PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: No to fantastycznie - osobowość unikająca:/
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Wywnętrzę się, za pozwoleniem i opiszę swoje bolączki:Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Jakoś tak wyszło w zeszłym roku, że musiałam podjąć pracę w miejscu, w którym aż roi się od ludzi. Wewnętrznie jakoś mnie to już nie stresuje (już dawno przestało) i nie przyprawia o zawał, bo wiem z góry jak to będzie wyglądać: najpierw wszyscy "starzy" pracownicy będą mnie ciekawi, zagadają, będą ogólne (jeszcze sympatyczne) śmiechy (w tym moje nerwowe grymasy i nieskładne wypowiedzi) a pod koniec tygodnia wszyscy zgodnie orzekną, że jestem dziwna, zaczną obgadywać po kątach i wykorzystywać, bo zorientują się, że nie umiem powiedzieć "nie, nie zrobię tego, bo to nie należy do moich obowiązków".
Ale w zasadzie nie o to chodzi. Już pierwszego dnia przedstawiono mnie jednemu miłemu pracownikowi. Pracownik ten, dodam dla ułatwienia, że Krzyś, zaczął ze mną miło rozmawiać. A że po pewnym czasie zostaliśmy we dwójkę, to i ja, świadoma nieobecności świadków i innych czynników stresujących, otworzyłam się troszkę, pożartowaliśmy sobie, momentami sprośnie, lecz po koleżeńsku i było sympatycznie. Poznałam, co to znaczy pogadać miło i na luzie (!) z mężczyzną, bo do tej pory nie było mi to dane. (Wiadomo, nieśmiałość, fobia społ. i osobowość unikająca- jak się dowiedziałam przed chwilą- istne 3 w 1, co zaowocowało tym, że mam 23 lata i nie miałam jeszcze chłopaka). No więc wszystko wyglądało miło. Do czasu, gdy nie wyskoczył z propozycją spotkania. O matko, myślałam, że zejdę w trybie przyspieszonym. Rumieniec na twarzy, wzrok się błąka po suficie (nie mogłam na niego spojrzeć), ręce nerwowo trą o siebie- myślał pewnie, że ataku dostałam. I wszystko się s+:Ikony bluzgi pieprz: w jednej chwili. Wybąkałam: jasne, czemu nie. Przecież możemy iść na kawę. Ale ja teraz nie mam czasu, pracę na studia piszę, pierwszy rozdział muszę oddać promotorowi. On powiedział: ok, ok. Następnego dnia powrócił do tematu i chciał iść ze mną do kina. Powiedziałam, że naprawdę, naprawdę nie mam czasu. A on: dobrze, ale jak tylko znajdziesz czas, to mi powiedz... Gdyby on jeszcze to mówił jakoś... hmmm, normalnie, zaśmiał się, albo coś. Ale miał przy tym tak poważną minę, że nie mogłam tego zdzierżyć i serce mi krwawiło, bo czułam, jakbym mu krzywdę robiła.
Raz podał mi rękę na przywitanie i pogłaskał ją. Spojrzałam na niego zdziwiona i zszokowana. Z tego szoku, aż zapomniałam, że wstydzę się spojrzeć mu w oczy, i złapałam jego wzrok, tak pełen czułości, że aż nie wiedziałam co powiedzieć. Potem jeszcze usłyszałam przechodząc, jak jego jeden kolega mówił do drugiego: "nasz Krzyś to się chyba zakochał".
Nie mówiąc o tym, że często mi pomagał, często przychodziłam na miejsce pracy i okazywało się, że wiele rzeczy zastawałam już zrobionych, a wiem, że nikt inny by tego nie zrobił, bo są to moje obowiązki.
I tak to trwa już pół roku. On nie ma problemu w kontaktach z innymi. Jest towarzyski, ale sprawia wrażenie bardzo czułego. Myślę, że zrozumiałby, gdybym mu powiedziała, że mam problem w relacjach z ludźmi. Powinno być to widać, że mam problemy, ale mam to nieszczęście, że kiedy on przechodzi, ja akurat żartuję sobie z kimś, albo ktoś mnie mija i zaczepia, a ja z grzeczności coś odpowiadam. Było parę takich sytuacji, i boję się, że on może pomyśleć, że celowo z nim nie gadam, że mam w nosie jego uczucie. Teraz już w ogóle nie gadamy, kiedy go mijam odwracam wzrok. On czasem próbuje coś zagadać, ale ja nic nie jestem w stanie z siebie wydobyć. Totalna drętwota.

