PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Czy moja terapia ma sens?? A może powinnam zmienic terapeute?:(
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Witajcie od grudnia chodzę na terapię. Terapia odbywa się co tydzień,jest ona w ramach funduszu. Ucieszyłam się jak pewnego razu zadzwonił do mnie telefon z informacją,że zwolniło się miejsce i od przyszłego tygodnia mogę rozpocząc terapie. Byłam wdzięczna ,że nie muszę za nią płacić a jednocześnie walczyć o siebie i w zaciszu gabinetu,poukładać sobie w głowie swoje życie.. [Depresja,lęki społeczne,niska samoocena] Może na początku w to wierzyłam,ale im dłużej chodzę na tą terapię to mam mieszane uczucia. Słowa terapeutki specjalnie na mnie nie wpływają,rozmowa z tą panią jest monotonna, nie czuję specjalnej poprawy. Tymczasem czuje,że ta terapia stoi w miejscu. Pani mówi banalne rzeczy typu ''Nikt nie jest idealny'' , 'Powinna pani zaakceptować siebie,mniej skupiać się na przeszłości,tylko na teraźniejszosci'', ''Za bardzo pani sobie dobiera do głowy rózne rzeczy,które niekoniecznie muszą być prawdą''. Oczywiście stara się mnie słuchać,angażować się,ale mam mieszane uczucia co do przebiegu tej terapii..Może przesadzam?Tak samo ,gdy mówie,że nie potrafie stworzyć zadnej relacji z mezczyzną,że odczuwam lęk do płci męskiej,zapytała tylko ''dlaczego'' i dalej nie wałkowaliśmy tego tematu. Jestem osobą mało asertywną,mam chwile zwątpienia... Co jej powiedziec? by nie urazic?

Powiedziałam,że chciałabym być pewniejsza siebie,po jakimś dłuższym monologu ,stwierdziła,że za dużo od siebie wymagam,że nigdy nie bede duszą towarzystwa,ale nie ma w tym nic złego.. Na ostatniej sesji powiedziala,że zmienilam sie wizualnie ''w sensie takim,że na początku jak przychodziłam to miałam taką kamienną sztywną twarz,bez emocji,i to bylo widać,że trzesą mi sie rece i sie denerwuje,ale teraz już jest lepiej..[dobrze wiedzieć] ..Potem rozmawialismy jeszcze o mojej mamie alkoholiczce,powiedziałam,że ona w przciwinstwie do mnie była,towarzyska i otwarta,a pani zasugerowała,że może  dlatego,że piła...ekhm [24h/7 , nie chodzila pijana] więc troszkę taka sugestia z jej strony mnie zabolała. Do tego opowiadam,ze mam słabe relacje z rodzenstwem,zwlaszcza starszym bratem,który mnie wyzywa i bluźni w moim kierunku. Wspominałam kilka razy w tym na ostatnim spotkaniu,że brat krytykuje mój wygląd,mówi,że jestem brzydka, tępa,głupia .. Pani powiedziała,żeby iść wtedy na spacer,i nie brac do siebie tego,oznajmiła,że brat może mieć problemy z akceptacją siebie,dlatego znalazł sobie ''worek treningowy'' czyli mnie.. Jestem niedowartościowana... Pani nic nie powiedziała,że to co mówi brat jest nieprawdą,nie dodała mi otuchy nie wytrąciła mnie z przekonania,że nie jetem brzydka,że nie jestem tępa..Skoro nawet nigdy skomentowała tego,ani nie zanegowała słów brata skierowanych do mnie,to znak,że może faktycznie jestem taka jak brat mówi. Wiem,że muszę zaakceptować siebie,ale jak???
''Czy ja przesadzam,? Co sądzicie o przebiegu mojej terapii ?  Czy ja przesadzam?
A kojarzysz w jakim nurcie jest ta terapia - systemowa/behawioralno-poznawcza/inna?

Terapeuta stara się przepracować z pacjentem jego problemy w pewnej kolejności, więc lepiej nie liczyć na to, że pojedyncza sesja będzie pomocna we wszystkich aspektach. Bardzo dużo zależy tez od twojego podejścia - tego na ile próbujesz zrozumieć pewne wzorce swoich zachowań, to że są niepoprawne i na ile starasz się je zmienić. To co napisałaś w pierwszej części posta o tym, co terapeutka Ci mówiła może być całkiem trafnymi spostrzeżeniami, tylko pewnie warto byłoby więcej nad tym popracować żebyś faktycznie poczuła, że nie musisz dążyć do jakiegoś wykreowanego podświadomie ideału i że jesteś wartościową osobą będąc po prostu sobą.
Niemniej jednak przykre jest to, że nie odbiła w żaden sposób obelg twojego brata.
