PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Małomówność
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7
Witam, tez jak wiekszosc tutaj ma problem z fobią. Mój problem polega na tym, że nie umiem rozmawiać z nowo poznanymi osobami, unikam ich np. gdy widze gdzies na ulicy. Nie wiem o czym mam rozmawiać. Poszedłem do nowej pracy i wcale się nie odzywam, poprostu w ogóle. Niekoniecznie że się wstydze ale bardziej problem polega na tym że nie mam o czym gadać.
Ze moimi kolegami nie ma problemu, gadamy aż się przekrzykujemy bo mamy swoje tematy, ale z innymi nie wiem o czym gadać, nic mi nie przychodzi do głowy. Nie wiem co na to poradzić, czy musze isć do lekarza? Czy musze brać jakies leki?
@puwzia

Witam!

Dla mnie - i dla większości tutaj myślę że to nic nowego. Jak ja spotykam nową osobę jest mocno zakłopotany, nie potrafię znaleźć tematu i czasami palnę taki banał że jest mi tylko wstyd i po chwili mam myśli że zostanę przez to źle oceniony, odebrany.

Gdy zostałem przyjęty na wakacje do pracy to kompletnie nie dałem się poznać, robiłem swoje z kamienną twarzą słuchając muzyki na słuchawkach. Jedyny dzień w pracy kiedy jakoś swobodnie rozmawiałem to dzień kiedy wziąłem ze sobą wora amfetaminy, ale nie polecam takich sposobów (u mnie zażywanie przeróżnych specyfików pogłębiło fobie do tego stopnia że czasami mam lęki nawet przed znajomymi i rodziną).


Według mnie i tak nie jest źle że nie odczuwasz silnego lęku, tylko po prostu masz wrażenie że nie masz o czym z nimi gadać. Wszyscy tak mają, większość po prostu "delikatnie bada dno" podstawowymi pytaniami gdzie mieszkasz, o zainteresowania, czy był na tym i na tym wydarzeniu - przez to czasami znajdzie się wspólny temat co chociaż trochę zbliży i rozmowa staje się naturalniejsza.


Pozdrawiam!
U mnie na początku w szkole też było ciężko i właściwie dalej tak jest. Może są jakieś codzienne, szkolne tematy o których z każdym można pogadać, ale jest to tylko takie gadanie dla samego gadania. Jest parę takich osób, z którymi pogadałam trochę więcej, a co do reszty klasy...trzeba z nimi jakoś żyć w zgodzie :Memy - Cool Doge:

Podpisuję się pod unikaniem. Chodzenie naokoło, żeby nikogo nie spotkac albo nie siedzieć pod klasą, udawanie, że nie widzę itd. Najgorsze jest stanie na przystanku po szkole.Wtedy wszyscy idą w jedną stronę i stroją w jednym miejscu, wszyscy. Dlatego ja...ide do domu na nogach 4km:Husky - Podekscytowany:' Może się wydawać dziwne, ale ja to odbieram jako zdrowy spacerek.

Z czasem pojawią się jakieś sprawy, o których bedzie można choć trochę pogadać. Nie wolno się tylko zamykać do razu i być w miarę możliwości otwartym na wszystko.
ok dzieki za odp. jeszcze mam tak, że nie lubie sie wypowiadac gdy jest duza grupka ludzi tzn do 4 osob jak jest wiecej to sie nei odzywam jak jest mniej to jeszce ujdzie. np. w klasie w szkole nigdy sie nie odzywalem a na przerwie z kilkoma osobami juz tak.
ale wiecie moze czy da sie to wyleczyc oprocz brania prochów?
z jednej strony to krępująca jest taka cisza ale z drugiej strony to zastawiam się czemu to ja mam zagadywać a nie ta druga osoba?
I w dodatku to do mnie przyczepia się jakąś łatkę gbura czy mruka pomimo, że ktoś inny nie wykazał chęci rozmowy. Przecież nie będę zgadywał ani na silę kogoś zabawiał
puwzia napisał(a):ok dzieki za odp. jeszcze mam tak, że nie lubie sie wypowiadac gdy jest duza grupka ludzi tzn do 4 osob jak jest wiecej to sie nei odzywam jak jest mniej to jeszce ujdzie

Ja w ogóle się nie zgłaszam na lekcjach i broń Boze, kiedy mi nauczyciel każe coś całej klasie przekazać, straszne. Sama nie wiem, co z tym zrobić. To już chyba tak jest, że niektórzy potrafią na cały głos krzyknąć "Ee, słuchać mnie!", a niektórzy nie...

