PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Niska inteligencja emocjonalna? Egotyzm?
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Na wstępie: nie mam pojęcia, w jakim dziale powinien się pojawić ten temat, a jego tytuł też jest dla mnie... wątpliwy :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Nie wiem, jak nazwać swój problem.

Właściwie chciałem za jednym zamachem poruszyć dwie sprawy, które być może w pewien sposób się ze sobą łączą.

1. Potrzeba bycia komuś potrzebnym, bycia użytecznym. Umiejętność wczuwania się w sytuację innych, umiejętność wyrażania współczucia, pocieszanie, udzielania porad.
Czasami mam wrażenie, że mimo całkowitego braku umiejętności radzenia sobie z własnymi problemami, bardziej przerażają mnie kłopoty innych, choć nie do końca można to porównać, bo od cudzych spraw łatwiej jest uciec. Kiedy ktoś się zwraca do mnie (bezpośrednio lub pośrednio) z jakimś swoim problemem, udaję zobojętnienie (choć wcale tak nie jest), czasem robię się rozdrażniony lub po prostu ignoruję. Przeważnie dzieje się to w sytuacjach, kiedy nie znam dokładnego rozwiązania problemu, ale zdarza się i wtedy, kiedy znam, ale wymaga ono ode mnie jakiegoś wysiłku (niestety czasem nawet i bardzo małego).
Drażni mnie to niesamowicie. Mam w sobie potrzebę bycia użytecznym, ale zupełnie nie potrafię jej okazać i zrealizować. Chciałbym potrafić kogoś wysłuchać, nawet całkowicie obcego, żeby poczuć, że się komuś pomogło. Nie potrafię. I kończy się to na pogardzie dla samego siebie.

2. Okazywanie emocji.
Potrafię się śmiać, potrafię się złościć, ale przeważnie tylko przykrywam tym to co naprawdę myślę/czuję. Nawet wyrażanie takich prostych spraw sprawia mi problem: nie potrafię szczerze wyrazić wdzięczności, nie potrafię prosić, ani przepraszać. Jakieś "dzięki" rzucę, ale jest to bardzo nienaturalne i z szczerością nie ma nic wspólnego. Nie rozumiem tego, jakoś ciągle boję się, że naruszyłoby to moją "skorupę". A mam w sobie wielką potrzebę wyrażenia tych emocji... A kiedy już uda się w jakiś sposób przełamać*, to mam ciągle wrażenie, że za bardzo koncentruję się na sobie i narzucam innym swoje problemy oczekując ich rozwiązania, a nie potrafię niczego dać od siebie. Myślę, że w moich dotychczasowych postach to widać.

*Jeżeli o niczym nie zapomniałem, to były dwa takie przypadki: rozmowy na gg od kilku tygodni z pewną osobą oraz moja obecność na tym forum.

Oba problemy pojawiają się i w realnym życiu, ale też w internecie, choć w mniejszym stopniu, czasem trochę inaczej. Nie mam pojęcia, jak coś w sobie zmienić, od czego by zacząć.

Nie wiem, czy nie bełkoczę w tym poście, czy ma to jakiś związek z rzeczywistością, ale miałem iść spać 5 godzin temu :Stan - Niezadowolony - Zawiedziony:
No tu chyba ewentualnie: Fobia społeczna + inne zaburzenia związane z psychiką. :Stan - Niezadowolony - Przewraca oczami:

Wcale nie bełkotałeś. Wydaje mi się, ze (zresztą jak sam piszesz) masz bardzo duże problemy z okazywaniem uczuć. Czujesz, że to by Ci zagrażało. Uważasz, że jesteś słaby i że to by Cię osłabiło (bądź ujawniło Twoją słabość). Na pewno jedną z dobrych dróg do poprawy tej sytuacji, jest mówienie o swoich uczuciach. Takie mówienie jest głównym przedmiotem terapii.
Mam taki sam problem :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Mi się wydaje, że za przeproszeniem g*wno obchodzą ludzi moje emocje i myśli i tylko ich denerwuje wyrażając je. Wydaje mi się to takie rzeczywiste, że nie umiem się tego pozbyć, tego myślenia...

