PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Samotność - mam jej dość...
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Witam.
Na wstępie powiem, że nie mam raczej fobii społecznej, tylko nerwice natręctw oraz zaburzenia depresyjne, ale myślę, że wielu z Was mogło mieć podobny problem co ja.
Mianowicie jestem strasznie samotnym człowiekiem. Nie będę teraz opisywał całej swojej historii, ale życie mnie doświadczyło i mimo młodego wieku wiele przeszedłem, m.in śmierć matki (gdy miałem 13 lat), patologie w rodzinie (agresywny ojciec, który znęcał się psychicznie nad rodziną, gdy zostałem z nim sam przeszło na mnie), problemy zdrowotne. Przez jakieś 4 lata izolowałem się od ludzi. Samotność nawet wydawała się fajna, ale do czasu. Przez całe gimnazjum izolowałem się od społeczeństwa, po lekcjach siedziałem w domu przed komputerem. Najgorsza była druga połowa 3 klasy gdy dostałem silnych dolegliwości gastrycznych, przychodziłem na 1 lekcje i wracałem do domu. Ciągle spanikowany, wkręcałem sobie, że mam raka jelit albo żołądka, badania wykazały, że to tylko refluks żołądkowo - przełykowy i przepuklina rozworu przełykowego, więc nic groźnego... Jestem obecnie w 2 klasie LO mam 17 lat widzę po rówieśnikach, że mają znajomych, przyjaciół, spędzają wspólnie czas. Ja nie tyle co boje się ludzi co po prostu nie mam z kim a bardzo bym chciał. W szkole załatwiłem sobie nauczanie indywidualne (z tego względu, że nie byłem w stanie wysiedzieć aż tylu godzin miałem przez to ze wszystkiego nkl w 1 klasie i dzięki nauczaniu zdałem) więc tylko tyle widzę się z ludźmi co na przerwach porozmawiam z ludźmi z byłej klasy i to tyle. Po zajęciach, które często kończą się wcześniej, bo na nauczaniu indywidualnym jest dużo mniej godzin, siedzę praktycznie ciągle w domu przed komputerem. Nie mam z kim wyjść, czasami z jakimiś znajomymi (których mam niewielu) wyskoczy się na piwo i to tyle. Rodziny też nie mam, od czasu do czasu odwiedzę którąś z dorosłych już sióstr i na tym polegają u mnie "relacje rodzinne"... Nie mogę rozwijać swojej pasji, interesuje się muzyką, gram na gitarze, ale nie mogę tego robić ze względu na brak instrumentu. Postanowiłem zacząć grać na elektryku i tu zaczęły się schody, ponieważ nie mogę dobrać odpowiedniego instrumentu, kupowałem i zawsze coś mi nie pasowało, sprzedawałem i tak w kółko (przerobiłem w ten sposób dwie gitary), trwa to długi czas przez co się nie rozwijam... Niby jest to błahostka i wiem, że to głupie, ale dla mnie stanowi to duży problem, bo wydaje mi się, że rozwijanie swojej pasji byłoby w moim przypadku wskazane, zawsze to jakieś zajęcie inne niż komputer. Pozostaje jedynie mieć nadzieje, że znajdę to czego szukam i będę grał...

Kolejną kwestią są problemy natury psychicznej, ciągły "natłok", "gonitwa" myśli często natrętnych, problemy z podejmowaniem nawet najprostszych decyzji, czasem lęki, natręctwa, ciągłe uczucie wstydu. To też nie pozwala mi normalnie funkcjonować...

Wracając do tematu samotności bardzo chciałbym mieć z kim spędzać czas, ale bardzo ciężko poznawać mi nowych ludzi. Ciężko o wartościowe osoby z którymi można zawrzeć dobrą znajomość a nawet przyjaźń. Nie raz słyszałem zdanie "wyjdź do ludzi" tylko na czym to polega? Mam wyjść na ulicę i zaczepiać ludzi, że szukam znajomych? Wezmą mnie za wariata. Bo nie wiem gdzie można szukać kontaktu z ludźmi... W dodatku jestem strasznie nieśmiały (do tego stopnia, że wstydzę się czasami zapytać o coś w sklepie itp) co znacznie utrudnia poznawanie nowych osób. Poza tym kolejny problem stanowi to, że lubię obracać się raczej w starszym towarzystwie, wolę być w towarzystwie osób starszych ode mnie, z kolei starsi nie zawsze chętnie zadają się z młodszymi. Podobają mi się też starsze kobiety, na młodsze ani rówieśniczki praktycznie nie zwracam uwagi, m.in dlatego jestem sam...

