PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Zgubione "ja"- czyli od osoby otwartej do fobika
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Od bardzo dawna czyta to forum. Bardzo długo zastanawiałam się nad rejestracją i opisaniem swojego dziwnego życia (również dla samej siebie). Może w ten sposób spojrzę na nie z boku, a może uzyskam trafne rady w związku ze swoim problemem.

Generalnie jestem osobom dziwną. Albo się nią stałam albo tak było zawsze, ale nikt tego nie zauważał.

Zostałam wychowana przez kochaną, ale despotyczną mamę, która miała ogromne wymagania. Ja wtedy jako osoba energiczna i śmiała próbowałam im sprostać, choć nie było łatwo. Często bałam się wrócić do domu z 4. Nigdy mnie nie biła, ale samo krzyczenie było dla mnie ogromną męką. Byłam uzdolniona nie tylko matematycznie, ale i plastycznie, a także jeździłam na zawody sportowe. Kochałam biegać i wszędzie mnie było pełno. Zawsze z uśmiechem na ustach pomagałam i pocieszałam innych. Miałam całą masę znajomych.

To wszystko się skończyło wraz z poważnym wypadkiem. Byłam 2 razy reanimowana. Wstrząs mózgu, poważne złamania nóg i ręki. Obudziłam się po tygodniu zdziwiona, że żyje. Powinnam się cieszyć tym faktem. Jednak zdanie na innych, długa rehabilitacja, zaniki pamięci i najważniejsze długi odseparowanie od ludzi poza grono najbliższej rodziny zrobiło swoje. Znajomi na początku odwiedzali, a później z upływem miesięcy zapomnieli. Ten okres pamiętam jako jeden z najgorszych etapów mojego życia. I to wtedy się zamknęłam i zmieniłam o 360 stopni. Byłam uziemiona i nie radziłam sobie z tym.

Po powrocie do normalnego (choć już normalne nie było) życia, nie wróciła dawna "ja". Stałam się innym człowiekiem. Nie miałam znajomych (do nikogo się nie odzywałam, bałam się zabierać głos na lekcji, ciągle czułam strach i olbrzymi stres przed wyjściem gdziekolwiek) i z nikim nie rozmawiałam. Moje stopnie były godne pożałowania, a wolny czas spędzałam przed telewizorem jedząc przy tym spore ilości chipsów i słodyczy. Opamiętałam się, gdy moja waga zaczęła wpływać na moje zdrowie.


Po długiej walce udało mi się odzyskać smukłą sylwetkę poprzez dietę, sport, a później poprzez rozpoczęcie wyniszczania się w inny sposób- papierosy.

Kolejny etap to studia na które nie chciałam iść- zmusiła mnie oczywiście mama i to dzienne. Zamiast wejść na rynek pracy w fazie dobrej dla potencjalnego pracownika, ja wylądowałam w murach uniwerka na prawniczym kierunku. Pierwszy rok był istną męką, ale prawo mnie pochłonęło w końcu i znalazłam swoją ulubioną gałąź. Do tego nowi znajomi, wszystko się układało i w 50% powróciłam do życia. Ten okres był zarazem bardzo ciężki (sporo nauki, dorywcze prace), ale i bardzo szczęśliwy. Byłam radosna i moje obawy minęły. Nie bałam się zabrać głosu w sali, w której było ponad 100 osób. Stałam się pewna siebie i codziennie towarzyszyła mi myśl, że co by się nie działo to sobie poradzę.

Poznałam też wtedy mojego obecnego męża. Gdy do tego doszło była pozytywną i uśmiechniętą osobą- taką mnie pamięta i bardzo za nią tęskni.

