PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Depresja? Nerwica? Fobia społeczna? Moja lista objawów.
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Cześć!

W tym poście po prostu sporządzę listę moich objawów psychofizycznych, które są zmorą mojego życia od 10 lat. Jestem ciekawa czy Wy również macie podobne objawy, a jeśli są jakieś inne - wykraczające poza moją prywatną listę - to chętnie je poznam. Jest to dla mnie dosyć ważne i też w pewnym sensie interesujące, bo w swojej chorobie czuję się bardzo osamotniona. Wydaje mi się, że tylko JA tak strasznie cierpię i tylko JA mam takie najgorsze na świecie objawy. A przebywając na tym forum okazuje się, że wcale tak nie jest...

Do końca też nie wiem na co cierpię... Nie zostałam konkretnie zdiagnozowana przez psychiatrę. Dlatego jeśli ktoś chciałby się wypowiedzieć czy te objawy bardziej pasują do depresji czy nerwicy byłabym wdzięczna za głos.

Do rzeczy:

1) Moje ataki paniki wyglądają mniej więcej tak:
duszność, szybkie bicie serca, dławienie, pocenie się, uderzenie gorąca, drżenie rąk i głowy, paraliż dolnych kończyn, brak tchu, sapanie, omdlewanie, wrażenie, że zaraz umrę, utrata jakiejkolwiek kontroli nad ciałem, skrajne przerażenie i lęk.

Inne (moje ogólne samopoczucie poza atakami paniki):
2) lęk przed lękiem,
3) jestem płochliwa - potrafię krzyknąć jak coś mnie zaskoczy, np. jak ktoś coś upuści na podłogę potrafię podskoczyć na krześle z krzykiem,

4) W nocy przed snem często myślę o śmierci, o jej różnych aspektach, takie przygnębiające filozofowanie.
5) W nocy przed zaśnięciem przypominają mi się wstydliwe bądź stresujące chwile z mojego życia - nawet takie z odległej przeszłości - powoduje to, że przed snem jestem rozdrażniona, smutna i przeklinam w poduszkę.
6) Powtarzalne sny - motyw godzenia się z ex koleżanką z podstawówki. Sen mnie prześladuje od wielu lat i ciągle jest ten sam motyw. Częste koszmary.

7) W stresujących sytuacjach boję się, że nie utrzymam moczu. Póki co jeszcze się nic takiego nie zdarzyło, ale lęk przed tym jest paraliżujący, zwłaszcza, że w miejscu publicznym może mi się takie coś przydarzyć. Łączy się to też z moimi paraliżami ciała, w których mam nogi z waty i niestety poczucie pęcherza z waty :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

8) Uciekam - w stresujących sytuacjach, muszę się oddalić, zazwyczaj uciekam do toalety, żeby tam w razie czego zemdleć, przeczekać drżenie ciała, itd. Zdarzyło mi się uciekać z sali wykładowej, od stołu, od dentysty ( bo się za bardzo przyglądał moim zębom), i wielu innych sytuacjach, gdzie było większe grono ludzi.

9) Niechęć do zbiorowości ludzi - klasy w szkole, grupy na studiach, wierzących w kościele, kobiet pracujących w biurach. Skupisko ludzi to zło i z takich miejsc najczęściej uciekam.

10) Lęk przed utratą przytomności.
11) lęk przed jedzeniem przy stole wśrod innych osób, w restauracji ( to jest okropne, ręce tak mi drżą, że zjedzenie talerza zupy graniczy z cudem... )

12) Ciągle wynajduje sobie nowe choroby, było już stwardnienie rozsiane, zakrzepica, glista ludzka, tętniak, itd.
13) Wrażenie, że niedługo umrę, że z każdym dniem zbliżam się do swojej daty śmierci, która jest tuż tuż.

14) Histeryczny śmiech w stresujących sytuacjach związanych z kontaktami z innymi ludźmi.
15) Lęk przed rozmową telefoniczną. Jąkanie, sapanie, dławienie się, brak koncentracji.

16) Prekrastynacja,
17) jestem skrajnie niesamodzielna, nie potrafię nic załatwić sama. Wychodzić i załatwiać sprawy muszę zawsze z kimś, zazwyczaj wypada na mojego chłopaka.

18) Brak kontroli nad emocjami: dopada mnie smutek, który może zamienić się w niepohamowaną złość i agresję wobec siebie i otoczenia.
19) Poczucie osamotnienia i niezrozumienia w swoim problemie.

20) Kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa, żeby inni nie poznali mojej zrytej psychiki.
21) Brak myśli, a czasem natłok myśli.
22) Dejavu, problemy z pamięcią. Nie mogę sobie przypomnieć wielu rzeczy, a i tracę wspomnienia z dzieciństwa.

23) paraliże nocne - wrażenie, że szatan/zło chce mnie opętać ( jestem niewierząca) , zdrętwienie ciała.
24) Nerwobóle - właściwie występowały w różnych miejscach, najczęściej w mostku, kłucie serca.
25) problemy z żołądkiem i jelitami, tj częste biegunki i niestrawności.
26) paniczny lęk przed mówieniem/ czytaniem publicznym. Unikanie tych sytuacji.
27) Tragicznie niska samoocena - jestem głupia, mało bystra, nie wyróżniam się niczym szczególnym.

