześniej, by nie mieć wymówek w stylu "mało czasu, kupię bułkę słodką", a cheat day robię raz na miesiąc i to też nie do granic obżarstwa. Nie stosuję wagi kuchennej, ale z takimi produktami ciężko przekroczyć chyba kcal, zwłaszcza, że nie używam ketchupów, sosów, niczego instant, nie piję coli (tej dietetycznej też), jeśli energetyk raz na jakiś czas awaryjnie - to light, zero cukru - kawę piję też dość rzadko, herbatę czasem, najczęściej... wodę, jakoś tak mi po prostu smakuje, ale niegazowaną. Mam jednak problem z odpowiednim nawadnianiem się i zamiast pić na hejnał, to staram się rysować sobie na butelce 2l kreseczki i wypijać je, np. godziny kiedy powinno z nich ubyć. Miałam i mam tendencję do picia bardzo mało. A jeśli chodzi o procenty... Towarzyskie życie leży, więc tu nie kusi; w samotności raz na dwa miechy wytrąbię jakiegoś Mogen Davida, najlepiej Concorda (nie różowe Carlo Rossi  :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: ), ale piwa nie piję, a jeśli wznoszę za coś toast, to półwytrawnym. Najczęściej Concord jest przy moim "cheat dayu".

No i muszę kupić wagę, w starej rozlały się baterie. Teraz nie mogę sobie na to pozwolić, ale nie chcę też sugerować się lustrem z powodu zaburzonego postrzegania: wybrałam sobie na to górę i dół z ubrań, które tylko przymierzam co jakiś czas (ergo - nie mają szans zmienić się w praniu ani rozciągnąć, bo nie noszę ich tak długo) i patrzę, na efekty.
(17 Mar 2019, Nie 11:34)MissCthulhu napisał(a): [ -> ]Jako uniwersalną dietę (nie przeszkadza mi jedzenie tego samego cały czas) przyjęłam coś w tym stylu:
Śniadanie - zmuszam się, najchętniej bym nie jadła - tutaj węglowodany, ale ograniczone plus serek białkowy do posmarowania (nie Almette, Bieluch - skład Almette jest okropny) oraz ogórek, pomidor. Lub owsianka na słodko bądź słono z mlekiem 1,5%, ale raz-dwa w tygodniu, bo inaczej na ramionach pojawia mi się delikatna skaza białkowa.
Przekąska na uczelni, gdy mam do późna - banan (węgle, więc czasem zamieniam to ze śniadaniem)
Obiad - wątróbka gotowana w wodzie oraz pomidory w jogurcie light bądź z gotowanymi brokułami; cukinia w plasterkach gotowana i przyprawiona; ogólnie warzywa, bez kaszy, bez ryżu, bez węgli, mięso - rzadko, ale jeśli już, to robione "na wodzie" i doprawione curry, by nie było jałowe w smaku.
Kolacja - tutaj absolutne zero węgli, twarożek wiejski i pomidor lub coś w tym stylu.
I co, tylko tyle? Wydaje to się strasznie mało kaloryczne. Odchudzanie powinno polegać na stałej zmianie stylu życia, a nie na restrykcyjnej diecie.
(17 Mar 2019, Nie 12:06)chory na nieśmiałość napisał(a): [ -> ]
(17 Mar 2019, Nie 11:34)MissCthulhu napisał(a): [ -> ]Jako uniwersalną dietę (nie przeszkadza mi jedzenie tego samego cały czas) przyjęłam coś w tym stylu:
Śniadanie - zmuszam się, najchętniej bym nie jadła - tutaj węglowodany, ale ograniczone plus serek białkowy do posmarowania (nie Almette, Bieluch - skład Almette jest okropny) oraz ogórek, pomidor. Lub owsianka na słodko bądź słono z mlekiem 1,5%, ale raz-dwa w tygodniu, bo inaczej na ramionach pojawia mi się delikatna skaza białkowa.
Przekąska na uczelni, gdy mam do późna - banan (węgle, więc czasem zamieniam to ze śniadaniem)
Obiad - wątróbka gotowana w wodzie oraz pomidory w jogurcie light bądź z gotowanymi brokułami; cukinia w plasterkach gotowana i przyprawiona; ogólnie warzywa, bez kaszy, bez ryżu, bez węgli, mięso - rzadko, ale jeśli już, to robione "na wodzie" i doprawione curry, by nie było jałowe w smaku.
Kolacja - tutaj absolutne zero węgli, twarożek wiejski i pomidor lub coś w tym stylu.
I co, tylko tyle? Wydaje to się strasznie mało kaloryczne. Odchudzanie powinno polegać na stałej zmianie stylu życia, a nie na restrykcyjnej diecie.

