PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: otoczenie w byciu z kims
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Zastanawiam sie czy beda tu ososby z fobia spoleczna ktore doswiadczyly bycia w zwiazku Oczyywiste jest to ze oprocz dwojga ludzi sa wokol nich znajomi rodzina itp .Jak Czuliscie sie z tym czy nie mieliscie problemu z ze spotkaniami ze znajomymi drugiej bliskiej wam osoby z jej/jego przyjaciolmi a takaze z jego rodzina? Pytam bo ja sama nie przeskoczyłam tego nie umiałam ..To glupie ale ludzialam sie w swojej fobicznej glowie ze da sie to odgrodzic..
kiedy byłem z dziewczyną to tylko z naszymi wspólnymi znajomymi mogłem się spotykać w jej towarzystwie, ale kiedy np. byłem z nią na spacerku i mijałem swoich znajomych, starałem się jak najszybciej ich spławić. Na szczęście albo i nie tylko raz znajomi przynieśli mi wstyd przy partnerce. Nie długo potem nie byliśmy już razem :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:
Byłem w związku. Miałem okrutny stres przed poznaniem jej rodziny ale jakoś to przeżyłem wychodząc z założenia, że muszę. Ponadto stres nasilał się do samej chwili pierwszego powitania, później było w miarę ok.
Jej przyjaciół na szczęście nie znałem, zresztą miała tylko jedną dobrą koleżanke.
Własnie miallam to samo ..mysłalam jednak ze sa ludzie ktorzy potrafili to sobie poukladac ..jak bliskie wam osoby reagowlay na wasz opór przed z kolei ich bliskimi? ..Tak sobie mysle ze ludzie naszego pokroju zawsze w zwiazku beda tym slabszym ogniwem ja czułam takie emocjonalne uzaleznienie ..majac poczucie ze tylko ta jedna osoba jest mi bliska nie dopuszczajac nikogo innego uzalezniajac sie ..a to tak szybka droga do wiezeinia w zwiazku ..nie da sie zyc bez innych ludzi nawet bedac z kims ..bez znajmych przyjaciól a ja wciaz sobie tego nie wyobrazam mimo ze to rozumiem..
Właściwie, potrafiłem to poukładać. Stres o którym wspomniałem trzymałem w sobie nie dając się poznać otoczeniu. Było więc ok. Nie uważam, bym był słabym ogniwem w związku, aczkolwiek uważam,, że dostałem życiową szansę i to ja (zapewne) ją zaprzepaściłem. W końcu to ona mnie zostawiła nie mówiąc tak naprawdę dlaczego, a nie ja ją - w życiu bym tego nie zrobił.

Osobiście nie sądze, by prowadziło to do jakiegoś wewnętrznego więzienia. Nigdy nie miałem przyjaciół ani znajomych i jakoś potrafiłem żyć bez nich. A tym bardziej żyć bez nich w związku ze wspaniałą dziewczyną.
Jest tu jednak druga strona medalu, ponieważ nie mam pojęcia jak to by było gdybym nie dopuszczał nikogo innego mając wcześniej znajomych i przyjaciół...
Ludzie naszego pokroju jednak zapewne w większości nie mają przyjaciół i znajomych i nie ma co innej ewentualności rozważać. Przynajmniej wnioskując na moim przykładzie.
hm.. W takim razie przedstawilam tylko mój punkt widzenia ..ja rowniez mysle ze fobia zaprzepascila mi wszytsko ..co prawda miałam kilka przyjaciolek ale juz zjego strony ja nie umiałąm tego ogranac ..tak bardzo bałam sie osmieszenia ze te osoby mnie napewno nie polubią ..a uzaleznienie w takim sensie ze ta osoba rozkladala swoje emocje te pozotywne na innych ludzi takze potrafila wsrod innych funkcjonowac odnajdywac czuc sie swietnie a ja miałam swiadomosc ze z nikim nie mam takiego komfortu procz tej realcji w zwiazku z czym takie poczucie ze on sobie poradzi wkazdej sytuacji a aja juz jestem zdana 'na niego' w takim emocjonalnym sensie..Jesli moge spytac Czy Twoja partnerka wiedziała o twoich problemach?
No ja nie poradziłam sobie z tym w związku. Facet bez przerwy mnie chciał gdzieś wyciągać. Jak się opierałam, to usłyszałam zawaolowaną groźbę, że sobie znajdzie "koleżanki" do wychodzenia. On się lubił pokazywać publicznie.
W ogóle czułam się z tym facetem źle i ciągle napięta i zestresowana. Oczywiście uważałam, że to moja "wina".
Częściowo. Zawsze jakoś wewnętrznie sobie radziłem z tym wszystkim, z większością problemów, może przez przyzwyczajenie, że prawie zawsze tak było. Nie wtedy nie wiedziałem że mam fobię, tzn - nie znałem terminu "fobia społeczna". Wiedziała o większości moich przykrych wydarzeń ze szkoły itp. O stresach natomiast raczej nie mówiłem. Nie było takiej potrzeby.