Proszę nie piszcie "idź do psychologa", chodziłem do kilku i nic mi to nie dało. Nie wierzę w psychoterapie i nie mam zamiaru więcej odwiedzać psychologów, po prostu ich nie lubię. Chodziłem też do psychiatry, biorę Sulpiryd, ale niewiele pomaga. Poważanie zastanawiam się nad leczeniem benzodiazepinami na własną rękę, trochę interesuje się farmakologią, wiele czytałem o tych środkach i generalnie wielu osobom to pomogło. Co prawda z biegiem czasu rośnie zjawisko tolerancji i osoba uzależniona od benzo trafia na odwyk, ale można mieć chociaż ten miesiąc normalnego życia, bez problemów.

Już kończąc... Znacie jakieś sposoby na samotność i pozbycie się tych wszystkich problemów? Dla mnie to co dla normalnej osoby stanowi drobnostkę albo jest normalną sprawą, jest wielkim problemem, wszystkim się przejmuje, wszystko biorę do siebie i mam zero dystansu. Chciałbym to zmienić, ale nie wiem jak i nie wiem do kogo zwrócić się o pomoc.
Jeśli komuś chciało się to przeczytać to serdeczne dzięki, będę wdzięczny za odpowiedzi.
Pozdrawiam.
Witaj
Nie ma złotej rady na samotność, ani recepty na przyjaciół, to ze tu trafiłeś to bardzo dobry krok na przód, zobaczysz że nie jesteś sam, jest wielu samotnych ludzi takich jak ty. Może tutaj znajdziesz kogoś z kim mógłbyś znaleźć wspólny język, wiem że zawiązuje się na tym forum wiele przyjaźni i ludzie wzajemnie się wspierają. Ja jestem tu dla syna, ma tyle lat co ty i też jest straszliwie sam, nie ma odwagi jeszcze pisać na forum, ale to że są tu życzliwi ludzie daje mu siłę i motywację, czego i tobie życzę. Witaj w tej wielkiej rodzinie, napewno nie zostaniesz sam :-)
Pozdrawiam
Cześć Bezsilny,

Jeżeli masz sporo wolnego czasu to wykorzystaj go dla siebie, jest wiele fajnych rzeczy, które można robić, gitara to idealne zajęcie. Być może akurat teraz masz moment, że trudno Ci kogoś poznać, ale to się zmieni. Jak trafisz do nowego otoczenia to ktoś na pewno się przyplącze.

Moja rada: nie dziel ludzi na wartościowych i resztę. Często można odnaleźć przyjaciela w osobie, z która na pozór nie mamy nic wspólnego. Dla przykładu: czasem w pracy muszę jechać na budowę z ekipą i zawsze bawię się doskonale, palimy papierochy, przeklinamy i plujemy, a przy okazji mamy polew ze wszystkiego - w moim mniemaniu najlepsza terapia na świecie.

Problemy stają się wielkie gdy się na nich skupiamy, dziś skupiam się tylko na tym, że jak wrócę do domu to zjem pizzę, przez co problemów prawie nie widzę : ).
no nie wiem czy benzo to dobra rzecz dla Ciebie. fajnie uspokaja, ale jakoś nie bardzo pobudza do działania. ja chętnie spróbowałbym tianeptynę, ale jakoś nie chce mi się (wstydzę się) znowu po ponad półrocznej przerwie iść do psychiatry. może spróbuj ssri, niektórym pomaga.
też ostatnio mam depresyjne stany, najgorsze, że nie wiem co chcę w życiu robić jak skończę studia... można by powiedzieć, że ta Polska paskudna, ale w takiej bogatej Norwegii mają wysoki wskaźnik samobójstw.
Nie wiem co Ci poradzić, spróbuj może tych kolesiów co idziesz na piwo namówić żeby wzięli koleżanki haha. staraj się powiększać krąg znajomych i nie zamulać (i tak wszyscy kiedyś umrzemy :Stan - Uśmiecha się:). a co do tych dziewczyn co Ci się nie podobają, to nie gadaj, 17 są mniej dojrzałe i bardziej, tylko ta druga kategoria jest pewnie brzydsza :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Dzięki za odpowiedzi. :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

