PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Potrzeba akceptacji innych
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Ostatnio zauważyłam w sobie, ze bardzo wazna jest dla mnie akceptacja innych ludzi. Potrzeba akceptacji jest bardzo silna. Jeśli czuje ze inni maja do mnie dystans - a tak czuje bardzo często, to czuje się zle. Natomiast jeśli czasem ktoś się do mnie tylko uśmiechnie,albo się przywita to jestem szczęśliwa. Zastanawiam się czy to przez fobie,czy moze taka juz jestem. Myślę, ze gdybym nie przejmowała się tym co myślą o mnie inni i nie uzalezniala swojego humoru od tego czy ktoś mi powie dzień dobry czy nie czulabym się wolna i niezalezna od innych. Wiem ze się tak do końca nie da,bo jednak dla każdego jest ważne aby by być akceptowanym bo to jakby buduje obraz nas samych i poczucie własnej wartości. Myślicie ze to przez fobie tak mam???
Potrzebę akceptacji posiada każdy w mniejszym lub większym stopniu. Niektórzy ludzie mają ją tak małą ,że postronnemu człowiekowi wydaje się ,że dana osoba ma kompletnie gdzieś co inni o niej pomyślą. Całkiem gdzieś to tylko socjopaci mają. Potrzeba akceptacji wielu fobików jest nadmuchana do rozmiaru pałacu KiN ,ale i wśród nich zdarzają się ci z większą i ci z mniejszą. Im większa potrzeba tym ciężej ją zaspokoić i tym większy jest lęk przed niezaspokojeniem. No i w końcu neutralne zachowania odbieramy często jako brak akceptacji co obiektywnie może wydawać się niedojrzałe i dziecinne. Więc tak, to przez fobię.
Tośka napisał(a):Obawa przed oceną i "krzywymi spojrzeniami" są charakterystyczne chyba dla nas wszystkich tutaj.
Kiedyś miałam dokładnie tak samo, jak Ty. Za odrobinę zainteresowania, jaką okazali mi ludzie, byłam niesamowicie wdzięczna. Jak mnie ktoś w ogóle dostrzegał, to kraśniałam z dumy. Potrafiłam do jednego, zwykłego uśmiechu dorabiać sobie całą teorię, taka byłam łasa na akceptację i sympatię ludzi.
Teraz jednak wyzbyłam się już takiego podejścia, bo nie ma nic gorszego, niż robić sobie nadzieję, gdy nie ma ku temu powodów. Jedna jaskółka wiosny nie czyni.

Postaraj się aż tak nie uzależniać swojego nastroju od innych osób. Masz jakichś bliższych znajomych? Jeśli tak, to skup się na nich, i nie przejmuj się resztą otoczenia. Nie analizuj wszystkiego, nawet najdrobniejszych gestów, bo sama wiem z doświadczenia, że jest to okropna, dołująca pułapka. :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:

A jak sobie poradzilas z tym? Wydaje mi się ze u mnie to trochę dlatego,ze brakuje mi prawdziwych przyjaciół i podswiadomnie szukam ich. Wiec gdy ktoś się uśmiechnie to zaraz myślę,ze jest szansa na zawarcie przyjaźni itd. Trochę mi to przeszkadza bo chciałabym mieć do tego dystans,ale nie potrafię tego kontrolować...
@Tośka

Czyli nie spotykalas się z nikim ze znajomych? Ja nie chce się zamykać od ludzi mimo wszystko, bo jak się zamkne to po paru latach nie będę wiedziała jak z nimi obcować... Ale muszę popracować nad sobą i podejść z dystansem to ludzi. Mam jedna prawdziwa przyjaciółkę ale ona jest daleko teraz i mamy rzadko kontakt,a widujemy się tylko 2 razy do roku:Stan - Niezadowolony - Smuci się: kiedyś spedzalysy ze sobą cale dnie mieszkając razem na studiach i teraz tak bardzo mi brakuje kogos takiego jak ona:Stan - Niezadowolony - Smuci się: i pewnie dlatego szukam w ludziach jej cech... Ale chce też nabrać dystansu do naszej przyjaźni i zrozumieć ze kazda ma swoje życie....
love_sun
Dla mnie też jest to bardzo ważne, ale wszystko z umiarem :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:.
Tak, dystans to słowo klucz :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:.
Każdy lubi jak ktoś się do niego uśmiechnie i powie dobre słowo.
Niektórzy jako wrażliwi fobicy moze bardziej, aż za bardzo, się tym przejmują :Stan - Uśmiecha się:.
A ja jestem bardzo wrażliwa na wszystko,a szczególnie na jakies przykrości względem mnie, zaraz zaczynam płakać.... Czasem juz mnie to wkurza. Ale zauważyłam,ze wypracowalam sobie tym to,ze ludzie podchodzą do mnie ostrożnie i są mili, uważają, aby mnie nie urazić czymś, przynajmniej niektorzy;-)
love_sun napisał(a):A ja jestem bardzo wrażliwa na wszystko,a szczególnie na jakies przykrości względem mnie, zaraz zaczynam płakać.... Czasem juz mnie to wkurza. Ale zauważyłam,ze wypracowalam sobie tym to,ze ludzie podchodzą do mnie ostrożnie i są mili, uważają, aby mnie nie urazić czymś, przynajmniej niektorzy;-)

