PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Też tak macie?
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Kiedy chodzę do szkoły długo czuje się z czasem lepiej. Kiedy nawiążę z kimś kontakt z każdą kolejną rozmową jest coraz lepiej. Ale kiedy nie rozmawiam z kimś dłuższy czas to potem znów czuje się źle. Tak samo w szkole, po wakacjach pierwsze kilka tygodni to jest istna masakra. Macie tak samo?
Dokładnie tak samo. Słowo w słowo.
Czasami wydaje mi się, że to wszystko nie ma sensu. Nie garnąłem nigdy do ludzi, nie czuję potrzeby nawiązania kontaktu, raczej "bo tak wszyscy robią, jeśli tak nie będziesz robił będziesz traktowany jak odludek, będziesz wyśmiewany, będą ci dokuczać jak kiedyś" niż "to sprawia mi radość" powoduje że nawiązuje jakieś kontakty z osobami w szkole. Czasami wydaje mi się, że to nie jest moje naturalne środowisko. Zawsze świetnie czułem się samemu. Dobrze czuje się z tymi których znam od długiego czasu, którzy mnie rozumieją, a nie od tak żeby tylko pogadać, a tak to cholera wie może i śmieją sie za moimi plecami. Wyczytuję tutaj różne rzeczy, że samotność niszczy, że wpadają w depresję chcą się zabić et cetera. Aż sam się boję widząc to co czytam. Jestem taki od dziecka i NIGDY jeszcze nie miałem głębokiej depresji czy myśli samobójczych, co najwyżej nuda w zimie mnie zabija. Czy w takim razie jest sens żeby się dalej zmuszać do nawiązywania kontaktów i rozmów o pogodzie?
Ja nie widzę sensu. Możesz pracować nad lękiem, który jest dla Ciebie niepożądany. Ale jeśli nie czujesz potrzeby, to po prostu zacznij robić rzeczy tak jak ty chcesz. Spotykaj się z ludźmi, z którymi chcesz. Staraj się łapać siebie na myśleniu, że coś musisz. Staraj się myśleć, co chcesz. Liczy się tylko to. Po co żyć, jeśli ciągle tylko wykonuje się jakieś określone schematem czynności. Władze nad swoim życiem i siłę poczujesz tylko wtedy, gdy będziesz żył w zgodzie ze sobą.
Dzięki za jako takie naświetlenie sprawy. Z lękiem staram się walczyć, to jest tylko stare wyobrażenie spowodowane przez tragiczne doświadczenia z przeszłości, które właściwie dzisiaj nie mają wielkiej szansy się powtórzyć, więc bez sensu jest się tym katować. To że nie ciągnie mnie do ludzi do zupełnie inna sprawa, którą być może poprzednie złe doświadczenia jeszcze pogłębiły, ale sądzę że źródło tego nie jest skażone lękami, źródło jest że tak powiem "naturalne". W grupach czuje się źle, bo to nie mój świat. Grupują się towarzyscy, bo mają z tego korzyści. Ja uczęszczam do szkoły i siłą rzeczy do grupy, bo na etapie liceum inaczej się nie da. Nie potrafię się w to zaangażować. Czuje się źle, bo nie jestem w swoim świecie, nie czuje się tam do końca wolny, wcale nie chciałem tam być. Po zastanowieniu się dochodzę do wniosku, że kiedy wyjdę z grup to skończą się moje problemy. W kontaktach od tak na ulicy typu "która jest godzina", robieniu zakupów i załatwianiu spraw nie czuję lęku i stresu, no może minimum które właściwie nie przeszkadza. Poza tymi kontaktami jest jeszcze rodzina i kumpel - cenię sobie kontakt z nimi, bo oni mnie rozumieją i przez to coś dla mnie znaczą. Mogę z nimi dzielić się ważnymi sprawami i uczuciami. Innych kontaktów po prostu nie potrzebuję, chyba że pojawia się kolejna osoba zgodna z powyższym stwierdzeniem.

