PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Bagatelizowanie problemu przez najbliższych i otoczenie
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Czy was to też spotyka? Podchodzenie lekko do waszych problemów, irytowanie się na wasze zachowania?

Przez większość mojego życia zrzucano wszystko na nieśmiałość z irytującymi symptomami. Kazano się przełamywać i okazywano maksymalne zdziwienie i niezrozumienie, gdy przerastała mnie rozmowa telefoniczna, czy załatwienie czegoś w sklepie. Wręcz powiedziałabym, że okazywano zirytowanie moim zachowaniem, które to szybko doprowadzało mnie do napadów histerii, gdy próbowano na siłę zmusić mnie do jakiejś akcji: "Nie bądź dzieckiem, zadzwoń!" *wciskanie mi na siłę telefonu z wybranym już numerem*, czy stawianie mnie przed faktem dokonanym, gdy musiałam już odezwać się do nieznajomej osoby. Nigdy nie kończyło się to dobrze.
Z czasem najwyraźniej uznano, że ciężko ze mną tak walczyć, więc zostawiano mnie samej sobie.

Kiedy pewnego razu spróbowałam się przełamać, do czego mnie namawiano, i poszłam na żywioł, na spotkanie z masą innych ludzi... Skończyło się to dość niespodziewanie. Przestałam mówić. Zupełnie. Nie wiem co to było, ale nie potrafiłam wydobyć z siebie artykułowanego dźwięku. Kilka dni mnie to trzymało i dopiero w szpitalu, na oddziale neurologiczny, po jakimś leku, wreszcie odpuściło. Tamtejszy psycholog uznał, że to fobia społeczna i blokada nastąpiła pod wpływem zbyt wielkiego stresu.

Po tym stosunek zmienił się na "też miałam fobię społeczną, bałam się ludzi i sama z tego wyszłam". Trwa to do dziś i nauczyłam się nie wspominać o problemie, bo jedyne co mogę usłyszeć, to "to wszystko siedzi w tobie. Wymyślasz to sobie. Psycholog nic ci tu nie pomoże."

To podejście jest dla mnie bardzo dołujące. Jedyną osobą, która stara się mnie wspierać i nie złości się na mnie jest mój narzeczony, od wielu lat okazujący zrozumienie dla problemu, który tak naprawdę go nie dotyczy.

Jak wy na takie zachowanie reagujecie? Umiecie przejść obojętnie obok osoby bagatelizującej, czy też to was boli?
Przede wszystkim bardzo Ci współczuję.

A z drugiej strony trochę zazdroszczę tego, że mimo takich problemów udało Ci się stworzyć satysfakcjonujący Cię związek partnerski. Ja jestem teraz w nieco innej sytuacji życiowej, ale za kilka lat mogę być przecież w diametralnie różnej. W każdym razie - gratuluję narzeczeństwa ;-)

U mnie wygląda to tak - mówię do mojej mamy np.: "Prawdopodobnie cierpię na prokrastynację.". Staram się jej to wytłumaczyć, proszę by liczyła się z moim zdaniem, proszę o zrozumienie. A ona: "Nieprawda, to zwykłe lenistwo.".
Kiedy próbuję jakoś dążyć do rozwiązania swoich problemów, np. poprzez wizyty u psychologa, matka nie wyraża wyraźnego sprzeciwu, ale też nie spotyka się to z jej strony z entuzjazmem, czy chociaż jakimś ciepłym słowem, co mnie trochę boli. Dzieje się tak pewnie dlatego, że ona sama jest w pewnych sytuacjach nieśmiała, a na pewno nie jest towarzyska. Przyzwyczaiła się do tego, że podobne cechy przejawia jej syn i nerwowo reaguje na możliwość zmiany. Często, jeśli jej o tym (np. wizycie u psychologa) oznajmiam, ona natychmiast wysuwa szereg kontrargumentów mających, zdaje się, na celu odwieść mnie od moich zamiarów. Czyli można też powiedzieć, że bagatelizuje sprawę.

Ojciec z kolei jest świadom moich problemów, ale też często zachowuje się tak, jakbym ich nie miał, i często słyszę od niego: "wyjdź do ludzi, idź do pracy" itp.. Mam wrażenie, że chce mnie kształtować wedle własnych oczekiwań, że oczekuje ode mnie, żebym był perfekcyjny. Mówi np. "załatw z sąsiadami to a to, pójdź do zakładu energetycznego, bo jest sprawa taka a taka", a ja nie mam siły tłumaczyć mu za każdym razem, że się tego wszystkiego BOJĘ, a poza tym uważam, że ciągłe tłumaczenie tego tym samym osobom jest poniżej mojej godności.

Mieszkam również z dziadkami. Babci często zdarza się wypalić: "Piotrek, świetnie że jesteś! Wyskocz do warzywnego, jeśli możesz, chwilkę Ci to zajmie!". Bez komentarza...
...
soulja napisał(a):A zrozumieć tego nie da się tak łatwo.

