PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Pogłębianie znajomości - jak to się robi?
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Zakładam nowy temat trochę chciałem się wyżalić, a trochę liczę że coś ciekawego się na pytanie zawarte w temacie.

Z fobią społeczną zmagam się praktycznie od urodzenia. Ostatnie lata mojego życia były jednak bardzo udane. Z największej życiowej ofermy, osoby bliskiej załamania nerwowego stałem się aktywnym człowiekiem, znalazłem pracę, zacząłem i już niemal skończyłem zaoczne studia (niedługo będę walczył o licencjat), dużo trenowałem i oczywiście osiągnęłam wiele mniejszych sukcesów.... Metodą "step by step" szedłem do przodu i coraz rzadziej moja FS daje o sobie znać.

Niby wszystko pięknie, bo dzięki aktywnemu trybowi życia poznałem bardzo wielu ludzi. Problem w tym, że na poznawaniu się skończyło. Niestety moje życie towarzyskie jest kompletnie zawalone. Mimo, że w codziennych kontaktach jestem całkiem odważny, da się ze mną pogadać, często nawet sam zagaduję, ale w mojej miejscowości jakoś kompletnie nie potrafię znaleźć sobie towarzystwa. Zdecydowałem się napisać tego posta, bo przez ostatnie lata jedynych przyjaciół miałem miałem daleko ode mnie, widywaliśmy się głównie w lecie i uwielbiałem z nimi spędzać czas. Niestety z przyczyn niezależnych ode mnie powoli tracę z nimi kontakt i już prawie się nie widujemy. Miałem trochę doła z tego powodu, poczułem się bardzo samotny, chociaż trochę póki co mi przeszło. A przecież nawet mając te kilkanaście lat, gdy w szkole do nikogo się nie odzywałem, to miałem przecież tych kilku kolegów z podwórka na których zawsze mogłem liczyć.

Przez ostatnie lata naprawdę bardzo polubiłem ludzi i spotkania towarzyskie, moje lęki w takich sytuacjach bardzo się zmniejszyły, zawsze byłem po nich bardzo podbudowany. Tylko problem w tym, że nie mam się z kim spotykać....
Ludzi mozna pozn... wsz... a nie, przepraszam, tym razem chyba się ta standardowa rada nie sprawdzi...
Wydaję mi się, że takie pytanie należy sformułować w środowisku osób tylko nieśmiałych bo tutaj jeśli ktoś odpowie, to chyba będzie jedynie teoretyzował (lub offtopował). Ja nie mam pojęcia jak się pogłębia znajomość. Z moich obserwacji wynika, że ludzie dogadują się ze sobą, "gadają na tych samych falach", gdzieś tam np. uczelnia, praca, kółko zainteresowań, a potem idą na piwo i wymieniają się numerami telefonów. Potem należy dzwonić z pytaniami typu "co słychać?", "kiedy na piwo?", "pójdźmy gdzieś tam" i razem wychodzić. Dla mnie to już samo dogadywanie się i gadanie na tych samych falach jest tajemnicą lasu, więc niestety...
czyli co, forum nieśmiałość.net, tak? :-)

ńo, ludzie tam chyba w jakiś sposób czasem pogłębiają znajomości... a może to wciąż nie ten poziom? gdyby jednak, to i tu, na wratislavia-phobia-socialis duża grupa osób zdaje się coraz częściej spotykać i lepiej znać...
A o czym z tymi osobami gadasz? Jeśli tylko o pogodzie, albo o tym co mieli na obiad, to nie dziwiłbym się, że znajomość się nie pogłębia.
Zas napisał(a):a może to wciąż nie ten poziom?