28) Lęk przed patrzeniem w oczu, stres w momencie gdy ktoś na mnie patrzy. Robię się czerwona zaczynają mi drżeć ręce i głowa.
29) Poczucie, że z moją chorobą, nie będę w stanie ułożyć sobie szczęśliwego zycia, gdyż większość moich decyzji było podjętych pod dyktando choroby ( chociażby wybór studiów... ), albo ciągle unikanie konfrontacji z ludźmi, unikanie odpowiedzialności. Poczucie winy w związku z tym.

30) Paniczny lęk przed pójściem do pracy. Samo wpisywanie w wyszukiwarce w laptopie powoduje drżenie rąk i szybsze bicie serca. Jestem pewna, że nie dam sobie rady i będę nielubiana.

TO by było tyle na razie. Też tak macie ? Wybaczcie za taki długi post, ale musiałam to z siebie zrzucić.
Widzę, że rozbiłaś wszystko na szczególiki :Stan - Uśmiecha się:
Może mnie większość tych podpunktów nie dotyczy, ewentualnie jakieś pojedyncze cechy z paru punktów, ale jestem już jakiś czas na forum i wydaje mi się, że to wszystko co opisałaś nie jest obce naszej fobikowej rodzinie :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Ale masz chłopaka, więc to jest sukces, więc ta konfrontacja z ludźmi chyba aż tak niemożliwa dla Ciebie nie jest :Stan - Uśmiecha się:
No wiesz, może i mam chłopaka, ale gdyby nie on to już w ogóle nie miałbym po co żyć. Jest to właściwie jedyna osoba, z którą mam jakiś głębszy kontakt. Nie mam przyjaciół, z rodzicami nie gadam.

Zresztą od niego też mi się nieraz oberwało, że jestem "psycholem". I w sumie to on mnie przymusił, żebym coś z sobą zrobiła i zaczęła się leczyć.
LarysaFiodorowna napisał(a):ale gdyby nie on to już w ogóle nie miałbym po co żyć
E tam głupoty gadasz, ja dziewczyny nie mam a chce mi się żyć. Zawsze jest po co żyć, a z Twojego pisania wynika, że jesteś zależna od niego, a sama pewnie też byś sobie jakoś poradziła. :Stan - Uśmiecha się:
Ja nie mam chłopaka, nigdy nie miałam.
Jeśli idzie o tego chłopaka to jestem z nim od lat 6, a znamy się od 12, więc od początku nie był mi obcy. Bardzo zawzięty typ, nie odpuszczał. Moje relacje z nim to już odrębna historia, która nie jest usłana różami i nie nadaje się do tego wątku.
Witaj,
Wedlug mnie Twoje objawy zdecydowanie bardziej pasuja do nerwicy niz depresji.
To jest bardzo ciekawe co piszesz o tym snie , ktory sie powtarza.
Czy te objawy, ktore masz zaczely sie od jakiegos konkretnego zdarzenia?

Ja moge sie podpisac pod panicznym lekiem przed mowieniem,lekiem prze kontaktem wzrokowym, brakiem kontroli nad emocjami i wielkimi obawami przed pojsciem do pracy i odpowiedzialnoscia.
Ataki paniki, rowniez miewam, ale nie zdarza sie to czesto
Natomiast myslenie o smierci, to byla kiedys moja obsesja.

(Przepraszam za brak polskich znakow :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: )
" Czy te objawy, ktore masz zaczely sie od jakiegos konkretnego zdarzenia? "

Nie potrzebuję nawet diagnozy psychologa, żeby wiedzieć, że moja nerwica i stany depresyjne wzięły się od fatalnych kontaktów z ludźmi. Na wsparcie w domu rodzinnym nie mogłam liczyć od dziecka, bo z ojcem nie gadam, a matka zawsze wprawiała mnie w poczucie winy, nieudolności i wstydu. Wstyd i wina były moim młodzieńczym batem, którym byłam okładana odkąd pamiętam. Skutek tego jest taki, że teraz borykam się z tragicznie niską samooceną, brakiem poczucia wartości i wielką niesamodzielnością.

Na polu towarzyskim też jest słabo, a już psuć się zaczęło od podstawówki. W podstawówce miałam taką jedyną w swoim życiu prawdziwą koleżankę. Nie owijając w bawełnę, powiem krótko, że nasza przyjaźń się rozpadła, a ja to bardzo przeżyłam. Tak to przeżyłam, że do dzisiaj mam stały motyw senny, w którym ze łzami w oczach ją przepraszam, ona mi wybacza, a ja jestem tym aktem miłosierdzia przeszczęśliwa i mam to poczucie ulgi i nadziei, że tym razem nam się ułoży. Potem się budzę i stwierdzam, że nawet nie mam "dobrych znajomych".

