PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Moja Autoterapia- cześć I: październik
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Witam :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:, mam...

... 25 lat,
... kompleksy, elementy fobii społecznej, zaniżoną samoocenę, niezaleczoną traumę gimnazjalną,, utrwalone złe, toksyczne i patologiczne nawyki interpersonalne,
...zamiar skorzystania ze specjalistycznej terapii w moim mieście,
...parę dziwactw których nie rozumiem ale bardzo chcę rozgryźć!,
... zapał do zaprowadzenia zmian.

Jak widzicie dużo mam :Stan - Uśmiecha się - Szeroko: (tak, pięknie sobie poradziłam z orzeczeniem imiennym :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2:)

A teraz wymienię, czego nie mam:

... humoru,
... poczucia własnej wartości,
... ochoty na relacje wszelkie,
... pracy ani wykształcenia innego niż nieprzydatne,
... równowagi psychicznej,
... radości życia
... OSOBOWOŚCI.

Mam wrażenie, że właśnie nie mogę jej mieć, skoro ona się objawia jedynie w internecie... z paroma osobami przeszłam z kontaktu forumowego na mailową prywatę, a potem na telefoniczną prywatę. Nie czuję żadnego z tych toksycznych koszmarów jakie towarzyszą mi w realnym świecie. A właśnie w realnym świecie jestem totalnym nołlajfem i zahukaną sierotą żyjącą na wdechu zawsze gdy MUSI wyjść do ludzi (bo tego nienawidzę, wychodzę, bo muszę).

Cel na październik:

---telefonować i skypeować.

To dla mnie komfortowy pierwszy krok, po pierwsze dlatego, że nie muszę panować nad wszystkimi zmysłami (bo tu potrzeba tylko słuchu i mowy) po drugie dlatego, że stanowczo preferuję rozmowy 1:1 niż w grupie, a już najbardziej nienawidzę sytuacji: dialog obserwowany przez resztę grupy :Stan - Niezadowolony - Obraża się: (często się zdarza na zajęciach na studiach)

Oczywiście poza samą możliwością nieskrępowanej rozmowy (co w realu się nie zdarza, by była nieskrępowana i niewymuszona czy niesztywna) zamierzam też bacznie obserwować moje zachowania i reakcje. Niestety, w realu jestem tak zaaferowana moją powalającą aparycją i pochodnymi od niej utrwalonymi świetnie toksycznymi przekonaniami i zachowaniami, że całkowicie mi ta warstwa przysłania warstwę wewnętrzną, charakterologiczną, nie dopuszczając do wykrywania własnych błędów i wad niezależnych od powierzchowności...

Cel wydaje się może błahy, ale u mnie to istotny pierwszy krok. :Stan - Uśmiecha się:
Mam nadzieje że będziesz opisywać swoje postępy, gdyż z chęcią będę śledził Twój temat :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:

Powodzenia! :Stan - Uśmiecha się - LOL:
Cześć Alicja.

Alicja D'esarrollo napisał(a):zamierzam też bacznie obserwować moje zachowania i reakcje
To może sobie znajdź takiego rozmówcę, który będzie też zwracał na to uwagę i powie Ci czy coś było dziwnego w Twoim zachowaniu, bo jak sama zaczniesz to robić, to wiele rzeczy możesz wyolbrzymiać :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Dzięki Piootrek :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:

Cytat:To może sobie znajdź takiego rozmówcę, który będzie też zwracał na to uwagę i powie Ci czy coś było dziwnego w Twoim zachowaniu, bo jak sama zaczniesz to robić, to wiele rzeczy możesz wyolbrzymiać


Wyolbrzymiać albo przeoczać. Więc faktycznie, muszę znaleźć kogoś do takich rozmów....
Trzymam kciuki, Alicja :Stan - Uśmiecha się: Pisz, jak Ci idzie.
Hej, za mną już kolejna rozmowa telefoniczna. (Odbyłam ok. 4 w ciągu ostatnich dwóch dni).

Może się umówię też na skype, bo sporo ludzi tak lubi przechodzić do takiej formy z pisania.

W grupie funkcjonuję dobrze, ale... tylko w grupie dorywczej i jednorazowej. Np. idę do klubu do nieznanych ludzi, zachowuję się jak normalny człowiek (bez barier) ale potem wszystko się kończy, bo drugi raz do tego klubu już nie idę. Czyli: starcza mi energii na jednorazowe "wystąpienie" ale na ROZWIJANIE znajomości, która nie daj boże miałaby się pogłębić- nie!