Gość

Widzę, że nie tylko ja nie potrafię okazywać uczuć i przejmować się czyimiś :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Powoli się przyzwyczajam, że jestem chłodny emocjonalnie, że nie lubię okazywać emocji, ani też oglądać/słuchać kogoś, kto je w danej chwili wyraża. Mam nawet tak, że gdy np. w jakimś filmie zobaczę, że ktoś płacze albo strasznie się z czegoś cieszy, to po prostu nie oglądam tych scen, patrzę się wtedy gdzieś na podłogę lub ścianę, byle tylko nie oglądać tego, jak ktoś płacze/cieszy się... :Stan - Uśmiecha się - LOL: Chyba mam jakiś wstręt do uczuć :Stan - Niezadowolony - Przewraca oczami: :Stan - Niezadowolony - Zastanawia się:
antyk napisał(a):Widzę, że nie tylko ja nie potrafię okazywać uczuć (...)Powoli się przyzwyczajam, że jestem chłodny emocjonalnie, że nie lubię okazywać emocji

To u nas chyba bardzo powszechne coś :Stan - Niezadowolony - Przewraca oczami:
W dzieciństwie pewnie mieliśmy za mało miłości?
Michał napisał(a):Na pewno jedną z dobrych dróg do poprawy tej sytuacji, jest mówienie o swoich uczuciach. Takie mówienie jest głównym przedmiotem terapii.
Tylko, jak zacząć? :Stan - Niezadowolony - Zawiedziony:

sosen_ napisał(a):Mam taki sam problem :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Mi się wydaje, że za przeproszeniem g*wno obchodzą ludzi moje emocje i myśli i tylko ich denerwuje wyrażając je. Wydaje mi się to takie rzeczywiste, że nie umiem się tego pozbyć, tego myślenia...
Ja mam inaczej. Jasne, boję się reakcji ludzi na moje ewentualne wynurzenia, ale raczej sądzę, że jest tych kilka życzliwych mi osób. A ta negatywa reakcja, której się obawiam, wynikałaby raczej z braku zrozumienia, niż ze złej woli.

antyk napisał(a):Widzę, że nie tylko ja nie potrafię okazywać uczuć i przejmować się czyimiś :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Powoli się przyzwyczajam, że jestem chłodny emocjonalnie, że nie lubię okazywać emocji, ani też oglądać/słuchać kogoś, kto je w danej chwili wyraża. Mam nawet tak, że gdy np. w jakimś filmie zobaczę, że ktoś płacze albo strasznie się z czegoś cieszy, to po prostu nie oglądam tych scen, patrzę się wtedy gdzieś na podłogę lub ścianę, byle tylko nie oglądać tego, jak ktoś płacze/cieszy się... :Stan - Uśmiecha się - LOL: Chyba mam jakiś wstręt do uczuć :Stan - Niezadowolony - Przewraca oczami: :Stan - Niezadowolony - Zastanawia się:
Jesteś chłodny emocjonalnie, czy tylko skrywasz emocje? Bo to chyba spora różnica jest. U mnie pod czachą kłębi się mnóstwo emocji, ale większość z nich w sobie tłumię.

Funia napisał(a):To u nas chyba bardzo powszechne coś :Stan - Niezadowolony - Przewraca oczami:
W dzieciństwie pewnie mieliśmy za mało miłości?
Albo za dużo. No może nie tyle za dużo, co źle okazywanej.
Billy the Mountain napisał(a):
Funia napisał(a):To u nas chyba bardzo powszechne coś :Stan - Niezadowolony - Przewraca oczami:
W dzieciństwie pewnie mieliśmy za mało miłości?
Albo za dużo. No może nie tyle za dużo, co źle okazywanej.

Albo taki mieliśmy wzór do naśladowania. Mam dużo cech po ojcu, bardzo rzadko okazuje emocje, często łapię się na tym że reaguję i zachowuję się jak on :Stan - Uśmiecha się:
Ja nie potrafię okazywać emocji :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
To jest kłopotliwe bo np. nie potrafię pocieszać innych, przez to pewnie wydaję się nieuprzejmy. Ja się też nie denerwuję nie widać tego z zewnątrz, ja obmyślam plan zemsty zamiast :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Śnieżynka napisał(a):Albo taki mieliśmy wzór do naśladowania. Mam dużo cech po ojcu, bardzo rzadko okazuje emocje, często łapię się na tym że reaguję i zachowuję się jak on :Stan - Uśmiecha się:
Też takie coś u siebie zauważyłem - po obojgu rodziców coś przejąłem. Z tym, że chyba same złe cechy :Stan - Niezadowolony - Zawiedziony:
Billy the Mountain napisał(a):... Tylko, jak zacząć? :Stan - Niezadowolony - Zawiedziony: ...
Tym się zajmie terapeuta. Ale mogę, dla ciekawości napisać, że będzie trochę naciskał, dyscyplinował, pytał tam, gdzie czuje jest szansa, że mu się odpowie i zostawiał w spokoju tam, gdzie takiej szansy nie miał. Będzie wysuwał przypuszczenia, które w (może nawet bardzo dużo) późniejszym terminie (i podświadomie) spowodują różne ciekawe refleksje etc.