Poziom "znajomości zawierają się same", można olać bo tacy ludzie nie udzielą żadnych przydatnych rad poza "przestań się tyle zastanawiać". Nieśmiali to poziom ludzi, którzy potrzebują lekkiego instruktażu, ale są gotowi go wykorzystać. Fobicy to poziom, gdy po otrzymaniu instruktażu wytyka się jego błędy, podważa wartość praktyczną i w ogóle całość uznaje się za nienaturalną i niemoralną.
Że fobicy są zazwyczaj nieśmiali, nie znaczy, że wszyscy. Dla mnie akurat nawiązywanie znajomości nie jest aż tak wielkim problemem, jak właśnie, wspomniane w temacie, jej pogłębianie, zżywanie się, zaprzyjaźnianie. Dlatego śledzę temat, bo chociaż są to pytania typu "jak żyć", to może czyjaś historia coś poruszy w kimś. W moich nielicznych przypadkach, kiedy zdarzyło mi się przekroczyć granicę "tylko znajomości", zawsze zaczynało mi na tej osobie zależeć w jakiś sposób. Przykładowo zdarzyło mi się zakochać, zdarzyło mi się być kimś zafascynowanym i wbrew wszystkiemu parłem, zdarzyło mi się poczucie odpowiedzialności za kogoś. Zawsze było to związane z przeniesieniem skupienia z siebie na drugą osobę, albo gdzieś pomiędzy. I tu się właściwie kończy bajka, bo choć były w moim życiu etapy, kiedy - jak na fobika - miałem dość wielu bliskich znajomych (kilku), to ostatnio - przez brak pielęgnacji relacji, lenistwo, także lęk itd. - coraz to kolejni ludzie zwiększają swoje orbity krążenia wokół mnie, czy tam ja wokół nich. Bardzo jestem ciekawy poszczególnych przykładów, kiedy znajomość się pogłębiała, dla mnie zawsze było to właśnie związane z zaangażowaniem.
broj napisał(a):A o czym z tymi osobami gadasz? Jeśli tylko o pogodzie, albo o tym co mieli na obiad, to nie dziwiłbym się, że znajomość się nie pogłębia.

Nie powiem, że z niektórymi rzeczywiście tak gadam, ale myślę, że są takie osoby z którymi czuję dobrze mi się gada (jak to napisał uno 88 "na tych samych falach"), czasami pod jakimś pretekstem uda mi się zdobyć numer telefonu (jakieś 90% przypadków to ja proponuje wymianę numerów), ale na piwo to już mnie nikt nie zaprosi :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
Piotr napisał(a):ale na piwo to już mnie nikt nie zaprosi :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
Może "oni" nie piją piwa :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: albo po prostu nigdy nie dajesz im sygnałów, że chciał byś iść.
Piotr napisał(a):
broj napisał(a):A o czym z tymi osobami gadasz? Jeśli tylko o pogodzie, albo o tym co mieli na obiad, to nie dziwiłbym się, że znajomość się nie pogłębia.

Nie powiem, że z niektórymi rzeczywiście tak gadam, ale myślę, że są takie osoby z którymi czuję dobrze mi się gada (jak to napisał uno 88 "na tych samych falach"), czasami pod jakimś pretekstem uda mi się zdobyć numer telefonu (jakieś 90% przypadków to ja proponuje wymianę numerów), ale na piwo to już mnie nikt nie zaprosi :Stan - Niezadowolony - Smuci się:

To sam zaproś!! Oni może podobnie myślą? Z początku- przez miesiąc będzie bolało, potem będzie lekko kuło a potem zostanie duma, że byłeś szlachetny.... a nie to nie to chyba :Stan - Różne - Zaskoczony: Tak serio, to na początku będzie dziwnie- ale pierwszy, drugi raz i pójdzie z górki. Oczywiście gdy te 1. i 2. wyjście będzie fajne i ten ktoś będzie dalej się chciał spotykać, bo usilne namawianie nie jest czymś miłym.
dżizys napisał(a):To sam zaproś!! Oni może podobnie myślą? Z początku- przez miesiąc będzie bolało, potem będzie lekko kuło a potem zostanie duma, że byłeś szlachetny.... a nie to nie to chyba :Stan - Różne - Zaskoczony: Tak serio, to na początku będzie dziwnie- ale pierwszy, drugi raz i pójdzie z górki. Oczywiście gdy te 1. i 2. wyjście będzie fajne i ten ktoś będzie dalej się chciał spotykać, bo usilne namawianie nie jest czymś miłym.

Sam fakt zaproszenia kogoś to jedno, większy problem w tym, że nie mam za bardzo gdzie mam kogoś zaprosić, bo jeśli chodzi o kwestie rozrywki (puby, kina, dyskoteki) to w takich miejscach nie bywam.
Ale to jest ciekawe, co jeszcze, mimo wszystko, robisz źle. Jak ja napiszę "miałem dwójkę bliższych znajomych ale już nikt mnie nie zaprosi/nikt mnie nie zapraszał z kolejnej dwójki tych dalszych", to mnie tylko - pewnie trochę słusznie, może trochę nie - opieprzą, ze "chcę by świat krecił się wokół mnie, za mało się staram itp."

