PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Jak mam się zmienić ?!
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Witam
Nie mam się przed kim wygadac więc pisze tutaj.Mam 19 lat,właśnie zaczęłam studia i obserwując moje zachowanie na przestrzeni lat podejrzewam u siebie osobowosć unikającą.Praktycznie odkąd pamiętam byłam nieśmiała .Poczynajac od zerówki miałam chyba jedną prawdziwa koleżankę,bo przyjaciółka to za duże słowo. Cięzko mi nawiązywać znajomości,boję się odezwać w grupie ,bo myślę że zaraz palnę coś głupiego i zostanę wysmiana.
Ostatnio jednak sytuacja ta zaczęła mi wyjątkowo mocno doskwierac,przeszłam epizod depresyjny,i postanowiłam coś zmienic.Zaczęłam wychodzić do ludzi z inicjatywa,np.zaproponowałam znajomym wyjscie na otrzęsiny (z którego nic nie wyszło ale z wytłumaczalnych powodów - są z innego wydziału i okazało się ze mają otrzęsiny w innym terminie) albo zaczęłam po prostu przychodząc na zajęcia mówić do ludzi z mojej grupy cześć ale niestety wiekszośc to zwyczajnie olewa.Jest to dla mnie strasznie przykre i upokarzające,czuję się jakbym miała wypisane na czole że mam osobowość unikającą i ludzie na starcie mają mnie gdzieś nie dając żadnej szansy na lepsze poznanie :Stan - Niezadowolony - Obraża się:
No i jak ja mam się zmienić??
To co zaczęłaś robić, że zaczęłaś starać się nawiązywać z ludźmi kontakt to świetny pomysł. Postaraj się dalej zagadywać do ludzi na uczelni. Nie przejmuj się przy tym jakimiś niepowodzeniami, bo nie odrazu uda Ci się mieć mnóstwo znajomych i gadać z nimi swobodnie (przynajmniej tak mi się wydaje) :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Rzeczywiście mam wrażenie, że ludzie dość szybko zauważają, czyjąś nieśmiałość, osobowość unikającą itp.
Rozmawianie raczej nie zaszkodzi, chyba, że będziesz napraaaaaaawdę namolna ;]
Faktem jest jednak, że zbyt często te kontakty uczelniane nie przekładają się na nic później - i nie jest to niczyja złośliwość.
Dziad o gruszce, babki o pietruszce.
Co to za rada "olej te znajomosci, po pięciu altach wszystko i tak się rozleci" albo "oj oj, nie musisz mieć od razu znajomych, nawet dwóki albo trójki!, masz pieć lat, poznasz kogos na piatym roku, jak bedziecie raz na dwa tygodnie widywać się na seminarium"

A potem ku...a leczą sie ludzie u specjalistów z takim samym podejściem...
qwerty_94 napisał(a):Zaczęłam wychodzić do ludzi z inicjatywa,np. (...) albo zaczęłam po prostu przychodząc na zajęcia mówić do ludzi z mojej grupy cześć ale niestety wiekszośc to zwyczajnie olewa.
Nie wiem czy to nie jest błąd, tak próbować wchodzić w relacje jakby nieco 'na siłę'? To widać i to stawia od razu na pozycji desperata żebrzącego o zlitowanie (nie każdy tak pomyśli ale sporo statystycznych ludzi tak to pewnie odbiera: "czemu ona do mnie mówi przecież ja jej właściwie nie znam", może to głupie ale wydaje mi się, że dość prawdopodobne). Wychodząc do ludzi mz. dobrze jest "znać i cenić swoją wartość" albo przynajmniej sprawiać tego pozory. I chyba lepiej jest prowokować albo wykorzystywać jakieś konkretne okazje i powody do zagadania. Tak mi się zdaje..
Wszystkie tematy tego typu zaczynają się, że ktoś gdzieś poszedł, rzecz się dzieje na początku studiów/szkoły/pracy. To jest całkowicie normalne nawet dla nie-fobików żeby w nowym miejscu nawiązać znajomość. To nie jest wina fobii, bo gdyby tak było to byś nie zaczęła mówić "cześć" do innych a to robisz i nie wyszła byś z inicjatywą otrzęsin. Nie potrzeba Ci tu porad jak się zachowywać. Nie rób nic bo po prostu trzeba czasu aż się wszyscy do siebie przyzwyczają. Potem to samo pójdzie.
masterblaster napisał(a):Nie wiem czy to nie jest błąd, tak próbować wchodzić w relacje jakby nieco 'na siłę'? To widać i to stawia od razu na pozycji desperata żebrzącego o zlitowanie (nie każdy tak pomyśli ale sporo statystycznych ludzi tak to pewnie odbiera: "czemu ona do mnie mówi przecież ja jej właściwie nie znam", może to głupie ale wydaje mi się, że dość prawdopodobne). Wychodząc do ludzi mz. dobrze jest "znać i cenić swoją wartość" albo przynajmniej sprawiać tego pozory. I chyba lepiej jest prowokować albo wykorzystywać jakieś konkretne okazje i powody do zagadania. Tak mi się zdaje..

Z drugiej strony nie ma co czekać w nieskończoność na dobre okazje, bo się można nie doczekać. Co pomyślałeś o tych zagadujących wszystkich ludziach na początku studiów? "Desperaci" czy "ojeju, chciałbym być taki ekstrawertyczny?" :Stan - Niezadowolony - Przewraca oczami:
----

Swoją drogą, olej później ludzi, którzy nie nauczą się odpowiadać "cześć". Nie wiem z jakiej zagrody trzeba uciec, żeby nie zachować się grzecznie, w nowej dla wszystkich (a więc stresującej) sytuacji, gdy ktoś próbuje nawiązać rozmowę.

Inna sprawa: jeśli chcesz się bawić w ekstrawertyczkę, to radziłbym nauczyć radzić sobie z odtrąceniami (bo nie ma siły, że Cię wszyscy polubią) i podchodzić do tego z humorem (choć wiadomo, że to nie będzie możliwe zawsze). Tyle, że tego typu oszczędna rada niewiele da, więc radziłbym też zająć się sobą fachowo.
BlankAvatar napisał(a):Z drugiej strony nie ma co czekać w nieskończoność na dobre okazje, bo się można nie doczekać.
Wspomniałem przecież o tym.
BlankAvatar napisał(a):Co pomyślałeś o tych zagadujących wszystkich ludziach na początku studiów? "Desperaci" czy "ojeju, chciałbym być taki ekstrawertyczny?"
Nie miałem żadnego problemu z odpowiadaniem.

Gdyby sytuację uogólniać to moje użycie określenia 'błąd' pewnie było by przesadą, ale miałem na myśli ten szczególny przypadek osobnika, który nie odpowiada na pozdrowienie. Ogólnie to byłoby tylko ryzyko trafienia z 'pozdrowieniem' kulą w płot ale kiedy już się to zdarza (tym bardziej n-ty raz) to jest sytuacja w rodzaju "rzucania pereł przed.. " - no właśnie, przed osobę, której stylu zachowania jeszcze nie rozumiemy (może być gburem ale niekoniecznie). Naturalnie również uważam, że dołowanie się takimi wpadkami jest bez sensu.
ach, ok, rozumiem
Tak sobie myślę, że dało by się 'powiedzieć cześć' w kontekście pozbawionym oczekiwania na odpowiedź. Wtedy ewentualny brak odzewu, byłby automatycznie bez znaczenia.