Kolejnym etapem znaczącym w moim życiu było 3letnie bezrobocie. W trakcie 3 lat tylko raz znalazłam zatrudnienie "ponoć" na stałe, ale dostałam wypowiedzenie po pierwszych 2 tygodniach, bo byłam za wolna. W pozostałych pracach na umowę zlecenie sobie radziłam i wszyscy byli zadowolenie z mojej pracy, bo jestem pracowita. Bardzo długo cierpiałam z tego powodu, bo tak się starałam i wydawało mi się, że dobrze pracuje, a tu taka informacja zwrotna. Nie dość, że bezrobocie mnie totalnie podłamało to jeszcze to. W trakcie tak długiego bezrobociu chyba wpadłam w depresję, bo nie chciało mi się żyć. Ciągle płakałam. Któregoś dnia wybuchłam i powiedziałam o tym mężowi. On też sobie nie żałował i wtedy po raz pierwszy mi powiedział, że myśli o rozwodzie bo nie da się już ze mną żyć i że gdyby wiedział, że taka się stanę to by go już dawno nie było. Koniec końców powiedział mi jak bardzo tęskni za dawną "ja". Zdałam sobie sprawę, że ja też ale nie wiem jak "ją" odzyskać. Tak było i nadal jest. Nie znalazłam metody, aby być kimś kim byłam, z kim było mi dobrze w jednym ciele.

Kolejny etap to znalezienie fajnej pracy, w fajnej atmosferze, z fajną ekipą i szefem, w miarę dobrze płatnej jak na okolice. Szczyt marzeń, tym bardziej, że idealnie się wpasowałam i przełożeni byli bardzo zadowolenie z mojej pracy. Nawet z fobią, depresją i innymi współlokatorami mojego ciała idealnie się wpasowałam i odzyskałam radość życia. Nie trwało to oczywiście długo. W dniu kiedy szef oznajmił mi o moim awansie ja mu wręczyłam wypowiedzenie, bo męża przenieśli na drugi koniec Polski.

Tak zostałam bez pracy, ale miałam ogromne poczucie własnej wartości. Wszak byłam takim dobrym pracownikiem, gdzie indziej sobie też poradzę. Pracy szukałam 5 dni. Znalazłam. Na pozór fajną, ale okazało się, że wymagania szefa przerosły moją osobę. Szef okazał się nerwową osobą przez co już od pierwszego tygodnia siedziałam w pracy jak na szpilkach. Wszystko to sprowadzało się do jednego- popełnianie błędów. Ja perfekcjonistka- zaczęłam popełniać błąd za błędem (na szczęście drobne, ale jednak). W firmie (mogę napisać) zajmuje się prawie wszystkim. Od sprzątaczki po kadrową, sekretarkę, windykator, handlowca itp. Zadań cała masa, a tu tylko 1/2 etatu za minimum krajowe.

Już po tygodniu mi wytknął, że pracuje tu aż tydzień i powinnam to i tamto umieć. Jak już nie ma się czego czepiać to czepia się miny- mam być zawsze uśmiechnięta.Każdy dzień to męka. Ale jak mam się uśmiechać skoro, gdy on przychodzi do pracy to patrzy na mnie takimi oczami i z taką minął, jakbym mu nie wiadomo co zrobiła. Wszystko muszę robić w biegu i na czas. Dzięki tej pracy mam, co robić w nocy, a mianowicie się stresować i nie spać, bo nie wiadomo za co oberwę jutro. Do tego ciągle powtarzanie, iż jak się nie poprawię to zakończy ze mną współpracę. Powiedział mi też, że klienci mnie nie lubią i że nie potrafię sobie z nimi radzić. Ciągle o tym myślę, bo jestem bardzo spokojną i cierpliwą osobom. Jak ktoś, kto mnie nie zna może mnie nie lubię. W każdym razie przez to wszystko czuje się do niczego. Co jeszcze tutaj robię? Boję się, że trafię gorzej. Boję się, że znowu będzie mi ktoś zarzucać nieradzenie sobie w pracy. Siedzenia w domu też się boję. I jedna i druga sytuacja mnie zamyka. Znowu czuję strach przed ludźmi, choć lubię pracować z nimi. Ponoć współpracownicy też mnie nie lubię i nie wkomponowałam się w zespół, ale ja nie mam czasu nawet dłużej z nimi pogadać.