Moim celem jest:
1. wyrobienie sobie poczucia wartości i poczucia równości gdy(/mimo że) widać moje ciało (a jeśli ciało jest nieładne, to czy takie poczucie równości nie będzie sztuczne?!!),
2. wyobrażenie sobie, jakich chciałabym mieć znajomych i kogo jestem warta (z tym "byciem wartą" będzie problem, bo przez jakieś 10 lat życia nie czułam się warta nikogo z reala- w internecie zupełnie co innego),
3. pogłębienie znajomości z wybraną osobą (o ile ta osoba będzie chciała, ale z mojej strony o narzucaniu nie ma mowy, więc myślę że wyczuję). Na osobę do "pogłębiania" wybiorę mężczyznę, ponieważ paradoksalnie (?) przy nich rzadziej i mniej intensywnie czuję się gorsza niż przy dziewczynach.
Nie chcę zaczynać "masowego pogłębiania" każdej byle znajomości, bo by mnie to przytłoczyło. Jedna osoba + moje baczne autoobserwacje.


Problem który zauważyłam i doprezyzowałam:
Mam przekonanie, że zostanę na lodzie, że wszystkim się uda ale nie mi, że nikt mnie nie zechce, ani koleżanka, ani żaden chłopak, a jeśli tak, to zdesperowany.
Jest to na 100% echo poczynań gimnazjalnych koleżanek, które się kłóciły do której pokoju mnie wepchnąć na Zielonej Szkole i koloniach (sytuacja powtórzyła się więcej niż kilka razy), bo nikt mnie nie chciał połączone z moim mocnym tąpnięciem samooceny około 14 roku życia (dorastanie ---> u mnie: pasztetowacenie, autentyczne wady wyglądu którego nie oddzieliłam od samooceny). Czy w ogóle wygląd da się oddzielić od samooceny? Bardzo bym chciała! Ale przecież dziewczyny budują swoje wysokie poczucie własnej wartości na figurze, biuście, włosach i ślicznej twarzy a faceci tylko im potwierdzają, że słusznie, bo to do nich podbijają a z brzydkich kpią... Taki świat, ale i tak stawiam sobie za cel zdystansowanie się, oddzielenie samooceny od wyglądu tak, żeby komentarz dot. wyglądu obszedł mnie tyle ile obecnie obchodzi mnie komentarz: "Ojej, masz niemarkową bluzkę!" pfff czyli wcale. :Stan - Uśmiecha się:

Pytanie do Was: Czy brzydszy/a znaczy gorszy/a?
Ale szczerze. Znacie kogoś, kto mimo nieatrakcyjnego wyglądu ma WYSOKĄ samoocenę i wysokie poczucie własnej wartości?
Alicja D'esarrollo napisał(a):Ale szczerze. Znacie kogoś, kto mimo nieatrakcyjnego wyglądu ma WYSOKĄ samoocenę i wysokie poczucie własnej wartości?
O tak, spotkałem wiele takich osób w swoim długim życiu, zarówno kobiet jak i mężczyzn, ale nie mam pojęcia skąd biorą tą pewność siebie :Stan - Uśmiecha się:
Cytat:O tak, spotkałem wiele takich osób w swoim długim życiu, zarówno kobiet jak i mężczyzn, ale nie mam pojęcia skąd biorą tą pewność siebie


No właśnie, bo dla społeczeństwa wartość = wygląd. Zresztą ludzie tego samego wymagają od płci przeciwnej, to nic dziwnego, że potem ludziom spada samoocena skoro są po prostu brzydcy... brzydcy czyli gorsi, bo tak naucza społeczeństwo.
Alicja D'esarrollo napisał(a):... brzydcy czyli gorsi, bo tak naucza społeczeństwo.
Ale i tak sporo osób jest na to odpornych, pomimo, że nie są atrakcyjni to mają dużą pewność siebie i wiele osiągają, więc wygląd to nie jest do końca jedyny powód niskiej pewności siebie.
Ok, zaliczyłam konfrontację trójzmysłową (wzrok, słuch, mowa).