Nie podałam ilości, tzn. wiadomo, że nie jem pięciu serków wiejskich. Nie podjadam, bo rzadko jestem w domu, a nie lubię wydawać... Chcę stopniowo zacząć dodawać pokarmy do diety (wiem, że dieta to sposób odżywiania się, a nie sposób na dwa-trzy tygodnie) jak dostanę hormony, bo obecnie tyję, jeśli przekroczę coś podobnego do napisanego menu powyżej. Widocznie muszę mieć duży deficyt kaloryczny, by cokolwiek ruszyło, no i obecnie nie dostaję jeszcze lekarstw na PCOS. W tym miesiącu akurat podrzucono mi za darmo kilka opakowań łososia, to zaczęłam wprowadzać go w obiady i kolacje, lubię nieprzetworzone rzeczy które pewnie dla niektórych musiałyby być, no nie wiem, zrobione w roladki i najlepiej w sosie koperkowym. Rozpatrywałam możliwość, że nie chudnę bo za mało jem, ale nie pojawił się na mojej skórze meszek w miejscach charakterystycznych dla stanu wygłodzenia i magazynowania przez organizm, coś jak meszek lanugo, ale to u anorektyczek. Nie mam zawrotów głowy, rzadko burczy mi w brzuchu jak zjem porządne śniadanie, ale z tymi śniadaniami... Moim największym błędem żywieniowym do tej pory było ich pomijanie, bo ciężko mi w siebie coś wmusić z rana czy tam wolałam dłużej pospać, stąd przygotowywanie wcześniej, nawet jeśli owsianka to parę minut gotowania - ta błyskawiczna. Jako przekąski lubię marchewki, krojone jabłka, takie rzeczy; czasem podejdę do lodówki i wezmę plasterek sera żółtego tak bez niczego, albo posmaruję cienką warstwą domowego pesto oliwkowego. Lubię też jajka, zapomniałam tam wpisać; one często lądują jako śniadanie albo jako kolacja (tu na twardo, nie smażone), a jako przekąskę ich nie biorę, mam litość nad nosami ludzi obok.  -:Stan - Uśmiecha się - LOL:

Kwestia aktywności - oczywiście mam migawkę, bo godzinę jadę w jedną stronę na uczelnię, ale gdzie tylko mogę (na przykład okienko, odebranie zamówienia, spacer po mieście czy przejście przez park obowiązkowe od przystanku uczelnianego) staram się śmigać na nogach; w telefonie mam krokomierz ustawiony na 10k kroków i wiem, że nie jest zapewne superdokładny, choć w tym modelu trudno go oszukać (Huawei P20) i często udaje mi się mój "spacerowy" cel osiągnąć.