Ale ty niby ludzi zagadujesz, jesteś jak na nasze grono otwarty, i wciąż wina leży po twojej stronie" "ty zaproś" "ty nie wysyłasz sygnałów"

Więc jak się wysyła te sygnały? W jaki sposób trzeba prowadzić gadę-szmatkę albo rozmowę na falach, żeby ktos nas polubił, skoro, jak widać, sukces dla nas i tak jest niczym dla normalnego człowieka? Mozę naprawdę chodzi o to, ze my źle mówimy, xle intonujemy, xle wyglądamy, wykonujemy złe gesty - mozę potrzeba jakiegoś Tymochowicza, speca od wizerunku? Czy, sami dla siebie wyluzowani i idący "step by sta... tfu, step", wciaż jesteśmy dla innych mrukami i bucami, za mało spontanicznymi, za mało naszpikowanymi serotoniną?

Uno - z tym forum to był żart, jak na moje oko tam głównie królowały porady jednego takiego guru spod znaku"za dużo się zastanawiasz"... :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
... a tak serio - też mam podobny problem i nie zamierzam się zgrywać, tylko mam wrażenie, ze jak dotąd to, pytając - pewnie ujowych,, no wiem - terapeutów czy szukając odpowiedzi samemu, niczego poza "za bardzo sie zastanawiasz, to ptoset" odstatecznie nie znalazłem. Bo przecież "to dzieje się samo".

Pewnie idać - jeśli autor pisze prawdę o tym, co osiagnął - step by step, też bym sie zastanawiał, czemu to nie działa, skoro niby działa u innych.

Może po prostu jest taka graniczna liczba lat s+:Ikony bluzgi pieprz: zycia, od której już nikogo zainteresować nami się nie da - bez sztuczek, magików od PRu i zapasu SSRI w każdym razie?...
Zas napisał(a):No właśnie, jak się wysyłą te sygnały? W jaki sposób trzeba prowadzić gadę-szmatke albo rozmowę na falach, żeby ktos nas polubił, skoro jak widać sukces dla nas i tak jest niczym dla normalnego człowieka?

Tu jest coś na rzeczy aczkolwiek wątpię by dało się z tego zrobić jakiś poradnik krok po kroku dla ludzi "trudnych". Bo tu już wchodzi w grę kwestia tego jak jesteśmy odbierani, jaką mamy opinię w głowach tych z którymi zamienimy parę zdań. Czy wrzucą nas do szufladki: "gada coś tylko dlatego, że tak wypada, ale widać, że chęci na kontakt nie ma" ,czy też "spoko, wyluzowany gość, można z nim gadać o wszystkim". Bez solidnego oswojenia się w kontaktach z ludźmi, nikt nie będzie nas wrzucał do tej drugiej szufladki. Natomiast ludzie, którzy wrzucili nas do pierwszej nie zaproszą nas na piwo, gdyż wydaje im się, że my tego nie chcemy. Jednak jeśli wykażemy chęć i inicjatywę to odwdzięczą się tym samym, włącznie ze zmianą usytuowania w regale, które wynikło z pierwszego i jakże mylnego wrażenia. Ludzie rozprawiający o kontakcie wzrokowym i mowie ciała mają rację, gdyż na tej podstawie jesteśmy oceniani. Jednak wg. mnie przeceniają wpływ ludzkiej woli na powyższe. Mam się bać tak, żeby nie było tego po mnie widać? Będzie widać dopóki się bać nie przestanę, więc lepiej w ogóle to olać i po prostu brnąć. Znajomość zawsze nanosi poprawkę na wrażenia i jakieś wstępne, szacunkowe oceny.
Pogłębiam znajomość sam ze sobą. Jedyni przyjaciele jakich mam (pomijając tych których znam z neta) to ludzie z tego forum. Nie przeszkadza mi to, że nie mam zbyt wielu znajomych, bo i tak lepiej się czuję jak jestem sam. W towarzystwie wielu ludzi często myślę o tym, żeby ich już opuścić i móc być samemu. Być może nie czuję jakiejś więzi z innymi albo coś w tym stylu, po prostu zapominam o wszystkim po spotkaniu. Zwyczajnie więc nie mam większej potrzeby do nawiązywania kontaktów z innymi albo ta potrzeba jest nie obudzona :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Lubię generalnie samotność.
Zdarzyło mi się jednak mieć głęboką znajomość z jedną osobą i było to coś wspaniałego, akurat ta osoba pomagała mi wtedy na duchowej drodze, rozmawialiśmy prawie codziennie, spotkaliśmy się też kilka razy w realu. Jednak było to coś zupełnie innego niż się spotyka w tym świecie, można to nazwać łącznością dusz, trudno mi to z czymkolwiek nawet porównać. Tak czy inaczej od dłuższego czasu nie potrafię się już normalnie dogadać z tą osobą ani sam nie jestem zainteresowany spotkaniem. Dawna łączność stopniowo zanikała, aż znikła zupełnie i kontakt coraz bardziej się urywał. Wiem jednak, że pewne rzeczy wymagają obudzenia i być może wtedy się odblokuję.