Elliott napisał(a):z jednej strony to krępująca jest taka cisza ale z drugiej strony to zastawiam się czemu to ja mam zagadywać a nie ta druga osoba?
I w dodatku to do mnie przyczepia się jakąś łatkę gbura czy mruka pomimo, że ktoś inny nie wykazał chęci rozmowy. Przecież nie będę zgadywał ani na silę kogoś zabawiał

I czemu to ja ciągle myśle "kurcze, co by tu powiedziec, no coo..." -.-' Może akurat ja nie mam niczego ciekawego do powiedzenia, a ta druga osoba ma cos ciekawego...ale tego nigdy przeciez nie da sie dowiedzieć. Po prostu czasem nie mam ochoty nic do nikogo powiedziec, a jak już mnie ktoś o coś pyta to odpowiadam bardzo skąpo, czym staram się dać rozmówcy do zrozumienia, że nie mam chęci do rozmowy. Bynajmniej nie chcę, żeby było to odbierane jako coś gburowatego czy samolubnego.
Itsuu

Ja mam taki kłopot, ciągle martwię się sobą, nawet jeśli rozmówca zakończy zdanie to ja już myśle jak ciągnąć rozmowę dalej, a nie czekać na nią. Obarczam siebie po prostu ciężarem rozmowy jakby tylko odemnie ona zależała.
bakty napisał(a):Itsuu

Ja mam taki kłopot, ciągle martwię się sobą, nawet jeśli rozmówca zakończy zdanie to ja już myśle jak ciągnąć rozmowę dalej, a nie czekać na nią. Obarczam siebie po prostu ciężarem rozmowy jakby tylko odemnie ona zależała.

Też dotyczy mnie ten problem, choć chyba już trochę złagodniał. Nabrałam nawet takiego...hmm...wyczulenia, kiedy dany temat zmierza już ku końcowi, a kiedy da się go jeszcze pociągnąć. Ale wiem, jakie to potrafi być dręczące, szczególnie będąc w nowym środowisku i do tego widząc osoby, które "od tak" potrafią rozmawiać o wszystkim. Czemu tak potrafią?

Myśle, że we wszystkim widzą coś ciekawego, nawet w najbanalniejszych sprawach. Kiedyś szłam po szkole z taką dziewczyną z klasy. Na szczęście nasza rozmowa, a raczej jej monolog, nie trwał długo. Gadała o takich pierdoooołach, że jedyne, co zdążyłam odpowiedzieć, to "aha...no...". Dziękuję bardzo za taką "konwersację".

Za to inni nie pasjonują się tak bardzo tym, co się tam się u kogo w domu dzieję, kto gdzie był i co robił, chyba że to jest faktycznie takie coś WooW:Husky - Podekscytowany: Ja osobiście nigdy nie gadam o tym, co robiłam dzień wcześniej w domu, bo nie uważam, że to mogłoby być interesujące dla kogoś. Jeszcze niedawno dręczyłam się (jak słyszałam inne rozmowy na około mnie), że ja to nic ciekawego nie robię itd. Próbowałam się na siłe czymś zainteresować. Ale już mi przeszło. Robię sobie w domu, to co chcę, co mi daję zadowolenie i nie obchodzi mnie, co kto pomyśli o tym. A czasem nawet się ciesze,że zajmuję się w wolnym czasie czymś innym niż moi "przeciętni" rówieśnicy. Cięzko znaleźć mi z nimi jakiś dluższy ciekawsze temat, ale jeżeli nie interesuje, o czym mówią to na siłę nie bd wymyślać.

Nie warto sobie wypruwać nerwów na takie rozmyślenia. Wtedy tylko depresja się pogłębia, nic więcej.
Hm - ja mam problem podobny ale całkiem odwrotny. Chciałbym rozmawiać z ludźmi, chodzić wszędzie, zajmować się tysiącem rzeczy - czuć się potrzebny ale nikt nie jest mną zainteresowany.
poppe napisał(a):Chciałbym rozmawiać z ludźmi, chodzić wszędzie, zajmować się tysiącem rzeczy - czuć się potrzebny ale nikt nie jest mną zainteresowany.