joanna12345 napisał(a):Witaj
Nie ma złotej rady na samotność, ani recepty na przyjaciół, to ze tu trafiłeś to bardzo dobry krok na przód, zobaczysz że nie jesteś sam, jest wielu samotnych ludzi takich jak ty. Może tutaj znajdziesz kogoś z kim mógłbyś znaleźć wspólny język, wiem że zawiązuje się na tym forum wiele przyjaźni i ludzie wzajemnie się wspierają.
Z tym bywa różnie. Siedziałem kiedyś na pewnym forum o nerwicy i nie wspominam tego dobrze, trafiłem na agresywnego typa, który zaczął mnie wyzywać za to, ze używałem pełnych nazw substancji czynnych lekarstw, bo stwierdził, że "i tak ma większą wiedzę więc mam nie używać takich nazw, bo on i tak wie lepiej", i sprzeczka na kilka stron z tego wynikła. Tak więc sceptycznie podchodzę do for internetowych, ale wierzę na słowo, że u Was są sympatyczni ludzie. :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
A synowi i Pani życzę wszystkiego dobrego. :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Oh Crap napisał(a):Cześć Bezsilny,

Jeżeli masz sporo wolnego czasu to wykorzystaj go dla siebie, jest wiele fajnych rzeczy, które można robić, gitara to idealne zajęcie. Być może akurat teraz masz moment, że trudno Ci kogoś poznać, ale to się zmieni. Jak trafisz do nowego otoczenia to ktoś na pewno się przyplącze.
Też tak myślę. Najlepszy okres to chyba studia. Akademik, ludzie, imprezy, tam nie narzeka się na samotność i nudę. Jednak jest jeszcze trochę czasu i z maturą mogę mieć problem... Ogólnie to mam jakieś plany, chciałbym studiować coś związanego z medycyną np. ratownictwo medyczne, na uczelni można poznać nowe osoby, zawrzeć przyjaźnie. A w akademiku to wiadomo... :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Poza tym chce się uwolnić od "ojca" którego nienawidzę, akademik jest jakimś wyjściem.

mehow napisał(a):Nie wiem co Ci poradzić, spróbuj może tych kolesiów co idziesz na piwo namówić żeby wzięli koleżanki haha. staraj się powiększać krąg znajomych i nie zamulać (i tak wszyscy kiedyś umrzemy :Stan - Uśmiecha się:). a co do tych dziewczyn co Ci się nie podobają, to nie gadaj, 17 są mniej dojrzałe i bardziej, tylko ta druga kategoria jest pewnie brzydsza :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:

Tych "kolesiów" to za bardzo nie mam... Czasem wyskoczę z kumplem, którego znam 10 lat do pubu i to tyle, ale naprawdę bardzo rzadko, on ma dziewczynę i ogólnie nie wiem czy jest chętny do spędzania czasu ze mną...
I nie podoba mi się przedmiotowe traktowanie kobiet. Jak słyszę od kogoś "idź poruchaj" i teksty tego typu wzbudza to we mnie zażenowanie. Jest wiele młodszych dziewczyn chętne na jednorazowe przygody, nawet miałem takie propozycje od młodszej koleżanki, ale to nie dla mnie. Kobieta dla seksu albo po to, żeby mieć "uprane i posprzątane"? To lepiej znaleźć sobie służącą na to samo wyjdzie... Inaczej podchodzę do tych spraw, poza tym jak już wspominałem interesują mnie raczej starsze kobiety, fakt że 17 bywają w porządku, ale niezbyt mnie to kręci nie wiem dlaczego... Wolę starsze, dojrzalsze kobiety, te z kolei raczej nie ładują się w związki z małolatami i tu się kółko zamyka... Miłości nie ma co szukać na siłę, jak kobieta jest Ci pisana to sama się znajdzie.
Cytat:Najlepszy okres to chyba studia. Akademik, ludzie, imprezy, tam nie narzeka się na samotność i nudę.
Każdy okres jest dobry jeśli się potrafi ogarnąć. Gimnazjum? Liceum? Studia? Jeden pies. Robienie sobie nadziei, że coś się nagle zmieni jak tylko pójdzie się na studia może być zgubne. Nie jeden już się na takim myśleniu przejechał :]

