PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Szkoła, introwersja i tego typu sprawy
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Piszę tutaj ponieważ naszły mnie nowe myśli związane z moją sytuacją, a ponieważ na tym forum wszyscy mamy podobne problemy, większość z Was pewnie będzie wiedzieć o co chodzi.

Otóż chodzi o introwersję. Fobia społeczna, nieśmiałość, osobowość unikająca, introwersja, jak dla mnie są to bardzo podobne przypadłości. Niby definicje są inne, ale tak naprawdę z każdą z tych rzeczy żyje się podobnie (tak mi się wydaje).

Otóż wróciłem z wycieczki szkolnej (5-dniowej), i mogę powiedzieć że moja energia do życia wynosi 0. Męczą mnie ludzie. Oni wszyscy potrafią bez problemu gadać o pierdołach w nieskończoność. Nie lubię przebywać w dużym towarzystwie (tym bardziej 40-osobowym), bo najczęściej gada się o bzdetach, a żebym nie został określony jako dziwny gość, który się nie odzywa, jestem zmuszony coś wymyślać, co jest dla mnie wyjątkowo męczące. Zdecydowanie wolę pogadać z kimś bliskim sam na sam, wtedy jest to dla mnie naturalne i przyjemne. Jak to wygląda w szkole ? Szkoła jest codziennie, widzę się tymi ludźmi codziennie przez 8 godzin, po lekcjach siedzę w domu i się uczę, jak każdy. Nic się specjalnego nie dzieje, więc gada się na płytkie tematy. Ludzie widzą jak u mnie z tym jest, więc generalnie w klasie uważa się że "nie ogarniam" i takie tam. Uważają że nie chcę się z nimi integrować, więc traktują mnie jak powietrze, jestem niewidzialny, jednakże na ich miejscu postąpiłbym tak samo. Po co mają usiłować się ze mną dogadać, skoro mogą bez problemu dogadać się z innymi ? Miałem tak prędzej czy później w każdej szkole. Teraz jestem w 3kl. liceum i chcę ją jak najszybciej skończyć.

Sprawę ratuje mój ziomek, z którym dogaduję się bez problemu. Tak po prostu. Widzimy się nie rzadziej niż raz w tygodniu (w wakacje mniej więcej co 2 dni), uważam że jest to idealna ilość. Znajduję u niego zrozumienie i jest spoko.

Jestem introwertykiem na 100%, bo przejawiam wszystkie cechy. To nie jest tak, że nie potrzebuję kontaktów społecznych, bo właśnie ich potrzebuję, ale w małych ilościach. Nie zależy mi na płytkich znajomościach bo uważam że to bez sensu, liczą się dla mnie tylko prawdziwi przyjaciele.

Kiedy są wakacje i mogę robić co chcę, spotykam się z kilkoma znajomymi raz na dwa dni i to mi wystarcza. W ten sposób odpoczywam, a później idę do szkoły i odechciewa mi się już po dwóch dniach.

W teście liebowitza wychodzi mi 77 punktów.
Co o tym sądzicie ?
Czy też męczy Was siedzenie w szkole ?
Czy mając fobię społeczną, jesteście też introwertykami ?
Jak według Was ma się fobia społeczna do introwersji ?
Popieram to co piszesz na temat ludzi w stu procentach. I tak samo w 100 % rozumiem to co piszesz na temat atmosfery w klasie... Też jestem uważana w gronie mojej klasy za "zamulatora" i raczej wszyscy myślą że nie warto ze mną rozmawiać, nie udzielam się zbyt często dlatego za taką uchodzę... A nie udzielam sie dlatego że poprostu nie interesują mnie tematy na jakie oni rozmawiają.. No ale cóż. Trzeba mówić to co ludzie chcą usłyszeć by cokolowiek znaczyć w ich oczach, smutne ale prawdziwe.
Ja również miałam podobną sytuację w szkole. Jednak moim zdaniem nie ma nic złego w tym, że ktoś ma jednego zaufanego kolegę/przyjaciela. Ni wszyscy muszą być otoczni całą grupką "przyjaciół". Niestety coraz mniej osób to rozumie, a dążenie do popularności to chyba najważniejsze zadanie...
Dlatego też obawiam się rozpoczęcia nowego roku akademickiego...
Ja w liceum i na studiach również byłam traktowana jak powietrze. I co? I nic. Święty spokój to super sprawa.
Rzeczywiście jesteś osobą introwertyczną.