Popadam znowu w to samo i nie wiem, jak to powstrzymać. Jak odzyskać dawną ja? Czekam na rady i wskazówki. Być może komuś lepiej będzie spojrzeć na problem z boku. Sama uważam, że jestem nieśmiała, dziwna, mam lekką depresję i lekką fobie społeczną. Czemu nie pójdę do psychologa... jakoś nie mogę się przełamać, aby się otworzyć przed obcą mi osobom.

Przepraszam za długość posta, ale i tak się uwijałam i streściłam do maksimum.
:Stan - Niezadowolony - Smuci się:
Życzę powodzenia!
Przeczytałem i niestety nie wiem :Stan - Niezadowolony - Smuci się: Jakbym wiedział to bym pewnie tutaj na forum nie siedział :-( ba! w ogóle bym tutaj nie trafił. Jak znajdę receptę to Ci powiem.
dżizys napisał(a):Przeczytałem i niestety nie wiem :Stan - Niezadowolony - Smuci się: Jakbym wiedział to bym pewnie tutaj na forum nie siedział :-( ba! w ogóle bym tutaj nie trafił. Jak znajdę receptę to Ci powiem.

Dziękuje i w takim razie czekam na receptę na moje rozterki.


Jutro to poczytam i może zauważę coś, czego nie widziałam. Nie wiem, jak można opadać w takie skrajności?

Zdarza mi się, że wiąże to wszystko z moją wrażliwością, a i czasem nadwrażliwością.

Często próbuje się skłonić do nie myślenia o tym wszystkim, ale w ten sposób problemy nie zniknął.

Może jednak warto się przełamać i pójść do specjalisty. Dobranoc.
Nie bardzo rozumiem czemu uważasz się za osobę dziwną i czemu Twoje życie ma być dziwne..
Mz. dziwny i nielubiany to jest Twój szefunio :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
ot, paeadoks... dziwny, nielubiany, cham?, ale szefunio, i z dużym prawdopodobieństwem z rodzina i znajomymi, co nie?

tez nie wiem, co ci doradzić... rzuć te prace w cholerę i szukaj innej, która nie będzie cię tak wyniszczac? skup się na ratowaniu małżeństwa? nie wiem...
Wiem, że macie rację i pora stąd uciekać, bo czuję jak moje poczucie własnej wartości maleje z każdy dniem na rzecz budowania wokół siebie muru. Strasznie mnie przeraża też myśl, że nie wiadomo ile czasu minie zanim coś znajdę. Mam swoje zobowiązania, z które rzecz jasna może płacić mąż, ale ja wolałabym sama.

Dlaczego uważam się za dziwną? Bardzo dużo razy to słyszałam od bliskich, dalszych znajomych. Oczywiście miałam swoje grono przyjaciół, którzy mnie akceptowali taką jaka byłam Podobnie było w mojej poprzedniej pracy.

Tutaj jestem sama poza paroma znajomymi z którymi nie udało mi się jeszcze nawiązać bliższych relacji, bo to wymaga czasu.

Małżeństwo staramy się ratować, ale jak już pisałam mój mąż tęskni za moim dawnym wydaniem. Trochę dla niego za mało: obiad, sprzątanie itp., chciałby abym się więcej uśmiechała i wyluzowała. Tylko, że to nie jest takie proste.
Może jesteś zbytnią perfekcjonistką i masz zbyt duże ambicje?

Zrezygnowanie z fajnej pracy w fajnej atmosferze z fajną ekipą i szefem w dodatku z wizją awansu musiało być sporym wyrzeczeniem. Nie żałujesz tego?