Cytat:Ludzie rozprawiający o kontakcie wzrokowym i mowie ciała mają rację, gdyż na tej podstawie jesteśmy oceniani.
Cóż mnie to obchodzi? Niech sobie oceniają jak chcą! Nie oceniają mnie, tylko moją materialną powłokę, "ciało-osobę" :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Cytat:Cóż mnie to obchodzi? Niech sobie oceniają jak chcą! Nie oceniają mnie, tylko moją materialną powłokę, "ciało-osobę" :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Możesz opanować mowę ciała i kontakt wzrokowy do perfekcji, możesz nauczyć się opowiadać śmieszne historie i stać się duszą towarzystwa, ale w środku będziesz sobą gardził bo tak naprawdę udajesz. Po co coś robić na siłę?
Dokładnie, dla mnie to byłoby okłamywanie samego siebie. Tego typu rzeczy powinny być całkowicie spontaniczne, a nie wyuczone.
icy napisał(a):Że fobicy są zazwyczaj nieśmiali, nie znaczy, że wszyscy. Dla mnie akurat nawiązywanie znajomości nie jest aż tak wielkim problemem, jak właśnie, wspomniane w temacie, jej pogłębianie, zżywanie się, zaprzyjaźnianie. Dlatego śledzę temat, bo chociaż są to pytania typu "jak żyć", to może czyjaś historia coś poruszy w kimś. ....
Z moich doświadczeń wynika, że znajomości nie da się 'pogłębiać' na siłę. To jakoś samo tak wynika. Nie wszyscy do wszystkich pasują i nie każdy z każdym się dogada.
2 lata temu zaczęłam pracować w firmie, w której miałam stały kontakt z 16 innymi współpracownikami, więc pole do popisu i szanse na znalezienie jakieś bratniej duszy jakieś tam były. Jednak niczego nie chciałam na siłę. Z większością tych osób zresztą w ogóle nie chciałabym rozmawiać, gdybym nie musiała. Jestem introwertyczką i typem samotnika w zasadzie raczej też. Wiem, że wiele (większość) współpracowników nie rozumie mnie i pewnie też nie lubi, bo nie jestem taka, jak oni, mało gadam, nie lubię plotkować, często wyglądam na spiętą... Jednak znalazłam tam osobę, z którą mogłabym konie kraść. Okazało się, że aby ta znajomość rozkwitła, ona potrzebowała także sygnałów ode mnie. Lubiłyśmy sobie gadać podczas wspólnej pracy, ale też nie przygnębiało nas wspólne milczenie. Jednego razu, gdy nieoczekiwanie wzięła wolne, gdy miałyśmy mieć wspólną zmianę - napisałam jej jakiś sympatyczny liścik i wrzuciłam do szafki, żeby znalazła na drugi dzień, gdy tylko przyjdzie do pracy, już nie w mojej zmianie. Potem mi powiedziała, że to było dla niej szalenie miłe, i że zachowała sobie ten liścik. Innym razem, ja jej coś opowiadałam o moich wyjazdach, a ona mi po kilku dniach powiedziała, że chciałaby, żebym ją zabrała kiedyś... I te dwie sytuacje chyba pokazały nam - jej ( ta z liścikiem) i mi (z tym, że chciałabym ze mną gdzieś się wybrać) - że nawiązuje się fajna nić porozumienia i nawet tęsknota za tą osobą. Jednak - jak mówię - musi to być osoba wyjątkowa i pasująca dla nas - znalazła się na szczęście w mojej pracy taka jedna na 16 zupełnie mi obojętnych i obcych, żeby nie powiedzieć - drażliwych.
I na pewno czas i wspólne przeżywanie wielu zdarzeń działa na korzyść, by się lepiej poznawać i odnaleźć gdzieś te swoje bratnie dusze. A cenne znajomości należy balsamować i dbać o nie. Koleżanka teraz na prawie 2 lata opuściła firmę, i choć bajdurzymy na gg i na pewno będzie szansa się spotkać na żywo pare razy przez ten czas, to nie wiem czy zdołam zrobić co trzeba, by tę znajomość zachować, a tym bardziej czy walczyłabym o nią, gdybyśmy już miały razem nie pracować, czy to warto? i czy będzie nas jeszcze tyle łączyć?