Co do powodu unikania emocji, to myślę, jak pisałem, że oceniamy to jako źle nam służące.
Nie będę mnożył wątków, więc wpiszę się w tym, który już utworzyłem, choć pewnie będzie to jeden wielki offtop.

Sporo już tutaj o sobie napisałem (jak na moje możliwości). Nie wspomniałem o jednej obsesji, która mnie męczy od dawna. Wstydliwe to jest i nie do końca potrafię zdefiniować, co to tak naprawdę jest, więc nie łatwo mi ją opisać.
Mam obsesję na punkcie tego, jak mnie ludzie oceniają. Często mnie to paraliżuje i działa mocno cenzurując moje wypowiedzi (mówię głównie o internecie, bo poza nim jest mało okazji). Z drugiej strony mam ogromną potrzebę bycia zauważonym. Staram się o to na przeróżne sposoby, ale zawsze obawiam się negatywnych ocen. Przeraża mnie też sytuacja, kiedy próbuję zwrócić na siebie uwagę, a nikt nie daje po sobie znać, że mnie zauważa. Z trzeciej strony obawiam się, że przesadzę i wywołam odwrotny skutek do zamierzonego, tzn. będąc nachalnym zrażę do siebie ludzi. Mieszanka tych wszystkich stanów męczy mnie chyba od zawsze, ale ostatnio przybrała mocno na sile (chyba w związku z nawrotem mojej depresji).

To coś męczy mnie także i podczas obecności tutaj. Chyba dlatego, że wiązałem sobie z nią spore nadzieje. Te nadzieje wyglądały mniej więcej tak: przeczytałem definicję i parę artykułów dotyczących fobii społecznej, znalazłem forum skupiające osoby, których ona dotknęła i poczułem ulgę, że są ludzie do mnie podobni, którzy będą mogli mnie wysłuchać, zrozumieć, pocieszyć i pomóc. I wysłuchano mnie. Myślę, że także mnie zrozumiano. Odrobinkę pocieszono, choć tylko na krótką chwilę. Jeśli chodzi o pomoc, to otrzymałem rady, ale nie potrafię z nich skorzystać (powinienem się udać do lekarza od głowy, ale wiem dobrze, że tego nigdy nie zrobię) i bardzo mnie to frustruje. Oczekiwałem czegoś więcej, choć nie miałem do tego prawa, bo ani nie jesteście specjalistami, ani nie będziecie żyli zamiast mnie, tym bardziej, że macie kłopoty podobne do moich. Ta frustracja połączona jest z natrętnym myśleniem o tym, czy moje posty są zrozumiałe, czy nie są głupie, czy się w nich nie ośmieszam, a później o tym, czy odpowiedzi będą zadowalające, dlaczego tak późno nadchodzą (mam stanowczo zbyt dużo wolnego czasu, który wypełniam odświeżając forum co chwilę), a kiedy nadejdą zastanawiam się, dlaczego mnie one nie zadowalają, choć wiem, że osoba mi odpowiadająca miała jak najlepsze zamiary.

To się dzieje nie tylko tutaj. Np. jest dziewczyna, z którą od wielu tygodni świetnie rozmawiało mi się na gg. W miarę rozwijania znajomości udało jej się (sam nie wiem jakim cudem) wydrzeć ze mnie większość informacji, o których napisałem tutaj na forum. Udało jej się zmusić mnie do rozmowy telefonicznej, która z mojej strony przebiegała w pełnym stresie i z kompletem moich stresowych objawów, ale czułem się zrozumiany i zaakceptowany. A później dopadły mnie wątpliwości: czy nie za bardzo się narzucam, czy ona nie robi tego wszystkiego z litości, dlaczego po dłuższym milczeniu z mojej strony nie daje znać, że chce ze mną porozmawiać (choć kiedy wreszcie do rozmowy dochodzi z mojej inicjatywy, to robi mi wyrzuty, że się nie odzywam). Jestem bardzo samotny i taka znajomość znaczy dla mnie bardzo dużo, a jednocześnie nie chcę tego za bardzo okazywać, żeby od siebie nie odstraszyć.

Znowu się rozpisałem, ale mam nadzieję, że mniej więcej udało mi się przekazać to, co dzieje się w mojej głowie. Męczy mnie to okrutnie i obawiam się, że jeżeli wkrótce nie zmienię sposobu myślenia, to będę musiał stąd uciekać, bo inaczej zwariuję do reszty.