A sprawy mają się tak, że ja nie wiem, czy on mi się podoba. Podejrzewam, że żywię do niego jakieś cieplejsze uczucia i rozmyślam o nim w wolnych chwilach, bo jest to jedyny facet, który się mną do tej pory zainteresował. Powiedziałabym, że jest to coś w rodzaju uczucia wdzięczności- nie mam pojęcia czy to jest zakochanie. nie byłam nigdy zakochana.

Myślę sobie tak: mogłabym ewentualnie (po pół roku czasu) przypomnieć mu o spotkani, choć pewnie dziwnie by to zabrzmiało. Jestem pewna, że byłby chętny. Ostatnio podszedł, bo chciał mi coś przekazać od siebie z działu. I na zakończenie jeszcze dodał: jakbyś chciała mojej pomocy przy tych papierach to powiedz. A ja patrzyłam się w ścianę i obgryzałam paznokcie. I mruknęłam coś.
Jezu. Teraz jak to czytam, to nie wiem jakie on może mieć o mnie zdanie, pewnie myśli, że jestem nienormalna.
A więc: ewentualne spotkanie wchodzi w grę. Ale co potem.A jeśli by chciał czegoś więcej? Jeśli by powiedział: spróbujmy być razem? O czym ja mam z nim gadać? Randka, Boże, chybabym zeszła. Jedna, jeszcze może być. A jeśli na następnym spotkaniu powie: rany, ona jest faktycznie taka drętwa! (a nie jestem!!!) A jeśli szybko mu przejdzie? A jeśli przedstawi mnie swoim znajomym, a oni mnie wyśmieją? Jeśli ja się zacznę angażować, a on mnie zostawi? Albo będzie niecierpliwy? Mam ochotę na seks z nim, całe moje ciało się do niego wyrywa, ale nie rozbiorę się przed nim, prędzej zdechnę, niż miałby spojrzeć na moje ciało. No, może, jak zgasimy światł:Stan - Uśmiecha się - Anielsko: A jesli pomyśli, że jestem kiepska w łóżku? 23 -latka -dziewica, czy to normalne, skoro nie jestem religijna i nie zamierzam czekać z tym do ślubu? Ja nawet całować się nie umiem. A jeśli przyjrzy mi się uważnie i zauważy te krzywe zęby i wągry na nosie? (haha, przecież jestem przepotworna, czy on tego nie widzi? ślepy, czy co?) Jak ja mam mu to wytłumaczyć, że chciałabym, ale umieram z przerażenia. Czy on to w ogóle zrozumie? Boję się i związku z nim i seksu i wszystkiego. Wolałbym, żeby nie było po nim tak bardzo widać, że mu zależy, wszystko byłoby łatwiejsze.
Czy mam wracać do tej sprawy po pół roku?
Mam podejść i powiedzieć: musimy pogadać - teraz, kiedy wcale już ze sobą nie gadamy?
Ale to trudne.

Mam wrażenie, że odtrącam osobę, która naprawdę może mnie zrozumieć, i której naprawdę na mnie zależy. A jest całe mnóstwo nieżyczliwych mi ludzi, którzy się ze mnie śmieją i mnie nie szanują. To, że on mnie szanuje, naprawdę wiele dla mnie znaczy
Rozpisałam się, przepraszam. I zapłakałam klawiaturę:Stan - Uśmiecha się:
:Stan - Uśmiecha się - Szeroko:
to może na dobry początek się chociaż do nie uśmiehnij, sprowadź go to siebie wzrokiem, a on sama zagada, albo udaj że czegoś nie wiesz, niech Ci pomoże bo się do tego zobowiązał...


poza tym...


dziewczyno!!!.... nie za dużo sobie wyobrażasz jak na pogaduchy damsko -męskie...
wyjście do kina to wyjście do kina nie zawsze musi skończyć się... związkiem, kopulacją czy czym tam chcesz....