Gimnazjum było horrorem. Klasę miałam okropną. Było kilka takich chłopaków i dziewczyn, którzy uważali się za liderów grupy i nękali co słabsze jednostki. Bili, wyszydzali, robili paskudne dowcipy, niszczyli cudze rzeczy, po prostu nękali. Ja kompletnie nie mogłam się odnaleźć w tym środowisku i los sprawił, że zaczęłam się trzymać z dziewczyną, która również była takim klasowym odrzutkiem. Po pewnym czasie okazało się, że nasze relacje z tą koleżanką z ławki są bardzo toksyczne. Dziewczyna mi zazdrościła, że się trochę lepiej od niej uczyłam ( a uczniem byłam zawsze średnim), albo to że spodobałam się jakiemuś chłopakowi. Czułam, że ona próbowała umniejszyć mojej osobie, poprzez wytykanie błędów/pomyłek, takie wyśmiewanie, które było niby podszyte jej dobrą wolą. Nie mogłam jej udowodnić, że robi mi na złość, ale podskórnie to czułam. W końcu zaczęłam dopatrywać się winy w sobie i zrobiłam z siebie taką wycieraczkę, w którą ona wycierała swoje buciory. W gimnazjum zaczęły się lęki przed publicznymi wystąpieniami. Potem tylko już było gorzej.

W liceum miałam dobry początek. Nowi ludzie, czysta karta, więc postanowiłam zaprezentować się od jak najlepszej strony. Podchodziłam do ludzi celem zapoznania się, byłam nawet kontaktowa i uśmiechnięta. Dużo mnie to stresów kosztowało, bałam się odrzucenia, ale przynajmniej nie mogę sobie zarzucić, że się nie postarałam. Niestety po czasie wszystko wróciło na stare tory, bowiem ludzie skojarzyli się w "pary" bądź " grupki", a ja zostałam spadem, z tą różnicą, że byłam przez część osób lubiana, a ogółem neutralna. Jednak brak bliższej koleżanki znowu wywołał we mnie poczucie bycia gorszą osobą, przewrażliwienie na swoim punkcie i poczucie osamotnienia. Wszystko dodatkowo zaczęło się psuć i doprowadziło też do tego, że kompletnie psychicznie zbzikowałam przez chłopaka, który zaczął do mnie startować. Ja odtrąciłam jego zaloty bo się po prostu go bałam. Skutek tego był taki, że on zaczął się na mnie mścić. I tutaj zaczyna się mój horror licealny. Chłopak potrafił mnie wyzwać na korytarzu przy ludzaich od "świń" i "suk", nawet poleciała jakaś ":Ikony bluzgi kurka:". Raz na łączonym wf dostałam od niego piłką w twarz, aż miałam mroczki przed oczami. Wykonywał wulgarne gesty, kpił, a nawet raz dotknął mnie w miejscu intymnym. Dręczył mnie, ale ja się go tak bałam (był nieobliczalny i bardzo pewny siebie ), że moją jedyną metodą radzenia sobie z tym problemem było unikanie tego typa. Po czasie znudził się mną, znalazł sobie dziewczynę i już miałam spokój. Bardzo to przeżyłam.

Teraz jestem na studiach, mam 24 lata. Nie chce już mi się nawet pisać o sobie, jak bardzo nie radzę sobię w życiu. Mam nerwice, ataki paniki, stany depresyjne i problem z ludźmi. Podczas wystąpień publicznych mam wrażenie, że umrę, ale nawet wypowiedzenie jednego zdania kosztuje mnie sapaniem i rumiencem na twarzy. Na roku mam ludzi, którzy są wulgarni i beznadziejni. Nie mam ochoty na jakiekolwiek interakcje z ludźmi, bo wszędzie wyczuwam czyhający na mnie atak, zagrożenie i nieszczerość.
Zaobserwowałam, że zbiorowość ludzka przypomina mi stado zwierząt. Jest samiec alfa, czyli chlopak, który jest przebojowy, najgłośniejszy i podoba się dziewczynom. Alfa dyktuje warunki, wyznacza standardy kto jest " cool", a kto nie i ma swoje stadko hołubiących go znajomych.
Na zajęciach męczę się strasznie, ciągle patrzę na zegarek, a jak mam gorsze dni to żyję w stresie, że dopadnie mnie atak paniki. Pracy nie szukam bo to już stres ekstremalny.
Przepraszam, ze ten post jest taki chaotyczny.

Pozdrawiam.
Doskonale Cię rozumiem :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
LarysaFiodorowna napisał(a):Na wsparcie w domu rodzinnym nie mogłam liczyć od dziecka, bo z ojcem nie gadam, a matka zawsze wprawiała mnie w poczucie winy, nieudolności i wstydu. Wstyd i wina były moim młodzieńczym batem, którym byłam okładana odkąd pamiętam. Skutek tego jest taki, że teraz borykam się z tragicznie niską samooceną, brakiem poczucia wartości i wielką niesamodzielnością.
Dokładnie.. wstyd.. poczucie winy.. kompleksy.. osamotnienie.. fobia.. bezradność.
Mam to samo nerwica lękowa tylko że jestem starszy mam 36 lat.