PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Co ile robicie sobie wolne od szkoły?
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3

Użytkownik 8876

Jak w pytaniu
Chodzi o wagary? Ja chodziłem z chłopakami średnio raz w tygodniu. Ale to tylko dzięki temu, że miałem średniointeligentnego wychowawcę. Samemu pisało się usprawiedliwienia, nawet bez podpisu.

Punkt dla niego bo do dzisiaj nie wiem czy był aż tak głupi, czy udawał :-D

To były czasy. A teraz? Do roboty i nie ma zmiłuj!
Ja właściwie cały czas chodzę do szkoły, bo regularne chodzenie prawie że gwarantuje przejście klasy. Raz tylko sobie olałem pierwsze 3 lekcje, ale wtedy to byłem bardzo zdesperowany :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Co prawda już skończyłem szkołę, ale sie wypowiem.Średnio raz w miesiącu robiłem sobie wolne od szkoły i były to przeważnie piątki.Więcej razy się nie dało, ponieważ miałem taką wychowawczyni, że nawet o ten jeden dzień w miesiącu był straszny problem z usprawiedliwieniem.Ehh... jeszcze mnie ciarki przechodza, jak sobie przypomnę jak sie na mnie przez to wydzierała :Stan - Niezadowolony - Zastanawia się:
NIGDY nie byłem an wagarach...
Co najwyżej na studiach olewałem wykłady i regulaminową liczbę ćwiczeń - bo było wolno.
Nic ponadto.

Tak, frajer i miękka faja ze mnie, wiem. :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
Zas napisał(a):Tak, frajer i miękka faja ze mnie, wiem. :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
A co według Ciebie jest takiego super dowartościowującego w pójściu na wagary? Olać różne rzeczy to każdy potrafi.
W sumie to racja. Prawda jest jak zwykle po środku. Nie można przesadzać ani w jedną, ani w drugą stronę.
Ja jeśli chodzi o frekwencję na zajęciach to praktycznie w każdej szkole byłem liderem, wagary zdarzały się bardzo rzadko.
Raz w życiu byłem na wagarach - parę tygodni temu w czwartkowe popołudnie korzystając z okazji uciekłem autobusem do domu. To prawdopodobnie jedyne moje wagary w całym ciągu edukacyjnym.
Miałam zawsze wysoką frekwencję (raz nawet stuprocentową :Stare - Śmieje się głupkowato:). Nie opuszczałam zajęć głównie ze względu na mamę, ale i na własne przekonanie, że nie wolno mi tego robić. Co najwyżej jeśli byłam chora, wydłużałam sobie o parę dni "urlop". Z perspektywy czasu trochę się dziwię, że mi się tak chciało chodzić cały czas.
Z perspektywy to chyba każdy się dziwi :Stan - Uśmiecha się:
Szczerze mówiąc, jestem w szoku po przeczytaniu waszych odpowiedzi. Ja chodziłam do szkoły dokładnie tyle, ile musiałam (czyli byle mieć te wymagane 50% obecności i ani dnia więcej). Przy takiej fobii społecznej, jaką miałam/mam, to i tak cud, że w ogóle chodziłam :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
A nie miałaś przez to problemów z rodzicami, z nauczycielami?

Ja na wagarach byłam raz w życiu, z całą klasą, i oczywiście była z tego kupa problemów.
Chociaż szkoły się bałam, to wolałam chodzić i przemykać pod ścianami, zamiast uciekać i potem być centralną bohaterką awantur XD
Problemy na początku były, ale po wtajemniczeniu nauczycieli w całą sprawę z fobią społeczną wszyscy szli mi na rękę i miałam spokój. Niestety musiałam przerabiać właściwie połowę materiału sama w domu, żeby w ogóle nadążać z nauką. Z rodzicami nie było problemów, bo praktycznie przed każdym wyjściem do szkoły zaczynałam wymiotować ze stresu i chyba to ich ostatecznie przekonało, że to jednak nie żarty.

Szczerze was wszystkich podziwiam, że udawało/udaje wam się przezwyciężyć strach na tyle, żeby wychodzić chociaż do szkoły :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: I troche zazdroszczę :-D
A ja trochę zazdroszczę tobie. Przecież od tego chodzenia i tak nikogo bliżej nie poznałem, nigdy nei doświadczyłem takiej prawdziwej przyjaźni, zainteresowania... A naprawdę wspaniali nauczyciele i lekcje to raczej wyjatki, a nie reguła.
Ale miałeś odwage, żeby w ogóle tam iść i otworzyć do kogoś gębę, nie musiałeś siedzieć sam w czterech ścianach odizolowany od świata. Ale z drugiej strony widzę, że miałeś wybitnego pecha i trafiałeś na nieodpowiednich ludzi, skoro z żadnym nie udało Ci się zakumplować. Swoją drogą to dla mnie troche dziwne, bo myślałam zawsze, że osoby takie jak Ty mają "wzięcie" wśród ludzi. Jestś raczej.. nietypowy, troche 'trudny' (sądząc tylko po Twoich postach oczywiście) i wydawało mi się, że taka oryginalność raczej przyciąga. Mnie by przyciągnęła w każdym razie :-D
"żeby w ogóle tam iść" - i na tym odwaga sie kończyła. No, tak od 3-4 klasy podstawówki, w 1-2 byłem prawie normalny.
Chodziłam na wagary.

