PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Zadowolenie z (cudzego) nieszczęścia
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Witam,
nie do końca wiem jak nazwać swój przypadek w 2 słowach więc postaram się zobrazować. Gdy ktoś powiadamia mnie wśród innych osób bądź kogokolwiek obok o tym, że stało się nieszczęścię, w szczególności wypadek, śmierć to mimowolnie na mej twarzy pojawia się uśmiech.
To samo spotyka mnie, gdy przychodzi mi podzielić się tą smutną wiadomością z innymi, biegam oczami po smutnych minach gdy sam staram się zdusić uśmiech z mej twarzy. Nie będąc w pełni świadomy swego problemu ktoś zwrócił mi uwagę, abym zachował swe emocje dla siebie i nie okazywał ich z taką ekspresją. Na domiar złego odruch ten mam iście zewnętrzny, nie czuję żadnej wewn. radości z czyjegoś nieszczęścia, podchodzę z dystansem życia bez większych emocji.
Czy ktoś z Was doświadczył czegoś takiego?
Ale Ty nie cieszysz się tak naprawdę, po prostu nie możesz zapanować nad uśmiechem, tak? To nic takiego, gorzej byłoby, gdybyś naprawdę się wtedy cieszył :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Ja kiedyś tak miałam, że jak widziałam, że cos się dzieje, nie mogłam opanować uśmiechu. To był taki nerwowy odruch :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Nie wiem, czy to Cię pocieszy, ale Wojciech Cejrowski też tak ma :Stan - Uśmiecha się - LOL: Może uda mi się znaleźć jego książkę z cytatem, to wtedy tu wkleję.
Ja już to gdzieś na forum pisałem, że mam identycznie. A miałem przynajmniej. Brechałem się, jak się komuś coś stało. Ja nie umiem się smucić czymś w ogóle.
Kiedyś strasznie lubiałem przeżywać nieszczęścia... strasznie byłem zadowolony gdy się o jakimś dowiedziałem... zadowolony w takim sensie, że skoro ja jestem smutny to jak się dowiedziałem, że ktoś inny też to tak jakby mi lepiej było, nie wiem raźniej?
I strasznie lubiałem słuchać jak ktoś biadolił jaki to świat zły, jak ktoś go skrzywdził...
zawsze widziałem siebie jako wybawiciele tej osoby :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Jakoś było tak, że uważałem, że skoro jestem samotny smutny, bez znajomych i w dodatku wyśmiany, z fobią i bojący się zrobić cokolwiek by to zmienić to sprawiało mi przyjemność rozczulanie się nad zmartwieniami innych... jakoś taki spokojniejszy byłem wtedy, ale kiedy np dowiedziałem się, że ktoś kto był smutny znowu jest wesoły... to co prawda mówiłem coś typu "no widzisz, jest fajnie znów" ale już wiedziałem, że chce mi się ryczeć...
bo ktoś jest znowu wesoły, a ja nie... no i ryczałem, słuchałem smutnych piosenek i tak ciągle...

Ehhh naszczęście przeszło mi :Stan - Uśmiecha się:
dziwny jest twoj przypadek.. ja np uwielbiam kiedy komus dzieje sie krzywda, nie to ze sam bezposrednio kogos krzywdze bo na to mnie nie stac -a uwielbiam dla tego ze sam przez 4 lata bylem krzywdzony przez innych ludzi i to bardzo dotkliwie moze z toba jest tak samo
dobra beke czasem mozna z kogos pocisnac jak mu sie cos zlego trafi :Stan - Uśmiecha się:
gfdgg
Też kiedyś się nad tym zastanawiałem, bo mam podobnie. Często (choć nie zawsze) jak ktoś zaczyna mi coś smutnego opowiadać, to się uśmiecham. Nie chodzi , że się cieszę wewnętrznie, po prostu się uśmiecham. Dziwne, rzeczywiście.