Z tego co opisujesz widać, że szef jest niezłym dupkiem i ma ten syndrom polskiego 'kierownika, szefa, menadżera' i chełpi się swoją władzą. Zakładam, że wcale nie jest tak, że nikt cię nie lubi i nikt z tobą nie chce pracować. To tylko objaw (szefa) niedowartościowania i bycia po prostu dupkiem.
Bardzo żałuje. Jednak mój mąż zarabia sporo więcej i też awansował. Decyzja była oczywista. Mogłam zostać. Nikt mnie do niczego nie zmuszał. Jednak kocham go i nie wyobrażam sobie życia na odległość. Mam nadal kontakt ze starą ekipą i szefostwem. Odwiedzam ich jak przyjeżdżam załatwić sprawy administracyjne itp.
Odnośnie awansu to nie był on moim celem. Było mi miło, ale jak mam być szczera nie nadaje się na kierownika.

Mąż nawet myślał, że będzie lepiej po wyprowadzce. On jest niepoprawnym optymistą i duszą towarzystwa. O dziwo z tym jego podejście wszystko mu się udaje. Często mu zazdroszczę. Lata mijają a jego podejście się nie zmienia. A ja widzę wszystko w czarnych barwach. Pierwszy miesiąc tutaj był straszny. Czułam się taka samotna. Ciągle płakałam po kątach. Nie mogłam się odnaleźć. Teraz jest już lepiej.

Tak. Sporo od siebie wymagam, bo rodzice zawsze sporo ode mnie wymagali. Chyba do tego przywykłam. Poza tym nie potrafię sobie radzić z błędami. Tak się staram, ale czasem je popełniam, a później zadręczam się nimi. Tak mi zostało. Kiedyś rodzice nade mną stali, a dziś ich nie ma, a ja nadal prowadzę takie życie. Pamiętam, że kiedyś zawsze sobie powtarzałam, że jak się usamodzielnię to koniec z tymi chorymi zasadami. Wiem, że są chore ale nie potrafię się ich pozbyć i dlatego nadal nie mam dzieci. Bardzo się boję, że będę im narzucać też takie tempo.

Z rodzicami żyje mi się lepiej na odległość:Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Jestem im wdzięczna za wszystko i pomimo kilku mankamentów wychowawczych to jednak wychowali mnie na porządną osobę, choć dziwną.

A mój szef też jest specyficzny, że go tak określę. Ila ja to razy miałam ochotę wyjść z pracy w trakcie dnia i nie wrócić. Pokazać mu iż nie uważam, że złapałam Pana Boga za nogi pracując u niego. Innych też miałam ochotę zapytać czy mnie faktycznie nie lubią, ale po co wprowadzać zamęt. Wszak przyszłam tam przede wszystkim dla pracy i lubić mnie wszyscy nie muszą.
Szczerze? Może lepiej rzuć tą pracę. Z biegiem czasu zacznie się ona odbijać na twoim zdrowiu. Przeżyłam coś podobnego i doprowadziłam się do kiepskiego stanu nim zrozumiałam, że tak się nie da. Jesteś silna. Znajdziesz lepszą, bo wspomniane obowiązki za najniższą krajową brzmią idiotycznie. Za co się tak zarzynać? Ja bym to rzuciła, odpoczęła i wzięła się za dalsze poszukiwania. Bo na takich warunkach, to można bezstresowe sprzątanie sobie znaleźć ( w większym mieście- nie wiem, niestety, w jakim miejscu mieszkasz, więc może piszę mało realnie na twoje warunki ).
Uważam, że fobię miałaś juz od dawna. Ja również nie potrafię się odezwać do znajomych których od dawna nie widziałem i w ten sposób ukazała się fobia u mnie, tak samo jest z Tobą. Po utracie znajomych nie chciałaś się udzielać i nawiązywać nowych kontaktów bo bałaś się, że znowu wszystkich stracisz. Miałaś to szczęście, że znalazłaś nowych znajomych.
Podobnie jest z Twoją pracą - starasz się robić wszystko jak najlepiej jednak nie wszystko Ci wychodzi bo boisz się, że coś Ci się nie uda, że wrócisz z "4" i szef na Ciebię nakrzyczy. Jak zostałaś wychowana taka jesteś teraz i musisz to zmienić. Najlepiej zacznij nową pracę (o ile już tego nie zrobiłaś), bo nie możesz przebywać wśród ludzi którzy Cię nie szanują lub nie lubią, to tylko pogarsza Twoją sytuację z dnia na dzień, jednak takich ludzi będziesz spotykać przez całe życie, poprostu nie zwracaj na nich uwagi i niech Cię nie obchodzi ich zdanie o Tobie.
Kolejną rzeczą którą powinnaś zrobić to powiedzieć mężowi o swoich problemach, czemu się tak zmieniłaś i że potrzebujesz jego wsparcia oraz pomocy i jeżeli naprawdę Cię kocha (a myślę, że tak jest) to z całego serca postara się pomóc (przynajmniej ja bym tak zrobił na Jego miejscu [żałuję jednak że nie potrafię się słowem odezwać do dziewczyny...]).
Zastanów się nad tym jak wyglądało Twoje życie kiedyś, a jak teraz, co wypadałoby zmienić i od czego zacząć. Może powróć do dawnych zainteresowań jak sport, jednak nie ekstremalny bo po wypadkach mógłby on tylko pogorszyć Twoje zdrowie. Zacznij od codziennych ćwiczeń, oraz biegania lub pływania. Pomyśl o tym co sprawiało, że kiedyś byłaś normalna, a teraz jesteś inna, bo byłaś wspaniałą, pełną ambicji dziewczyną i myślę, że nadal w głębi serca taka jesteś tylko musisz to z siebie wydobyć. Jeżeli masz jakieś nałogi to je rzuć bo one również pogłebiają lęki, fobię i problemy.

