PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Walka o swoje a zależność od opinii i poprawnej relacji
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Witajcie,

Zauważam u siebie taki konflikt -

Z jednej strony:
Gdy w moim odczuciu jestem lekceważony lub nieuczciwie traktowany (np w jakiejś transakcji ze sklepem) budzi się zrozumiały gniew i chęć walki o swoje. Szczególnie gdy będąc życzliwym i ludzkim, druga strona wyczuwa, że trafiła na uprzejmego pana, którego można odesłać z kwitkiem. W takich sytuacjach czuję się szczególnie dotknięty, bo jakby wykorzystany przez to, iż byłem życzliwy.

Z drugiej:
Jednocześnie często mam problem z walką o swoje, bo nie chcę jakoś palić relacji z tym człowiekiem, powiedzieć do słuchu i np. usłyszeć jak odkłada słuchawkę lub rzuca mi 3 chamskie słowa i zupełnie ignoruje. Boję się tego bólu upokorzenia, złości, żółci do tego człowieka, które wiem że później by mnie trawiły całymi tygodniami. Nieraz doprowadziłem do takiej konfrontacji i nie zawsze przyszła mi na miejscu do głowy riposta, dobry kontrargument. Dopiero później przeżuwając całe zajście w detalach miałem do siebie żal, że tego a tamtego nie powiedziałem. Paliła mnie złość i żal do człowieka, że śmiał to czy tamto mi powiedzieć i te wspomnienia potrafiły truć umysł dłuuuuugi czas. Jest tu też pewna wrażliwość na aprobatę i opinię u drugiej osoby. Taka walka to bycie źle ocenionym, utrata akceptacji. To też po konfrontacjach nie dawało mi żyć. Czułem się jakby winien, że o coś należnego sobie zawalczyłem.

Problem z tą walką w tym, że jestem już świadom, iż często to lekceważenie to moja nadinterpretacja, skłonność do czucia się 'olanym'. Stąd poza obawą przed późniejszym przeżuwaniem tego żalu i gniewu tym bardziej mieszam się, gdy mam o coś zawalczyć bo zastanawiam się czy nie przereagowuję. I przez to jestem często w kropce. Coś sobie wytłumaczę, uspokoję umysł, że to coś drobnego a za chwilę zapala się gniew 'jak to drobnego?, mają mnie za łosia!' i ogień w umyśle.

Podsumowując, jak sobie poradzić z tą zależnością od opinii, umieć się skonfrontować i zostawić za sobą zajście pomimo nie powiedzenia wszystkiego i pomimo jakichś przykrych słów jakie możemy usłyszeć?
Jak tego później nie przeżuwać i obwiniać się, nie grzęznąć w żalu i gniewie, nie fiksować?
To o czym mówisz dotyczy wszystkich ludzi, nie tylko fobików. To luydzki, że na poczekaniu nie wymyslisz ciętej riposty...za to potem, analizując zdarzenie po raz dziesiąty przychodzą do głowy coraz to ciekawsze odpowiedzi.
Z tego co ja zaobserwowałam na sobie to lepiej jest coś powiedziec w takiej trudnej sytuacji, kiedy ktoś robi z ciebie "łosia", nawet jeśli mówisz po cichutku i niepewnie. To bywa odbierane często jako pełen spokój i opanowanie (brak agresji) i niesamowicie drażni rozjuszonego buntownika po drugiej stronie lady.
Miałam ostatnio sytuacje w autobisie. Wchodzę do autobusu i widze puste miejce idę w jego stronę a zza mnie jakas panienka krzyczy "zajęte!! to miejsce jest zajęte". W pierwszej kolejności chciałam ustąpić (udać, że wcale tam nie szłam, żeby sobie nie robić kłopotów) ale potem pomyślałam "halo!! co jest!! ja byłam pierwsza". Usiadłam...panienka staneła nade mną i mówi "to jest zajęte". Odpowiedziałam cichutko "ale dlaczego? przeciez byłam tu pierwsza" Panienka "no ale ja mówiłam, że tu jest zajęte". Odpowiedziałam, że owszem, jest zajęte - przeze mnie!". Wnerwiła się strasznie :Stan - Uśmiecha się: Aż poczerwnieniała, coś poklęła pod nosem i poszła. A więc wygrałam. Wcale nie musiałam krzyczeć ani wymyślać błyskotliwych docinek. Po prostu spokojnie, cichutkim głosikiem postawiłam na swoim. To, że komuś brak kultury nie znaczy, że ma większe prawa na tym świecie.
Super zagrywka w tym tramwaju:Stan - Uśmiecha się: Asertywna i uczciwa.