Użytkownik 219

Haha, mam tak samo. Dokładnie tak samo :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:. Nie mam nic do dodania poza tym, że chyba nie warto już tyle rozmyślać i się przejmować, bo nas to wykończy doszczętnie (a przynajmniej wyniszczy jeszcze bardziej niż do tej pory). Myślę, że to w większości nasze całkowicie mylne wrażenia. Ja udam się z tym niedługo do specjalisty, bo za dużo już tego shitu się uzbierało pod czaszką. Może chociaż częściowo pomoże.
Billy dobrze, że to napisałeś bo męczy mnie identycznie to samo. Ale to wszystko jest związane z fobią i moje rady Ci tu nic nie dadzą. Mówisz, że nie pójdziesz do specjalisty. Dlaczego? Myślę, że to najlepsze wyjście, jeśli nie jedyne. Samemu bardzo ciężko z tego wyjść, ja się staram od bardzo dawna i jest mizerny skutek. Tu naprawdę jest potrzebny lekarz specjalista, który wie co z nami zrobić. Powodzenia.

Ps. A jeśli chodzi o to, że zawsze myślimy o tym, czy nasze posty są zrozumiałe czy też nie są głupie to właśnie myślenie o tym jest głupotą. Piszę to a sam tak robię :Stan - Niezadowolony - Przewraca oczami: Ale musisz sobie uświadomić, że takie myślenie jest chore, bo tak naprawdę nikt tak o tobie nie myśli. To jest trudne ale później będzie Ci łatwiej.
A napisz, dlaczego uważasz (nie chcesz), że nigdy nie pójdziesz do lekarza od głowy?

Twoje posty są wyjątkowo zrozumiałe. Nie, inaczej: ten powyżej Twój post jest wyjątkowo zrozumiały. Inne pewno będą takie same, ale nie będę tego sprawdzał, bo mi się chce spać. :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Wizyty u specjalisty sobie nie wyobrażam. Mam problem z wyjściem do sklepu, a co dopiero coś większego. Tym bardziej, że nie wiem gdzie, nie wiem jak. Musiałoby się to wiązać z jakimś wyjazdem, bo w mojej miejscowości nie ma takiego, a z tego wynika, że musiałbym najpierw pogadać z kimś z rodziny, bo nie zniknę nagle bez słowa z domu :Stan - Uśmiecha się:
Billy the Mountain napisał(a):Jasne, boję się reakcji ludzi na moje ewentualne wynurzenia, ale raczej sądzę, że jest tych kilka życzliwych mi osób. A ta negatywa reakcja, której się obawiam, wynikałaby raczej z braku zrozumienia, niż ze złej woli.

A może te życzliwe osoby to ktoś z rodziny? Naprawdę musisz się "wyspowiadać" komuś z rodziny. Musisz przynajmniej spróbować. A jak się nie uda to próbować dalej. Dobrze Ci radze :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Przecież może Ci pomóc ktoś z tego forum w tej "wyprawie"! :Stan - Uśmiecha się: :Stan - Uśmiecha się: :Stan - Uśmiecha się:
Michał napisał(a):Przecież może Ci pomóc ktoś z tego forum w tej "wyprawie"! :Stan - Uśmiecha się: :Stan - Uśmiecha się: :Stan - Uśmiecha się:

Chyba bym się spalił ze wstydu przed tą osobą.

Wiem, wychodzi teraz, że sam nie wiem, czego chcę. I niestety jest to prawdą. Nie mam pojęcia, co powinienem zrobić, każde wyjście wydaje mi się złe lub nierealne, a to uczucie bezradności jest najgorsze.

sosen_ napisał(a):A może te życzliwe osoby to ktoś z rodziny? Naprawdę musisz się "wyspowiadać" komuś z rodziny. Musisz przynajmniej spróbować. A jak się nie uda to próbować dalej. Dobrze Ci radze :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Logicznie myśląc, jest to jedyne słuszne wyjście. Niestety z logiką u nas nie jest za dobrze :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Tak się zastanawiałem nad moimi relacjami z rodzicami i nie mogę ich za bardzo zrozumieć.

Wydawałoby się, że jeżeli dziecko jest rozpieszczane, bez obowiązków, bez choćby jednego klapsa, to wyrośnie na rozkapryszonego gnojka. A ja się swoich rodziców zawsze bałem. Nie wiem, jak do tego doprowadzili, ale zawsze, gdy coś przeskrobałem, panicznie bałem się ich reakcji. O żadnej karze nie było mowy. Bałem się tego, że zawodzę ich oczekiwania, a może nawet samego sposobu, jakim wyrażają ten zawód. Sam nie wiem czego dokładnie.

Z czasem trochę się to zmieniło. O różne drobiazgi potrafię się wykłócać z wielką zaciekłością i być upartym jak osioł (czasem po fakcie aż mi głupio). Ale w tych najważniejszych sprawach ciągle jest tak samo jak dawniej. Moja trochę młodsza siostra też tak miała, ale chyba w mniejszym stopniu i chyba udało się jej z tego wyrwać.