Czyli jak większość będących tutaj:Husky - Podekscytowany: A z tym byciem interesującym to różnie bywa. Ale często odnoszę wrażenie, że mnie wszyscy głęboko gdzieś mają i że wszystko jest jedną wielką obłudą :Stan - Niezadowolony - Zastanawia się:
poppe napisał(a):Hm - ja mam problem podobny ale całkiem odwrotny. Chciałbym rozmawiać z ludźmi, chodzić wszędzie, zajmować się tysiącem rzeczy - czuć się potrzebny ale nikt nie jest mną zainteresowany.

ja sobie znalazłem ludzi o podobnych poglądach z którymi mogłem się czasem spotkać, pogadać, coś zorganizować a teraz działamy w ramach koła naukowego na uczelni
hmmm... wydaje mi się, że wysyłam w niewerbalny sposób sygnały, które zniechęcają kogokolwiek do rozpoczęcia rozmowy ze mną, może coś w tym jest?:-P
tez mam takie wrażenie. Feromony jakieś czy tylko krzywy ryj? - sam nie wiem :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:
Zauważyłem też to u siebie. Jestem pomijany, a moje słowa lub zdania mówione do rozmówcy lecą jakby obok.
Z reguły dużo nie mówię, ale wśród osób, które znam potrafię trajkotać bez przerwy :Stan - Uśmiecha się:
Przykład z ostatnich paru dni: w pracy obecnie jestem tylko ja i mój brygadzista. Nie mieliśmy szczególnego kontaktu ze sobą, jednak ostatnio znaleźliśmy parę wspólnych tematów, w których zaczynam prowadzić rozmowę np kiedy opowiadam o książkach, czy filmach, Fakt, jestem przy tym spocony, czasami nawet, gdy przyspieszam zaczynam się gubić. Po paru dniach Pan Tadek sam przyłazi i zagaduje. :Stan - Uśmiecha się: Szkoda, że wymagało to ode mnie kilku dni pracy nad rozmową i spokojnym przelewaniem mysli w słowa.
W moim przypadku małomówność to moja największa wada. Wystarczy że ktoś mnie zapozna z drugą osobą to niewiem co mówić , żeby nie zostać wyśmianym lub żeby się głupio nie odezwać. To chyba rodzinne bo ojciec też jest małomówny.
ja generalnie "w towarzystwie" się nie odzywam, i przybieram obojętną minę. Ponoć niektórzy ludzie czytają z mojej twarzy komunikat "po co ty żyjesz", i może po części faktycznie coś w tym jest :Stan - Niezadowolony - Diabeł: mimo wszystko staram się być miła dla osób, które są miłe dla mnie...(pomijając fakt, że po zadaniu mi choćby głupiego pytania w stylu "która godzina?" wpadam w panikę, i wszystkie myśli umykają mi z głowy - to stanowi ogromny problem i w rezultacie potrafię w ogóle nie odpowiedzieć lub udać, że nie słyszałam co się do mnie mówiło. Inną sprawą jest to, że potrafię ignorować obecność osób które znam i udawać, że ich zwyczajnie nie znam, choć ostatnio przestałam się tym jakoś specjalnie przejmować).
Też wydaje mi się, że sprawiam niemiłe wrażenie. :< Ale nic się tutaj już nie poradzi... Kiedyś spytałam się koleżanki z ławki co pomyślała o mnie kiedy pierwszy raz mnie zobaczyła i usłyszałam 'Wyglądałaś na osobę która ma swój świat i za nie za bardzo chce z kimkolwiek rozmawiać'. Może to też kwestia tego, że nie jestem przekonana o dobrych intencjach innych ludzi i uprzedzam się zanim zdołam ich poznać.

Jednak najcięższe jest zaczęcie rozmowy z osobą o której absolutnie nic nie wiesz. Bo przecież nie ma nawet punktu zaczepienia, a gadanie o pogodzie wydaje się takie banalne -,- Geez
Mam tak jak Wy. Również rzadko się odzywam. Nie mam pojęcia o czym mogę rozmawiać z ludźmi, a kiedy pada pytanie "dlaczego nic nie mówisz?" głupio mi się przyznać, że najzwyczajniej się boję, że palnę coś głupiego i nie mam pomysłu na temat. Boję się, że zostanę negatywnie przez nich oceniona. Z tym nastawieniem podchodzę do każdej dyskusji i nic dziwnego, że jestem źle odbierana. Często staram się też po prostu unikać takich sytuacji oraz rozmów z mało znanymi osobami. To z kolei pogłębia fobię. Mam wrażenie, że to jest jakieś błędne koło.
LucidDreamer napisał(a):Też wydaje mi się, że sprawiam niemiłe wrażenie.
Ja podobno mam mega negatywną aurę i jestem wampirem emocjonalnym. Najgorzej, hehe.