zrób jeden krok na przód a dopiero potem będziesz myślała,
naucz się patrzeć mu w oczy
He widze kolejna osoba ktorej wybuch uczucia lub zauroczenia sprowadza na forum... Tez tak mam i daje niezlego kopa motywujacego... W zasadzie to nie wiem co Ci doradzic. Chyba tylko zyczyc aby bylo happy bo wedlug mnie szczere uczucie i staly zwiazek jest jedna z drog ktore prowadza na wlasciwe tory.. Ale to tylko moja teoria nawet nie wyprobowana poprostu tak czuje.. Powodzenia:Stan - Uśmiecha się:
Mira napisał(a):A sprawy mają się tak, że ja nie wiem, czy on mi się podoba. Podejrzewam, że żywię do niego jakieś cieplejsze uczucia i rozmyślam o nim w wolnych chwilach, bo jest to jedyny facet, który się mną do tej pory zainteresował. Powiedziałabym, że jest to coś w rodzaju uczucia wdzięczności- nie mam pojęcia czy to jest zakochanie. nie byłam nigdy zakochana.
To chyba wiem co czujesz. Ja bym spróbował :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Jakieś zdanie: "Kiedyś mówiłeś... wiesz... jeśli nadal miałbyś ochotę na kawę, to mam czas", a jeśli to za wiele, to tak jak Ci dl radzi - poproś o pomoc i może sam zaproponuje wyjście jeszcze raz :Stan - Uśmiecha się:
Dzięki Wam ludzie za rady, miłe słowa i że chciało Wam się w ogóle czytać ten epos...Dziś bym już go nie napisała, bo głowa trzeźwa:Stan - Uśmiecha się - Chichocze:
Może faktycznie to nic takiego, zagaić i porozmawiać jak człowiek z człowiekiem...hm, chyba faktycznie- wyolbrzymiam jak zwykle.
Następnym razem jak mnie minie, to go zaczepię. No dobra, może tylko spojrzę. Zobaczę jeszcze:Stan - Uśmiecha się:
Dl: "w rzeczy samej", jak mówi dr Koziełło, być może za bardzo wybiegam myślą naprzód, a niepotrzebnie.
Jeszcze raz: dzięki:Stan - Uśmiecha się:
Zadzwoń do niego, i się od razu odłącz, tak aby nie miał szans na odebranie telefonu.
Powinien oddzwonić, a jak to zrobi, to powiesz po prostu że przez pomyłkę zły numer wybrałaś w komórce.