No i jak tu w takich relacjach przełamać opór przed ujawnianiem swoich uczuć, jeżeli dodatkowo wiem, że będzie to prowadziło prędzej czy później do ujawnienia faktu, że po raz kolejny zawalam studia?
Billy the Mountain napisał(a):... Chyba bym się spalił ze wstydu przed tą osobą. ...
No wiesz co? Większość osób stąd ma (lub miało) takie same problemy, czego miałbyś się przed nimi wstydzić?
Michał napisał(a):No wiesz co? Większość osób stąd ma (lub miało) takie same problemy, czego miałbyś się przed nimi wstydzić?

Gdybym wstydził się tylko tego, czego wstydzić się powinienem, to nie miałbym powodu, dla którego tutaj jestem :Stan - Uśmiecha się:

OMG, ja mam 24 lata i miałby mnie ktoś za rączkę gdzieś prowadzić? I tak się to zdarza co chwilę, ale za każdym razem czuję się upokorzony. Z drugiej strony wiem, że sam na nic się nie zdecyduję :Stan - Niezadowolony - Zawiedziony:

Czasem chciałbym, żeby ktoś przybył, wyważył drzwi, brutalnie pozbawił myśli o oporze, skuł w kajdanki i zaprowadził gdzie trzeba...
Cytat:Gdybym wstydził się tylko tego, czego wstydzić się powinienem, to nie miałbym powodu, dla którego tutaj jestem :Stan - Uśmiecha się:

OMG, ja mam 24 lata i miałby mnie ktoś za rączkę gdzieś prowadzić? I tak się to zdarza co chwilę, ale za każdym razem czuję się upokorzony. Z drugiej strony wiem, że sam na nic się nie zdecyduję :Stan - Niezadowolony - Zawiedziony:


witajcie, wpisuję się na tym forum po raz pierwszy.
do Billy the Mountain:

Cytat:Czasem chciałbym, żeby ktoś przybył, wyważył drzwi, brutalnie pozbawił myśli o oporze, skuł w kajdanki i zaprowadził gdzie trzeba...

również marzyłem o ubezwłasnowolnieniu. ale to złudne. skrześmy ducha w marionetce, dajmy jej rozum z pewną dozą informacji oraz motorykę i każmy jej robić to, co my chcemy by robiła, niech stanie na rynku przez tydzień z uniesioną nogą. a ona zdążyła już spojrzeć na zieloną trawę, na niebo i bibliotekę Damaskańską, na dzieci roześmiane, pochłonięte zabawą. zgodziłaby się?

uważam,że każdy Twój wpis jest klarowny. świadczą o tym wypowiedzi innych forumowiczów.widać, że masz swobodę w posługiwaniu
się językiem i przypuszczam,że w mowie także dbasz pieczołowicie o poprawne szyki, precyzyjność i bogactwo. To Twój zasób,atut.
mógłbyś z niego skorzystać również podczas terapii. ja wysłałem do terapeutki kilka maili, opisując w nich swoje zasępione mgłą odczucia,by następnie, podczas spotkań, odnieść się do ich treści. zdecydowałem się na terapię w odruchu desperackiej nadzieji,uznając,że jakikolwiek krok, który w teorii mógłby mi pomóć w odnalezieniu się,również wśród ludzi, jest więcej wart niż tkwienie w miejscu.

zauważyłem u siebie pewną zależność(choć są od niej wyjątki): lęk,czy nawet panikę, odczuwam po zdarzeniu, które spowodowało, że wytworzyłem olbrzymi pokład stresu w organizmie. mija sytuacja, organizm, wymęczony, dąży do regeneracji i jeśli pojawi się potrzeba spotkania z kimś, ciało nie jest w stanie się do niego zmobilizować i uznaje, że sytuacja jest niebezpieczna - lęk obronny.

idąc tym tropem można dojść do wniosku, że umiejętności pozwalające
na współistnienie z czymś, co nazywa się stres,są mi/nam? nieodzownie
potrzebne, by żyć (i to kolejna cecha łącząca każdego człowieka).

Billy the Mountain, mi bardzo pomogło powiedzenie najbliższej
rodzinie o swoim problemie. choć nie potrafią wczuć się w moją
sytuację, to atmosfera, w której funkcjonowałem i funkcjonuję jest czysta. wsparciem okazało się również to, że rodzice nie wywierają zbyt często presji na studia, na pracę.w tej sytuacji dojrzałem do samodzielnej decyzji o szukaniu pomocy/porad u specjalisty.