Teraz wykorzystam mój analityczny umysł do tego, by wyszczególnić moje dzisiejsze obserwacje (komentarze poniższych punktów mile widziane :Stan - Uśmiecha się:):

1. były obecne dziewczyny z lekkimi skazami wyglądowymi (a to jakiś zbyt duży nos, a to chudość etc.) i uderzały w UROK - jedna, mimo średnich rysów i lekkich już zmarszczek miała uroczą mimikę. W czym tkwił urok jej mimiki:
a) wytrzeszczanie oczu w celach ekspresyjnych (zdziwienie, podziw) i uśmiech w odpowiednich chwilach, by rozmówca czuł się perfekcyjnie traktowany,
b) utrzymywanie kontaktu wzrokowego i postawa ciała uwzględniająca rozmówcę czyli otwarta,
Kolejna dziewczyna, również urocza (nie z rysów, lecz z zachowania), uderzała w BEZPOŚREDNIOŚĆ. Witała się serdecznie nawet z ludźmi których nie znała.

2. moje błędy:
a) gdy temat zszedł na mnie (pytanie typu: "a ty jak tam?" coś w tym stylu) to ja odpowiedziałam krótko i nie rozwijałam tematu (czyli: "jestem Alicja..." zamiast coś dodać, by inni mogli podchwycić) co gorsza, oczami walając po bokach. W ogóle często patrzę na przedmioty; szafki, okna, stół, gdy z kimś rozmawiam, zamiast się wpatrywać- tzn. jak on mówi- patrzę w jego buzię jak bóg przykazał, ale gdy to ja zaczynam przemowę- oczy automatycznie w bok, na przedmioty, nie na ludzi. Po części wynika to na 100% z tego, że lepiej się koncentruję patrząc na pozaludzkie elementy krajobrazu.
b) no i klasyk, czyli: często dołączam, rzadko inicjuję... jeszcze sporo czasu minie, zanim to wokół mnie będzie się zbierać grupka. No ale dziś i tak miałam średni humor.

3. Wnioski ogólne:
a)Aurę ludzką naprawdę się czuję. Nasza samoocena i nastawienie do innych jest wyczuwalna ponadzmysłowo, naprawdę. Dlatego trzeba ciągle o sobie pozytywnie myśleć i mieć pomysł na siebie.
b)uderzyło mnie też to, że pewna niespecjalnej urody dziewczyna przyznała się otwarcie, że jedzie gdzieś w podróż sama... zawsze traktowałam takie coś jako porażkę, upokorzenie... bo sama to niechciana... :Stan - Niezadowolony - Smuci się: a tu nie! Widać nie boi się co ludzie powiedzą tylko dba o własne szczęście. Super :Stan - Uśmiecha się:.
c) jako że spotkanie było tematyczne, rozmawialiśmy sobie z członkami ekipy o naszym doświadczeniu i sukcesach w uprawianiu pasji. Wyszło, że wciąż zdarzają mi się podstawowe błędy... ale wyciągnęłam z tego taką naukę, by się nie poddawać tylko szukać dobrych stron i je wzmacniać. Banał, ale przydatny. Nie dam się zahukać brakiem kompetencji, bo to przecież przejściowe. Nauczę się tego w czym mam braki zamiast się załamywać tym, że je mam.
Wow, naprawdę poważnie traktujesz tę autoterapię.

Bardzo dużą wagę przywiązujesz do wyglądu. Trochę sprawiasz wrażenie, jakbyś przyglądała się ludziom w poszukiwaniu urodowych wad i wymagała idealnego wyglądu od wszystkich. Jakoś mało fajnie to zabrzmiało.
No i naprawdę, jak można uzależniać pewność siebie od wyglądu? Tzn. wiem, że ogólne zadbanie wpływa dodatnio na pewność siebie. Ale. Odebrałam to trochę, jakby brak perfekcyjnych rysów twarzy i perfekcyjnej figury był przeszkodą nie do pokonania i taka osoba nie powinna być pewna siebie.

Jechanie w samotną podróż to super sprawa, świadczy o odwadze, tym, że dana osoba dobrze się czuje sama ze sobą. No i wtedy nic podróżnika nie ogranicza. Może za bardzo próbujesz uzależniać się od obecności innych ludzi?

Zgodzę się, że aurę się wyczuwa, nastawienie danej osoby, jej samopoczucie.

Cytat:Nauczę się tego w czym mam braki zamiast się załamywać tym, że je mam.
Bardzo fajny wniosek :Stan - Uśmiecha się:
Cytat:Trochę sprawiasz wrażenie, jakbyś przyglądała się ludziom w poszukiwaniu urodowych wad i wymagała idealnego wyglądu od wszystkich. Jakoś mało fajnie to zabrzmiało.