A tak pokrewnie do tematu:
Niekiedy mam też tak, że jak ktoś się złości na mnie (ale raczej bliska osoba) to chce mi się śmiać. W tym wypadku wydaje mi się, że służy to po prostu temu, aby odeprzeć złe emocje i rozładować atmosferę.
Niekiedy też jak ktoś opowiada mi coś smutnego i oczekuje pocieszenia, to nie umiem go pocieszyć współczując (choć współczuję) więc rozśmieszam daną osobę. Kilka osób podziękowało mi za to,bo poprawiłem im humor, choć nie wiem, czy każdy oczekuje takiego zachowania.
Jak ktoś przeżywa jakieś nieszczęście, to mi łzy lecą i ściska mi gardło. Nawet jak tą osobę znam z opowieści.

Ale spotkałam się z nerwowym odruchem, że ktoś się śmieje, ale współczuje.
Nie mam takiego odruchu. To musi być straszne. Ja nie lubię słuchać o jakichkolwiek nieszczęściach, bo robię się smutny wtedy. Dlatego unikam telewizji :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Hmm... mam podobnie do Ciebie... kiedy dowiem się o jakieś tragedii zawsze mimowolnie się śmieje. Podam Ci przykład: złapał mnie kanar i wlepił mi karę i pyta się o moje miejsce zamieszkania,a ja jemu zwyczajnie wybuchnęłam śmiechem !!! Albo pamiętam kiedy moja koleżanka sobie przy mnie złamała rękę i krzyczała z bólu,a ja przerażona nad nią stałam i umierałam ze śmiechu.

Tak to już u mnie jest,odziedziczyłam to po stronie taty... ale ja sobie z tym poradziłam tak,że każdemu kto jest w moim towarzystwie mówie po prostu,że zamiast np. płakać ja zaczynam się śmiać.... NO cóż... Jednych paraliżuje strach w strasznych sytuacjach,a ja akurat zaczynam się śmiać.. ale to jest normlalne,czytałam o tym nawet w wikipedii !!! To jest po prostu rzadko spotykaną reakcją percepcji i ma ją ok. 3 % !!!
Mam dokładnie to samo. Jestem świadkiem czegoś przykrego, albo ktoś opowiada mi o jakimś wypadku, a na mojej twarzy pojawia się uśmiech jak jakiś tik nerwowy, bo wcale nie odczuwam wtedy żadnej radości ani satysfakcji, po prostu usta same mi się układają w uśmiechu. Pamiętam jak w czwartej klasie podstawówki umarł mój kolega z klasy, a kiedy dowiedziałam się tego po przyjściu do szkoły, po prostu nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Wszyscy byli smutni, nauczycielka płakała, a ja walczyłam ze sobą, żeby ukryć uśmiech i nie roześmiać się na głos. Najbliższe osoby wiedzą o mojej reakcji i np. moja najbliższa koleżanka nie wypomina mi, że kiedy ona wypłakuje mi się w ramię po zerwaniu z chłopakiem, ja mam minę jakbym właśnie coś wygrała. Taka reakcja ma chyba coś wspólnego z genetyką, bo mój tata ma tak samo. Najgorsze, że tutaj nie pomaga żadne myślenie o najgorszej chwili w życiu i inne tego typu triki. Najlepiej po prostu mówić znajomym, że mamy taki problem i tyle.
jhjkhhjk
Też tak mam. Często mam wielką ochotę uśmiechnąć się, jak słyszę że komuś przytrafiło się coś przykrego... Myślę, że jest to pewnego rodzaju reakcja obronna, bo nie umiem pocieszać innych ludzi, nigdy nie wiem, co powiedzieć...
Ciekawy temat. Ktoś z was tak ma?