Oddzwoni, więc z psychologicznego punktu widzenia to on będzie prowadził rozmowę, i kto wie, może jeszcze raz Ci zaproponuje, a jak nie, to przynajmniej miłą pogawędkę sobie urządzicie, jako takie Twoje przygotowanie gruntu pod bardziej konwencjonalny atak :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Cytat:A sprawy mają się tak, że ja nie wiem, czy on mi się podoba. Podejrzewam, że żywię do niego jakieś cieplejsze uczucia i rozmyślam o nim w wolnych chwilach, bo jest to jedyny facet, który się mną do tej pory zainteresował. Powiedziałabym, że jest to coś w rodzaju uczucia wdzięczności- nie mam pojęcia czy to jest zakochanie. nie byłam nigdy zakochana.
Bez kobiet świat byłby zbyt prosty :Stan - Uśmiecha się:.
Zaciekawiło mnie, co było dalej :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
kuźwa też to mam...musze sie zmuszac do jakichkolwiek kontaktow a przeciez jestem tak cholernie samotna....ehh chociaz znam fachowa nazwe
Ja naukowych nazw znam dość sporo, a najgorsze, że bardzo spora ich część pasuje do mnie. Co do osobowości unikającej to decydujące znaczenie ma... unikanie i podejście do niego. Jeżeli nie masz na koncie "spektakularnych ucieczek" to wątpię byś miała ou :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Wlasnie mam na koncie, np z centrum terapii nerwic w komorowie, wytrzymalam tydzien i zwyczajnie zwialam bo mialam serdecznie dosyc ludzi...poza tym potrafie zamknac sie w domu na 3 miechy sama z rodzicami... do tego nie mam ZADNYCH przyjaciol, jedynie paru kumpli dla zachowania pozorów normalnosci, no ale to zadni przyjaciele...
No cóż, to na pewno zwiększa prawdopodobieństwo ou...
rewelacja...:Stan - Niezadowolony - Obraża się:
Ale jeszcze o niczym nie przesądza :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
tak tylko wszystko co zaburzone mnie dotyka... a ja bylam normalna, fajna dziewczyna, pewnie zreszta wszyscy to macie ze ciezko sie pogodzic z taka zmiana wlasnej osobowosci...
Mam spore wątpliwości czy ou może się ujawnić wraz z wiekiem. U mnie było od zawsze, a na pewno w 5-6 roku życia, kiedy siłą wciągali mnie do przedszkola. Może niech wypowiedzą się inne osoby, które podejrzewają u siebie ou i mają do tego silne podstawy, ale moim zdaniem lęk społeczny, który ujawnia się w wieku dojrzewania czy dorosłości to raczej fobia społeczna niż osobowość unikająca.
może i masz racje, a raczej na pewno...ja choruje jakies 2,5 roku wczesniej bylam towarzyska, nawet za bardzo..ciagle bylo mnie pelno.. i znow sie zale ;[
mi się zaczęło jak miałam 22 lata gdzieś, tzn. przestałam sobie wtedy radzić kompletnie, wcześniej raz było lepiej raz gorzej
były okresy, kiedy byłam bardzo zadowolona z życia i z siebie, a także i takie, kiedy czułam się fatalnie
uzależnione to było od tego czy miałam wokół siebie znajomych czy też nie
w wieku 22 lat miałam jakieś załamanie, wtedy zaczęła się fobia społeczna
nie wiem, czy ou miałam wcześniej, ostatnio się nad tym zastanawiałam i chyba tak, tylko że skutecznie ją ukrywałam
teraz wiekowo jestem stara baba, a w środku czuję się i zachowuję jak mała niedorozwinięta dziewczynka
porażka po prostu
mintchocolate napisał(a):mi się zaczęło jak miałam 22 lata gdzieś, tzn. przestałam sobie wtedy radzić kompletnie, wcześniej raz było lepiej raz gorzej
były okresy, kiedy byłam bardzo zadowolona z życia i z siebie, a także i takie, kiedy czułam się fatalnie
uzależnione to było od tego czy miałam wokół siebie znajomych czy też nie
w wieku 22 lat miałam jakieś załamanie, wtedy zaczęła się fobia społeczna
nie wiem, czy ou miałam wcześniej, ostatnio się nad tym zastanawiałam i chyba tak, tylko że skutecznie ją ukrywałam
teraz wiekowo jestem stara baba, a w środku czuję się i zachowuję jak mała niedorozwinięta dziewczynka
porażka po prostu

to samo mam... kurde no trzeba cos z soba robic bo przegrywamy zycie :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
no tak, tylko że to niestety nie jest takie proste
jak się raz z torów wypadnie to później ciężko jest na nie wrócić
w tej chwili mam straszne problemy z pracą a co za tym idzie również z pieniędzmi, całe życie mi się wali
niby zaczęłam terapię, czyli zaczęłam coś z tym robić, ale babka mi mówi, że to kwestia paru lat, żeby zmienić złe nawyki myśleniowe, tylko skąd ja mam wziąć na to kasę, skoro nie mogę pracować :Stan - Niezadowolony - Smuci się:

kurczę, jak ja bym chciała być freelancerem, idealny zawód dla takich jak my
ja mysle nad tym zeby zaczac studia online, ale to juz bedzie poddanie sie a ja chce walczyc... ehh ja niestety na garnuszku, czasem coś dorobie u mamy ale boje sie tam chodzic, tzn nie lubie bardzo :Stan - Niezadowolony - Obraża się:
a co robisz u mamy, jakiego rodzaju to jest praca?
skoro piszesz o studiach to wnioskuję, że masz mniej niż 25 lat, jeśli tak, to jeszcze wszystko przed tobą
chodzisz na terapię?
wykorzystywałam terapeutow odwykowych moich, na taka specjalistyczna nie chodzilam tylko poglebiona od alko no i odwyk
Ależ się uśmiałam!

Mira, daj znać, jak tam się sprawy mają : )
Stron: 1 2