Będąc z nią moja fobia minimalizowała się. Miałem dużo większą pewność siebie, przez jedyny okres w życiu pozytywną samoocenę itp...

Moje problemy wróciły jak grom z jasnego nieba i urosły, dodatkowo nakręciły po tym gdy mnie zostawiła w epicki sposób.
no wlasnie to mialam na mysli ze mowiac o sobie slabsez ogniwo ze w sytaucjach rozstan zawsze jestesmy jakby slabsi bo zdani tylko an siebie ze nasze emocje ogarniaja tylk jedna albo az jedna osobe ..ze ludzie bez fobii sa w stanie ogarnac takie czy inne sytuacje bo maja oparcie w innych bo potrafia rozkladac emocje zaangazowanie pomiedzy przyjaciol gdzie lacza ich rownie silne relacje ..a my ...wracamy tylko do fobii.my jestesmy w stanie przelac nasze emocje tylko w jeden adres ten nam najblizszy sercu .mysle ze fobikom latwo sie wpasc w takie zaangazowanie poprzez uzaleznienie emocjonalne..
nova napisał(a):slabsez ogniwo ze w sytaucjach rozstan zawsze jestesmy jakby slabsi bo zdani tylko an siebie ze nasze emocje ogarniaja tylk jedna albo az jedna osobe ..ze ludzie bez fobii sa w stanie ogarnac takie czy inne sytuacje bo maja oparcie w innych bo potrafia rozkladac emocje zaangazowanie pomiedzy przyjaciol gdzie lacza ich rownie silne relacje ..a my ...wracamy tylko do fobii.my jestesmy w stanie przelac nasze emocje tylko w jeden adres ten nam najblizszy sercu .mysle ze fobikom latwo sie wpasc w takie zaangazowanie poprzez uzaleznienie emocjonalne..

Rzeczywiście... Po przemyśleniach zgadzam się z tym w 100%
dziwne to..ja po juz wileu latach od tamtych czasów uswiadamiam sobie jak wiele ograniczen jest przez fobie w relacji dwojga ludzi .,Masz wrazenie ze osoba bez fobii byla dla ciebie takim lacznikiem ze swiatem zewnetrznym? bo ja tak..bez niej skonczyl sie taki kabelek lacznosci ..to denerwujace delikatnie ujmujac jaki czlowiek poczul sie ograniczony ..ze nie umie sobie poradzic..mysle ze z nikim zycie nie bedzie tak trudne jak z fobikiem ale z drugiej mysle ze malo kto jak osoba z problemami potrafi tak kochac..chociaz z mojej perspektywy chora momentami patologiczn a miloscia bo nie umiemy funkcjonowac 'normalnie'..
@nova
Może to jest symptom jakiejś niedojrzałości emocjonalnej i szukania w kimś takiego czułego jakby rodzica/opiekuna, który mógłby zapewnić emocjonalne bezpieczeństwo, poczucie, że nie jesteśmy obojętni/bez znaczenia, że jesteśmy wartościowi i zasługujemy na miłość. Może chodzi bardziej o zaspokojenie niespełnionej własnej potrzeby, niż o potrzebę dzielenia się własnym zdrowym i dobrze ugruntowanym uczuciem z innymi. Motyw z zależnością emocjonalną wskazuje na podobieństwo do dziecięcej bezbronności i zależności od rodzica. Kiedyś widziałem film o dzieciach osieroconych/porzuconych emocjonalnie, adoptowanych do nowej rodziny. Nieraz takie wystraszone dziecko zanim się oswoi z otoczeniem i nabierze elementarnej pewności siebie przez wiele miesięcy nie odstępuje przybranej matki na krok i z nikim innym nie ma ochoty się w żaden sposób kontaktować. Widzę w tym pewną analogię do fs i związków.
nova napisał(a):mysle ze z nikim zycie nie bedzie tak trudne jak z fobikiem ale z drugiej mysle ze malo kto jak osoba z problemami potrafi tak kochac..chociaz z mojej perspektywy chora momentami patologiczn a miloscia bo nie umiemy funkcjonowac 'normalnie'..

Jak najbardziej mam wrażenie że była łącznikiem, jak pisałem dała mi pewność siebie. Po części była więc łącznikiem i moim okienkiem na lepsze życie. Nie nazwałbym takiej miłości chorą czy patologiczną. Doszedłem dość niedawno do wniosków, że fobik może normalnie kochać, a to, że druga osoba stanowi dla niego pewnego uzależniacza raczej nie wpływa na to czy można kochać czy nie.

masterblaster napisał(a):Nieraz takie wystraszone dziecko zanim się oswoi z otoczeniem i nabierze elementarnej pewności siebie przez wiele miesięcy nie odstępuje przybranej matki na krok i z nikim innym nie ma ochoty się w żaden sposób kontaktować. Widzę w tym pewną analogię do fs i związków.