Od 12 lat kontynuuję schemat szkoła-dom-nauka-spanie. Nienawidziłem tego 12 lat temu (nie miałem jeszcze fobii), nienawidzę dzisiaj. Ale już bardzo niedługo do końca. Na wakacjach w tym roku byłem na wsi u dziadków i posmakowałem wtedy prawdziwego wolnego życia. W domu czuje się jak w więzieniu. Rodzice mnie nie rozumieją i traktują jak przedmiot, mam ładnie chodzić do szkoły, a wolny czas najlepiej przesypiać. Jak chcę wyjść z domu np. na rower w lecie to słyszę 100 razy że jestem idiotą, że się zabiję i że powinienem siedzieć na dup*e. Na wakacjach robiłem co chciałem i wtedy czułem się naprawdę wolny i szczęśliwy.

Uuuff! Troche przydługie mi to wyszło, ale czasem potrzebuję to z siebie wyrzucić.
Nie jestem pewna czy to co masz to lęk.. Może to jest niemożność dopasowania się do reszty. Rozumiem, że nie sprawia Ci przyjemności przebywanie z innymi ludkami ale cóż.. trzeba jakoś się z nimi dogadywać:Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Niedługo pójdziesz z domu, będziesz robił to na co masz ochotę.. Znajdź swoje miejsce w tym życiu. Rób tak byś w przyszłości mógł się zjąć czymś co lubisz :Stan - Uśmiecha się: kalkulator kredytowy
W zimie jest masakra, bo w domu nie mam co robić. Jak przyjdzie wiosna i zacznę jeździć rowerem to pewnie odżyję. Kiedy robię to co lubię to ta cała szkoła zaczyna mi zwisać. W zimie głównie od tego jaki bede miał dzień w szkole zależy jak sie bede czuł przez resztę dnia. W lecie nawet w wypadku złego dnia olewam to, bo wracam do domu, biorę rower i wiem że po 15km już nie będę pamiętał że coś złego dla mnie sie działo w szkole, dlatego zwykle idę na olewie i jest ok.
Ok, Sosen. Tylko żyjąc, mając innych kompletnie w d*pie... No nie jestem pewien, czy to jest takie dobre. W ogóle to ostatnio miewam dylemat ja vs. inni.
co do głównego wątku - mam tak, że będąc wśród ludzi (ale warunkiem jest rozmawianie itd. - a nie stanie z boku ;] ) czuję się świetnie, ale wracając do chałupy - jakoś tak pusto mi jest... NA chwile obecna jestem ZBYT spoleczny. caly czas bym gdzies wylazil na jakies wypady (ale jesli przez tyle lat mi tego brakowalo...)
stap!inesekend napisał(a):co do głównego wątku - mam tak, że będąc wśród ludzi (ale warunkiem jest rozmawianie itd. - a nie stanie z boku ;] ) czuję się świetnie, ale wracając do chałupy - jakoś tak pusto mi jest... NA chwile obecna jestem ZBYT spoleczny. caly czas bym gdzies wylazil na jakies wypady (ale jesli przez tyle lat mi tego brakowalo...)
No więc jesteś moim przeciwieństwem. Mi takich rzeczy nigdy w życiu nie brakowało. Nigdy nie czułem bólu z powodu pustki i samotności. Nigdy nie było tak, żebym zarzucił jakąś czynność sprawiającą mi przyjemność "bo bez innych to i tak do d*py". Nawet przeciwnie, kiedy zabieram kumpla na miasto pojeździć rowerem czuję 90% tego co czuję kiedy jadę sam. Brak mi tej swobody, musimy się umawiać gdzie pojedziemy, czasem kiedy on nie chce jechać tam gdzie ja chce to mnie szlag trafia, ale cóż trzeba sie dostosować jak sie jedzie razem. Dlatego wolę robić to zupełnie sam. Wtedy czuję pełną swobodę, jadę tam gdzie chcę i nikt nie musi się ze mną zgadzać.