To mnie w sumie zastanawia - wszelkie zaburzenia i choroby fizyczne (obojętnie: złamana kończyna, cukrzyca, stwardnienie rozsiane,...) i wynikające z nich dysfunkcje, takie jak np. niepełnosprawność ruchowa, są dla większości ludzi najzupełniej zrozumiałe (bo widoczne gołym okiem), a ewentualność, że ktoś może mieć jakiekolwiek problemy z psychiką, przekracza już ich pojmowanie.
Dlaczego ja potrafię zrozumieć, że u faceta, który kiedyś usiadł ławkę przede mną w kościele i komentował każde słowo księdza, słowa przez niego wypowiadane były poza jego kontrolą (choć "rozumienie" nie oznacza, że odpowiadało mi jego towarzystwo), a ktoś miałby nie zrozumieć, że ja mam fobię społeczną, jeśli zechciałbym mu o tym powiedzieć? To tak jakbym ja miał jakieś pretensje do ludzi o niskim IQ. Niektórzy po prostu nie chcą takich rzeczy rozumieć, a ja z takimi osobami chcę mieć do czynienia jak najmniej albo wcale. Chociaż z rodziną, to wiadomo, jest trochę inaczej.
najbardziej mnie dołuje jak nie rozumieją tego ludzie, których uważam za inteligentnych, których lubie itp.
gadki typu 'przestań sobie wmawiać' wywołują we mnie agresje, gdy takiemu coś tłumacze widze że wcale nie stara sie zrozumieć o co mi chodzi, czeka tylko aż skończe i będzie mógł powiedzieć to swoje 'wymyślasz sobie, wez sie za siebie'- nienawidze tych bezużytecznych rad, 'przestań sobie wmawiać'- ale odkrywcze, oczy mi sie odtorzyły, jutro lece zarejestrować firme i wyrywać laski na bulwarze, dziękuje za podzielenie sie swoją mądrością, panie.
niestety czasami ciężko uniknąć takich rozmów, np. kiedy jakaś 'troskliwa' ciotka stara sie dociec dlaczego od kilku lat człowiek ma taki a nie inny tryb życia- co powiedzieć? 'bo lubie'? to już wole wyjść na wariata niż leniwego idiote.
Cytat:Może i chcieliby pomóc ale nie potrafią.Takie akcje to normalne dla kogoś kto zupełnie nie rozumie problemu. A zrozumieć tego nie da się tak łatwo.
Według mnie wystarczy zrozumieć, że dla kogoś to problem, nawet jeżeli nie jest to dla innej osoby rzecz abstrakcyjna. Nigdy nie złamałam nogi, ale czy to znaczy, że powinnam sceptycznie podchodzić do bólu kogoś ze złamaną nogą? Powiedzieć mu, aby nie przesadzał, bo to nie może tak boleć? Znam i tak rozumujące osoby.

Cytat:Skoro masz chłopaka i masz w nim wsparcie to po co ci więcej?
Są ludzie którzy tego nie mają i są sami z tym problemem
Mam w nim wsparcie, ale to wsparcie nie ochroni mnie przed całym światem. Nie wiem jak mam się zachowywać w stosunku do osób, które nie chcą/nie potrafią zrozumieć problemu i w najlepszym wypadku po prostu uznają, że jestem dziwna. Co mam im mówić? Jak tłumaczyć? Czy tłumaczyć?

Cytat:gadki typu 'przestań sobie wmawiać' wywołują we mnie agresje, gdy takiemu coś tłumacze widze że wcale nie stara sie zrozumieć o co mi chodzi, czeka tylko aż skończe i będzie mógł powiedzieć to swoje 'wymyślasz sobie, wez sie za siebie'- nienawidze tych bezużytecznych rad, 'przestań sobie wmawiać'
To jest chyba najgorsze. Wiele osób zwykło bagatelizować jakiś problem na bazie własnych doświadczeń: "Też tak miałem, przejdzie ci". "To nie może być takie straszne". Znałam lekarza, który tak właśnie oceniał stopień bólu pacjenta.

Może i w ten sposób próbują pomagać, ale czy naprawdę nie widzą, że to tylko sprawia przykrość?
Już w dzieciństwie kontakty ludźmi, a szczególnie z rówieśnikami były dla mnie totalnie przerażające, ale psycholog stwierdził że nic mi nie jest, więc rodzice twierdzili, że wmawiam sobie że jestem inny, robię problemy z "najprostszych rzeczy" i samodzielnie powinienem to zmienić. Dopiero w tym roku dowiedzieli się że istnieje coś takiego jak 'fobia społeczna' i uznali że jednak jest to obiektywny problem.
Aria, dokładnie ta sama historia.

Ludzie podchodzą do tego nie jak do prawdziwego problemu i uznają że z niewielkim wysiłkiem da się tego pozbyć. Typowe dla osób, które nigdy nie miały podobnych problemów.

Inne odpowiedzi np. "Ale to nie tylko ty, wszyscy tak mają", "Inni mają jeszcze gorzej", "Na pewno nie jest tak źle", "Poradzisz sobie", "To minie z wiekiem". Najgorzej że nawet nie starają się tego zrozumieć, tylko szufladkują to jako nieśmiałość czy prosty brak ogłady :Stan - Niezadowolony - Zawiedziony:

A to może być prawdziwym piekłem, bo zostaje się niezrozumianym odludkiem.

Gratuluję Aria stworzenia takiego związku. Ja swojemu chłopakowi boję się o tym powiedzieć. Jak do tej pory nie powiedziałam o FS, tylko starałam się naprowadzić tłumacząc, że mam lęki wobec innych, że miewam przeświadczenia że wszyscy są wobec mnie wrodzy, że bardzo stresuję się w różnych sytuacjach. Ale on nie do końca to rozumie i obawiam się, że też to bagatelizuje. Gorzej, bo on jest bardzo wygadany i potrafi zauroczyć każdego. Gdy jesteśmy gdzieś razem, głównie to on mówi i trudno mi dojść do słowa jak już chcę coś powiedzieć, przez to czuję się często jak jakiś niedorozwinięty człowiek :Stan - Niezadowolony - Smuci się: bo jakoś tak naturalnie człowiek się porównuje. Nie wiem co z tym zrobić, po prostu coraz gorzej się przy nim czuję a nie chcę się rozstawać. Możesz podpowiedzieć Aria, jak wytłumaczyć to swojemu chłopakowi?