Ciężko mi powiedzieć czy Twoja terapia ma sens, ale myślę, że warto dać jej szanse. Możesz tez wspomnieć terapeutce o swoich obawach, poświęcić np. kilka sesji na rozmowy o twojej relacji z bratem i tego jak się z jej powodu czujesz.
Ja tez chodzę na terapię od grudnia i nie widzę jak na razie żadnych oszałamiających efektów, ale uświadomiłam sobie przynajmniej jak bardzo złożone są moje problemy i przez to zakładam, że ich przepracowanie i "naprawa" może zająć sporo czasu, więc jestem cierpliwa.
Moja terapia przebiega ostatnio podobnie, a chyba zacząłem ją w październiku nawet, ale pamięć mnie może zawodzi...
Tyle pięknych deklaracji ode mnie. Chcę być człowiekiem lepszym (tutaj później było wałkowane definicja pojęcia 'lepszego człowieka' ;p), szanowanym, lubianym, bardziej towarzyskim. Przestać siebie nienawidzić i o wszystko obwiniać. Zacząć żyć, a nie jakoby być wyłącznie obserwatorem zdarzeń wokół... Poznawać nowych ludzi.
Tylko niestety jakoś ostatnio nic mi terapia nie pomaga, mimo widocznej próby pomocy ze strony terapeutki. I to pytanie po każdym spotkaniu - "Jakie spostrzeżenia ma Pan po dzisiejszym spotkaniu?" (tak trochę parafrazuję, bo to bardziej było co mi dana godzina dała;p). No nie wiem. Nie mam bladego pojęcia. Od wielu miesięcy to samo pytanie i nadal nie mam na nie żadnej, nienaciąganej odpowiedzi. Odpowiedzi bez potrzeby kłamania.
Wychodzę teraz z założenia, że do zmiany potrzebuję teraz ludzi. Ludzi co by mnie zaakceptowali takim, jakim jestem i co odrobinę swojego czasu by mi poświęcili. Niestety po studiach ciężko jest o takie znajomości i pozostaje wyłącznie wypisywanie co tydzień na forum w podkategorii miasta propozycję gry w bilard (nie, nie jest to autopromocja, ależ skąd).
Takie życie.;p Zupełnie jakby gdzieś w trakcie liceum się popełniło błąd i wszystko się porypało od tamtego czasu. Głupia niska samoocena. Szukanie problemów tam, gdzie ich nie było. Zamykanie się w sobie. Tak ciężko jest teraz z rezultatami tych błędów sobie poradzić.
Nigdy nie byłam na długoterminowej terapii i chyba nawet nie chciałabym być, ale obecnie chodzę po raz pierwszy na spotkania indywidualne z terapeutką cbt i od razu rzucają mi się różnice względem tego co piszesz. Takie słowa jak: powinna, nikt, nigdy, za bardzo, za dużo - są dla mnie "ekstremistyczne", nie widzę swojej terapeutki używającej takiego języka, czy w ogóle jakiejkolwiek bo wydaje mi się, ze na terapii zachęca się właśnie raczej do języka "umiarkowanego", otwartego ("być może") . Ja nie czuję się nigdy w jakiś sposób oceniana, że "powinnam" być inna czy robić cokolwiek w inny sposób, myślę, że takie odczucie mogłoby mnie wpędzić w poczucie winy itp., moja terapeutka daje mi raczej poczucie tego, że wszystko co czuję jest ok i mam do tego prawo. Skupia się na mnie i tym co ja mogę i chcę zmienić a nie na innych, którzy te uczucia często wywołują no i jednak, przynajmniej póki co, to do niej należy najwięcej "czasu antenowego" naszych spotkań i mam wrażenie, że dużo z nich dzięki temu wynoszę, no ale taki mamy nurt i taki scenariusz. Nawet mam być może trochę odwrotny problem bo mam wrażenie, że często mnie "chwali" i to wzbudza we mnie trudne uczucia i jakiś taki bunt, bo mimo, że jest to ocena pozytywna to jednak ocena, no ale mamy nad tym pracować dalej, generalnie czuję, że "jesteśmy w jednej drużynie".
Jeśli to jest terapia z farta i za darmo to pewnie szkoda rezygnować, może dużo tu zależy od nurtu, czasu trwania i kwestii osobowościowych, ale jeśli czujesz, że te spotkania ci nie pomagają albo tym bardziej pogarszają samopoczucie to ja na twoim miejscu rozważałabym inną terapię czy chociaż inną osobę, ale najpierw podzieliłabym się swoimi wątpliwościami z terapeutką, tak po prostu. Z drugiej strony praca nad sobą zawsze generuje jakieś trudne, negatywne odczucia i nie jest łatwa, a terapeuta w moim mniemaniu nie ma za zadanie dawać gotowych rad itp. tylko psychoedukację i narzędzia, z którymi potem mogę sobie sama pracować no i na pewno jakieś wsparcie, inspirację do zmian, tego właśnie oczekuję i to dostaję. A ty jakie masz oczekiwania?