Nie wymagam idealnego wyglądu od innych. Innych akceptuję takich jakimi są, a ci mniej ładni właśnie mnie ośmielają, natomiast ci piękni bardzo mnie deprymują. 10 ostatnich lat spędziłam utaplana w kompleksach i przeświadczeniu, że jestem gorsza. Zaczęło się od gimnazjum -wrażenie że jestem gorsza i komunikaty zwrotne o tej treści- a potem znalazłam świetnego kozła ofiarnego: wygląd. (Czemu jestem gorsza? [racjonalizowanie] Przecież jestem przeciętna intelektualnie, czyli jak większość, więc w czym tkwi szkopuł? aaa wygląd!) No i padło na podatny grunt, ponieważ faktycznie nie wyglądam jak Megan Fox, mam krótkie nogi, nie mam biustu, cienkie włosy... Poddałam się i nie chciałam konfrontować, bo po co się wystawiać na męczenie, skoro i tak zawsze to ja najgorzej wypadam.

A inni ludzie, ci mniej ładni, służą mi jako inspiracja. Co krok przekonuję się, że mając taki wygląd jak ja można to, tamto i owo, co ja wcześniej uważałam za niedostępne ludziom nieatrakcyjnym.

O wyglądzie będzie w moich postach sporo, bo to nie tylko mój problem estetyczny ale też i samoocenowy. Moim celem jest wyrobić sobie wysoką samoocenę niezależnie od wyglądu (myślę, że nie tylko mi by się takie coś przydało, w końcu nawet ładne dziewczyny zostaną niedługo zaatakowane zmarszczkami etc... więc warto mieć dobrze obrany filar).

Luna napisał(a):
Cytat:Nauczę się tego w czym mam braki zamiast się załamywać tym, że je mam.
Bardzo fajny wniosek :Stan - Uśmiecha się:

Dzięki :Stan - Uśmiecha się - LOL: też tak sądzę i chcę wyrobić sobie taki nawyk myśleniowy. Zawsze gdy pojawi się problem...
Witaj Alicjo,
Świetnie Cię rozumiem. Chyba jesteśmy w podobnej sytuacji. Ja przez lata radziłam sobie w taki sposób, że przeorganizowałam sobie przestrzeń w głowie, w taki sposób, żeby wygląd nie zajmował za dużo miejsca. No i efekt był taki, że faktycznie jakość życia wzrasta. Ale niestety i tak znajdzie się taki dupek, który w bardzo dotkliwy sposób przypomni jak się wygląda. Efekt jest taki, że poczucie wartości spada z niskiego na takie, które znajduje się dwa metry pod ziemią. Nie wiem, kiedy to nadrobię, żeby znowu mieć niskie.
Cytat:Witaj Alicjo,
Świetnie Cię rozumiem. Chyba jesteśmy w podobnej sytuacji. Ja przez lata radziłam sobie w taki sposób, że przeorganizowałam sobie przestrzeń w głowie, w taki sposób, żeby wygląd nie zajmował za dużo miejsca. No i efekt był taki, że faktycznie jakość życia wzrasta. Ale niestety i tak znajdzie się taki dupek, który w bardzo dotkliwy sposób przypomni jak się wygląda. Efekt jest taki, że poczucie wartości spada z niskiego na takie, które znajduje się dwa metry pod ziemią. Nie wiem, kiedy to nadrobię, żeby znowu mieć niskie.

Cześć :Stan - Uśmiecha się:

U Ciebie też punktem zapalnym był wygląd?
Mnie nikt nie przezywał ani nie dokuczał z powodu braku urody, ale brak powodzenia o czymś świadczy i komunikaty zwrotne (nawet od taktownych osób) też. Wyczuwa się, nawet nie wprost, że "coś jest nie tak". No ale wierzę, że na poziomie koleżeńskim to nie musi mieć znaczenia. A faceci pfff, nie obchodzą mnie, przynajmniej do czasu zafundowania sobie chirurgii plastycznej.

