02 Lip 2019, Wto 21:29, PID: 797571
Witam wszystkich. Chciałam wam napisać jak bardzo jest mi źle, może to jakiś sposób by chociaż odrobinę poczuć się lepiej gdy wyleję z siebie garść smutku i złych emocji.
Nic mi w życiu nie wychodzi. Nic się nie wiedzie. Zawsze w życiu byłam bardzo spokojną i nieśmiałą osobą. Nauczyciele w szkole zauważali to. Mówili moim rodzicom że coś jest nie tak. Oni jednak zawsze w szkole załatwiali wszystkie sprawy za mnie, nie mogłam sama sobie radzić z wrednymi koleżankami, bo też nie potrafiłam, ale to naprawdę dużo by pisać. Może skupię się jednak na teraźniejszości.
Siedzę bez pracy w domu. Mam 24 lata. MIeszkam z rodzicami, bratem, siostra dopiero niedawno się wyprowadziła mając prawie 30 lat. Też nie radziła sobie dobrze w życiu, jak była praca to na krótki czas, potem znowu kilka miesięcy siedzenia w domu i tak w kółko. Czyli identycznie jak ja. Jeszcze w zeszłym roku myślałam, że coś się zmieni. Nie radziłam sobie w pracy z ludźmi, zrezygnowałam z niej, a siostra miała pracować do końca umowy, czyli do końca sierpnia i miałyśmy się razem wyprowadzić. Mieszkamy na wsi, ciężko się tu żyje, nie mamy tu znajomych bo tak nam się ułożyło niefajnie, postanowiłyśmy wtedy coś z tym zrobić i uznałyśmy, że w dużym mieście nam się lepiej powiedzie. Czekałam na ten dzień naszej wyprowadzki z utęsknieniem. Jednak wyszło zupełnie inaczej. Moja siostra znalazła sobie chłopaka z sąsiedniej miejscowości, zaszła w ciążę, obecnie ma już maleńkie dziecko. Ja zostałam z niczym. Żeby coś jednak u mnie się zmieniło, zapisałam się na prawo jazdy. Uznałam, że skoro się z nią nie wyprowadzę, a nie mam z kim, zrobię coś pożytecznego. W mojej miejscowości słabo jest z pracą, a ja, może ktoś powie, jestem wybredna, ale naprawdę nie chciałabym pracować w sklepie czy być kelnerką w którejś z knajpek z jednej z pobliskich wiosk. Nie widzę siebie w takich zawodach w ogóle. Strasznie by mnie to stresowało, a innej pracy już tutaj nie znajdę. Stąd też to prawo jazdy, pomyślałam że będę samodzielna, będę mogła jeździć dokąd chce, kiedy ze chce, znaleźć pracę trochę dalej od miejsca zamieszkania. Teraz wiem, że to robienie prawka to chyba nie jest dla mnie, jestem do tego jakoś nieprzystosowana, może brak predyspozycji do kierowania samochodem, czy podzielności uwagi? Nie wiem. Jednak przejeździłam już ponad połowę godzin, a nie ma żadnych widocznych postępów w nauce. Wręcz się nawet cofałam w "rozwoju" , bo zmiana biegów której się nauczyłam zaczęła mi nagle sprawiać problem i mój instruktor powiedział, że nie możliwe jest podczas tylu godzin jazd mieć nadal z tym problem. Ponadto powiedział też, że nie będzie ze mnie kierowcy. Załamałam się i szczęście, że nie było nikogo w domu bo wszyscy byli w pracy, to sobie po powrocie popłakałam w spokoju.
Właśnie teraz czuję się beznadziejnie. Nie dość, że nie mam znajomych, chłopaka, mieszkam nadal z rodzicami (przez co czuję się gorsza od innych młodych osób), nie wiem co dalej z tym prawkiem począć, boję się powiedzieć w domu rodzicom, że mi nie wychodzi na jazdach, to jeszcze czasem mam takie dni, że chciałabym by mnie już nie było. Myślę, po co mama mnie urodziła, po co taka lebioda i kaleka życiowa dalej chodzi po tym świecie, a nawet nie chodzi po świecie... tylko drepcze po domu pogrążona w swoich obowiązkach jak typowa kura domowa - sprzątanie, gotowanie, gdy mama jest w pracy, itp. Nie umiem także żyć między ludźmi, każda praca kończyła się katastrofą. Czy może być jeszcze gorzej? Chciałabym, by była jakaś wojna czy cokolwiek, żeby skończyło się to moje koszmarne życie, z którym nie wiem co mam zrobić. Nie chcę mi się co dzień wstawać rano. Kiedyś siostra to zauważyła, że dłużej leżę w łóżku, gdy się obudzę, nie wstaje od razu. Powiedziałam tylko, że lubię tak polezeć. Prawda jednak jest taka, że gdy po przebudzeniu pomyślę, że kolejny dzień będzie taki "nie wiadomo po co", że życie przelatuje mi przez palce, to nie chce mi się dalej istnieć.
