23 Kwi 2009, Czw 19:23, PID: 143156
Nie znalazłam takiego tematu, a jestem ciekawa... jeśli studiujecie czy ogólnie uczycie się, pracujecie w innym mieście niż rodzinne, to jakie są Wasze relacje z tymi ludźmi, z którymi mieszkacie? Znając fobiczne życie, rzadko wychodzimy na miasto i siłą rzeczy najczęściej mamy do czynienia ze swoimi flatmejtami.
Nie chcę pisać o tym, co miałam w tamtym roku ze swoimi współlokatorkami, ale nie życzyłabym ich nawet najgorszemu wrogowi. Dlatego musiałam się wyprowadzić i poradzić sobie z tym sama.
Mieszkam teraz w całkiem fajnych warunkach, bo z jedną dziewczyną w dwupokojowym mieszkaniu, także każda z nas ma swój pokój i w razie potrzeby izolacji mogę się zamknąć i luz. W ogóle znalazłam to mieszkanie z ogłoszenia i jestem z siebie za+ dumna, bo musiałam przełamać swoje lęki i dzwonić po obcych ludziach, jeździć, dowiadywać się... załatwiłam coś zupełnie sama i bardzo dobrze na tym wyszłam ^_^ pewnie jak większość z Was miałabym opory mieszkać z kimś obcym w jednym pokoju, tym bardziej, że czasem przypominają mi się lęki, jakie przeżywałam w gimnazjum (to był okres, kiedy nie potrafiłam normalnie funkcjonować, teraz jest o niebo lepiej); normalnie w domu dzieliłam pokój ze swoją siostrą. Nie miałyśmy dobrych kontaktów, dlatego byłam niemal pewna, że ona zabije mnie w nocy i nie mogłam przez to spać. Co by było, gdybym trafiła na niekompatybilnego ze mną rummejta
Także trochę mi głupio, bo moja współlokatorka to ideał kobiety - ładna, miła, uśmiechnięta i towarzyska. Wiadomo, jak wypadam na jej tle w związku z tym, że jestem zamknięta w sobie, nie udało mi się z nią zaprzyjaźnić bardziej, chociaż ona jest chyba pierwszą autentycznie miłą osobą jaką spotkałam w ogóle w życiu. Nawet mimo że wie, że nie mam wielu znajomych i że nigdy nie spotykałam się z chłopakami, to traktuje mnie całkiem normalnie
A jak przedstawia się sytuacja u Was? Jeśli macie jakieś sposoby jak zaprzyjaźnić się ze współlokatorem to będę wdzieczna
Nie chcę pisać o tym, co miałam w tamtym roku ze swoimi współlokatorkami, ale nie życzyłabym ich nawet najgorszemu wrogowi. Dlatego musiałam się wyprowadzić i poradzić sobie z tym sama.
Mieszkam teraz w całkiem fajnych warunkach, bo z jedną dziewczyną w dwupokojowym mieszkaniu, także każda z nas ma swój pokój i w razie potrzeby izolacji mogę się zamknąć i luz. W ogóle znalazłam to mieszkanie z ogłoszenia i jestem z siebie za+ dumna, bo musiałam przełamać swoje lęki i dzwonić po obcych ludziach, jeździć, dowiadywać się... załatwiłam coś zupełnie sama i bardzo dobrze na tym wyszłam ^_^ pewnie jak większość z Was miałabym opory mieszkać z kimś obcym w jednym pokoju, tym bardziej, że czasem przypominają mi się lęki, jakie przeżywałam w gimnazjum (to był okres, kiedy nie potrafiłam normalnie funkcjonować, teraz jest o niebo lepiej); normalnie w domu dzieliłam pokój ze swoją siostrą. Nie miałyśmy dobrych kontaktów, dlatego byłam niemal pewna, że ona zabije mnie w nocy i nie mogłam przez to spać. Co by było, gdybym trafiła na niekompatybilnego ze mną rummejta
Także trochę mi głupio, bo moja współlokatorka to ideał kobiety - ładna, miła, uśmiechnięta i towarzyska. Wiadomo, jak wypadam na jej tle w związku z tym, że jestem zamknięta w sobie, nie udało mi się z nią zaprzyjaźnić bardziej, chociaż ona jest chyba pierwszą autentycznie miłą osobą jaką spotkałam w ogóle w życiu. Nawet mimo że wie, że nie mam wielu znajomych i że nigdy nie spotykałam się z chłopakami, to traktuje mnie całkiem normalnie
A jak przedstawia się sytuacja u Was? Jeśli macie jakieś sposoby jak zaprzyjaźnić się ze współlokatorem to będę wdzieczna