Powiedz mi, czy "przypominali" Ci o tym "jak wyglądasz" faceci do których zarywałaś, czy zwykli koledzy bądź koleżanki? Bo ze strony koleżanek to z mojego punktu widzenia absurdalne... relacje koleżeńskie/ przyjacielskie nie wymagają obcowania z cielesnością drugiej osoby (w przeciwieństwie do związków) więc nie rozumiem- kto, jak, po co?! :Stan - Różne - Zaskoczony:


Cytat:Ale niestety i tak znajdzie się taki dupek, który w bardzo dotkliwy sposób przypomni jak się wygląda
.

A więc nie pozbyłaś się pragnienia bycia piękną/ ładną, dalej aspirujesz do tego. A mi chodzi o to, żeby od samego początku zakładać, że takie komentarze się pojawią (nie bać się ich, nie uciekać. Oswoić). Kiedy się pojawią, przejść nad nimi do porządku dziennego, nie przejąć się. Przyjąć to tak, jak porządny facet przyjmuje komentarz dziuni-foczki "Ej, sorry ale jesteś beznadziejny, za mało zarabiasz i masz za słabe auto by być jednym z nas."

Wiem, że jest ciężko, bo też chciałabym być ładna, ale dam radę i bez tego, a gdy przyjdzie czas, zrobię operacje (niejedną) -można działać dwutorowo.
O, też nie przepadam za swoim wyglądem. Ale w ciągu wielu lat życia zdążyłem się do niego przyzwyczaić i powiedzmy, że teraz nie traktuję go priorytetowo, chociaż wciąż go nie lubię. Wmawiam sobie po prostu, że facet nie musi być ładny :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Mi np. nie mówią , ze źle wyglądam.
U mnie jest problem tego typu, że posiadam dosyć szczególną wrażliwość wizualną i tak na prawdę nikt nie musi mi mówić, że wyglądam nieatrakcyjnie, ponieważ sama doskonale to widzę. Przez braki w pięknie zewnętrznym nie mogę być "pełnią siebie".
W szkole średniej z powodu wyglądu próbowała mi dokuczać najśliczniejsza koleżanka z klasy. Wyglądała jak laleczka. Ale się nie udało, bo po prostu udawałam, że nie słyszę. Po paru takich próbach znudziło jej się. Wiem, że dziś wygląda jak wieloryb. Nie wiem, co się stało. Przypuszczam, że to po jakiś lekach. Jakiś czas temu usłyszałam wprost, żem brzydka od kogoś, kogo obdarzyłam uczuciem. I że spotykam się z odrzuceniem tylko z tego jedynego powodu. Wiem, że to stąd, że sama nie mogę przez to być "pełnią siebie". Widzę to, aż za nadto.
Raczej nie wybieram się na operacje plastyczne. To chyba nie jest wcale takie proste, że kładziesz się na stół i wstajesz piękna jak łania. A wiesz, że po zrobieniu piersi, to trzeba za 10 lat znów poddać się operacji, żeby wymienić wkład? I tak co 10 lat. A co jeśli za którymś razem jakiś szczegół pójdzie nie tak i wyjdzie na to, że tylko kłopotów sobie narobiłam?
Ostatnio spokojnie rozmawiałam z nowo poznanymi osobami. Nie mam problemu z:
-nawiązaniem rozmowy,
-podtrzymaniem rozmowy,
-kontaktem wzrokowym (choć może trochę za mało jednak patrzę na rozmówcę,bo faktem jest, że koncentrację ułatwia mi utkwienie wzroku w martwym przedmiocie typu drzwi, okno, ściana, stół a nie w człowieku),
-jakością artykułowania, ale odkryłam to dopiero po uciążliwym powtarzaniu przez moją koleżankę "co? co? cooo? proszę? jeszcze raz?" - więc zajarzyłam, że faktycznie, trzeba starannie wymawiać słowa, inaczej ludzie np. po trzecim powtórzeniu naszego bełkotliwego dźwięku zrezygnują z dalszych prób i będą udawać, że usłyszeli... artykułujemy starannie!!!).