Myślę, że brakuje Ci trochę pewności siebie. Odsłuchaj sobię audiobooka "Brian Tracy - siła pewności siebie"(możesz go znaleźć w internecie w wersji angielskiej i z lektorem. Jak nie znajdziesz to napisz do mnie na PW), postaraj się wykorzystać wskazówki, które są tam wymienione, a szczególnie powtarzanie sobie codziennie słów "lubię siebie" bez względu na to co się bedzie dziać, nie zamartwiaj się i nie denerwuj jednak powtarzaj sobię "lubię siebie", staraj się jak najczęściej powtarzać to na głos i z serca. Jeżeli uda Ci się zrobić wszystko co w tym audiobooku zostało wymienione to na pewno zyskasz pewności siebie, a twoje życie zmieni się pozytywnie.

Narazie to tyle ode mnie, jeżeli coś mi jeszcze przyjdzie do głowy to napiszę o tym.
Życzę Ci powodzenia i szczęścia w życiu.
Jestem bardzo ciekawy jak Ci się ułoży życie, napisz o tym za rok lub dwa tutaj na forum.
Mam nadzię, że pomogłem. Pozdrawiam.
Dziękuje za dobre słowo.

Podjęłam już decyzje i teraz muszę ją wprowadzić w życie lub zaczekam do końca umowy, który zbliża się nieuchronnie.

W międzyczasie dopadły mnie myśli, że może przywyknę. Jednak gdy tylko zaczynam myśleć o x czasie spędzonym w miejscu do którego nie lubię chodzić to od razu mi się odechciało.

Tylko ja wiem, co przeżywam, gdy muszę tam iść.

Szukam czegoś innego, ale to nie jest takie proste. Koniec końców może posiedzę trochę w domu i odpocznę. Poświecę czas trochę sobie.