A co do Twojego podejścia do kobiet, to jak to czytam to widać od razu żeś małolat. Uzasadnij, w czym lepsze są starsze kobiety niż równolatki? I nie mów, że są dojrzalsze i w ogóle, bo nie są. Chyba, że mówisz o kobietach 30+.
Toska napisał(a):"Organizowanie" sobie znajomych to zdecydowanie nie jest misja jednodniowa
A ja zdecydowanie zgadzam się z tym stwierdzeniem.

Niemniej jednak, w moim życiu pójście na studia wiele zmieniło - choć wciąż stawiam sobie wiele nowych celów.
stap!inesekend napisał(a):Niemniej jednak, w moim życiu pójście na studia wiele zmieniło
U mnie było podobnie. Bardzo obawiałam się tego momentu, ale poszczęściło mi się, trafiłam na fajnych ludzi na roku - coś się we mnie przełamało, stałam się na pewno bardziej śmiała. W środku nadal tkwi cała masa ograniczeń, ale skłamałabym, gdybym napisała, że studia mi nie pomogły.
Nie ma oczywiście gotowej recepty i gwarancji, że automatycznie wszystko się zmieni wraz z pójściem na studia - to niestety nie jest takie proste. Ale z drugiej strony, izolacja też niewiele pomoże.
Czy wymagają więcej? Ja bym powiedział, że właśnie wymagają mniej: są bardziej tolerancyjni i łatwiej akceptują pewne rzeczy.
A co do kwestii tego, jak bardzo nam zależy na kontakcie z kimś - to raczej nie zmienia się specjalnie wraz z wiekiem. Zawsze chcemy, by ktoś, na kim nam zależy, traktował nas wyjątkowo :Stan - Uśmiecha się: I nie ważne, czy chcemy z tym kimś uprawiać seks, czy tylko raz na jakiś czas porozmawiać :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Tośka napisał(a):Chcąc zawrzeć studenckie znajomości, trzeba coś sobą prezentować i zainteresować otoczenie.
Ja myślę, że zawsze potrzebne jest zainteresowanie otoczenia - a czy to będzie wiedza, poczucie humoru czy zawartość naszego portfela - to już inna sprawa :Stan - Uśmiecha się:
Tośka napisał(a):Nie ma się co oszukiwać, mruka na roku nie doceni nikt, no chyba, że ów mruk będzie dysponował dobrymi notatkami
Chyba, że jeden mruk znajdzie drugiego mruka... i wtedy już nie będą mrukami :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
A co, mama wykłada filozofię? Czyli nie tylko dzieci prostaków i chłoporobotników mają posranych rodziców? Pocieszające... a w sumie może raczej przerażające. Jeśli twoje problemy to tylko wina otoczenia innego niz dom rodzinny to przepraszam... Nie znam na pamięć życiorysu każdego z was. :Stan - Uśmiecha się:

"Jak trafisz do nowego otoczenia to ktoś na pewno się przyplącze."

O matulu, tak, przyplącze się, sam z siebie... Tylko czemu tak cholernie słabo a tym wyszedłem, licząc na przyplątanie się kogoś przez osiem lat? Nie, to nie jest tak, że NA PEWNO. Być może, i szansa jest niewielka. Owszem, przez przypadek poznałem dwie osoby, jedynych jako-takich znajomych, ale z pozostałego grona spotykanych tu i tam osób jakos sie nei złożyło, by ktoś się przyplątał, a raczej nie nastąpiły cudowne warunki w krótych fobik sie ośmielił itp.... Tak sobie myślę - może jedna dziewczyna, z którą na piątym roku byłem na jednych zajęciach (na drugim też, ale w duzej grupie) też by "sie przyplątała", gdybym ją spotkał wcześniej, albo piaty rok potrwał dłużej (nie, to drugie nie, a an pewno nie jako "dziewczyna" - ślub planowała w te wakacje) i gdybym nie miałbym wtedy okresu kompletnego załamania, a zajęć było więcej niż 3h na tydzień... ale to tylko pokazuje, jak trzeba byc niefobicznym, rozmownym, otwartym - tzn jak bardzo obracać sie swobodnie wśród ludzi, by sie przyplątywali.