coma-white napisał(a):pytanie "dlaczego nic nie mówisz?"
To jest najbardziej kretyńskie pytanie na świecie. Totalnie. Sprawia, że jeszcze bardziej odechciewa się mówić.
Ja nie wiem i nie rozumiem tego. Czy według ludzi trzeba wyrobić normę zdań lub słów wypowiadanych? :Stan - Uśmiecha się: Nic nie mówię, to nie mówię i tyle. Wolę milczeć niż gadać o "pukniętych" wczoraj naiwnych dziewkach, czy stanu upojenia. Może poniekąd jest tak, że małomówność powinna być troszku zaletą? Może wtedy człowiek waży każde słowo, a powstałe zdania są wartościowsze oraz mające sens? :Stan - Uśmiecha się:

(tak sobie tylko luźno myślę)
ja mowie mało ale jak coś powiem to nie jest to nic mądrego. A dobrze byłoby gdybym chociaz cos madrego powiedzial.
Siri napisał(a):Czy według ludzi trzeba wyrobić normę zdań lub słów wypowiadanych? :Stan - Uśmiecha się: Nic nie mówię, to nie mówię i tyle.
To jest fajne podejście. Unikam ludzi, którzy się stresują ciszą albo gadają dla samego gadania, żeby tylko nie było, że się nic nie mówi. Nie przeszkadza mi ani paplanina ani cisza, jeśli wszyscy się dobrze czują. Bez spiny.

Siri napisał(a):Wolę milczeć niż gadać o "pukniętych" wczoraj naiwnych dziewkach, czy stanu upojenia. Może poniekąd jest tak, że małomówność powinna być troszku zaletą? Może wtedy człowiek waży każde słowo, a powstałe zdania są wartościowsze oraz mające sens? :Stan - Uśmiecha się:
Różnie bywa, ale chyba nie ma w tej kwestii uniwersalnego przełożenia jakość-ilość. Można gadać dużo i mądrze, a można mało, ale głupio. I też wiele zależy od osoby mówiącej, jej charyzmy i umiejętności mówienia... Czasem paplanina jest absorbująca, kiedy uskutecznią ją ktoś intrygujący i robi to w inny sposób niż pozostali; śmieszny, ciekawy, niecodzienny, bla bla bla.
U mnie małomówność to po części wina rodziców. Kiedyś jak byłem młodszy i jechałem do znajomych gęba mi się nie zamykała. Potem chyba poszło coś nie tak i powiedziałem zbyt wiele więc mama przed wyjazdami w goście mówiła, że mam nie mówić i tym i tamtym i że mam się nie odzywać. W praktyce jak przyszło co do czego i siedziałem przy stole to milczałem lub wydawałem z siebie krótkie dźwięki typu tak, poproszę. Bałem się, że jak coś powiem poza konwenans to mi się oberwie i się ośmieszę. Mam 17 lat i ona przed wyjazdami powtarza mi wciąż tą formułkę. Żenada.
A mozę ta nasza małowówność zwyczajnie wynika ze zbyt wysokich ambicji, nadętego ego? Chcielibyśmy być wygadani i elokwentni jak gwiazdy w telewizji, jak postaci grane w filmach przez aktorów, jak nasi wykładowcy, jak znajome osby które nigdy nic nei chlapna, wszyscy ich słuchaja, gdy cos mowia i wszyscy l;ubia to robic, a jak zdarzy im sie gafa, to inteligencja i urok osobisty pozwalaja im wyjść cało z opresji... albo yupet i pewnosc siebie pozwala wszystko olać i iść dalej. Tymczasem zwyczajnei uridzilismy sie i zostaniemy na wieki tępi, przymuleni i zbyt prosci, by zrównać sie z naszymi idolami. Mam teraz przed oczami taka wizję osoby z roziny prostych, a czasem moze i prostackich ludzi, w ktorej rozrywką matki są telenowele i kolorowa prasa, a nierzadko brukowce w stylu Fucktu i SE, tatus zaś czyta co najwyżej parę pierwszych stron wyborczej, a zwykle lokalny dziennik i przegląd sportowy.. tymczasem dziecko ma byc tym lepszym, inteligentniejszym polkoleniem i, o ironio, zaczyna w to wierzyc i tego chcieć, a ze dobrze sie uczy i widzi teoretycznie sens chodzenia do szkoły, uczenia sie w podstawówce i gimnazjum, to juz na całego wlewa mu sie do głowy ze ambitna muzyka, ze literatura, ze sztuka, ze nauka... tylko w domu ksiazek raczej nie ma, poza niemiertelnym kanonem Trylogia-Lalka-Chłopi, a muzka klasyczną mozna usłyszeć w co najwyżej w reklamach.