Wydaje mi się, że nie jest to dieta "głodówkowa"; póki co trzymam się jej i ubrania pokazują, że powoli bo powoli, ale na pewno waga nie wzrasta (bardzo dla mnie istotne), a jej fluktuacje są oczywiście wywołane typowo kobiecymi sprawami (nawet pozbawiona cyklu często mam bóle i wzdęcia podbrzusza, może to jakiś problem bardziej z perystaltyką jelit) i "woda" schodzi ze mnie w ciągu doby, dwóch. Wiem już, że wszelkie radykalne kroki, czy to na minus, czy na plus, w kwestii diety są błędem, podobnie jak w kwestii odstawiania w stylu cold-turkey. Kolejność lekarzy, z którymi chciałabym się skonsultować to ginekolog + endokrynolog -> i jak względnie ogarnie mój "szał macicy"  :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: to dietetyk, aby potwierdził moje domysły albo zganił za złe pomysły (nie czuję, jak rymuję); jak czuję, że trochę przeginam i na przykład robi mi się słabo koło godziny 12tej, to zamiast jednego banana jem dwa w odstępie czasowym, albo jednego wkrawam do owsianki rano ekstra; staram się być elastyczna i słuchać dobrych rad, bo kiedyś miałam KOMPLETNIE wypaczone pojmowanie diety. Nigdy nie wierzyłam w środki magicznie odchudzające, ale posuwałam się do różnych rzeczy i teraz wiem, że piramida żywieniowa była u mnie postawiona praktycznie na głowie; istotne lata mojego dorastania (nie dojrzewania) to opieka babci, a wiadomo jak jest u nich; naleśniczki, chipsy z pokemonami (niech bedą przeklęte!  :Stan - Różne - Nie powiem: ), posiłki o niewłaściwej porze; wiesz, starszym ludziom dalej wydaje się, że "tusza" to synonim dobrostanu, bo kiedyś wojna, bieda i w ogóle. Ale powoli odchodzimy od tematu; ten temat nie jest oczywiście tylko o mnie, inni z podobnymi rozterkami są więcej niż mile widziani, a my możemy znaleźć się w jakimś wpisie o odżywianiu. :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:  Nie wiem, na ile elastyczne są tu granie offtopu, a na wejściu nie chcę przeciągać struny - nawet pisząc z, mniej więcej, sensem.  -:Stan - Uśmiecha się - LOL:
Czytam sobie ten wątek i nasunęło mi się kilka pytań.
Primo: Kto zdiagnozował zespół policystycznych jajników? Lekarz rodzinny? Endokrynolog? 
Secundo: Jak definiujesz dziewictwo i jego "stratę"?
Tertio: Dlaczego uzależniasz wizytę u ginekologa od wspomnianej wyżej utraty dziewictwa? Dziewczynę niewspółżyjącą można normalnie zbadać przy użyciu wziernika (istnieją różne rozmiary), zrobić przezpochwowe USG, pobrać próbkę do cytologii. Oczywiście możesz nie wyrazić zgody na badanie (ja podpisywałam przed pierwszą wizytą w poradni). Jeśli boisz się lekarza - mężczyzny, może wybierz po prostu ginekolożkę? 
Na pewno zdarzają się czarne owce, ale lekarz co najwyżej "zaprasza na fotel", a nie prosi i rozchylenie nóg. Badanie zwykle trwa krótko, potem się ubierasz i rozmawiasz z lekarzem normalnie, siedząc po drugiej stronie jego biurka.
Jak się ma ten cytat Baudelaire'a do Twojego życia i jak postrzegasz jego twórczość i treści (przekaz) w niej zawarte?
Czy ktoś jeszcze niespecjalnie ogarnia o co chodzi w tym wątku, i odbiera go jako dosyć ... niepokojący?
(17 Mar 2019, Nie 16:24)Zasió napisał(a): [ -> ]Czy ktoś jeszcze niespecjalnie ogarnia o co chodzi w tym wątku, i odbiera go jako dosyć ... niepokojący?
Raczej nie :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
No trudno :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
(17 Mar 2019, Nie 12:30)kartofel napisał(a): [ -> ]Czytam sobie ten wątek i nasunęło mi się kilka pytań.
Primo: Kto zdiagnozował zespół policystycznych jajników? Lekarz rodzinny? Endokrynolog? 
Secundo: Jak definiujesz dziewictwo i jego "stratę"?
Tertio: Dlaczego uzależniasz wizytę u ginekologa od wspomnianej wyżej utraty dziewictwa? Dziewczynę niewspółżyjącą można normalnie zbadać przy użyciu wziernika (istnieją różne rozmiary), zrobić przezpochwowe USG, pobrać próbkę do cytologii. Oczywiście możesz nie wyrazić zgody na badanie (ja podpisywałam przed pierwszą wizytą w poradni). Jeśli boisz się lekarza - mężczyzny, może wybierz po prostu ginekolożkę? 
Na pewno zdarzają się czarne owce, ale lekarz co najwyżej "zaprasza na fotel", a nie prosi i rozchylenie nóg. Badanie zwykle trwa krótko, potem się ubierasz i rozmawiasz z lekarzem normalnie, siedząc po drugiej stronie jego biurka.
Primo: lekarz kardiolog, do którego poszłam daaawno przez mdlenie, kołatanie serca i poty zasugerował endokrynologa; poszłam do rodzinnego się upewnić, owszem, dostałam skierowanie. Endokrynolog stwierdził, że są wszelkie podstawy do wykonania badania ginekologicznego; wtedy stchorzyłam. Wśród podstaw wymienił to, co już opisywałam; niemożność zrzucenia wagi (pod opieką dietetyka też byłam), męski zarost (ale nie meszek...), wysoki poziom testosteronu i innych "męskich" hormonów z badań krwi i chyba jeszcze jakichś, bóle w lewym jajniku, poważne - permanentne praktycznie - zaburzenie cyklu oraz przebijający charakter tych bóli.
Secundo: Utratę definiuję jako kontakt seksualny (dobrowolny) z człowiekiem, w przypadku hetero - mężczyzną, utratę błony dziewiczej (lub nie, jeśli wcześniej została przerwana inaczej), połączoną z odbyciem klasycznego stosunku seksualnego (penis w pochwę, orgazm lub nie). Analogicznie definiuję dziewictwo.
Tertio: Ponieważ mam blokadę psychiczną, początki pochwicy (podejrzenie psycho- i seksuologów), czyli tego zaciskania i bólu, wywołanej najprawdopodobniej traumą po odrzuceniu, a może wypartymi doświadczeniami z wcześniejszych lat i nie wyobrażam sobie wprowadzenia wziernika ani "rozłożenia się i pokazania" zanim ktoś nie nauczy mnie, że może być to połączone nie tylko z bólem i wstydem. Rozumiem różnicę między kontaktem intymnym i badaniem, rozumiem konieczność badania, jak i pokonania zalążków pochwicy. Wstyd - niestety staram sobie wybić z głowy kwestię babki, ale jako 11-letnie około dziecko byłam bardzo "chłonna". Boję się chamskiego potraktowania przez lekarza. Niedelikatnego. Chyba boję się też, że dowiem się o jakiejś dodatkowej chorobie, a przez uprawianie seksu chcę upewnić się, że przynajmniej anatomicznie jestem zbudowana okej, bez przodo- ani tyłozgięcia ścianek. Wybiorę mężczyznę, jak już przełamywać się, no to na całego; mamy portal z ocenami lekarzy... Choć nad tym się jeszcze zastanawiam. Wstydzę się też budowy swojej jednej z warg sromowych, na poziomie INTELEKTUALNYM wiem, że mało kto jest idealnie symetryczny, a HD w porno to bzdury wielkie, ale na poziomie UCZUĆ jest to okropne.

