PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Socjofobia, a szkoła.. Problem!
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Witam! Mam ogromny problem z socjofobią i nasuwa mi się pewne pytanie. Jestem przerważliwiona na punkcie szkoły, mało kto mnie akceptuje i często mnie wysmiewają. Przez to tracę całą chęć do życia, bo jestem okropnie wrażliwa i przejmuję się cudzymi opiniami. Nienawidzę swojej szkoły i zawsze, kiedy mam tam iść płaczę, i staram się na wszelkie sposoby uniknąc chodzenia tam. Więc tu jest pytanie. Czy jeśli cierpię na socjofobię, mogłabym uzyskać zgodę na prywatne nauczanie? Dodam, że przez szkolne problemy miewam myśli samobójcze. Jeśli tak - jak i komu przedstawić tę sytuację?
Z góry dziękuję za odpowiedzi i pozdrawiam.
PS. Nie wiem, czy to odpowiednie forum, więc jeśli ten post nie pasuje do tematu - usuńcie go.
Wydaje mi się, że powinnaś spróbować jakiejś terapii, może nawet leki. Uciekniesz w jakieś nauczanie indywidualne, ale to Ci nie pomoże na dłuższą metę.
Nie wiem czy to możliwe, ale osoby które znam, miały przepisane leki, terapię i dalej chodziły do szkoły, gdy sobie już nie radziły, zostały przeniesione do szkoły przy ośrodku socjoterapii.

Zresztą nie można się wycofać raz na zawsze, co z pracą, załatwieniem czegokolwiek? Też się męczyłam w szkole. Jednak lepiej nie tracić wszelkich kontaktów z grupą ludzi, nawet jeśli są oni beznadziejni.
Cytat:Jednak lepiej nie tracić wszelkich kontaktów z grupą ludzi, nawet jeśli są oni beznadziejni.
A ja twierdzę, że jeśli ludzie się nad Tobą znęcają fizycznie, to zdecydowanie lepiej od nich odejść. Warto za to szukać jakiejś grupy zainteresowań czy coś takiego. No, ale wiem z doświadczenia, że jest to łatwe w dużym mieście, ale w małym jest już nieciekawie...
W poście autorki nie ma nic o przemocy fizycznej, ale w takim przypadku - pewnie. Zresztą tak samo z przemocą psychiczną. Z tym, że można zmienić grupę na inną, a nie zamknąć się w domu z nauczycielem.
Grupa zainteresowań to w moim odczuciu nie jest to samo, chodzi o to żeby sobie radzić z różnymi ludźmi, a nie tymi, co mają z nami coś wspólnego. Nie wiem czy miałabym odwagę studiować, gdybym miała przerwę np. na czas trwania liceum.
Do szkoły mnie nie ciągnie oczywiście, ale musze chodzić. A w niej Przyjaciol zero, rzadko kiedy z kim pogadam, ale jak sobie pomysle, ze w tym czasie robil cos innego wstawanie okolo 9 i komp, to uwazam, że nawet sluchanie innych, czy nawet fizycznie bycie wokol ludzi, jest jakims tam drobnym plusem, i pod tym katem staram sie myslec o szkole a nie o najgorszych rzeczach z nia zwiazanych. Nawet zdaje to egzamin, ale nie ukrywam ze jest ciezko. A tak w ogule to spomiarkowalem sie, że moja fobia najwieksza jest w szkole. Gdy jestem poza nią to czuje sie swobodnie. Co do kolek zaintersowan, to sport przede wszystkim. Ostatnio chodzilem na hale grac z takim dlaszym znajomym w pilke nozna, i mimo, ze z nikim nie nawiazalem jakiegos kontaktu glebszego, to cieszylem sie, że aktywnie spedzilem czas.
Miało być psychiczne, pomyłka.
Cytat:Grupa zainteresowań to w moim odczuciu nie jest to samo, chodzi o to żeby sobie radzić z różnymi ludźmi, a nie tymi, co mają z nami coś wspólnego. Nie wiem czy miałabym odwagę studiować, gdybym miała przerwę np. na czas trwania liceum.
Ale przecież studenci jednego kierunku to też w pewnym sensie grupa zainteresowań ;-) No, w sumie to zależy... Ale na tych lepszych uczelniach generalnie częściej tak niż nie.
Mam wątpliwości, czy codzienne wojny są lepsze od spokoju w domowym zaciszu...

@dernesox - rozumiem to całkowicie - na studiach nie mam problemu z wychodzeniem z chałupy (ba, nawet chce mi się cały czas wychodzić gdzieś i teraz podczas sesji się duszę), a u siebie w mieście jakoś nie sprawia mi to takiej frajdy, a na byłą szkołę to mam ochotę się zrzygać
stap!inesekend napisał(a):Mam wątpliwości, czy codzienne wojny są lepsze od spokoju w domowym zaciszu...