Och, jest internet i wszystko co sie chce spiracone na chomiku, fileshacku czy innym torrencie, ale jak sie jeszcze takiemu w kocu nie chce szukac kombinowac, bo chcialby jak ci cywilizowani - kupić?

No i potem wyrasta taki frustrat, który i tak skonczy jak robol, ale zawsze bedzie sie czul od roboli lepszy, bo nigdy nie potrafil bedzie, skazony szkola, rozmawiac tak skrajnie prosto, albo wrecz prostacko, bedzie slyszal ze ludzie czesto przesadzaja, pierdziela trzy po trzy, ale sam bedzie za glupi, by miec wlasne, wyraziste i wartosciowe poglady, albo rozmawiac z tymi, ktorzy wyrosli w innym srodowisku...

bylo chyba takie powiedzenie, ze frak leży dobrze dopiero w trzecim pokoleniu czy jakoś tak...

Dobra, wiem, chce swoje doswiadczenia przenieść na ogół, a to neidorzeczne, pewnie niewiele jest tu takich osób.Po drugie, przeicez to nie jest jedyne oblicze mojego problemu, tylko jedna z wielu jego twarzy, tak naprawde cześciej czuje sie inaczej, mam wiele innych spostrzeżeń poza tymi i przeciez wiekszosc znajomych ze studiow chocby postrzegam ajko lepszych, a nie gorszych, choc nie pochodza z rodzin dzianych lekarzy, prawnikkow czy innych profesorów, nei róznią sie chyab ode mnei... Ale pod wpływem chwili musiałem to napisac.

Najwyżej moderator usunie albo przerzuci to do innego wątku. Choć sądzę, ze w pewnych przypadkach i taka sytuacja jak ta, która opisałem, może mieć miejsce...
@Zas

"A mozę ta nasza małowówność zwyczajnie wynika ze zbyt wysokich ambicji, nadętego ego? Chcielibyśmy być wygadani i elokwentni jak gwiazdy w telewizji, jak postaci grane w filmach przez aktorów, jak nasi wykładowcy, jak znajome osby które nigdy nic nei chlapna, wszyscy ich słuchaja, gdy cos mowia i wszyscy l;ubia to robic, a jak zdarzy im sie gafa, to inteligencja i urok osobisty pozwalaja im wyjść cało z opresji... albo yupet i pewnosc siebie pozwala wszystko olać i iść dalej."

Racja, ale pewnie zależy to od powodu małomówności.

"...roziny prostych, a czasem moze i prostackich ludzi, w ktorej rozrywką matki są telenowele i kolorowa prasa, a nierzadko brukowce w stylu Fucktu i SE, tatus zaś czyta co najwyżej parę pierwszych stron wyborczej, a zwykle lokalny dziennik i przegląd sportowy.. tymczasem dziecko ma byc tym lepszym, inteligentniejszym polkoleniem i, o ironio, zaczyna w to wierzyc i tego chcieć, a ze dobrze sie uczy i widzi teoretycznie sens chodzenia do szkoły, uczenia sie w podstawówce i gimnazjum, to juz na całego wlewa mu sie do głowy ze ambitna muzyka, ze literatura, ze sztuka, ze nauka... tylko w domu ksiazek raczej nie ma, poza niemiertelnym kanonem Trylogia-Lalka-Chłopi, a muzka klasyczną mozna usłyszeć w co najwyżej w reklamach."

Również racja. Znam taką rodzinę osobiście. Tam jednak od razu kształcono pogląd "my jesteśmy lepsi od innych", który na pompował się do tego stopnia, że stał się filarem pewności siebie. Czyli, po prostu ich syn jest pewny swojej wartości tylko i wyłącznie na podstawie traktowania innych z góry jako podgatunek. :Stan - Uśmiecha się:
Stron: 1 2 3 4 5 6 7