Mi się zdarza uronić łzę także wtedy, gdy zdarzy się coś dobrego.
Wrażliwi intensywniej przeżywają złe chwile - to źle
Tak samo jeśli chodzi o dobre chwile - to już jest OK

Co do podejścia ludzi do wrażliwych, jedni pomagają, widzą to u Ciebie jako zaletę, inni wykorzystują by mocniej zranić.
Dlatego tutaj tak ważny jest dystans.
Tośka napisał(a):Ja też byłam bardzo wrażliwa na docinki i nieprzyjemne sytuacje. Kiedy w klasie maturalnej jedna koleżanka przez jakiś czas złośliwie mi przygadywała, to zdarzało mi się opuszczać lekcje, żeby tylko się z nią nie spotkać.
Zawsze "niosłam" swój płacz do domu, a łzy wylewałam z siebie dopiero po zatrzaśnięciu za sobą drzwi od mieszkania :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:.
Wytrącały mnie z równowagi nawet drobne uszczypliwości, które dla innych ludzi nie tylko są codziennością, ale czasem wręcz objawem sympatii.

Przewrażliwienie ciężka rzecz. :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:

Ja tez tak mam jak ty :Stan - Niezadowolony - Zastanawia się: Ale zauwazylam ze piszesz w czasie przeszlym... Czy juz nie miewasz tak? Moge zapytac jak sobie poradzilas?
Riverside napisał(a):
love_sun napisał(a):A ja jestem bardzo wrażliwa na wszystko,a szczególnie na jakies przykrości względem mnie, zaraz zaczynam płakać.... Czasem juz mnie to wkurza. Ale zauważyłam,ze wypracowalam sobie tym to,ze ludzie podchodzą do mnie ostrożnie i są mili, uważają, aby mnie nie urazić czymś, przynajmniej niektorzy;-)

Mi się zdarza uronić łzę także wtedy, gdy zdarzy się coś dobrego.
Wrażliwi intensywniej przeżywają złe chwile - to źle
Tak samo jeśli chodzi o dobre chwile - to już jest OK

Co do podejścia ludzi do wrażliwych, jedni pomagają, widzą to u Ciebie jako zaletę, inni wykorzystują by mocniej zranić.
Dlatego tutaj tak ważny jest dystans.

To prawda ze niektorzy moga wykorzystywac czyjas wrazliwosc. Ja oprocz tego mam problem z asertywnoscia :Stan - Niezadowolony - Płacze: Jest mi tak strasznie glupio komus odmowic lub powiedziec,ze np. to bylo nie w porzadku z czyjejs strony, ze czesto odpuszczam i przytakuje lub nie sie nie odzywam, a pozniej przychodzi zlosc :Stan - Niezadowolony - Złości się: . Oczywiscie na sama siebie jestem zla...
Z asertywnością i u mnie nienajlepiej, ale pracuje nad tym.
To takie dziwne, ze jak czasami odmówimy komuś to czujemy się lepiej niz wtedy kiedy damy. Ale zależy co, w jakiej sytuacji. Kiedyś zawsze tylko dawałem, także po tym jak mi coś wcześniej zabrano.
Toska: I dobrze sie z tym czujesz? Nie czujesz sie samotna?
Lubimy być akceptowani, taka nasza natura, jeżeli ktoś bardzo rzadko czuje przynależność to każdy uśmiech jest dla niego cenny. Fajnie byłoby się od tego uwolnić i być niezależnym od opinii, humorów ludzi. Tymczasem pozostaje nam jedynie ich unikać ; )
Pierwsze zdanie tematu jest baaardzo powiązane z fobią społeczną i już nie jedna książka o tym została napisana :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

love_sun napisał(a):Ostatnio zauważyłam w sobie, ze bardzo wazna jest dla mnie akceptacja innych ludzi.