Z hormonami - codziennie biorę kilkukrotnie coś, co podbija prolaktynę (ale NIE są to leki hormonalne, nie odważę się na własną rękę; stąd u mężczyzn substancja ta powoduje np. ginekomastię i brak zarostu); BOJĘ SIĘ wręcz jak by to było, gdybym nie "zbijała" choć trochę tego męskiego bałaganu dodatkową prolaktyną (wywołaną jakby ubocznie).

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że czeka mnie od nowa bieg po specjalistach.

Po prostu będzie mi łatwiej, jeśli moje pierwsze włożenie czegoś w pochwę do końca nie będzie metalowym narzędziem... Upraszczam maksymalnie. Co do czarnych owiec, masz oczywiście rację. Skrzywdzeni mają tendencję do patrzenia nawet na białe jak na lekko szare, próbuję ją w sobie codziennie zwalczać, staję przed lustrem, kiedyś nawet myłam się stopniowo - jak myłam górę, to zasłaniałam dół i odwrotnie, nie chciałam patrzeć na ciało będące więzieniem. Teraz wzrost mi nieco pomaga (a nawet bardzo), nie maskuję ciała workowatymi ubraniami (jak wspominałam, rozmiar 40 to chyba nie wieloryb, ale dla niektórych mężczyzn jest; w zależności od rozmiarówki i 38 od góry się zdarza)


@"KA_☕☕☕_WA" - coś jak "chcę, ale się boję"; w wielu sprawach, oczywiście spłycam. W ogóle jestem zafascynowana Baudelairem, ale nie chciałabym tego tak spłycać i z chęcią włączę się w jakąś szerszą analizę "Les fleurs du mal" oraz jego życia prywatnego (Venus biała, Venus czarna i tak dalej), ale - to już w innym temacie. Aha, i "W miłości najbardziej przeszkadza mi to, że jest zbrodnią, której się nie da popełnić bez wspólnika.". :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: To chyba akurat ze "Sztucznych rajów".

I przepraszam, ale nie pamiętam nicku, a nie mogę cofnąć strony - wydawało mi się, że przekaz tematu uczyniłam tak klarowny, jak tylko mogę. Wydawało mi się też, że wiele osób z fobią społeczną nie może zrobić tego, z czym mam i ja problem (fobia? związek? a w ogóle seks i stałe czy nie towarzystwo drugiego człowieka?) oraz ostatecznie decyduje się na towarzystwo Pani z R* lub innego portalu. Może intencjonalnie, może "samo wychodzi". Kwestia tylko, kto się przyzna - bo ja staram się, naprawdę staram przełamywać tabu i w swoim życiu, i ogólnie (ale nie szokować na siłę), natomiast zachowania takie spotykają się jeszcze z ostracyzmem, którego do końca ja z kolei nie rozumiem.
Stron: 1 2