Hmm, zależy pewnie od rodzaju wojny, ja nigdy nie byłam nękana (poza małym incydentem, ale koleżanka szybko wyleciała ze szkoły), tylko raczej odsunięta, czasem wyśmiana, ale niegroźnie i z powodu tego odsunięcia. Właśnie nie wiem, wydaje mi się, że trudniej może być po nauczaniu indywidualnym, ale nie sprawdziłam tego w praktyce. Bo chodzi mi o sytuację, że uczę się 3 lata w domu i jak w kolejnym roku mam iść na studia, to już nie chcę, bo się odzwyczaiłam od tego bycia w grupie szkolnej. Mam wrażenie, że właśnie tak bym zrobiła, ale może byłoby odwrotnie - nie miałabym kontaktu z tymi psycholami i czułabym się lepiej, rozwijała zainteresowania.

Już się nie przekonam, bo straciłam te wszystkie szkolne lata, ale z perspektywy czasu, widzę, że ci ludzie nic nie byli warci, bo nawet rodzina mi zarzucała, że to ja jestem dziwolągiem i prawie w to uwierzyłam. Najlepiej się odseparować, to na pewno, a czy nauczanie indywidualne czy zmiana szkoły - opinię wydać może lekarz. Mnie się wydaje, że najczęściej zostawiają ludzi w szkole - w gimnazjum osoby z problemami psychicznymi miały indywidualne nauczanie w szkole - siedziały w pierwszej ławce. To dla mnie w ogóle bez sensu, te spojrzenia i chichot.

PS. Ze wspólnymi zainteresowaniami na studiach różnie bywa, bo jeszcze są specjalizacje - u mnie one zdecydowanie dzielą, ludzie są zupełnie różni.
Ja idę na studia zaoczne żeby nie musieć się integrować z kolejną grupą. W liceum się męczę, po podstawówce i gimnazjum nie mam już ochoty wchodzić w żadne grupy, nie potrafię a nawet nie chcę nawiązywać kontaktów tylko dlatego że chodzę z kimś do szkoły. Jak się ktoś nie zintegruje to zwykle w jego kierunku lecą różne docinki, a czasami nawet rękoczyny, po prostu bawią się nim jak nie mają co robić, on jest sam a ich jest kilkunastu, on im nic nie może zrobić. Na szczęście w liceum są dosyć normalne osoby więc kończy się tylko na głupich właściwie niewinnych żartach czy lekkich docinkach. W gimnazjum i pod koniec podstawówki to była normalna przemoc. Na pewno pomogłaby mi zmiana szkoły, ale chorowałem dużo i dla rodziców taka ewentualność nie wchodziła w grę...

Jeśli mamy wybierać między nauczaniem indywidualnym a zmianą szkoły to polecam jednak zmianę szkoły ale szybko i zdecydowanie. Sam tak zrobiłem, poszedłem do nowego liceum i po 2 tygodniach byłem klasową zabawką, tzw. kozłem ofiarnym. W 3 tygodniu powiedziałem papa i poszedłem do innego liceum i teraz jest normalnie. Zmieniajcie szkołę nawet kilka razy, ale jeśli zamierzacie się dalej uczyć to raczej nauczanie indywidualne nie wchodzi w grę. Ja jakbym wziął indywidualne w gimnazjum to bym żył w zgodzie ze sobą, zaznałbym szczęścia i na bank bym nie miał ochoty iść do liceum i uczyć się znowu w grupie. Nadal nie mam ochoty, ale nigdy nie zaznałem jak to jest jak ma się indywidualne więc "nie wiem co tracę" i jest ok - czasem nieświadomość jest lepsza.
Nie polecam indywidualnego. Jestem przekonany ze jak bym mial indywidualne w technikum to nie odwazyl bym sie pojsc na studia.

A teraz na studiach okazalo sie ze znalazlem 2 kumpli z podobnymi zainteresowaniami i tez takich niesmialych. Bardzo dobrze sie czuje bo zawsze mam z kim pogadac i przy nich fobia praktycznie wcale mi nie dolega. Taka paczka ktora zawsze trzyma sie razem i pomaga sobie na zaliczeniach (niestety gdy jestem sam to fobia blyskawicznie powraca).