Karaib
Billy the Mountain napisał(a):... OMG, ja mam 24 lata i miałby mnie ktoś za rączkę gdzieś prowadzić? ...
No wiesz, za rączkę też się można chwycić. [Obrazek: zeby.gif] [Obrazek: oczko2.gif]

Billy the Mountain napisał(a):... Czasem chciałbym, żeby ktoś przybył, wyważył drzwi, brutalnie pozbawił myśli o oporze, skuł w kajdanki i zaprowadził gdzie trzeba...
O, ja też mam takie marzenia, ale bardziej o zabarwieniu erotycznym. [Obrazek: jezyk1.gif] [Obrazek: haha.gif] [Obrazek: buja_w_oblokach.gif]

* * *

Witaj Karaib, ładnie piszesz (oraz staranni i fajnie :Stan - Uśmiecha się:).
Cześć Karaib :Stan - Uśmiecha się:

Karaib napisał(a):również marzyłem o ubezwłasnowolnieniu. ale to złudne. skrześmy ducha w marionetce, dajmy jej rozum z pewną dozą informacji oraz motorykę i każmy jej robić to, co my chcemy by robiła, niech stanie na rynku przez tydzień z uniesioną nogą. a ona zdążyła już spojrzeć na zieloną trawę, na niebo i bibliotekę Damaskańską, na dzieci roześmiane, pochłonięte zabawą. zgodziłaby się?
To zależy, jaka jest alternatywa. Czasem lepsze jest mniejsze zło.

Karaib napisał(a):uważam,że każdy Twój wpis jest klarowny. świadczą o tym wypowiedzi innych forumowiczów.widać, że masz swobodę w posługiwaniu
się językiem i przypuszczam,że w mowie także dbasz pieczołowicie o poprawne szyki, precyzyjność i bogactwo.
To nie do końca tak jest... A raczej zupełnie inaczej :Stan - Uśmiecha się:
Przede wszystkim język, jakim się posługuję tutaj, nie jest moim naturalnym. Ja tak nie myślę, ani tak nie mówię. Większość zdań po napisaniu wielokrotnie zmieniam i przez to ostateczna forma jest daleka od naturalności.
Ale to tylko forma, mniej ważna sprawa. Jeśli chodzi o treść, to też nie jest za dobrze. Pisząc te najtrudniejsze posty, kłębiły mi się w głowie dziesiątki myśli, które bardzo ciężko mi było uporządkować, wybrać te najważniejsze i połączyć w spójną całość. Najgorsze jest to, że ja czytając to, co napisałem, nie jestem pewien, czy na pewno o to mi chodziło, czy dobrze rozumiem sam siebie.

Karaib napisał(a):To Twój zasób,atut.
mógłbyś z niego skorzystać również podczas terapii. ja wysłałem do terapeutki kilka maili, opisując w nich swoje zasępione mgłą odczucia,by następnie, podczas spotkań, odnieść się do ich treści. zdecydowałem się na terapię w odruchu desperackiej nadzieji,uznając,że jakikolwiek krok, który w teorii mógłby mi pomóć w odnalezieniu się,również wśród ludzi, jest więcej wart niż tkwienie w miejscu.
Myślę, że u mnie najgorszy byłby początek. Żeby się przełamać, opanować pierwszy stres i doprowadzić się do porządku :Stan - Uśmiecha się: Później już byłoby chyba łatwo. O ile oczywiście ta osoba choć w małym stopniu potrafiłaby zdobyć moje zaufanie.

Karaib napisał(a):zauważyłem u siebie pewną zależność(choć są od niej wyjątki): lęk,czy nawet panikę, odczuwam po zdarzeniu, które spowodowało, że wytworzyłem olbrzymi pokład stresu w organizmie. mija sytuacja, organizm, wymęczony, dąży do regeneracji i jeśli pojawi się potrzeba spotkania z kimś, ciało nie jest w stanie się do niego zmobilizować i uznaje, że sytuacja jest niebezpieczna - lęk obronny.
idąc tym tropem można dojść do wniosku, że umiejętności pozwalające
na współistnienie z czymś, co nazywa się stres,są mi/nam? nieodzownie
potrzebne, by żyć (i to kolejna cecha łącząca każdego człowieka).
Szczerze mówiąc, nie do końca rozumiem ten fragment.

Karaib napisał(a):Billy the Mountain, mi bardzo pomogło powiedzenie najbliższej
rodzinie o swoim problemie. choć nie potrafią wczuć się w moją
sytuację, to atmosfera, w której funkcjonowałem i funkcjonuję jest czysta. wsparciem okazało się również to, że rodzice nie wywierają zbyt często presji na studia, na pracę.w tej sytuacji dojrzałem do samodzielnej decyzji o szukaniu pomocy/porad u specjalisty.
Nie wątpię, że to by mi też pomogło. Ale tutaj jest podobnie: najgorszy początek, jak się przełamać? Myślę nad tym intensywnie.