Wybaczcie za ten długi, żałosny tekst, żałosnej z resztą osoby. Chciałam tylko się wyżalić. Trochę lepiej jest wyrzucić z siebie to wszystko...
Nic mi w życiu nie wychodzi. Nic się nie wiedzie. Zawsze w życiu byłam bardzo spokojną i nieśmiałą osobą. Nauczyciele w szkole zauważali to. Mówili moim rodzicom że coś jest nie tak. Oni jednak zawsze w szkole załatwiali wszystkie sprawy za mnie, nie mogłam sama sobie radzić z wrednymi koleżankami, bo też nie potrafiłam, ale to naprawdę dużo by pisać. Może skupię się jednak na teraźniejszości.
Siedzę bez pracy w domu. Mam 24 lata. MIeszkam z rodzicami, bratem, siostra dopiero niedawno się wyprowadziła mając prawie 30 lat. Też nie radziła sobie dobrze w życiu, jak była praca to na krótki czas, potem znowu kilka miesięcy siedzenia w domu i tak w kółko. Czyli identycznie jak ja. Jeszcze w zeszłym roku myślałam, że coś się zmieni. Nie radziłam sobie w pracy z ludźmi, zrezygnowałam z niej, a siostra miała pracować do końca umowy, czyli do końca sierpnia i miałyśmy się razem wyprowadzić. Mieszkamy na wsi, ciężko się tu żyje, nie mamy tu znajomych bo tak nam się ułożyło niefajnie, postanowiłyśmy wtedy coś z tym zrobić i uznałyśmy, że w dużym mieście nam się lepiej powiedzie. Czekałam na ten dzień naszej wyprowadzki z utęsknieniem. Jednak wyszło zupełnie inaczej. Moja siostra znalazła sobie chłopaka z sąsiedniej miejscowości, zaszła w ciążę, obecnie ma już maleńkie dziecko. Ja zostałam z niczym. Żeby coś jednak u mnie się zmieniło, zapisałam się na prawo jazdy. Uznałam, że skoro się z nią nie wyprowadzę, a nie mam z kim, zrobię coś pożytecznego. W mojej miejscowości słabo jest z pracą, a ja, może ktoś powie, jestem wybredna, ale naprawdę nie chciałabym pracować w sklepie czy być kelnerką w którejś z knajpek z jednej z pobliskich wiosk. Nie widzę siebie w takich zawodach w ogóle. Strasznie by mnie to stresowało, a innej pracy już tutaj nie znajdę. Stąd też to prawo jazdy, pomyślałam że będę samodzielna, będę mogła jeździć dokąd chce, kiedy ze chce, znaleźć pracę trochę dalej od miejsca zamieszkania. Teraz wiem, że to robienie prawka to chyba nie jest dla mnie, jestem do tego jakoś nieprzystosowana, może brak predyspozycji do kierowania samochodem, czy podzielności uwagi? Nie wiem. Jednak przejeździłam już ponad połowę godzin, a nie ma żadnych widocznych postępów w nauce. Wręcz się nawet cofałam w "rozwoju" , bo zmiana biegów której się nauczyłam zaczęła mi nagle sprawiać problem i mój instruktor powiedział, że nie możliwe jest podczas tylu godzin jazd mieć nadal z tym problem. Ponadto powiedział też, że nie będzie ze mnie kierowcy. Załamałam się i szczęście, że nie było nikogo w domu bo wszyscy byli w pracy, to sobie po powrocie popłakałam w spokoju.
Właśnie teraz czuję się beznadziejnie. Nie dość, że nie mam znajomych, chłopaka, mieszkam nadal z rodzicami (przez co czuję się gorsza od innych młodych osób), nie wiem co dalej z tym prawkiem począć, boję się powiedzieć w domu rodzicom, że mi nie wychodzi na jazdach, to jeszcze czasem mam takie dni, że chciałabym by mnie już nie było. Myślę, po co mama mnie urodziła, po co taka lebioda i kaleka życiowa dalej chodzi po tym świecie, a nawet nie chodzi po świecie... tylko drepcze po domu pogrążona w swoich obowiązkach jak typowa kura domowa - sprzątanie, gotowanie, gdy mama jest w pracy, itp. Nie umiem także żyć między ludźmi, każda praca kończyła się katastrofą. Czy może być jeszcze gorzej? Chciałabym, by była jakaś wojna czy cokolwiek, żeby skończyło się to moje koszmarne życie, z którym nie wiem co mam zrobić. Nie chcę mi się co dzień wstawać rano. Kiedyś siostra to zauważyła, że dłużej leżę w łóżku, gdy się obudzę, nie wstaje od razu. Powiedziałam tylko, że lubię tak polezeć. Prawda jednak jest taka, że gdy po przebudzeniu pomyślę, że kolejny dzień będzie taki "nie wiadomo po co", że życie przelatuje mi przez palce, to nie chce mi się dalej istnieć.
Wybaczcie za ten długi, żałosny tekst, żałosnej z resztą osoby. Chciałam tylko się wyżalić. Trochę lepiej jest wyrzucić z siebie to wszystko...