A z tymi ktorzy opowiadaja non stop na jakiej fajnej imprezie wczoraj byli i ile lasek przelecieli praktycznie slowa nie zamienilem i specjalnie jestem dla nich nie mily zeby sie do mnie wogole nie odzywali (takie typy zazwyczaj sie przypierniczaja bo lecza kompleksy na slabszych psychicznie). To jest bardzo dobra metoda bo praktycznie sie nie znamy i nie spoufalaja sie ze mna na tyle zeby prawic jakies glupkowate zarty. Pozatym to trzeba sobie wypracowac na poczatku bo pozniej juz nic nie zdzialasz, jak cos zaczynali zartowac o mnie to odrazu mowilem Spier.... nawet jesli nie mieli zlych intencji
zamul22 można powiedzieć że masz farta że spotkałeś te 2 osoby - razem jest was 3 i raczej was nie ruszą ci imprezowicze. Ale jakbyś był tylko Ty sam to na "spier***" mógłbyś otrzymać odpowiedź "chcesz wpier**ol". Sam nic byś im nie zrobił chyba że masz znajomych pakerów w co wątpię.

Ja widziałem na własne oczy jak zachowują się studenci na licencjacie na dziennych - pożal się Boże, moja klasa w liceum to przy nich prawie jak aniołki. Dlatego wybieram studia zaoczne - jak najmniej wystawiania sie na kontakt z "twardzielami". Po studiach kończę naukę, więc teraz mógłbym wziąć nawet indywidualne (o ile są takie studia), ale na zaocznych powinienem podołać.
O kurcze, eric, to smutne co piszesz, ja myślałam, że studenci to już poważni ludzie. Też mam 2 koleżanki, z którymi się trzymam, ale jest nawet więcej osób, z którymi pogadam tak na temat studiów czy rzeczy z tym związanych. Atmosfera jest super przyjazna, mimo że niektórzy ludzie nieco dziwni i nie polubiłabym ich. Byłam w różnych grupach, tzn językowych, WF, na zajęciach dodatkowych i wszędzie było miło, można poprosić kogoś o pomoc, czy nawet zwykłą rzecz jak podanie listy, powtórzenie, co powiedział wykładowca. A propos listy - na studiach ludzie podają listę, zwracają uwagę, czy ktoś może jeszcze nie dostał, podają z drugiego końca rzędu, w szkole musiałam podchodzić po zajęciach do nauczyciela, który już kartkę dawno schował, bo na głos wstydziłam się prosić, a zawsze byłam pomijana. Dla mnie studia pod względem atmosfery (nie integracji, ale właśnie takiego spokoju, gdy nie chcesz kontaktu) są super.

Za to dla odmiany, raz poszłam w sobotę na wydział, i nigdy więcej :Stan - Niezadowolony - Przewraca oczami: Miałam wrażenie, że mnie jakaś panna zaraz obije. Pewnie to tylko wrażenie, ale niektóre z tych studentek tak wrogo wyglądały: solarium, czarne lub tlenione włosy, napaćkany makijaż, "bazarkowe" ciuchy - podobny typ dziewczyn się kręci przy szkole fryzjerskiej. Zawsze mnie zastanawia czemu fryzjerki mają takie bezgustne fryzury 8) Skojarzyło mi się to z moim liceum i się w duchu ucieszyłam, że nie poszłam na zaoczne - bo też chciałam. Ale nie zniechęcam, bo w opinii koleżanek, które na takie studia poszły, jest normalnie.
Ja byłem trochę na zaocznych i powiem, że moim zdaniem jest lepiej niż na dziennych (na których nie byłem, ale większość moich rówieśników poszła... a znam ich :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: ).
Na zaocznych często studenci to starsi ludzie, na prawdę dorośli, nierzadko mający własne rodziny, prace, obowiązki. Nie w głowie im przechwalanie się kto ile lasek przeleciał, zastanawianie się kogo by tu poniżyć itp... bo ci ludzie muszą wrócić do domu i przygotować się do pracy na utrzymanie rodziny przez następny tydzień, albo sprawdzić czy dzieci odrobiły lekcje, albo ugotować obiad itp... towarzystwo takich ludzi zdecydowanie bardziej mi odpowiada (jeśli w ogóle jakiekolwiek towarzystwo :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: ).

Są także studia przez internet - też jakieś rozwiązanie. Jeździ się chyba tylko na egzaminy i to nie wiem czy na wszystkie.
U mnie jest znaczna mniejszość starszych, ale to pewnie dlatego, że nikt tego kierunku by na starość nie robił. Na ekonomiach i tym podobnych jest sporo, ale w prywatnych szkołach, ludziom potrzebne są studia, żeby utrzymać pracę i idą często, żeby odbębnić. Nie wyobrażam sobie nękania studentów na uniwersytecie, my to nawet profesora wywaliliśmy, bo brzydkie słowo powiedział i zaczynał mobbować :Stan - Niezadowolony - Diabeł:

Trzeba dobrze trafić, nieważne czy dziennie/wieczorowe/zaoczne.
Sam miałem problem z regularnym chodzeniem do szkoły dlatego, że tam byli ...ludzie którzy jak myślałem źle mnie odbierają.
W realu było tak, że ja ich olewałem to i oni mnie olewali, ale nie zawsze.
W gimnazjum za ciekawie nie było i było dosyć hardkorowo.