To nie jest nic strasznego. Ludzie właśnie dzielą się na introwertyków i ekstrawertyków. Obie grupy mają wystarczającą dużą populację. Oczywiście introwertycy mają mniejsze predyspozycje do ogłaszania całemu światu o swoim istnieniu.

Poznałem niedawno interesującą teorię.
Mianowicie przedstawiała ona introwertyków jako osoby zamknięte we własnej sferze, kuli. Ta strefa jest strefą komfortu.
Jak słusznie zauważyłeś, wycieczka wyczerpała Twoją energię.
Jako introwertyk tą "energię", chęć to życia, aktywność, wigor, wytwarzasz samoczynnie z biegiem czasu. Regenerujesz ją podczas przebywania samemu. Można by powiedzieć że układasz myśli.

Introwertyk to nie osoba która nienawidzi ludzi, wprost przeciwnie, możesz być osobą towarzyską, uśmiechniętą i interesującą, jednak jest jedno ale: Nie na długi czas. Twoja energia wyczerpuje się szybko i musisz się wycofać do swojej strefy komfortu aby ją zregenerować.

Zrozumieć introwertyka może zarówno drugi introwertyk jak i ekstrawertyk. Należy jednak zachować zasadę szanowania "odpoczynku" dla siebie i odpowiedniego taktu przy kontakcie.

Ekstrawertycy są natomiast "zjadaczami" energii, żywią się oni energią, pasją innych. Nie potrafią wytworzyć własnej, muszą karmić się wigorem innych osób. Sięgają ręką poza strefę komfortu introwertyka aby zgarnąć jak największą jej ilość. Bez innych ludzi w około popadają w stagnację, nie wiedzą co zrobić, wiercą się i kręcą, schną i więdną. Jak osoby na głodzie emocjonalnym. Im więcej osób wokół nich, tym silniejszą osobowość prezentują.

Introwertyk często może nie zrozumieć ekstrawertyka i vice versa, jednak jest to możliwe, jeśli obie strony dążą do porozumienia.
Wszystko, jak u inteligentnych osób, polega na komunikacji.

Tak więc nie obawiaj się. Choć wydawać by się mogło że jesteś w mniejszości jako introwertyk, tak naprawdę liczby są przybliżone. Prawda jest taka że ekstrawertycy prze swoją naturę są o wiele bardziej wokalni i zauważalni przez swoją naturę "dzikich imprezowiczów".

Obie metody życia mają swoje plusy i minusy, żadna nie jest lepsza od drugiej.
Przytoczę swoją historię z liceum, moim zdaniem dowodzi, że najłatwiej jest powiedzieć otoczeniu jak się w nim czujemy.

Przez okres liceum również nie byłem zbyt popularny. Czy traktowany jak powietrze? Nie, miałem szokujące oceny z historii, która siała pogrom wśród moich kolegów a to już powód by ze mną pogadać. Niestety, z biegiem czasu ludzie zaczęli zauważać moje (w ich mniemaniu) złe strony. Otóż zawsze okropnie stresowałem się przed odpowiedzią choć zwykle byłem przygotowany. Samo stanie przy tablicy nie było problemem lecz oczekiwanie więc jeżeli spodziewałem się, iż nadchodzi mój czas sam zgłaszałem się do odpowiedzi. Do dzisiaj pamiętam nienawistne spojrzenia kolegów i koleżanek gdy wracałem do ławki z piątką. Wszyscy uznali mnie za lizodupa i kujona a do tego odrzutka gdyż ubierałem się inaczej niż wszyscy, słuchałem innej muzyki. Wiecie, anarchia, te sprawy :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:

Oczy otworzyły mi się na wspólnym ognisku zorganizowanym gdzieś pod koniec I klasy. Nie chciałem iść ale dwie osoby, z którymi jako tako trzymałem kontakt mnie namówiły. Wiadomo, gdzie młodzież tam alkohol więc zrobiła się niezła popijawa. Gdy już mieliśmy lekko w czubie nawiązała się mała sprzeczka między mną a jedną z koleżanek, która w dość wyraźny sposób okazywała mi, że nie chce mnie na tej imprezie. Nawiązywała do mojego kujoństwa, twierdziła, iż przeze mnie nauczyciele wymagają więcej od nich. Poza tym, zapytała dlaczego przyszedłem skoro nikogo nie lubię. To był właśnie ten moment gdy odkryłem magię etanolu, odpowiedziałem bardzo wylewnie jak się czuję, dlaczego zachowuję się tak zachowuję a co najważniejsze szczerze powiedziałem, że nie mam o nich zdania bo... ich nie znam a chętnie poznam. Od tej pory wszystko szło w dobrym kierunku, dziewczyna, z którą się kłóciłem "za rączkę" prowadziła mnie przez społeczną warstwę liceum i stała się moim specjalistą od PR. Ona uczyła mnie życia w grupie a ja dawałem jej to za co wcześniej mnie nienawidziła - wiedzę. To nie koniec ckliwego zakończenia, przez 5 lat byliśmy parą.