też wolę, jeśli wszystko dzieje się po mojej myśli :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: i moze dlatego w ogolnie pojetym domu, czy tu, czy tam, jestem znacznie bardziej despotyczny :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Nie próbowanie na siłę nawiązywać kontaktów, i posiadanie kilku bliskich znajomych/przyjaciół chyba się nie wyklucza. Nie mówię, żeby miał wszystkich w dup*e. Ja np. wiem, że swojej natury nie przeskoczę. Nie jestem ekstrawertykiem i chyba trzeba się w jakimś stopniu z tym pogodzić. W ogóle to chodzi o to, żeby robić rzeczy, na które ma się ochotę, które się lubi. Starać się odnaleźć takie rzeczy, takich znajomych. Nie mówię cały czas i tylko oczywiście. Jakieś altruistyczne postawy też trzeba mieć.

Ja się ostatnio zaczynam zastanawiać nad swoim życiem i dochodzę do wniosku, że w ogóle nie myślę o sobie. Mam problem z określeniem rzeczy, które lubię, które chcę, bo całe życie byłem altruistą. Nie wiem nawet czy lubię swoich znajomych, bo to oni zawsze wybierali kiedy chcą się ze mną spotkać, i kiedy ja idę na imprezę. Ja mogłem tylko ewentualnie odmówić.
Mnie też zawsze denerwowało i denerwuje, że mam zbyt mały wpływ na większość moich znajomych.
Ja myślę i o sobie, i o innych, a że za dużo myślę i o jednym i o drugim... no to można czasem kręćka dostać. Naprawdę łatwiej jest nie myśleć...
Myślenie nie boli - ale lepiej jak jest ukierunkowane na jakieś zagadnienie. Powracające myśli o czymś są bez sensu i potrafią wyrządzić szkody.. Jeżeli coś Cię dręczy zastanów się nad tym, wyciągnij wnioski i zostaw to w spokoju. Skup się na pozytywnych rzeczach.. Wtedy będzie Ci o wiele łatwiej i .. przyjemniej :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
stap!inesekend napisał(a):cmam tak, że będąc wśród ludzi (ale warunkiem jest rozmawianie itd. - a nie stanie z boku ;] ) czuję się świetnie, ale wracając do chałupy - jakoś tak pusto mi jest... brakowalo...)

Właściwie to mam bardzo podobnie, jak jestem z ludźmi z którymi mi się fajnie gada, to jestem zadowolony, gorzej kiedy tylko stoję z boku i się nie odzywam - wtedy czuję się paskudnie, ale jak wracam do domu i jestem sam, to czuję taką pustkę... Kiedy chodzę do szkoły jest mniejsza, bo widzę i gadam z ludźmi codziennie. I to mi sprawia radość. Ale kiedy są ferie albo wakacje to ta pustak się nasila i zawsze w pierwszy dzień ferii albo wakacji czuję totalną pustkę i samotność.
Zielona Kredka napisał(a):Dokładnie tak samo. Słowo w słowo.
Ja niestety też...
Cześć jestem Maciek, ja mam podobnie tylko że już nie chodzę do szkoły , ale mój brat ma dziewczynę i kiedy ona jest dłużej u nas to się nawet do niej odezwę , ale jak już jej dłużej nie ma i przyjedzie to z początku nawet jej unikam i jej wzroku, ale z czasem to mija , poza tym jestem nieśmiały w stosunku do dziewczyn , mam 24 lata i jeszcze nie miałem nigdy drugiej połówki , chociaż nie jestem brzydki ani zakompleksiony.
Ciągle odczuwam strach przed porażką tzn. przed zrobieniem z siebie debila czy kogoś w tym stylu :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: albo nie będę wiedział co mam powiedzieć :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
Ciężko mi z tym , bo bardzo chciał bym mieć dziewczynę , ale nie mogę się przełamać , szukam dziewczyny która mnie zrozumie i może ma podobne problemy , mogli byśmy razem sobie pomóc , jestem z okolic Włocławka. :-)