Szary

To chore, ale też tak mam
Kiedyś zdarzało mi się częściej, a teraz już zdecydowanie mniej z różnicą taką, że teraz jestem jakby taki bardziej obojętny. Ani nie jestem zadowolony, ani nie współczuję. Biorę to bardziej za taką regułę życia, że to się może przytrafić każdemu.
Ogólnie tak nie mam ale jak by mi ktoś bardzo podpadł to chyba bym się cieszył :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
Ja nie umiem reagować na takie rzeczy. Chociaż, zdarza mi się, że jak mam do przekazania jakąś niemiłą wiadomość to chyba ze stresu usta wykrzywiają mi się w uśmiech. Nie lubię tego. Czasem jak ktoś mi opowiada, że coś złego mu się stało, to mam myśli w głowie "jak powinnam zareagować? zrobić smutną minę? powiedzieć coś?".

To głupie, ale mam wrażenie, że większość okazywania emocji udaję, bo nie nauczyłam się ich uzewnętrzniać.
Lubię się cieszyć z cudzego nieszczęścia, zwłaszcza osób, których nie lubię. Oczywiście takie rzeczy zachowuję w sobie, na zewnątrz pokazuję albo obojętne uczucia albo udaję współczucie. Sama mam pełno niepowodzeń w życiu, więc lubię, gdy nie tylko mi się nie udaje.
(31 Sie 2018, Pią 15:26)Noele napisał(a): [ -> ]Ja nie umiem reagować na takie rzeczy. Chociaż, zdarza mi się, że jak mam do przekazania jakąś niemiłą wiadomość to chyba ze stresu usta wykrzywiają mi się w uśmiech. Nie lubię tego. Czasem jak ktoś mi opowiada, że coś złego mu się stało, to mam myśli w głowie "jak powinnam zareagować? zrobić smutną minę? powiedzieć coś?".

To głupie, ale mam wrażenie, że większość okazywania emocji udaję, bo nie nauczyłam się ich uzewnętrzniać.

Też tak miałem kiedyś, mówiłem o rzeczach poważnych i mimowolnie zaczynałem się uśmiechać, przez to osądzano mnie o kłamstwo i arogancje 

Co do nieszczęścia innych UWIELBIAM
(01 Wrz 2018, Sob 18:57)zwykladziewczyna napisał(a): [ -> ]Sama mam pełno niepowodzeń w życiu, więc lubię, gdy nie tylko mi się nie udaje.

Ja też a poza tym tyle spotkało mnie przykrości że cieszy mnie że ktos doswiadcza czegos czego ja mialam az nadto. Np. dokuczenie, obgadywanie, wykluczenie i wiele innych.
Ja tam wole jak sie innym cos udaje. Wg mnie to :Ikony bluzgi grzybek: jak ktos sie cieszy z cudzego nieszczescia...

Użytkownik 100618

U mnie co najwyżej pojawia się uczucie, nie wiem... że ze mną nie jest tak źle, mogłam mieć gorzej albo po prostu że nie tylko ja jestem w bagnie. O, ulga, taki lekki spokój, bo łatwiej mi jest uwierzyć, że komuś się uda wydobrzeć, więęęęc statystycznie im więcej niebóg polepszy swój stan, tym większa szansa, że i mnie się uda ;3
Wiem, mega egoistyczne podejście.
Gdy komuś się coś uda, to super, choć jest drobne kłucie serduszka, że mnie nic takiego nie spotkało :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Ale nie życzę nikomu źle, bynajmniej.

Wiecie, jestem w stanie uwierzyć, że praktycznie każdy fobiś z problemami ma szansę wyjść na prostą, tylko nie ja xD

A co do bezwarunkowego odruchu uśmiechania się gdy ktoś mówi o czymś przykrym... to chyba tak miewałam, gdy sprawa nie dotyczyła mnie, moich bliskich. Ostatnio mam wobec wszystkiego kamienną twarz, więc raczej już tego nie mam.

Użytkownik 22397

Ostatnio sié przyøapaøem na tym, ze poczuøem satysfakcje z tego powodu, iz jedna laska na forum bipolara napisala, ze jej sie zycie rozpada. Gdy sie na tym przylapalem natychmiast sie za to skarcilem w myslach, ale jednak... Troche wstyd.
Stron: 1 2