Miałem taką fazę choroby, że przejmowałem się innymi. Teraz też tak jest ale przejmuje się, że się ośmieszę przed nimi. Czyli nie tylko boję się że czegoś nie zaakpceptują, ale i ja sam nie akceptuje siebie. Kiedyś chciałem, żeby inni o mnie nie mówili źle, teraz chce żeby ludzie o mnie nie mówili wcale.
Kiedy widzę, że ktoś sie ze mną chce zakolegować, to ja coraz bardziej się źle czuję w jego towarzystwie, bo boje się, że się ośmiesze przed znajomym. Ehh... Z drugiej strony ten dystans do ludzi też mnie męczy, chciałbym mieć znajomych ale nie mogę :Stan - Niezadowolony - Płacze: Trudne to wszystko.
Nieprzyjaciel napisał(a):Ehh... Z drugiej strony ten dystans do ludzi też mnie męczy, chciałbym mieć znajomych ale nie mogę :Stan - Niezadowolony - Płacze: Trudne to wszystko.

Dystans, szczególnie utrzymujący się przez wiele lat, jest potem bardzo trudny do pokonania o ile to w ogóle możliwe. Nie wiem, sama mam z tym problem. A zauważyłam to niedawno. Myślę, że jestem w moim otoczeniu(czyli szkolnej klasie, to moje jedyne otoczenie rówieśnicze :Husky - Śmieje się: ) akceptowana, chociażby nawet przez to, że nie zwracam na siebie większej uwagi. Jest parę fajnych osób, z którymi nawet pogadałam więcej, ale zawsze czuję tą blokadę z mojej strony albo zmęczenie dłuższym towarzystwem jednej osoby. Chyba mi się już całkiem pokopało w głowie, bo nie rozumiem tego zupełnie.
Tośka napisał(a):Przyzwyczajenie czyni cuda. Czasami czuję się samotna, ale staram się o tym nie myśleć, bo to i tak nic nie zmieni.

Od pytania "Czy mi z tym dobrze?" od razu przechodzisz do odpowiedzi na pytanie "Czy wierzę w możliwość poprawy?". Zastanawiam się ,czy nie jest to jakiś wykręt? Może warto byłoby dłużej zostać z odpowiedzią na to pierwsze pytanie. Raczej się nie pochorujesz ,więc nie ma strachu :Stan - Uśmiecha się - LOL:
Bo nie jest dobrze, ale jest lepiej z zapominaniem i udawaniem, ze jest mi dobrze samemu i bez nikogo, niż z rozdzierającym poczuciem pustki i przejmująca samotnością.
Zas napisał(a):Bo nie jest dobrze, ale jest lepiej z zapominaniem i udawaniem, ze jest mi dobrze samemu i bez nikogo, niż z rozdzierającym poczuciem pustki i przejmująca samotnością.

To jakiś sposób żeby sobie z tym poradzic... Mi najbardziej brakuje przyjaciela. Mam chłopaka i jestesm z nim szczęśliwa,ale bardzo potrzebuje prawdziwej szczerej przyjaźni.... Ale jak patrzę jacy potrafią być ludzie to zastanawiam się nad kupnem psa;-)
Jeśli nie jest dobrze to warto przejść do pytania "Co mogę zmienić ,aby było lepiej?". Odpowiedź "Nic" nasuwa się sama ,ale jeśli spojrzeć obiektywnie na fakty i trochę się doedukować to widzimy ,że nie jest odpowiedzią zgodną z prawdą. Wtedy stajemy przed wyborem,potencjalnymi konsekwencjami i odpowiedzialnością. Czy nie robię nic ,czy zmienię to i to. PS: Nad psem sam się zastanawiam.
Ja mam potrzebę akceptacji innych, ale akceptacji mojej natury. Zdaje sobie sprawę, że to mocno irracjonalne i ta potrzeba będzie dożywotnio niezaspokojona. Wiem, że niektórzy mogliby mnie akceptować, gdybym udawał jakąś inną osobę, ale taka forma akceptacji nie satysfakcjonuje moich emocji.
(24 Lis 2017, Pią 12:42)paranormal987 napisał(a): [ -> ]Ja mam potrzebę akceptacji innych, ale akceptacji mojej natury. Zdaje sobie sprawę, że to mocno irracjonalne i ta potrzeba będzie dożywotnio niezaspokojona. Wiem, że niektórzy mogliby mnie akceptować, gdybym udawał jakąś inną osobę, ale taka forma akceptacji nie satysfakcjonuje moich emocji.


Są różne poziomy akceptacji. Takiej pełnej pewnie nie dostaniesz, ale możesz dostać częściową, nie udając kogoś innego.
Uświadomiłem sobie ostatnio jak bardzo potrzebna mi jest akceptacja innych i jak bardzo obawiam się odrzucenia. Potrafiłem wiele zrobić żeby taki cel osiągnąć (nawet jeśli chodzi o życie w jakiejś toksycznej relacji)