Szukam teraz pracy poniżej kwalifikacji. Jakiejś prostej i najlepiej w niepełnym wymiarze czasu pracy, co proste dla mnie nie jest. Musiałam znacznie zmienić CV. Może taka praca pozwoli mi złapać oddech.
A może pomyśleć nad własnym biznesem.Może nie jest to łatwe ale przynajmniej jest się samemu szefem.W sumie moim zdaniem praca jest tylko potrzebna do tego żeby mieć pieniądze, a tak to dla mnie zwykła strata czasu.Za free nikt by tam nie chodził żeby tylko zabić czas. Są przyjemniejsze zajęcia. Rzadko kiedy ktoś może połączyć pracę z pasją. W sumie to jest taki ideał dla mnie. Robić to co się kocha i jeszcze na tym zarabiać. Ty poszłaś do pracy żeby zwiększyć poczucie wartości, wyjść z dołka, otworzyć się do ludzi.Ale jak widzisz to stanowisko temu nie sprzyjało. Jedynie jakiś baran z nadymanym ego się na tobie po wyżywał i jeszcze większe spustoszenie zrobił ci w psychice. Jedynie pozostanie ci niesmak i strach przed tym że kolejna robota będzie podobna. Nie wiem jak tam z finansami ale jeśli ta praca była tylko próbą wyjścia z dołka a kasa to drugorzędna sprawa. Tzn. że jeśli byś była w domu to i tak by to nie sprawiło różnicy.To może następnym razem pomyśl o pracy jako o takiej terapii.Tzn. nie poddawać się presji.Tak iść sobie dla rozrywki, mieć tak trochę wyje...ne. Jeśli okaże się że trafi się jakiś pajac, nie mili ludzie.To po prostu od razu rezygnować.
Chętnie bym to zrobiła- tylko, co ja mam do zaoferowania, oto jest pytanie. Nie mam konkretnego fachu w ręku jak np. moje rodzeństwo po zawodówkach. Im się wiedzie bardzo dobrze.
Byłam głupia, że się tak uczyłam. Gdybym miała słabe wyniki spokojnie wylądowałabym w zawodówce i miała zawód.
Interesuje mnie bardzo wiele rzeczy. Przekrój tego jest spory bo od nowości fryzjerskich i kosmetycznych po prawo pracy i rachunkowość. Plus oczywiście języki. Tylko brak doby, aby na wszystko czasu starczyło.
Myślę czasem o kursie fryzjerskim lub zdobnictwie paznokci (lubię twórcze działania, od dziecka maluje itp. pewnie bym się w tym sprawdziła). Ewentualnie jakiś sklep. Mam ku temu doświadczenie, bo pracowałam tak dorywczo i pomagałam wujkowi przy prowadzeniu jego sklepu.
Mam swoje lata, a nadal szukam.
Z tą zawodówką to nie jest tak że każdy ma po niej pracę.Jest ogólne bezrobocie.Czasem to kwestia przypadku,lub znajomości.
Wiem że ludzie mają takie podejście ja też między innymi. Że jak się chce coś zrobić to zauważa się przeszkody i tłumaczy się czemu coś ma nie wyjść bo coś tam itp.Wtedy ma się takie czyste sumienie i można odpuścić no bo w końcu to nie ma sensu.Ale czasem lepiej pomyśleć jakim sposobem pokonać te przeszkody.Tak żeby się udało.Kiedyś ktoś mi tak opowiadał w pewnej sytuacji w której miał nieciekawie ale zaczął kombinować i teraz mu się powodzi.
Na pewno masz rację. Bardzo łatwo to napisać, a jeszcze łatwiej przeczytać, ale aby to wprowadzić w życie to już dużo większa sztuka.

W gruncie rzeczy fakty są jakie są, a morał taki, iż tak nie da się żyć. Bo co ja mam z życia. Przestało mnie cieszyć. Zamartwiam się i dobijam na zapas, a przecież na świecie jest cała masa ludzi, która ma dużo dużo dużo gorzej i funkcjonują (pomijając tych co potrafią się cieszyć każdą najdrobniejszą rzeczą).

Czasem nie wiem, co mam z sobą zrobić, Może ja nie pasuje do tych czasów. Może wpasowałabym się bardziej w inną epokę:Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Z wrażliwej zrobiłam się nadwrażliwa. Kończę biadolić i może w końcu trafię do kogoś, kto do mnie trafi i przestawi mnie na właściwe tory.