Nie no, chciałbym w przyplątywanie mimo wszystko wierzyć, ale to chyba niestety nie tak działa, choć cholernie trudno się z tym pogodzić - ze to zawsze my musimy walczyć, zabiegać, łasić się. A moze tylko być normalni?

No, nova napisała, zę trafiłą an fajnych, -tej sie poszczęściło. Ja też niby mogę napisać, ze trafiłem na fajnych - bo było tkaich wielu. ale we nei neiwiele albo nic się nei przełamało. A owszem, były jakiejś jednostkowe wypady an piwo póki wszyscy sie poznawali, jakaś jedna czy dwie imprezy w pewnym gronie, potem też na pewno było jakby lepiej niz w liceum - tylko to lepiej to nadal lata swietlne od normalnie i trochę to takie lepiej jak poprawic czas okrążenia o 0.050 s. - pole position mało kiedy z tego będzie, o ile Vettel się nie w+:Ikony bluzgi pierd: w bandę.
Widzę, że Ci się język wyostrzył.
Pudło, pisałem to w bardzo dobrym nastroju, dalekim od wyładowywania frustracji. Poza tym - z góry przerosiłem, na wypadek, gdyby moje pierwsze zdanie nie miało w twoim przypadku nic wspólnego z rzeczywistością. Ostatnio jednak problemy typu fobia kojarzą mi się albo z wpływem rodziców, albo z brakiem uwagi i pomocy z ich strony gdy zły wpływ ma na nas cos innego niz dom rodzinny. Tyle. :Stan - Uśmiecha się: A co do reszty posta - to chyba sie w większości zgadzamy, zę przyplątywanie sie i liczenie na to, to niestety mit/rzadka sytuacja. I chyba większość mojego posta o tym była, prawda? :Stan - Uśmiecha się:

Język taki jest, jak fobia nei dokucza i umysł w pozostaje w miarę jasny :Stan - Uśmiecha się:
To prawda, żeby znaleźć przyjaciół na lata, potrzeba często dużo starań. Choć ja na studiach naprawdę miałem olbrzymie szczęście, bo to wszystko odbyło się bardzo naturalnie, nagle i, tak naprawdę, przez długi czas nie z mojej inicjatywy (co nie zmienia faktu, że Ci ludzie są wspaniali :Stan - Uśmiecha się: ). Z drugiej strony na przykład, przez pierwszy semestr szlajałem się z innymi ludźmi, no i co? Jeden koleś znalazł sobie innego kumpla, drugi zrezygnował ze studiów o i tak. Na szczęście, dosłownie w pierwszym dniu drugiego semestru poznałem mojego dobrego znajomego, a w sumie i przyjaciela. Ponieważ jest dobrze, to nie mam powodów, by rozpamiętywać wcześniejszą sytuację, ale fakt faktem, że może być różnie. Ach, zabrzmię banalnie - "jak w życiu".
Witam wszystkich
ja mam taka propozycję, spróbujcie odpowiedzieć sobie na pytanie jakie cechy powinien mieć wasz wymarzony przyjaciel, za co byście mogli go polubić? A potem odpowiedzcie jakimi przyjaciółmi jesteście sami dla siebie, bo kiedy człowiek nie lubi siebie, nie docenia i nie widzi żadnych zalet to to niestety widać, to jak komunikat dla innych " nie ma sensu się ze mną przyjaźnić, jestem do bani". Macie tak dużo do zaoferowania światu, wrażliwość, empatię, niespotykaną inteligencję emocjonalną, ale większość z was uważa to za wadę :-(
To tylko taka maja refleksja, wybaczcie jeśli się zagalopowałam :-)