Spójrz na to tak: mając do dyspozycji odpowiednią ilość przykładów i wydarzeń możemy znaleźć między nimi lub niektórymi z nich wiele lub nieskończenie wiele podobieństw, często aż zbyt wyraźnych. Nie oznacza to jednak że istnieje jakieś głębsze powiązanie. Życie ludzkie takich przykładów i wydarzeń daje zapewne nieskończenie wiele...
@JakemJa
Jeśli uważasz, że ta konkretna analogia jest bez sensu to tak napisz. Ale proszę nie uogólniaj tego na wszelkie analogie i nie lansuj w ten sposób uniwersalnej zasady, że nic nie ma sensu.
Chciałem uzasadnić dlaczego się z tym nie zgadzam, nie chciałem podawać siebie jako przykładu ponieważ jestem bezwartościową kupą złomu.

Wybacz jeśli napisałem coś nie tak. Nie chodziło mi o lansowanie pewnej teorii, to jak mówie było uzasadnienie mojego punktu widzenia na tą jedną konkretną sprawe.
@JakemJa
w porządku, jednak nie rozumiem na czym to 'uzasadnienie' miało polegać, poza tym, że się nie zgadzasz. Nie chcę Cię męczyć dalej tym tematem, jeśli nie masz ochoty o tym pisać, to nie szkodzi.
Szczerze wątpię, że "jesteś bezwartościową kupą złomu", wolałbym gdybyś napisał, że "chwilowo/teraz" czujesz się "jak kupa złomu". Wbrew pozorom jest tutaj zasadnicza różnica.
masterblaster napisał(a):@nova
Może to jest symptom jakiejś niedojrzałości emocjonalnej i szukania w kimś takiego czułego jakby rodzica/opiekuna, który mógłby zapewnić emocjonalne bezpieczeństwo, poczucie, że nie jesteśmy obojętni/bez znaczenia, że jesteśmy wartościowi i zasługujemy na miłość. Może chodzi bardziej o zaspokojenie niespełnionej własnej potrzeby, niż o potrzebę dzielenia się własnym zdrowym i dobrze ugruntowanym uczuciem z innymi. Motyw z zależnością emocjonalną wskazuje na podobieństwo do dziecięcej bezbronności i zależności od rodzica. Kiedyś widziałem film o dzieciach osieroconych/porzuconych emocjonalnie, adoptowanych do nowej rodziny. Nieraz takie wystraszone dziecko zanim się oswoi z otoczeniem i nabierze elementarnej pewności siebie przez wiele miesięcy nie odstępuje przybranej matki na krok i z nikim innym nie ma ochoty się w żaden sposób kontaktować. Widzę w tym pewną analogię do fs i związków.

Tak zastanwaiałam sie nad tym co napisales byc moze dla osob stojacycxh z boku ososobia cierpiaca na fobie spoleczna jest postrzegan a jako niedojrzała przez btrak jej decyzyjnosci odpowiedzilanosci z adecyzjo natomista niesprwaiedliwe by bylo styawianie na rowni osooby niedpowadzialnej zyciowo z osooba borykajaca sie z fobia ..co do mnie to zaznaczyłam swoje uzaleznienie gdyz druga osobodoba byla niestety dla mnie lacznikiem ze swiatem ktorego nie bylam w stanie przyswoic ale nie mysl ze bylo i jest mi ztym dobrze czuje sie z tym fatalnie bo zawsze duzo rzeczy chciałam sama..sama nie wiem kiedy stalo sie tak ze byc moze druga osoba za bardzo nauczyla mnie oparcia swojego ..nie wiem ..gdyby nie to bylabym dzis zupelnie w innym miejscu pewnie gdzies w swiecie poz a granicami z ktorego zawrocilam bo bałam sie ..tych wszytskich kontaktow ludzi..praca wszytsko bylo do przeskoczenia tylko strach ze wszytsko trzeba zalatwiac i dogadywac sie z ludzmi zawierac znajomosci ..niczego nie pragne jak niezaleznosci tej emocjonalnej przede wszytskim ..wtedy czlwoiek czuje wolny a le zdrugiej strony jezeli sie kocha juz bez wzg;edu na fobie czy jej brak czy uczucie nie sprawia ze stajemy sie 'nadzy' tak wmocjonalnie ..przed dryga osoba bezbronni... nie wiem moze wyszlam poza temat ..i to bardzo trudny do przetrawienia temat..bo ile ludzi tyle roznych opini..
TakemJa napisaL:
"Jak najbardziej mam wrażenie że była łącznikiem, jak pisałem dała mi pewność siebie. Po części była więc łącznikiem i moim okienkiem na lepsze życie. Nie nazwałbym takiej miłości chorą czy patologiczną. Doszedłem dość niedawno do wniosków, że fobik może normalnie kochać, a to, że druga osoba stanowi dla niego pewnego uzależniacza raczej nie wpływa na to czy można kochać czy nie. "

Zgadzam sie ale niestety na zycie po swoich doswiadczeniach mysle ze chyba najlatwiej o [prostego w konstrukcji czlowieka bez zbednych zawilosci emocjonalnych...jakkolwiek brutalnie to zabrzmi ..