Michał napisał(a):
Billy the Mountain napisał(a):... OMG, ja mam 24 lata i miałby mnie ktoś za rączkę gdzieś prowadzić? ...
No wiesz, za rączkę też się można chwycić. [Obrazek: zeby.gif] [Obrazek: oczko2.gif]
Można.
Spalić się ze wstydu też można :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Billy the Mountain napisał(a):Przede wszystkim język, jakim się posługuję tutaj, nie jest moim naturalnym.
Ja tak nie myślę, ani tak nie mówię. Większość zdań po napisaniu wielokrotnie zmieniam i przez to ostateczna forma jest daleka od naturalności.
Mam tak samo. Chociaż, czasem zaczynam też tak myśleć i mówić.

Może to znaczy, że tak naprawdę siebie nie znamy. A przez taką pisaninę w końcu możemy obejrzeć siebie z boku i przekonać się, jak my właściwie wyglądamy. Jak w kamerze (dawniej lustro :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: ). Może przez te wielokrotne zmiany szukamy siebie takimi jakimi jesteśmy naprawdę (czy w tej fryzurze jest mi do twarzy :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: ).

Żeby móc wybrać, czy chcę być taki jak inni, czy taki jakim jestem ja, trzeba najpierw poznać siebie. Nie znamy siebie. Siebie nawzajem też.

Billy the Mountain napisał(a):Ale to tylko forma, mniej ważna sprawa.
Myślę, że forma jest równie ważna jak treść. Powinny się wzajemnie równoważyć. Bo co z tego, że treść będzie bogata, skoro nikt na to nawet nie napluje. Ani nie nakicha (ale kicha :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: ).

Billy the Mountain napisał(a):Jeśli chodzi o treść, to też nie jest za dobrze. Pisząc te najtrudniejsze posty, kłębiły mi się w głowie dziesiątki myśli, które bardzo ciężko mi było uporządkować, wybrać te najważniejsze i połączyć w spójną całość. Najgorsze jest to, że ja czytając to, co napisałem, nie jestem pewien, czy na pewno o to mi chodziło, czy dobrze rozumiem sam siebie.
Mam tak samo (replay :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: ). Chyba z czasem się to trochę wyklaruje.

Właśnie - dziesiątki myśli. Myśli płyną szybciej niż słowa, więc uważam, że nie jest możliwe złapanie ich wszystkich za jednym zamachem. Chyba trzeba próbować złapać te najważniejsze. A jeśli ta, którą złapaliśmy będzie niezbyt ważna. No cóż, może następnym razem, bogatsi o pewne doświadczenia, będziemy łapać trochę lepiej.

Chyba ważny jest też spokój. Trzeba pamiętać, że nie można złapać wszystkiego naraz oraz to, że skoro raz doszliśmy do pewnych stwierdzeń, to znaczy, że one są w nas, i że dojdziemy do nich też pewnie następnym razem. O, i trzeba starać się też nie przejmować bzdetami. Na przykład takimi, że w przedostatnim zdaniu użyłem słów "naraz", "raz" oraz "razem" :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:.

Myślę też, że ważna jest współpraca. Nawet bardzo ważna. Inni mogą pomóc w wyborze tego, co jest najważniejsze. Mogą tak pomagać nawet nieświadomie, przez przypadek. Tak, trzeba pamiętać o innych (zapisałem sobie :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: ). Bo każdy jest ważny. Można też ujrzeć to, co jest ważne na przykład w... makaronie, kalafiorze, a nawet w kartonie po telewizorze :Stan - Uśmiecha się:. Taa, coś dużo słowa "ważne" się tu pojawia. Hm.
-

No to łap! Aaaj! No widzisz, teraz się nie udało. Taaak, może rzeczywiście trochę krzywo rzuciłem. Następnym razem postaram się rzucić trochę celniej. :Stan - Uśmiecha się: :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Trzy godziny to pisałem. Także jest postęp. :Stan - Uśmiecha się - Szeroko: :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
w pewnym sensie to już jesteśmy ubezwłasnowolnieni. kto pocigąa za sznurki naszej kukiełki? Lęk. Spójrzcie, odpowiadamy za każdą swoją
decyzję, jednak w większości przypadków zanim ją podejmiemy, najpierw
przesypujemy za i przeciw przez sito naszych obaw. częstym tego efektem jest uniknięcie sytuacji lękowej(bądź próba uniknięcia) lub
uczestniczenie w niej w sposób ograniczony, pełen rezerwy, a przez to niesatysfakcjonujący.