Morał? Napij się na imprezie i wszystkim wygarnij! Oczywiście żartuję. Chodzi mi o to, że ludzi naprawdę nas nie rozumieją, oni myślą, że jesteśmy źli na cały świat, że pogryziemy gdy się do nas za blisko podejdzie. Jeżeli komuś nie powiesz o co chodzi to on nie wie o co chodzi.
Ja uwielbiałam chodzić do liceum :Stan - Uśmiecha się:. Po okropnym gimnazjum liceum było rajem. Byłam osobą lubianą ale wiadomo jak to fobik nie byłam gwiazdą raczej osobą neutralną, mogłam prawie z każdym pogadać. Miałam i mam nadal fajne koleżanki z którym mogłam o prawie wszystkim pogadać i się pośmiać. Wtedy jeszcze nie miałam takiej fobi... byłam bardziej nieśmiała niż fobikiem. Myślałam, jeszcze tyle życia prze mną wszystko się zmieni. Nie mam chłopaka, nie mam sukcesów ? Ale jeszcze są studia i tam wszystko będzie inaczej :Stan - Uśmiecha się:. Marzenia legły w gruzach. Też się nie spotykałam z ludzmi w klasie poza nią za często. Czasami raz w miesiącu. Radzę tobie trochę się otworzyć na ludzi i przecierpieć jakieś wyjścia. Nie warto palić za sobą mostów. Niech zobaczą na koniec, że jesteś ok, zostaw po sobie dobre wspomnienia. Wyluzuj się trochę :Stan - Uśmiecha się:
A ja nie odnalazłam się ani w gimnazjum ani w liceum ani na studiach. :Stan - Uśmiecha się - LOL:
Czeka mnie od października kolejny rok studiów, a ja
po 4 latach nie znam tam nikogo, nie mam żadnej osoby z którą mogłabym porozmawiac i która ucieszyłaby się że mnie widzi po wakacjach. :Stan - Niezadowolony - Zastanawia się:
Prawdopodobnie większośc będzie udawac że mnie nie dostrzega.
Nie rozmawiam prawie z nikim poza osobami z mojej rodziny i gdy wyjeżdżam na studia ogarnia mnie straszna pustka
Bardzo chciałabym miec chociaż jedną osobę na studiach z którą mogłabym porozmawiac bez lęku , kontrolowania siebie i chęci ucieczki, ale ze mną problem jest taki że moja fobia społeczna powstała na tle zaburzeń osobowości (schizoid) i po prostu nie umiem nawiązac kontaktu emocjonalnego z inną osobą, a każda rozmowa jest męczarnią i wiąże się z nakładaniem na siebie maski. Inni wyczuwają tą sztucznośc i nie dośc że ja unikam ich , to oni unikają mnie. :-(
Taaak, mnie też traktują jak powietrze, bo po co mają się wysilać i się do mnie odezwać, skoro ja tylko odburknę jednym słowem i koniec.
Jak w 2 klasie miałam wysiedzieć 8 godzin to myślałam że umrę. Teraz w 3 klasie jest o tyle lepiej, że mam po 4-5 lekcji dziennie.
Najbardziej mnie bawi to, ze zmuszają mnie do pójścia na 100dniówkę :Stan - Uśmiecha się - LOL:
ciekawe po co, skoro i tak nikt nie będzie ze mną gadał :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:
A nie pomyślałaś o tym, że konstrukcja sali w której się odbędzie studniówka potrzebuje ludzi do podpierania ścian? :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2:
PoProstuMichal napisał(a):A nie pomyślałaś o tym, że konstrukcja sali w której się odbędzie studniówka potrzebuje ludzi do podpierania ścian? :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2:

huehuehue
Taa, od razu przypomina się kultowa "Wizyta ksiedza" i:
"Stałem za filarem"
"Ale u nas w kościele nie ma fialrów..."
"Jak to?! I to się wszystko w cholerę nie zawali?!)"

Użytkownik 8876

U mnie jest tak trochę podobnie np. z tym, że potrzebuję przyjaciół a nie po prostu znajomych, hmm... zwykłym znajomym bałabym się zwierzać z najmniejszych szczegółów, a przyjaciołom nie. I tylko oto w tym u mnie chodzi.