Uważam, że można zmienić szkołę, klasę. Ale nie ma sensu przechodzić na indywidualne nauczanie, bo samemu sobie można tym zaszkodzić. Chcąc nie chcąc zawsze jakiś kontakt z ludźmi będziemy mieli i nie ma sensu tego unikać, bo to tylko pogorszy naszą sytuację. Im więcej będziemy przebywali wśród ludzi tym swobodniej będziemy się wśród nich czuli. Nie ma sensu ich unikać.

A jak się znajdzie grupę osób, która nas w pełni akceptuje to może być bardzo ciekawie.
No i człowiek bez kontaktów z ludźmi umiera:Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2:.
Co do umierania bez kontaktów z ludźmi to mam skrajnie odmienne zdanie. Jeśli ktoś jest taki jak większość - to znaczy w pełni rozwinięty instynkt stadny to bez ludzi zginie, bo straci chęć do życia. Ja mam bardzo słaby instynkt stadny, o ile w ogóle go mam. Mam to po rodzicach i bardzo się z tego cieszę.

Jeśli zamierzamy się dalej uczyć to branie indywidualnego to strzał w stopę, a jeśli nie to można rozważyć taką opcję. Nie sądzę żeby to mogło zaszkodzić w takim wypadku. Jak u kogoś męczą wymuszone kontakty z ludźmi to chyba lepiej jak się od tego oderwie. Przecież nie spowoduje to że będzie bał się pójść załatwić coś w urzędzie czy do sklepu. Bez ludzi nie da się żyć w sensie fizycznym - prościej zapracować i kupić żarcie niż je samemu zdobyć. Jednak bez relacji towarzyskich jak najbardziej da się żyć. Sam rozmawiam na codzień z matką, ojcem i kumplem, rzadziej z dziadkami. To jest 5 osób i ja nie widzę problemu. Grunt to mieć co zrobić z czasem a tutaj mam wiele pomysłów, szkoda że niewiele z nich da się realizować w zimie. A jakby nie wisiał nade mną bat szkoły to tryskałbym radością życia (tak jak na wakacjach).

Co do studiów o których mówiłem to jest to dosyć słaba uczelnia i może dlatego jest takie towarzystwo, w każdym razie ja nie zamierzam ryzykować i szukać wiatru w polu "bo może trafie na fajną grupę". Ale ja nie szukam fajnej grupy, ja szukam drogi do końca nauki. Może wybiorę się z kumplem do tej samej uczelni (na zaoczne, obaj mamy dosyć użerania się z ludźmi) na ten sam kierunek - od razu będziemy mogli se pomagać (o ile trafimy do tej samej grupy).
Ja do słabych szkół w ogóle nie brałam pod uwagę, ze względu na strach przed ludźmi właśnie.

eric, to co innego - Ty nie odczuwasz potrzeby utrzymywania kontaktów, dla mnie zastanawianie się nad tym czy mam taką potrzebę czy nie jest w ogóle sprawą drugorzędną, bo tak bardzo się boję, że nie wiem jaki mam do nich stosunek. Jak odizolowałabym się od ludzi ze szkoły, to właśnie tak - bałabym się iść do sklepu, gdziekolwiek. Od dwóch dni siedzę w domu, bo mój chłopak się uczy i samo to już spowodowało, że boję wyjść do sklepu i znów się cofam. Chciałam pojechać w kilka miejsc i dołożyłam to na nigdy. Dlatego właśnie jestem przeciwna nauce indywidualnej.

Dla mnie na każdej płaszczyźnie "fajna grupa" to taka, która nie wrzuci gumy we włosy, nie będzie patrzyła jak na dziwaka, nie zacznie wyzywać, a co najwyżej zleje, gdy odmówisz trzeci raz 8) A nie taka, którą można się zintegrować.
Cytat:O kurcze, eric, to smutne co piszesz, ja myślałam, że studenci to już poważni ludzie.
Wiesz, it depends. A czasem bywa tak, że pod pewnym względem są już poważni, pod innym nie... O i tak.
Jak dla mnie to studia sa najmniej uciazliwe.
Nawet gdybym nie mial znajomych to nauka na studiach wyglada inaczej niz w szkole. Jak mi sie nie chce to nie chodze na wyklady i pozniej kseruje notatki przed sesja. Pozatym jesli tam ide to moge siasc sam w ostatniej lawce i nigdy sie jeszcze mnie nie czepiali, bo jest sporo takich osob ktore wola siedziec same i notowac. To tez kwestia doroslosci, bo przecierz nikt w wieku 20+ lat nie bedzie ci wkladal gumy we wolsy (co w gimnazjum sie zdarzalo). Jedyne czego sie obawiam to obrona pracy, bo napewno bede mial problemy z wyslowieniem sie.