W gimnazjum w pierwszej klasie, bo miałam problemy z kilkoma osobami i unikałam szkoły ze strachu. Po różnych problemach (typu ktoś z klasy widział mnie na ulicy, wezwanie mamy do szkoły, przyprowadzenie mnie do szkoły w środku lekcji) w drugiej i trzeciej klasie chodziłam normalnie, nawet na wagary z całą klasą nie poszłam. Chociaż zostały też 2 inne osoby, a reszta doszła później. :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:

W liceum z lenistwa przed nauką (ale to od 2. klasy, jak wychowawczyni się zmieniła, a ta nowa pozwała nam samemu pisać usprawiedliwienia lub sama skreślała nam nieobecności), a co za tym idzie ze strachu przed jedynką lub z niechęci do w-f. Byłam nawet na tyle głupia, że narobiłam sobie problemów w trzeciej klasie. Z niektórych przedmiotów miałam wiele nieobecności i straszyli mnie nieklasyfikacją. Narobiłam sobie wiele zaległości i potem na koniec roku musiałam wiele rzeczy pozaliczać. Pamiętam, że w czasie rekolekcji zaliczałam biologię. :Stan - Uśmiecha się - Szeroko: Teraz jak o tym myślę, to aż uwierzyć nie mogę, że miałam na to wszystko "odwagę". Podczas studiów nastąpiła całkowita zmiana i opuszczałam, tak jak Zas, tylko dopuszczalną liczbę ćwiczeń lub wykłady.

Użytkownik 8876

incomplete napisał(a):Szczerze mówiąc, jestem w szoku po przeczytaniu waszych odpowiedzi. Ja chodziłam do szkoły dokładnie tyle, ile musiałam (czyli byle mieć te wymagane 50% obecności i ani dnia więcej). Przy takiej fobii społecznej, jaką miałam/mam, to i tak cud, że w ogóle chodziłam :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:

Ja właśnie też jestem zdziwiona, ale może ci, którzy tak piszą, nie mieli jeszcze fobii w latach szkolnych. Ja najchętniej opuszczałabym szkołę przynajmniej raz w tygodniu, bo tak więcej tobym się trochę bała, że później nie będę w temacie, a od kogo ja tego wszystkiego dokładnie się dowiem jak nie umiem prawie do nikogo gęby otworzyć? Poza tym boję się okłamywać nauczycieli, teraz to robię z usprawiedliwieniami, jak każdy, ale żeby tak non stop tobym nie umiała. No i rodzice by się wkurzali, że nie chodzę do szkoły, wyzywaliby od leniów, a ja też sama bym tak się czuła. Jak nie chodzić do szkoły to wolałabym z kimś się gdzieś szwendać na mieście a nie zostawać w domu.
pomarancza44 napisał(a):Ja właśnie też jestem zdziwiona, ale może ci, którzy tak piszą, nie mieli jeszcze fobii w latach szkolnych.
Ja właśnie wtedy miałam największą fobię, zwłaszcza w gimnazjum, a mimo to nie opuszczałam zajęć :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:. Miałam wpojone, że to jest mój obowiązek i nie ma żadnego oszukiwania i niełażenia.
Myślę, że tak jak ja bałaś się opuszczać zajęć. Jak już naprawdę nie mogłem być w szkole to potem był problem od kogo zeszyty pożyczyć.
^ O, dokładnie...
Zresztą nawet dzisiaj wolę sobie nawet nie wyobrażać tej awantury o wagary... O Jezu... :Memy - Unsettled Tom: :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
haha lepiej jak najmniej no ale coz

Gość

Bardzo rzadko. Jak nie chcę iść do szkoły potrafię mamę doprowadzić niemalże do płaczu a potem dręczy mnie poczucie winy więc lepiej iść. W ostateczności można iść na wagary ale to nudne tak samemu się szlajać. Może lepiej iść do szkoły przewegetować nawet jak się ma gorszy dzień.
Jak jeszcze chodziłam do szkoły, to raczej miałam większość obecności, rodzice zawsze mnie pilnowali.
Inaczej jest na studiach- jeśli coś mnie nie interesuje, to po prostu często opuszczam takie zajęcia, jeśli wiem, na co mogę sobie pozwolić.

Niestety zajęcia, które powodują stres są obowiązkowe i nie mogę ich uniknąć, pocieszam się, że do odbędą się tylko 3 takie zajęcia i w końcu się skończą :Stan - Uśmiecha się:
Stron: 1 2 3