Największy problem, że nie zawsze się da i później męczą wspomnienia jak pisałem.
Chyba wyjściem jest uwolnić się nieco z zależności i po prostu starać się najlepiej jak można 'zając swoje miejsce w tramwaju' a jak nie wyjdzie.... hmm cóż. Jechać dalej.
super temat...mam podobny problem, Też gdy dochodzi do konfliktowej sytuacji wiem że mam racji ale nie potrafie sie wysłowic czy zaargumentować dobrze. A potem wyrzuty sobie robie dlaczego nie powiedziałem tego i tego :Stan - Uśmiecha się: masakra
Ale co zrobić... podświadomość nami rządzi..widać niektórzy mają h..ową :Stan - Uśmiecha się:
Eskevar trafiła w dziesiątkę. Reagować jakoś. Na chamstwo odpowiadać stanowczością, świadomością swojego prawa do godności, no i przewagi moralnej - chamstwem niestety trzeba pogardzać.
Nie jesteś gorszy, gdy jesteś na starcie dobry i uprzejmy - nie możesz być! Jeżeli ktoś to wykorzystuje, raniąc Cię, wiedz, że jest (przynajmniej w tej chwili) małym, podłym człowiekiem zasługującym na werbalny cios, mniej lub bardziej silny - zazwyczaj wystarcza spokojne upomnienie. Natychmiast facet (baba) będzie Cię bardziej szanował(a).
A jeżeli brak Ci słów, może to świadczyć głównie o podłości rozmówcy i nie jest żadną Twoją wadą fakt, że nie potrafisz natychmiast odszczekiwać - wedle wszelkich obserwacji ta umiejętność cechuje przede wszystkim okropnych prymitywów, w tym prawdopodobnie Twojego interlokutora.

Jesteś w takiej chwili po prostu lepszy, warto to sobie z całą jasnością uświadomić.

Generalnie chyba warto spróbować kulturowo odejść od moralnego relatywizmu wszystkich sytuacji - bo to on, głównie on niszczy we współczesnych ludziach możliwość harmonii i zachowania szacunku do siebie przy jakiejkolwiek konfrontacji ze złem.
Tutaj coś się musi rzucać w oczy. Ja też miewam takie sytuacje. Na roku jakiś gość zaczepka słowna do mnie (czemu akurat do mnie?), odpowiedziałem tym samym i spokój. Trzeba się nauczyć oddawać.
Krew za krew :Stan - Uśmiecha się - LOL:
A ja nie odpowiedziałabym np. w tramwaju ze strachu, że ta dziewczyna mi zrobi krzywdę - potnie płaszcz, wrzuci gumę we włosy itp. Dlatego zazwyczaj milczę.
W sytuacjach, gdzie nie ma takich obaw nauczyłam się jakoś reagować, ostatnio dwa razy - w restauracji zapytałam, czy kiedykolwiek nie mają imprez okolicznościowych, bo przychodzę już któryś raz i ta sytuacja mi się nie podoba; w sklepie zareklamowałam towar wyrażając swoje niezadowolenie, że został mi sprzedany wadliwy i pojawiłam się tam osobiście. Wcześniej - niemożliwe.
Założyłam sobie, że zareaguję zawsze, gdy wina leży po stronie drugiej osoby, a mnie nie grozi niebezpieczeństwo i wywalam wszelkie wyrzuty, że sprawiłam komuś przykrość - w końcu to ten ktoś chciał mnie zrobić w jajo.