zatem Billy the Mountain, coś już wtargnęło w Twoje życie, pozbawiło
myśli o oporze, i to bardzo brutalnie, skuło w kajdany i powiedziało
Ci, co i gdzie trzeba. w domu,w izolacji. i mi także.
zatem, po tych przeżyciach, podchodzę niechętnie do decydowania za mnie. chyba, że, jak napisał Michał, myślimy o marzeniach
Cytat:,ale bardziej o zabarwieniu erotycznym.
:Stan - Uśmiecha się:

Cytat:Szczerze mówiąc, nie do końca rozumiem ten fragment.
w tym fragmencie miałem na myśli to, że zupełnie nie kontroluję poziomu stresu, jaki we mnie nabrzmiewa w sytuacjach społecznych, czy choćby jedynie w wyobrażeniach o nich. m.in.to doprowadziło mnie do lęków i depresji zatem poznanie i stosowanie technik relaksacji uznaję za cenne. ach, i aktywność fizyczną.


Cytat:To nie do końca tak jest... A raczej zupełnie inaczej :Stan - Uśmiecha się:
Przede wszystkim język, jakim się posługuję tutaj, nie jest moim naturalnym. Ja tak nie myślę, ani tak nie mówię. Większość zdań po napisaniu wielokrotnie zmieniam i przez to ostateczna forma jest daleka od naturalności.
Ale to tylko forma, mniej ważna sprawa. Jeśli chodzi o treść, to też nie jest za dobrze. Pisząc te najtrudniejsze posty, kłębiły mi się w głowie dziesiątki myśli, które bardzo ciężko mi było uporządkować, wybrać te najważniejsze i połączyć w spójną całość. Najgorsze jest to, że ja czytając to, co napisałem, nie jestem pewien, czy na pewno o to mi chodziło, czy dobrze rozumiem sam siebie.

w takim razie jesteś solidnym edytorem, podobnie Smoklej. :Stan - Uśmiecha się:
wydaje mi się, że, aby móc zrozumieć siebie, trzeba również przejrzeć się w kimś innym, potrzeba do tego odniesień. a ich zdobycie, z powodów sami-najlepiej-wiecie-jakich, jest skomplikowane. poza tym, w naszym wyobrażeniu o sobie często przeważa negatywizm, a to oznacza, że mamy 'niezdrowy' punkt widzenia:Stan - Uśmiecha się: to jeszcze bardziej utrudnia
zrozumienie siebie, bo pozornie jest logicznie, a w rzeczywistości irracjonalnie.

a ja, brodząc we mgle, pozostając w domu i wciąż myśląc o tym, że mam
problem, obwiniałem się,że jestem kłopotem dla rodziny, byłem zły, że
czas mi ucieka, smuciłem się, że tak już będzie i nie ma dla mnie
szansy, że jestem niewydolny intelektualnie, pusty i wysuszony
emocjonalnie(przebywałem w salonie krzywych zwierciadeł).a tymczasem
cierpiałem i bałem się, bardzo, zatem miałem uczucia, mój umysł
tworzył setki negatywnych myśli, zatem funkcjonował.oczywiście
zastanawiałem się, co mógłbym zrobić. ale od miesięcy nie potrafiłem
podjąc decyzji, by wybrać się do specjalisty, mimo, że miałem adres i
kontakt. w końcu, będąc kolejny raz zrozpaczonym, wybrałem kierunek w
tej mgle i jego chciałem się trzymać. podjąłem decyzję. dotarłem do
Styksu, negocjacje z przewoźnikiem były trudne, ale w końcu go
przekonawszy, postawiłem stopę na brzegu po stronie swiata żywych i
właśnie wspinam się na powierzchnię. mogę się jednak odwrócić,bez
obawy, że Eurydyka,która idzie wraz ze mną, zostanie wciągnięta na
powrót do Hadesu. Przekonałem bowiem, wraz z Eurydyką, władcę tej
krainy, że z pobytu u niego będę czerpał nauki.

zrozumiałem, że dla mnie,tylko działanie ma sens. szukanie porad u specjalisty to jak szukanie efektywniejszych metod nauki. jak odnalezienie przewodnika (może o takim ubezwłasnowolnieniu myślałeś?) o ile znajdzie się takiego, który rzeczywiście zna okolicę.
mój głos to jedno zdanie. na forum wiele jest pomysłów na wychodzenie z fobii, ale każdy zakłada działanie i udział osób trzecich, choćby byli coachamii, czy autorami książek. zresztą, ja też czytam różne poradniki, o polecenie których poprosiłem psychoterapetkę.

Karaib
Stron: 1 2