Natomiast wielu szans nie wykorzystałam. Na wyjeździe zawsze spotyka się dużo osób, których nigdy więcej w życiu nie zobaczymy, więc obciachy mniej bolą. Idealna okazja do testowania umiejętności interpersonalnych!
Raz wykorzystałam szansę- zagadałam do faceta- barmana, bo akurat znałam jego język, więc ogólny zarys rozmowy był jakby przewidywalny (gadka szmatka typu skąd jesteś co robisz). Poszło dobrze, choć z racji paszczakowatości mojego lica nigdy nie jestem zadowolona z mojej mimiki, ale pod względem treści rozmowy nie mam sobie nic do zarzucenia.
Druga okazja- przedstawienie się nieśmiałemu współlokatorowi. Niestety... czyjaś nieśmiałość wzmaga moją własną. Wymiękłam. Pozostaliśmy na "cześć" i nic więcej do siebie nie powiedzieliśmy. Ale tu właśnie widzę błąd i problem. Powinnam zawierać relacje niezależnie od otwartości i ekstrawertyzmu drugiej strony! A taka właśnie niestety jestem wygodnicka... ekstrawertyczna i śmiała druga strona zawsze odwala całą robotę.
Alicja D'esarrollo napisał(a):ekstrawertyczna i śmiała druga strona zawsze odwala całą robotę.
Hehe, skąd ja to znam :Stan - Uśmiecha się:

Ale czytając ten Twój wpis widać, ze robisz postępy i chyba to jest teraz najważniejsze :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Zaintrygowała mnie oferta pewnej grupy coachingowej (rozwój osobisty). Uwielbiam organizować prywatne kursy dla samej siebie- wprowadziłam sobie regularne bieganie i rowerowanie w ramach sportu (jestem swoim trenerem :Stan - Uśmiecha się: ćwiczę regularnie i wytrwale od 1. września), zrobiłam sobie też kurs językowy (uczę się regularnie i wytrwale od czerwca) a teraz mam ochotę na rozwój osobisty :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:. Umiejętność organizacji, sprawność, rzetelność* i wytrwałość to stanowczo moje mocne strony.

Oto oferta tej grupy, która mnie zaintrygowała i zmotywowała:

Cytat:Jeżeli takie problemy jak:

1.słomiany zapał
2.brak determinacji
3.lenistwo
4.strach przed porażką i opinią innych
5.złe nawyki
6.brak wyraźnego celu w życiu
7.brak wsparcia w najbliższym otoczeniu
8.brak pewności siebie
9.obawa, że najlepsze lata na działanie już minęły
10.szybko gasnąca motywacja

dotyczą także Ciebie to kliknij tutaj
i sprawdź czy to coś, czego aktualnie
potrzebujesz.

Biorę się za to! :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: C.D.N. (Podkreśliłam to, z czym mam największe problemy.)


* ale tylko wtedy gdy cel szczerze mi się podoba, a więc musi to być cel który sama sobie nadam a nie jakiś np. nudziarski przedmiot na studiach wepchnięty do programu na zasadzie zapchajdziurstwa.
Fajnie sobie radzisz :Stan - Uśmiecha się:
Alicja D'esarrollo napisał(a):Pytanie do Was: Czy brzydszy/a znaczy gorszy/a?
Ale szczerze. Znacie kogoś, kto mimo nieatrakcyjnego wyglądu ma WYSOKĄ samoocenę i wysokie poczucie własnej wartości?

Istnieją pewne kategorie brzydoty, które są powszechnie akceptowane i de facto nie są uznawane za wadę. W takich przypadkach nie ma obiektywnych przesłanek do powstania kompleksów czy zaniżonej samooceny, więc siłą rzeczy brzydota nie jest, patrząc ogólnie, wyrokiem skazującym na ciężkie życie.

Nie ma natomiast powszechnego przyzwolenia, czy akceptacji (ewentualnie można ją sobie wywalczyć jedynie lokalnie, w małej grupie znajomych), dla bycia odmieńcem. Mam na myśli wyraźnie widoczne defekty (chyba twarz/głowa jest tutaj najważniejsza), które jednocześnie są rzadko spotykane. Dodatkowym obciążeniem w takiej sytuacji może być też to, że dany defekt ma charakter zmienny (nawracający, okresowy, jakoś skorelowany z porą dnia, roku) oraz to, że może mieć bezpośredni wpływ na układ nerwowy (niekoniecznie psychikę). Utrudnienia takiego stanu rzeczy są w pierwszej kolejności czysto praktyczne, a dopiero później wpływają na wyższe emocje.

Dobrym przykładem takiego defektu są zmiany naczyniowe na twarzy. Są bardzo często rozległe (mogą zakrywać połowę twarzy), trudno je zakryć, czasami są nie do usunięcia. Dodatkowo mogą pulsować, uciskać albo rosnąć czy zmieniać kolor.

Tropię podobne historie i wiem, że poradzenie sobie ze zmienną, widoczną skazą jest bardzo trudne.